Straszny rok 2014. Olga Tokarczuk o szwedzkim bogactwie

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kultura

Nasza świeżo upieczona noblistka korzysta z każdej okazji, by przybliżać swój obraz świata innym ludziom.

 

Oto w wywiadzie udzielonym polskojęzycznej rozgłośni RMF FM chwali szwedzki eksperyment multikulturalny.

Spotykamy się w bibliotece w imigranckiej dzielnicy Sztokholmu. Tutaj odbyło się spotkanie z dziećmi, które są włączane do tej społeczności. Jak się pani podobało to spotkanie, jakie obrazy zostaną pani po nim w głowie?

Było cudownie, bardzo się wzruszyłam. I naprawdę, patrząc na te dzieci - kolorowe, w różnych ubraniach, witające mnie w różnych swoich językach - pomyślałam, jakie to bogactwo sobie Szwecja przygarnęła wraz z imigrantami. Jaki to jest potencjał różnych sposobów myślenia, wrażliwości, puli genetycznej. I podziwiam też, że jest taka biblioteka, w której te dzieci mają dostęp do książek, że się je uczy, że się z nimi obcuje, że się coś robi. Zawsze w takich momentach jest mi po prostu wstyd za ten straszny 2014 rok, kiedy Polska nie przyjęła imigrantów. Nigdy nie potrafię tego zrozumieć.

]]>https://www.rmf24.pl/fakty/news-olga-tokarczuk-w-rmf-fm-jest-mi-wstyd-za-ten-straszny-2014-r,nId,3399235#utm_source=paste&utm_medium=paste&utm_campaign=firefox]]>

Zastanawiam się, skąd u licha pani Tokarczuk wytrzasnęła tezę o „różnych sposobach myślenia”?

Przecież lwia część nowych emigrantów (ojców i matek tych „kolorowych” dzieci, budzących zachwyt pani noblistki) wyznaje islam.

A to rodzi określone konsekwencje.

Profesor dr hab. Marek Dziekan (r. 1965) jest kierownikiem Katedry Bliskiego Wschodu i Północnej Afryki Uniwersytetu Łódzkiego, pracownikiem Katedry Arabistyki i Islamistyki Uniwersytetu Warszawskiego i Pracowni Języka i Kultury Arabskiej Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu oraz Przewodniczącym Rady Programowej Międzywydziałowych Indywidualnych Studiów Humanistycznych na Uniwersytecie Łódzkim. W swoim dorobku ma wiele prac naukowych, popularnonaukowych i przekładów poświęconych przede wszystkim historii cywilizacji arabsko-muzułmańskiej, islamem klasycznym i współczesnym.

Wraz z prof. Januszem Daneckim był ekspertem wielu mediów podczas wojny w Iraku.

[za: wikipedia]

Na łamach Liberte! pisał jeszcze w kwietniu 2011 roku:

Czy wszyscy myślimy tak samo? Czy dla wszystkich kultur nasze jakości i kategorie są tym samym co dla nas, świata zachodniego? Często, zazwyczaj pewnie nieświadomie, pozostajemy w zaklętym kręgu naszych pojęć. Wyrazem tego zjawiska jest choćby tytuł niniejszego szkicu, który pewnie nikogo z Czytelników nie zdziwił, a który świadczy o przejmowaniu pewnych kalek myślowych nieświadomie, żeby nie powiedzieć, że czasem bezmyślnie. Przeciwstawione otóż tu zostały pojęcia wywodzące się z całkiem odmiennych podziałów – z jednej strony mamy podział wyznaniowy (myślenie muzułmańskie – a zatem z założenia nacechowane religijnie) – z drugiej zaś mamy „Zachód” – element geograficzno-kulturowego podziału świata.

(…)

Korzenie tego problemu, którego nie zauważamy, ale który stanowi w rzeczywistości sedno wielu nieporozumień i konfliktów ostatnich dziesięcioleci tkwi w odmienności kultury muzułmańskiej, dla której punktem wyjścia i punktem dojścia jest Koran i religia (na islamie się tu koncentruję, ale w większym lub mniejszym stopniu odnosi się to także do innych, dalekich nam cywilizacji). Koran i tradycja Proroka Muhammada, zwana sunną ukształtowały muzułmańskie myślenie o świecie i po dziś dzień nim kierują. Z moich doświadczeń i obserwacji wynika, że dotyczy to nawet tych ludzi, których określilibyśmy jedynie jako „muzułmanów kulturowych”, a zatem takich, którzy wywodząc się ze świata islamu ulegli już silnie westernizacji i sekularyzacji.

Jednym ze specyficznych następstw owego „myślenia Koranem” jest typowy dla islamu brak podziału na sferę sacrum i profanum. Nie chodzi przy tym tak do końca o to, że wszystko w islamie jest „święte” – jest po prostu takie, jakie jest, z uwzględnieniem faktu, że muzułmanie nie oddają „tego, co boskie, Bogu, a co cesarskie, cesarzowi”. Przewrotnie można natomiast powiedzieć, że realizują inne słowa Jezusa: „Bądź wola twoja, jako w niebie, tak i na Ziemi”, na co zwraca uwagę wybitny muzułmański teolog Hossein Seyyed Nasr. Stąd także problemy z „rozdziałem polityki od religii” – islam nigdy nie był apolityczny, ponieważ jego kształtowanie się związane było z powstawaniem państwa arabsko-muzułmańskiego, a wzorem władcy na zawsze pozostanie Prorok, człowiek religii z jednej strony, z drugiej zaś polityk. Warto może dodać, że właściwie żaden odłam islamu nie powstał w wyniku dysput teologicznych – zawsze chodziło o koncepcję władzy, a nie choćby naturę Boga.

(…)

]]>https://liberte.pl/muzulmanskie-myslenie-a-zachod/]]>

 

Olga Tokarczuk, niestety nie ona jedna, traktuje tymczasem nowych emigrantów tak, jakby do Zduńskiej Woli przyjechali ludzie spod Wolbromia. No, może z Kielc.

Ot, tacy sami, podzielają podobny system wartości, można i nawet trzeba z nimi rozmawiać.

A jeszcze rozkręcą koniunkturę, pomogą rozhulać miejscowy przemysł i usługi. Oraz wniosą co nieco w prokreację miejscowych.

 

Wydaje się pewnym, że dokładnie tak samo rozumowała eurolewica, widząca na dodatek w islamie przeciwwagę dla Kościoła, w perspektywie zaś osłabienie i marginalizację obu wyznań.

Sięgnijmy zatem do również pochodzącego sprzed kilku lat tekstu:

 

Poprzednie słynne wojny, takie jak te w Wietnamie czy w Afganistanie, dotyczyły narodu lub grup zamieszkujących jakiś konkretny teren. Także rozpad Jugosławii i seria następujących po tym fakcie konfliktów także miała charakter lokalny. Było to już jednak typowe zderzenie cywilizacji wieszczone przez Samuela Huntingtona, ponieważ główną osią podziałów była tożsamość i religia. Państwo to zostało stworzone sztucznie poprzez zlepienie kilku narodów i aż trzech cywilizacji – katolickiej, prawosławnej i muzułmańskiej.

Powinien być to dla nas jasny dowód na to, że mieszanie obcych sobie kultur prędzej czy później i tak prowadzi do konfliktów. Jedność udawało się utrzymać tylko tak długo, dopóty socjalistyczne rządy twardej ręki ograniczały znaczenie religii i tożsamości narodowych. Tymczasem w Europie Zachodniej dominuje zupełnie przeciwne podejście – afirmacja różnic kulturowych, zwana w Niemczech wymownym multikulti. Wygląda na to, że lekcja z wojny na Bałkanach nie została wyciągnięta. A o fiasku polityki integracji przez afirmację kulturowych różnic świadczy dobitnie badanie wykazujące, że im większa tolerancja dla imigrantów, tym większa radykalizacja islamistów. Najwidoczniej działa tu zasada, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, co potwierdzają coraz liczniejsze przypadki m.in. z Danii, Anglii czy Francji.


Paradoks? Wcale nie. Lewicowi politycy nie rozumieją po prostu fenomenu różnic kulturowych, które tak zachwalają. Społeczności Bliskiego Wschodu i Maghrebu nie mają szans oderwać się od swoich korzeni, jeśli nie zostaną to tego zmuszone. Tymczasem multikulti stara się te korzenie pielęgnować, nie zauważając, że szpagat między liberalną kulturą europejską a konserwatywną islamską nie jest możliwy.

]]>http://3dno.pl/islamska-jesien/]]>

Obserwując publikacje, poświęcone tzw. emigrantom widać wyraźnie, że teksty podobne wyżej cytowanym po 2015 r. nagle zaczęły zanikać.

Na szczęście istnieje jeszcze wydawany przez Stowarzyszenie Europa Przyszłości portal euroislam.

1 grudnia 2019 r. w tekście „Malmö jak Bagdad”. O czym woleliśmy nie słyszeć czytamy:

 

„Czasami wydaje się, że Malmö ma więcej wspólnego z Bagdadem, niż z innymi europejskimi miastami”. Czy może coś takiego powiedział jakiś polityk PiS? Może Euroislam znowu coś wymyślił?

Otóż czytelnicy przekonani, że to kolejna porcja antyimigranckiej i „islamofobicznej” propagandy, będą zawiedzeni.

Te słowa padły w artykule na stronach niemieckiego Deutsche Welle. Magazyn nie tylko wylicza 29 zamachów bombowych w tym roku i 50 strzelanin w mieście liczącym niewiele ponad 300 tysięcy mieszkańców (coś między Lublinem a Białymstokiem). Zwraca też uwagę na to, że jest to najbardziej zróżnicowane szwedzkie miasto, a jedna trzecia jego populacji urodzona jest za granicą.

To nie jedyne porównania, jakie padają w tekście. Mieszkaniec Malmö, który przywykł już do codziennej przemocy, opisuje swoją wyprawę do Meksyku, gdzie ludzie sterroryzowani przez narkotykowe kartele też dają radę jakoś żyć. W Malmö na przykład zmieniają wystrój mieszkań, bo jeśli bomba wybuchnie gdzieś w pobliżu, trzeba zadbać, żeby dzieci nie zostały poranione jakimiś odpryskami.

(…)

]]>https://euroislam.pl/malmo-jak-bagdad-o-czym-wolelismy-nie-slyszec/]]>

 

Olga Tokarczuk jest pisarką. Nie nasza to rzecz dokonywać oceny jej twórczości. Pamiętamy przecież, że ongiś Polak-patriota brzydził się nawet spojrzeć w stronę jakiejkolwiek książki Dostojewskiego ze względu na jego zoologiczny antypolonizm.

Po kilkudziesięciu latach zapomnieliśmy o jego poglądach, a taki np. Raskolnikow wszedł na stałe do kultury światowej.

Dlatego poglądy Olgi Tokarczuk są jej prywatną sprawą.

Natomiast ktoś je upublicznia i na nowo próbuje wtłoczyć nam do głowy fałszywe poczucie winy.

 

Mechanizm wyparcia ze świadomości tego, co się naprawdę dzieje, to największe przestępstwo, jakie rządząca w Europie lewica wyrządziła społeczeństwom.

Niestety, nic nie wskazuje, by z tego tytułu doznała nawet chwili refleksji.

A jeśli nawet się pojawia, to zaraz jest tłamszona przez politykę wyborczą.

Jeśli bowiem chcemy naprawdę pomóc Afryce musimy odbudować w pierwszej kolejności powiązania gospodarcze… znane jeszcze w okresie kolonialnym.

Afryka bowiem przez dziesiątki lat dostarczała do Europy płody rolne.

Tymczasem wystarczy wejść do pierwszego z brzegu Lidla by przekonać się, jak mało jest produktów afrykańskich w ofercie sklepu. Są za to z innych regionów.

Ostatnio kupiłem tam nawet najdroższy owoc w ofercie. Prawie 40,- zł za kilogram.

Ten specjał to… zielony groszek, przywieziony prosto z Peru.

O dziwo, schodzi. Schodzą także różne egzotyczne owoce rodem z Azji, chociaż najczęściej hodowane przemysłowo na południu Europy (Hiszpania, Portugalia).

Są relatywnie tanie, bo przecież UE dotuje rolnictwo tak, że wystarczy mieć kawał pola, by żyć na dość dobrym poziomie.

Zmniejszmy zatem dopłaty do rolnictwa w Niemczech, Francji, Hiszpanii, Włoszech… Tak do poziomu naszych rolników.

Uwolnione środki zaś niech wspomogą rolnictwo w Afryce. Przy okazji ciut wyższe ceny unijnych produktów rolnych wpłyną na wzrost konkurencyjności tamtejszych produktów.

Praca w Afryce to ograniczenie strumienia emigrantów.

To w przyszłości powinno umożliwić wzrost gospodarczy tej części świata.

A to oznacza pomoc na pokolenia.

 

Dla eurolewicy oznacza to jednak utratę wielu wyborców, zainteresowanych dopłatami, z których żyją.

Co więcej, luminarze eurolewicy przez lata dorobili się całkiem sporych latyfundiów tak, że sami stanowią głównych beneficjentów systemu dopłat.

Dlatego nic się nie zmieni, choć przedstawione wyżej rozwiązanie jest w tej chwili jedyną drogą ocalenia Cywilizacji.

 

A poza tym jest jeszcze jeden powód, co najmniej ważny tak samo, jak ekonomiczno-wyborczy przedstawiony wyżej.

Rządząca eurolewica jest wewnętrznie przekonana o doskonałości stworzonego systemu. Wg niej „dialog” z islamem będzie po prostu procesem przekonywania uchodźców do przyjęcia lewicowych wartości za własne.

Soros i inni najwyraźniej są zdania, że wpuszczając do Europy miliony obcych z dnia na dzień uczynią z nich ateistów. Wystarczy dać im wypasioną komórę, dżinsy, zapewnić dach nad głową, naukę języka i…

Ale nawet w tych wypasionych komórach zbyt wielu emigrantów jako dzwonek ustawia sobie nawoływanie muezzina…

 

Ta projekcja, to przypisanie uchodźcom własnego materializmu coraz wyraźniej zaczyna się mścić.

Ale zamiast zrozumieć błąd eurolewica brnie dalej.

Zamiast koniecznych reform i to od zaraz prounijne media karmią nas pełnymi tęsknoty za lewackim rajem słowami Olgi Tokarczuk oraz propagandowymi filmikami w rodzaju Niech toną Wojciecha Bojanowskiego (TVN).

Tak właśnie kształtuje się nowe społeczeństwo. I jeśli nawet gros osób po cichu się oburza, to na zewnątrz uśmiechamy się i klaszczemy w dłonie zupełnie tak, jakbyśmy razem z noblistką tęsknili za szwedzkim emigranckim skarbem.

 

14 lat temu Oriana Fallaci pisała o takiej postawie:

Nazbyt wielu jest tych, którzy milczą. Którzy myślą tak samo jak ja, ale boją się mówić to, co mówię ja. Którzy dla własnej korzyści albo z tchórzostwa udają Greka, udają, że nie widzą tego, co dostrzegam ja. Tak, że ich milczenie jest tym samym milczeniem, ich strach tym samym strachem, ich przebiegłość tą samą przebiegłością, z jakimi w latach dwudziestych, a potem w latach trzydziestych dwudziestego wieku ich dziadkowie powitali faszyzm, narodowy socjalizm i bolszewizm.

 

Pamiętajcie o tym.

 

11/12. 12 2019

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.6 (3 głosy)

Komentarze

Vote up!
1
Vote down!
0
#1611514