Siedźmy cicho, bo inaczej Niemcy i Francja oddadzą nas Putinowi

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Generalnie wydaje nam się, że obowiązuje podział dychotomiczny. Oto przeważająca część Polaków jest za pomocą walczącej Ukrainie bez względu na dzielące nas różnice polityczne, zaś garść zwących się na wyrost „narodowcami” itp. jest tej pomocy przeciwna, robiąc w istocie za tzw. ruskie onuce czy też bardziej bezpośrednio – za putinowskie podpaski.

Niestety. Jak to zwykle w życiu bywa taki podział istnieje tylko teoretycznie. Przyjrzyjmy się bliżej wypowiedzi aktualnie najbardziej rozpoznawanego (poza b. prezydentem, rzecz jasna) współpracownika Instytutu Bronisława Komorowskiego, mgr Antoniego Podolskiego (wszelka zbieżność nazwiska ze znanym piłkarzem Górnika Zabrze wydaje się wyjątkowo mocno przypadkowa). Oto w Gazecie Wyborczej opublikował prawie esej, noszący e-tytuł:

Polityka bezproduktywnych połajanek, czyli jak Polska promuje Ukrainę w Unii Europejskiej,

z kolei w wersji papierowej ciut inaczej, za to bardziej zrozumiale:

Pozorna pomoc Warszawy dla Kijowa.

Pan mgr historii, na początku III RP oficer UOP-u, obecnie zaś członek Rady Programowej wspomnianego Instytutu obok takich luminarzy myśli jak Tomasz Nałęcz czy Stanisław Koziej sprawę od początku stawia na właściwe tory.

Polscy politycy uznali, iż ich misją dziejową – ale i najskuteczniejszym sposobem wspierania Ukrainy – jest ciągłe wypominanie europejskim politykom ich rzekomej naiwności i koniunkturalizmu w relacjach z reżimem Putina, tak by poprzez wywołanie poczucia winy wymusić na nich pomoc militarną dla Kijowa i szybkie przyjęcie do UE.

Sukces tej polityki wcale nie jest oczywisty i co najmniej równie prawdopodobne jest, iż nie tyle Ukraina przesunie się politycznie na Zachód, ile Polska na Wschód – powolnie wychodząc, najpierw mentalnie, potem politycznie, a w końcu faktycznie z Unii Europejskiej.

Jak przystało na fachowego doradcę z niezależnego Instytutu Podolski wspomina o zagrożeniu wojennym:

Dla większości polskich polityków wymarzonym stanem wydaje się jak najostrzejsza, nawet zbrojna konfrontacja Zachodu z Putinem, czemu towarzyszy wspomniane na wstępie być może użyteczne PR-owo w Polsce, acz bezproduktywne politycznie w Europie piętnowanie rzekomej naiwności, słabości czy wręcz uległości Niemiec czy Francji wobec Rosji, wyrażającej się kolejnymi próbami mediacji w celu zawarcia rozejmu lub pokoju, nawet kosztem strat terytorialnych Ukrainy.

Rzeczywiście, przywódcy europejscy nie kryją, że chcieliby jak najszybciej przerwać rozlew krwi i w tym celu właśnie rozmawiają nadal z Putinem. Z kolei Brytyjczycy, a zwłaszcza Amerykanie już nie ukrywają, że celem tej wojny powinno być militarne pokonanie Rosji, a przynajmniej takie jej osłabienie, by nie była zdolna już kiedykolwiek kogokolwiek zaatakować… Dobitnie wyraził to ostatnio szef Pentagonu i taki pogląd jest podzielany w Polsce.

Podobnie jest, jeśli chodzi o różnice w poparciu społecznym w Polsce i reszcie Europy dla dostaw broni, a już zwłaszcza aktywnego zaangażowania militarnego w tę wojnę.

Polskie ataki medialne na europejskie elity polityczne (zwłaszcza niemieckie i francuskie) i szantaż moralny raczej nie skłonią elit politycznych „starej" Europy do radykalnej zmiany poglądów i nie zmuszą do zaangażowania się – wbrew nastrojom tamtejszych społeczeństw – w aktywne wsparcie militarne dla walczącej Ukrainy, a zwłaszcza do szybkiego, poza procedurami, przyjęcia do Unii.

Mogą wręcz wywrzeć odwrotny efekt – unijne elity i społeczeństwa mogą zacząć zastanawiać się, czy mimo współczucia dla ukraińskich ofiar taki promotor, jak Polska, najlepiej świadczy o promowanym.

Jak widać sprawa w ujęciu członka Rady Programowej Instytutu bardzo byłego już Prezydenta jest prosta „do bulu”.

Otóż Polska, a jak dowiemy się za chwilę, również wrogowie twardego jądra Unii, szczują Ukrainę. Gdyby ta jednak posłuchała życzliwych jej polityków niemieckich czy francuskich już dawno panowałby w tamtym rejonie pokój. Co prawda granice nieco zmieniłyby przebieg i Ukraina nie miałaby już dostępu do morza, ale przecież pokój byłby zachowany.

Nie należy także się łudzić, że wojna w Ukrainie cokolwiek zmieniła. Zdaniem Podolskiego oczywiście, stara Europa gotowa jest na oddanie Rosji ziem podbitych ongiś przez Stalina.

Mgr historii, aktualnie trudniący się doradztwem, pisze wszak:

Polski i ukraiński przekaz o nieuchronności starcia z Rosją i jej planach ekspansji militarnej aż do brzegów Atlantyku i Morza Śródziemnego również nie jest podzielany przez większość Europejczyków na Zachód od Odry… A jeżeli nawet Rosja budzi obawy, to wielu wydają się one do zażegnania poprzez właśnie „wycofanie się" Europy z niebezpiecznego Wschodu i pozostawienie go Rosji. Rekordowe, prawie 42 proc. poparcie w wyborach prezydenckich dla prorosyjskiej Marie Le Pen jest tego przykładem.

Podobne ograniczenia psychologii społecznej musi brać pod uwagę kanclerz Niemiec, czego przykładem był ostatni list otwarty intelektualistów i ludzi kultury wzywający do niedostarczania broni walczącej Ukrainie, gdyż może to niepotrzebnie przedłużyć i tak w przekonaniu autorów przegraną wojnę, a nawet wywołać nuklearny konflikt światowy.

Co prawda to nie Le Pen handlowała z Putinem na potęgę, ale Francja pod przywództwem Macrona, ale w retoryce Podolskiego – doradcy takie fakty są pomijane. Burzą one bowiem pieczołowicie budowany obrazek.

To jednak nie koniec prorosyjskiego tekstu doradcy pana Komorowskiego.

Otóż polską racją stanu jest co najmniej ograniczenie pomocy Ukrainie, jeśli nie zakończenie jej w ogóle. Podolski pisze:

Symptomatyczny był także niedawny artykuł w madryckim „La Razon" dywagujący, czy jeśli jakieś państwo członkowskie zaangażuje się bardziej niż reszta Paktu w militarne wsparcie Ukrainy i w odwecie zostanie zaatakowane przez Rosję, to czy reszta państw Sojuszu będzie nadal zobowiązana do sojuszniczego wsparcia w ramach artykułu 5? Zdaniem hiszpańskiej gazety i jej ekspertów nie… W artykule bezpośrednio wskazuje się na Polskę jako kraj gotowy bardziej niż reszta UE i NATO walczyć za Ukrainę…

Czy tak właśnie wyglądałaby polska polityka, gdyby w wyborach 2019 roku PiS został zepchnięty do roli opozycji, i otoczony „kordonem sanitarnym” przez pozostałe lewicowe partie?

Czy taki byłby dzisiejszy kurs III RP, gdyby Trzaskowski wygrał wybory prezydenckie w 2020 roku? Wszak mało brakowało…

Dzisiaj, kiedy wyraźnie widzimy, że obrona przed agresją może być zapewniona wyłącznie dzięki własnej armii, posiadającej potencjał odstraszający potencjalnego napastnika, Podolski lansuje tezę wyśmiewaną przez komunistów zaraz po zajęciu Polski.

Klęska wrześniowa miała być bowiem spowodowana istnieniem sojuszy przy jednoczesnym zaniedbaniu własnej armii.

Mgr historii pisze:

W ostatecznym rozrachunku przyszłość Polski nie zależy tylko od polskiej siły militarnej czy mniej lub bardziej egzotycznych sojuszy militarnych ani od liczby wojsk amerykańskich czy brytyjskich nad Wisłą, lecz przede wszystkim od głębokości i trwałości osadzenia w twardym jądrze europejskiej integracji politycznej i gospodarczej. Zależy też nie od kolejnych zakupów amerykańskich samolotów czy czołgów, ale od zahamowania pełzającego polexitu i w efekcie od przyjęcia na przykład europejskiej waluty, co notabene stało się tematem tabu w polskiej debacie publicznej.

Autorytarna i wyrzucona na margines europejskiej integracji Polska na pewno nie obroni ukraińskiej demokracji i nie wypromuje ukraińskiego członkostwa w UE.

Ot, dylemat… Ciut wyżej Podolski pisał, że Ukraina nie zostanie przyjęta do Unii w jakimś szybkim trybie, co wynikać ma ze stanowiska starej Unii, na koniec zaś obwinia o to Polskę.

Trudno się jednak dziwić. Wszak jeden z bliskich Komorowskiemu byłych prezydentów III RP określił podobnie swoje stanowisko:

Jestem ZA, a nawet PRZECIW.

Jak bardzo Podolski reprezentuje prorosyjski punkt widzenia?

Przez chwilę daliśmy sobie wmówić, że oto znowu cała Polska zaczęła mówić jednym głosem, zjednoczona wobec kacapskiego najeźdźcy zupełnie tak, jak w 1920 roku.

Jedynie pseudoprawicowi foliarze polityczni, JKM i Braun optują mniej lub bardziej wyraźnie za Putinem.

Podolski wskazuje jednak, że putinowcy jedynie przycichli. Są może i mniej widoczni, ale tylko dlatego, że muszą.

Opinia społeczna jest bowiem ZA Ukrainą.

Nie dziwi również sam Podolski. Pamiętamy wszak, że jeszcze w 2014 roku NIK raportował, że opóźnienia w budowie Gazoportu w Świnoujściu mogą doprowadzić do utraty unijnych dofinansowań. Prócz opóźnień legislacyjnych, obciążających bezpośrednio rządy Tuska, obwiniana za opóźnienia była również „niezgodna z harmonogramem realizacja zadań inwestycyjnych przez spółki Gaz-System oraz PLNG”.

Akurat w tej ostatniej wiceprezesem był wówczas Antoni Krzysztof Podolski (KRS: 0000345690, odpis pełny).

Teraz pan Podolski każe Polsce siedzieć cicho i nadal pozostawać w cieniu Niemiec i macronowskiej Francji.

Nie wychylać się i patrzeć spokojnie, jak kacapski najeźdźca powoli odtwarza Związek Sowiecki.

Bo jeśli nie, to Paryż z Berlinem oddadzą nas Putasowi.

 

(cytaty: ]]>https://wyborcza.pl/7,75968,28389179,polityka-bezproduktywnych-polajanek-czyli-jak-polska-promuje.html ]]>)

 

1.05 2022

 

Ps. I jeszcze jedno. Pamiętamy zapewne odjechane bajdy Brauna o Anglikach, którzy są odpowiedzialni za Iwana IV Groźnego, rozbiory Polski a nawet Wołyń’43. Podolski wali podobnie:

Warto także pamiętać, iż członkostwo Ukrainy – a także niestety i Polski – w Unii nie leży w interesie politycznym najaktywniejszego (obok Polski) jej sojusznika w Europie – postbrexitowej Wielkiej Brytanii. Zresztą jeszcze przed wybuchem konfliktu Londyn starał się wciągnąć Polskę w swoją inicjatywę „Trójkąta Lubelskiego", nowego sojuszu wojskowego Wielkiej Brytanii, Polski i Ukrainy – oczywiście poza ramami NATO i Unii Europejskiej, a więc w sumie dość dziwacznej, acz niebezpiecznej konstrukcji polityczno-militarnej, która w dalszej perspektywie wypycha Polskę jeszcze bardziej z kręgu integracji europejskiej i przesuwa strategicznie na Wschód.

(op. cit.)

 

fot. ponoć Chińczycy przyszłość Rosji widzą ciut inaczej, niż Putin i Podolski (facebook).

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.7 (6 głosów)

Komentarze

       Pani Kopacz kiedyś wypowiedziała się, że w razie wojny schowałaby się w łazience. To przerażające, że te słowa wypowiadała będąc wówczas premierem Polski.

Vote up!
3
Vote down!
0

ronin

#1643992

Gdyby nie USA i polityka Zjednoczonej Prawicy w Polsce dzisiaj mieli byśmy rosyjskie dywizje w Warszawie, a UE miał by to w nosie.

Vote up!
4
Vote down!
0
#1644030