Sądy. O potrzebie precedensu

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Starsi prawnicy pamiętają czasy, gdy wyroki Sądu Najwyższego stanowiły swoisty precedens. Były bowiem traktowane jako źródło prawa. Wyrok naruszający to, co ustaliła najwyższa instancja był uchylany bez żadnych ceregieli.

Po 1989 roku uznano to jednak za niedopuszczalną ingerencję w niezawisłość sędziowską. Wyroki SN zaczęły obowiązywać tylko w danej sprawie.

Co prawda strona mogła się powoływać na takie orzeczenie, ale już sędzia nie był nim związany. A zatem mógł nie podzielić poglądu wyrażonego przez SN w innej, często nawet bliźniaczo podobnej sprawie.

Na początku lat 1990-tych dochodziło do gorszących wręcz scen. Sam słyszałem, jak przewodniczący po wydaniu wyroku zwrócił się do stron i rzekł: - niech się państwo odwołają. Jest dużo podobnych spraw i sędziowie nie wiedzą, jak orzekać!

Było to stosunkowo nie tak dawno, bo w 1994 roku.

Jak się wydaje potem już nie było aż takich ceregieli. Przysłowiowy asfalt wg jednego sędziego mógł być biały, wg drugiego różowy, trzeci zaś twierdził, iż naprawdę jest zielonkawy, aczkolwiek osobiście widzi go bardziej brunatnie.

I wszystko było OK, gdyż mieściło się w ramach tzw. swobodnej oceny dowodów.

Tymczasem pół cywilizowanego świata uważa inaczej. Jeśli sąd brytyjski dajmy na to w Glastonbury orzeknie, że asfalt jest szary, żaden inny już nie będzie orzekał co do koloru inaczej. Choćby nawet w samym Londynie.

Podobnie w USA i krajach wchodzących ongiś w skład Korony Brytyjskiej.

Wbrew pozorom takie precedensowe prawo daje nam o wiele większą pewność prawa niż to, co mamy na kontynencie.

A już w wydaniu polskim powoli zaczyna sięgać absurdu (o ile już dano nie sięgnęło).

Oto najnowszy przykład. Tzw. kredyty frankowe. Powszechnie uważane za bankowy deal, nie mający zbyt wiele wspólnego z elementarną uczciwością.

Zaroiło się od kancelarii oferujących pomoc, pewne wygrane itp. Co prawda w kilku znanych mi przypadkach by znaleźć oparcie prawne trzeba na początek wpłacić jedynie… 20 tys. zl. A potem jeszcze pokryć koszt wpisu, wizyt adwokata na sali sądowej. Nie mówiąc już o pewnym procencie z ewentualnej wygranej.

Jak wiadomo dobra reklama jest dźwignią handlu. Nagłośniono kilka wygranych spraw, wszyscy więc zgadzamy się, że to była granda i…

I system okazał się po prostu niewydolny.

Jak czytamy na polskojęzycznym Onecie (w ślad za Rzepą):

Za chwilę na pierwszą rozprawę trzeba będzie czekać sześć–siedem lat – ostrzega sędzia Piotr Bednarczyk, wiceszef XXVIII Wydziału Cywilnego SO w Warszawie w rozmowie z "Rzeczpospolitą".

"Na dzisiaj mamy zarejestrowanych niemal 31 tys. spraw. W tym roku zakończyliśmy ich ok. 3 tys., z czego połowę wyrokami. Przy bardzo dużym nakładzie pracy sędzia może skończyć 200 spraw rocznie, a przy 21 sędziach (tylu liczy wydział) łatwo policzyć: już dziś mamy pracę na sześć–siedem lat. Oznacza to, że za chwilę tyle trzeba będzie czekać na pierwszą rozprawę" — powiedział sędzia Piotr Bednarczyk w rozmowie z "Rz".

Jak przypomniał, wydział miał odciążyć pozostałe wydziały SO w Warszawie, z drugiej strony – dzięki specjalizacji – sprawy te miały przyspieszyć. Ocenił, że pierwsza część zamysłu udała się, z drugą jest nadal problem.

W jego ocenie, jeżeli sprawny sędzia – licząc optymistycznie – potrzebuje sześć godzin na sprawę, to tysiąc spraw zajmie mu cztery–pięć lat. A tymczasem sędziowie mają na swym biurku nawet 1500 spraw i nadal ich przybywa.

"O masowych ugodach nadal nie słychać. Patrząc na liczbę spraw – zwłaszcza tych, które dopiero wpłyną – najlepszym rozwiązaniem byłaby ustawa rozwiązująca problem. Wiem jednak, że obecna sytuacja ekonomiczna, zwłaszcza kurs franka, nie zachęcają do takiego rozważania. Procedura cywilna nie ułatwia zaś szybkiego kończenia takich spraw" — powiedział.

]]>https://businessinsider.com.pl/twoje-pieniadze/pozwy-frankowe-na-pierwsza-rozprawe-trzeba-bedzie-czekac-6-7-lat/crzm4ss]]>

Na razie przed oblicze Temidy napłynął co piąty kredyt. Należy więc spodziewać się wpływu kolejnych, co może wydłużyć termin oczekiwania na pierwszą sprawę ponad 10 lat.

W tym czasie kredytobiorcy będą nadal spłacać rosnące wg bankowych kursów kredyty.

I to przy założeniu, że sprawami frankowiczów zajmą się wyłącznie sprawni sędziowie.

Mam powody, by wątpić w czas podawany przez sędziego Bednarczyka. Mój znajomy nie brał kredytu ani we frankach ani też w jakiejkolwiek innej walucie, ale zwyczajnie posiadał konto w pewnym poważnym banku z udziałem kapitału niderlandzkiego.

Ponad dwa lata temu ktoś włamał się do banku i je wyczyścił. Oczywiście bank odmówił jakiegokolwiek odszkodowania zwalając winę na klienta. I to pomimo tego, że w dniu tym wyczyszczono konta jeszcze 200 innym osobom, logując się z terenu Rosji i Ukrainy (w odpowiedzi na reklamację bank wskazał IP).

W sprawę był już zaangażowany Rzecznik Finansowy (jego opinia – bank powinien oddać!), biegli z zakresu telekomunikacji, 6 świadków… Końca nie widać; co prawda były dopiero trzy sprawy, ale każda z nich trwała ponad dwie godziny.

Biegły z zakresu telekomunikacji tworzy opinię od marca. I chodzi raptem o pojedynczą wypłatę – znajomemu skradziono jedynie 6.000,- PLN (sześć tysięcy złotych).

Zatem nie sześć godzin, ale przynajmniej trzykroć więcej. Do tego biegli, potem ewentualnie kolejni, jeśli któraś ze stron skutecznie podważy ich ustalenia.

Sądy będą dochodzić do różnych wniosków, pojawią się apelacje…

Kolejny korek zatem na szczeblu apelacyjnym zwiększyć może opóźnienie o kolejną dekadę.

A jeśli SA uzna, że w pierwszej instancji popełniono błędy, których nie da się usunąć w postępowaniu odwoławczym i uchyli wyrok kierując sprawę do ponownego rozpoznania spokojnie możemy liczyć nawet na trzy dekady procesu.

Natomiast w przypadku prawa precedensowego wystarczyłby pierwszy wyrok. W kolejnych postępowaniach strona musiałaby udowodnić, że dochodzi roszczenia opartego o podobny stan faktyczny.

A to można by było załatwić na jednej rozprawie.

Takie jednak rozwiązanie polskiego prawa spowoduje protesty środowisk prawniczych. Sędziów, którzy będą widzieli zamach na swoją niezależność (wg Konstytucji są wszak podlegli jedynie ustawom), adwokatów (przecież do wygrania sprawy wystarczyłby tylko program typu LEX i umiejętność szukania), radców prawnych (z powodów jak wyżej).

Tak więc kredytobiorcy mają w perspektywie procesy trwające dłużej niż okres.. kredytowania.

I tylko banki mogą spać spokojnie.

 

17.08 2022

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (9 głosów)

Komentarze

Dobrze jest jak jest. Pomyśl tylko, każdy jakiś tam p. Frankowicz jest "niezabogaty", a bank to i owszem. I teraz wyobraź sobie, że jest pierwsza, precedensowa rozprawa i bank da w łapę sędziemu 1 milion franków. Sąd apelacyjny się nie dopatrzy rażącego naruszenia prawa i procedury, a do najwyższego nie dojdzie, bo jakimś cudem się nie zakwalifikuje na przedsądzie. I co? dla p.Frankowicza kłopot (jakoś przeboleje), ale dla banków ... , a dla sędziów! Już lepiej nie wywołuj wilka z lasu. A swoją drogą, to zamiast na adwokaturę, nie lepiej było iść na sędziowanie, byłbyś teraz poprawny i "niezależny" a nie Niepoprawny i awanturny (chciałem napisać : bidny, ale nie chcę Cie obrazić).

Vote up!
3
Vote down!
0

Apoloniusz

#1646418

Inaczej bardzo szybko nastąpi tzw. przełamanie. Ty wolisz, by proces toczył się z udziałem kolejnych pokoleń. ;)

Nie twierdzę, że w wielu wypadkach nie byłoby to na rękę stronom. Ale procesowanie się przez ponad jedno pokolenie to już przesada.

Vote up!
3
Vote down!
0
#1646423

Precedensem w sądach byłoby to żeby sędzia żyd skazał żyda!

Vote up!
2
Vote down!
0

Niepoprawny

#1646525