Frankowy zawrót głowy
Co do kredytów frankowych, mamy do czynienia z istną karuzelą postaw i decyzji ich dotyczących, ale zapominamy chyba o najważniejszym-o sprawiedliwym i uczciwym rozstrzygnięciu tego zagadnienia, w formie która powinna być stosowana w każdym kraju, który opiera się na prawdzie, stabilności prawa oraz logiczności postępowań.
Odłóżmy wszystkie „sami sobie winni”, oraz „zostaliśmy oszukani”, niech nie grają nam surmy „państwo musi nam pomóc”, ani słuszne podejrzenia „był to skok na kasę zrobiony z premedytacją”. Rozpatrzmy to tak jak było, i jak rozpatrzone być powinno-fakty nie kłamią.
Banki udzielały kredytów w złotówkach, które były indeksowane we frankach, a więc każdorazowo, przy każdej transakcji franki były przeliczane na złotówki i to w nich były dokonywane transakcje, klient nie mógł pobrać kredytu we frankach, ani go w nich spłacać. Banki więc nie zajmowały się pośrednictwem walutowym, a jedynie udzielały kredytu w złotówkach, zapisując sobie go we frankach, i każdorazowo przeliczając wg aktualnego kursu tej waluty-to ważne by nie uważać tych kredytów za walutowe.
Pierwsza sprawa to wszelkiego rodzaju niedozwolone klauzule jakie były w umowach, a jakie są uznawane za niedozwolone, tak przez KNF, jak i kodeks cywilny. Banki posiadają swoich prawników i to na bankach ciąży obowiązek sporządzenia umowy w taki sposób, by była zgodna z obowiązującymi regułami. Biorąc pod uwagę fakt że wszystkie te „niedociągnięcia” są na niekorzyść klienta, możemy tu zauważyć jednostronną wadliwość umowy, czyli procedura związana z tami umowami zakładała z premedytacją działania na niekorzyść klienta-to kwalifikuje się do ukarania banku jakąś karą nawiązki na rzecz klienta i zakazu podejmowania takich działań w przyszłości , pod karą utraty licencji w warunkach recydywy (zorganizowanego oszustwa). Nie wchodzę tu w szczegóły, ale tego typu niedozwolone zapisy spotykamy w wielu różnych umowach (kredytów, ubezpieczeń, itp), i czas by państwo staneło po stronie słabszego klienta, i pilnowało by czyjaś niewiedza nie ułatwiała oszukiwania go. Nie chodzi o jakieś udawane urzędy czy rzeczniki, jak ktoś oszukuje, to ma mieć prokuratora na karku-chodzi o zasady.
Druga sprawa to wycena tego kredytu i wszystkich jego części (transz i rat spłaty). Każdy bank używał do tego własnego kursu franka, który co ciekawe posiadał DWIE wyceny; kupna i sprzedaży. I tak kiedy braliśmy kredyt, bank przeliczał nam po cenie kupna (niższej), a gdy spłacaliśmy go, to płaciliśmy po cenie sprzedaży (wyższej), to jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i kodeksem cywilnym, bo oznacza że dany towar (kredyt) posiada w jednym momencie DWIE wartości, w zależności od tego w którą stronę się przemieszcza… posłużę się przykładem: wyobraźmy że swój kredyt wyrażony we frankach dostaje w złotówkach, w reklamówce, i po chwili rozmyślam się z tego kredytu i chcę go spłacić jednorazowo-kwota którą godzinę temu dostałem jako KREDYT , jest niewystarczająca na spłacenie go!!!! Mamy przykład czegoś niedozwoloneg, bo nie można stosować podwójnej wagi do jednego i tego samego przedmiotu. Kurs stosowany przez bank powinien być jednolity (średni), bo i tak zarabiał osobno na prowizjach, a kredyty były wyłącznie denominowane w tej walucie, a nie dochodziło nigdy do faktycznej wymiany. Skoro bank mając dwie wartości, zawsze wybierał niekorzystną dla klienta, to teraz sąd w ramach rekompensaty powinien zażądać by przeliczył wszystkie transakcje po kursach dla niego niekorzystnych (kara i nawiązka) i o te różnice zmniejszył jego zadłużenie proporcjonalnie w okresach zadłużenia i spłat. U wszystkich klientów, których dotyczył ten proceder, i oczywiście zakaz stosowania podwójnej wartości dla przedmiotów transakcji. Przypominam że tutaj przedmiotem transakcji był KREDYT, a nie WYMIANA WALUTY, a zakaz spłaty w walucie tego kredytu tylko uprawdopodabnia założenie, że ten proceder (zarobek na różnicach w wartości) był stosowany z premedytacją.
No i ostatnia odsłona, tym razem stają naprzeciw siebie bank i fiskus. O co chodzi? NIE WIEM, jest to tylko moje przypuszczenie, ale ciekawe jest jak banki księgowały swój przychód i czy różnica w kursie była liczona jako dochód, czy też figurowała jako koszt? Jeśli np bank pożyczył komuś 1000 franków po cenie 2,5 zł (2,5 tys) a po dwóch lat ktoś to spłacił po kursie 3,5 zł (3,5 tys +500 narzut) to czy bank wykazał jako swój dochód tylko 500 (powinien 1,5 tys, jeżeli nie dochodziło do faktycznych transakcji walutowych), pomijam WIBOR,i inne które obniżają dochód, zwracam uwagę na mechanizm. To może być gwóźdź do trumny niektórych banków i pozwoli zrozumieć dlaczego niektóre banki pozbywały się tak szybko swoich polskich spółek, „umoczonych” we franki. Nie siedzę w temacie, ale gdybym miał możliwość sprawdziłbym banki pod tym kątem.
Nie jest prawdą że banki „nie mogą” upaść, ani że w wypadku bankrutctwa, depozyty jego klientów są w jakikolwiek sposób zagrożone-ani jedna złotówka z lokat złożonych przez klientów NIE OPUSZCZA BANKU pod żadną postacią (kredytu lub innego produktu). System rezerw cząstkowych określa możliwość (zakres) kreacji pieniądza, który jest używany do udzielania kredytów, udzielanie kredytu za pomocą kapitału złożonego przez klienta, jest wielokrotnie mniej zyskowne, i niesie ryzyko, że w razie niespłacenia przez klienta długu, trzeba będzie oddać pieniądze klientowi. Jeżeli wysokość rezerwy cząstkowej wynosi 10%, to kiedy wpłacam tam 10 tys, na lokatę, bank może posiadając moje pieniądze dobrać 90 tys (udzielić kredytu na taką kwotę ze środków specjalnie na ten cel wykreowanych). Mógłby oczywiście wykorzystać 9 tys na ten cel, zostawiając 1 tys jako obowiązkowa rezerwa, ale chyba nie byłoby to najmądrzejsze Aby bank mógł pożyczyć te 90 tys, musi mieć te moje 10 tys jako rezerwę-widać na tym przykładzie gdzie można włożyć wszystkie opinie ekspertów na temat tego że w razie krachu „stracimy” lub że bank nie może jednocześnie wypłacić wszystkich swoich depozytów-on je ma i może, jednak wtedy musi pożyczyć się gdzieś środków na rezerwę cząstkową.
Oczywiście w dobie dzisiejszych regulacji, gdy każda ustawa, przepis i rozwiązanie jest wprowadzane w celu okradzenia obywatela., a tłumy „ekspertów” nam tłumaczą w telewizji, co jest dla nas dobre, a co złe, ciężko jest liczyć na uczciwość i sprawiedliość. Co nie oznacza że powinniśmy się poddawać i z prawa do niej rezygnować-jest ona nam przyrodzona tak samo jak wolność, i każda próba pozbawienia nas podmiotowości, jest oparta na fałszu. Siłą napędową tego systemu są nasze słabości, a nasze słabości to największy przeciwnik, jaki stoi nam na drodze wyzwolenia…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2150 odsłon