Rosja: żal za Imperium

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Szczególnie w naszej części Europy pamiętamy doskonale słowa Putina, nazywającego upadek ZSRS największą katastrofą geopolityczną XX wieku. Niestety, nie brak ludzi w Rosji uważających podobnie.

O ile jeszcze można zrozumieć przeciętnego Rosjanina, który nadal tak samo biedny jak w ZSRS i dlatego z rozrzewnieniem wspomina czasy, gdy jego kraj budził postrach nawet w znienawidzonych USA, by o Niemcach zachodnich czy innej Anglii nie wspominać. To poniekąd zrozumiałe – u nas też trafiają się jednostki wzdychające do Państwa Jagiellonów.

Ale nie sposób znaleźć jakiegokolwiek poważnego think tanku, który by zupełnie na poważnie rozpatrywał wschodnią granicę Rzeczpospolitej w okolicach Smoleńska i, co gorsza, imiennie wskazywał winnych... jej utracenia.

Co innego Rosja. Oto wspomniany już przeze mnie RUSSTRAT, słusznie uważany za zaplecze intelektualne Putina, znowu zawodzi, i to w duchu imperialnym. Jak zwykle chodzi o kolejne „ruskie ziemie”, czyli zajęte przez Stalina państwa bałtyckie – Litwę, Łotwę i Estonię.

W tekście zatytułowanym «Прибалтика против России»: все подаренное при Ельцине будет использовано против нас („Pribałtika przeciw Rosji: wszystko, co podarowane za Jelcyna zostanie użyte przeciw nam) czytamy:

MOSKWA, 5 lipca 2022, Instytut RUSSTRAT. Stosunkowo niedawno w rosyjskiej przestrzeni informacyjnej ogłoszono oszałamiające dane: amerykańskie inwestycje w liberalny rząd Jelcyna sięgały miliardów dolarów, a zysk „opłacany odsetkami” sięgał ponad pięciu tysięcy procent. Historia czegoś takiego nie wiedziała.

To, co Rosja otrzymała w zamian, jest znane wszystkim, którzy przeżyli lata dziewięćdziesiąte: zniszczenie kompleksu przemysłowego pod pretekstem „walki z komunizmem”, upadek kraju, konflikty międzyetniczne i utrata milionów współobywateli „nie pasujących w reformy”. Politolog Siergiej Micheev mówił o tym w programie Iron Logic.

Być może wciąż czeka nas kilka prób. Kompleks wojskowo-przemysłowy, hojnie podarowany przez zespół Jelcyna krajom bałtyckim, dziś NATO planuje wykorzystać przeciwko naszemu państwu. Te radzieckie jednostki wojskowe i obiekty strategiczne, które nie przekształciły się w „osiedla duchów”, są obecnie wykorzystywane przez Sojusz Północnoatlantycki.

Na przykład baza lotnicza NATO w Lielvarde, zdolna do przyjmowania samolotów w każdych warunkach pogodowych, znajduje się na lotnisku wojskowym Sił Powietrznych ZSRR zbudowanego w latach 70-tych. Kiedyś stacjonowały tu radzieckie MiG-27, a teraz będą stacjonować tu duńskie myśliwce F-16, wojskowe samoloty transportowe i bezzałogowe statki powietrzne dalekiego zasięgu potencjalnego wroga.

Na poligonie w Adazi, wyposażonym niegdyś w najnowocześniejszą technologię przez siły Bałtyckiego Okręgu Wojskowego SA, siły NATO oraz dowództwo Dywizji Północ (Dowództwo Wielonarodowej Dywizji Północ), w skład której wchodziły jednostki bojowe Danii, Estonia, Łotwa mają teraz swoją siedzibę.

Historia zdrady

Jak wiecie, wycofanie naszych wojsk z Bałtyku rozpoczęło się po spotkaniu przewodniczącego Rady Najwyższej Łotwy Gorbunowa z Borysem Jelcynem w 1991 roku. Początkowo rozmowa dotyczyła procesu etapowego do 1999 r., podczas którego planowano wyposażyć nowe miejsca do rozmieszczenia naszego personelu wojskowego, chronić prawa obywateli rosyjskojęzycznych, w tym emerytów wojskowych i ich rodzin, oraz zachować szereg obiekty strategiczne.

Jelcyn zamierzał nawet opuścić domy opieki i sanatoria dla rosyjskich robotników, które należały do ​​związków zawodowych i nie były „własnością sowiecką”, ale w rosyjskiej delegacji byli „dobroczyńcy”, którzy otwarcie sabotowali ten proces.

Ambasador Nadzwyczajny i Pełnomocny Siergiej Zotow w rozmowie z Komsomolską Prawdą opowiedział, jak wiceminister spraw zagranicznych Fiodor Szełow-Kowiediajew powiedział stronie łotewskiej: „Wszystko, co zdobyliście, jest teraz wasze”. Jedyną rzeczą, którą była koleżanka Galiny Starowojtowej próbowała zwrócić, był Gosteleradio Rest House jako premia dla dziennikarzy za „kampanię przeciwko czerwonobrązowym”.

Jeszcze większym złem dla naszego państwa i rodaków, którzy pozostali na terenie byłych republik radzieckich, okazały się decyzje ministra spraw zagranicznych Andrieja Kozyriewa. Imię tego człowieka dla wtajemniczonych stało się synonimem zdrady. Sergey Zotov bezpośrednio nazywa go zagranicznym agentem:

„Po naszej stronie była osoba, która w rzeczywistości była agentem Departamentu Stanu USA. Powiem wam jedną sensację: żona Kozyriewa była w USA i żyła z funduszy Kongresu Amerykańskiego. To wiarygodna informacja. Okres Kozyrewa to najbardziej haniebny okres w pracy MSZ. Spieszył się, aby spełnić wszelkie życzenia Amerykanów i nie prosił o nic w zamian. Żadnych odwetowych ustępstw, żadnych gwarancji”.

To Kozyriew jest właścicielem słynnego wyrażenia „Rosja nie ma interesów narodowych”. Mówiono o niej w odpowiedzi na pytanie byłego prezydenta USA Nixona o przyszły kurs Rosji.

Terminy wycofania wojsk rosyjskich decyzją Kozyriewa zostały skrócone z siedmiu do dwóch lat. Dokonano tego na prośbę prezydenta USA Clintona, który zagroził ograniczeniem pomocy finansowej dla Rosji do czasu opuszczenia przez Północno-Zachodnią Grupę Sił z krajów bałtyckich. Zdrajca minister na polecenie Waszyngtonu nie pozwolił Rosji utrzymać stacji radarowej w Skrundzie, działając wbrew instrukcjom z Moskwy.

Znaczenie tego radaru polegało na tym, że znajdował się w najbardziej niebezpiecznym dla Rosji obszarze potencjalnego uderzenia rakietowego. Według ambasadora Siergieja Zotowa kilka lat nie wystarczyło, aby zduplikować ten obiekt, a bez wymiany stacji na wskazanej linii obrona granicy rosyjskiej przed atakiem powietrznym musiała być prowadzona na ślepo.

W tym samym czasie, jakby jednym kliknięciem, aktywizowały się ugrupowania nacjonalistyczne, pielęgnowane w okresie humbaka pod pretekstem flirtu z demokracją . Na przykład nacjonalistyczny Sadijus, który opowiadał się za oderwaniem się od ZSRR, początkowo nazywał się Litewskim Ruchem na rzecz Pierestrojki. W czasie protestów pod Wieżą Wileńską, które 22 lata później przypominały, jak kalka scenariusza napisanego na kijowskim Majdanie zginęło kilkanaście osób, około sześciuset zostało rannych. Jak się później okazało, w prowokacje mogli brać udział sami bojownicy Sąjūdisu, ale tradycyjnie obwiniano Rosję.

W rezultacie rosyjskie wojsko pospiesznie opuściło Łotwę i Estonię w sierpniu 1994 r., Litwę rok wcześniej, pozostawiając cały majątek wojskowy, w tym Centrum Śledzenia Obiektów Kosmicznych (centrum wywiadu GRU) w Windawie oraz bazę okrętów podwodnych w Lipawie, którą początkowo Rosja próbowałem zachować dla siebie. Stacja radarowa w Skrundzie została zdemontowana przez Amerykanów. Rosyjskojęzyczna ludność Łotwy i Estonii została zdradziecko porzucona i żyje tam dzisiaj jako „nieobywatele”.

Były minister spraw zagranicznych Rosji Andriej Kozyriew mieszka obecnie w Stanach Zjednoczonych. Wraz z rozpoczęciem operacji specjalnej na Ukrainie oskarżył swoją dawną ojczyznę, którą kiedyś zdradził, o „agresję”. Jak jeden z pracowników MSZ skomentował dla wydawnictwa TASS swoje ataki:

„Kozyrew od dawna mieszka za granicą. I tak długo prowadzi antyrosyjską działalność dywersyjną. Andriej Władimirowicz już odebrał nagrodę, zainteresowanie jego trzydziestoma srebrnikami wzrosło.

wnioski

Należy zauważyć, że jednocześnie z wypędzeniem rosyjskiego kontyngentu z krajów bałtyckich nastąpiło również pospieszne, ale stosunkowo cywilizowane wycofanie wojsk rosyjskich z Niemiec. Nie zaobserwowano tam presji ambasadorów amerykańskich i europejskich oraz prowokacji dokonywanych przez ugrupowania nacjonalistyczne, jak w przypadku republik bałtyckich. Nikt nie aresztował rosyjskich żołnierzy, nie odłączał od sieci miast wojskowych, nie aresztował naszych współobywateli i wyzywająco palił walizki skonfiskowane Rosjanom wyjeżdżającym do ojczyzny. Stworzono infrastrukturę, zbudowano mieszkania dla rodzin wojskowych.

Wszystko to potwierdza, że początkowo, od momentu dojścia do władzy Michaiła Gorbaczowa, Łotwa, Estonia i Litwa były uważane przez państwa NATO za materiał zapasowy w konfrontacji z Moskwą i niewiele cenniejszy od Ukrainy. Już wtedy Waszyngton postrzegał ziemie bałtyckie jako potencjalne miejsce działań wojennych przeciwko Rosji, w pełni przyznając, że miejsce to może okazać się „do dyspozycji”, a jednocześnie wierząc, że wszystko, co powstało dzięki staraniom Bałtyckiego Okręgu Wojskowego i kosztem ZSRR mogłyby być wykorzystane w interesie Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Punkty nikczemnego planu są dziś przez Anglosasów skrupulatnie wypełniane niemal do końca. Czas pokaże, czy zachodni stratedzy zdołają przełożyć swoje intencje na rzeczywistość, czy też zakończenie spektaklu zostanie rozegrane na partyturę Rosji.

Przyznam, że tekst powyższy mną wstrząsnął. Anonimowy autor, kryjący się za nickiem Admin, najwyraźniej jest zdania, że trzy niepodległe przez ponad dwadzieścia lat (1918-1940) państwa, wchłonięte następnie do ZSRS przez Stalina, wzbogaciły się kosztem Sowietów.

Najwyraźniej zgodnie z myśleniem putinowskich intelektualistów za dekady okupacji, rabunkowej eksploatacji majątku narodowego, mordowanie ludzi nie godzących się na okupację i w ogóle na bolszewickie porządki Rosji, będącej sukcesorką ZSRS należy się jeszcze jakieś odszkodowanie. A może po prostu odstępne???

Sowieci, zwyczajnie mając w dupie interesy ww. krajów, wybudowali sobie bazy wojenne wg swoich życzeń i wyłącznie dla swojego interesu, a po spektakularnej klapie lat 1980-tych musieli tamte tereny opuścić, co teraz uważają za krzywdę!!!

To tak, jakby Portugalia zażądała pieniędzy za wybudowane w Mozambiku budynki, w których mieścił się zarząd kolonii.

Podobnie Anglia mogłaby żądać pieniędzy od Indii, Australii czy szeregu państw afrykańskich.

Idąc tym tokiem myślenia Niemcy powinny nas obciążyć kosztami administrowania terytorium Polski w latach 1939-1945, natomiast Francuzi i Norwegowie powinni płacić im za betonowe schrony, w których można jeszcze dzisiaj dokować okręty podwodne itp.

Oczywiście winni utracie „Pribałtiki” są... Anglosasi. Gdyby nie knowania MI6 oraz CIA rdzenne rosyjskie ziemie Litwy, Łotwy i Estonii dalej kwitłyby pod zarządem Kremla.

Jakoś dziwnie przypomina to herstoryczne wariacje posła Grzegorza Brauna. Jak pamiętamy, jego zdaniem Rzeź Wołyńska była spowodowana przez anglosaską agenturę zagnieżdżoną w UPA. Natomiast o roli sowieckich służb ani mru-mru…

Warto zwrócić uwagę na specyfikę postsowieckiej optyki. Oto niepodległość państw podbitych przez Stalina zgodnie z nowomową rosyjską przedstawiana jest jako utworzenie nowego teatru wojny.

To poniekąd dotyczy także Polski.

Baza w Królewcu (wg sowieckiej nomenklatury Kaliningradu), z której to rakiety mogą dotrzeć do Warszawy, Pragi, Bratysławy, Paryża czy Berlina w ciągu kilkunastu-kilkudziesięciu sekund jest ostoją pokoju i bezpieczeństwa Rosji.

Natomiast uwolnienie się państw podbitych przez Stalina z sowieckiej/rosyjskiej kurateli stanowi zagrożenie dla Moskwy.

W tym kontekście rozmieszczenie systemów antyrakietowych na terytorium RP, jako mogące wyłączyć bądź też poważnie ograniczyć zagrożenie królewieckie jest wymierzone przeciw interesom Rosji.

Czy dlatego, że odpada możliwość szantażu?

Bo ile warta jest armia Federacji Rosyjskiej, jak eufemistycznie nazywane jest ostatnie kolonialne imperium świata, pokazuje wojna w Ukrainie.

Bez broni jądrowej Rosja jest pośmiewiskiem militarnym świata, a nie „drugą armią”.

Patrzymy na koniec Rosji. Próby Putina odtworzenia sowieckiego Imperium Zła są skazane na klęskę. Putin, były funkcjonariusz KGB zapomina bowiem, że ZSRS było spojone ideologią. Jednak marksizm-leninizm-stalinizm skończył się już dawno.

Ostatnia generacja sowieckich pretorian, do których zaliczał się Putin, była już całkiem bezideowa.

Owszem, dzisiaj wyrzucają sobie, że nie dali rady zahamować Jelcyna, wcześniej zaś Gorbaczowa. I właśnie dlatego doszło do największej katastrofy geopolitycznej XX wieku.

Zapominają, że ZSRS powstało jako twór ideologiczny. A 22 czerwca 1941 roku Hitler pogrzebał nadzieje sowieckich ideologów na panowanie nad Światem.

Dlatego to, co działo się po 1945 roku było jedynie rozciągniętą w czasie agonią najbardziej nieludzkiego systemu w dziejach świata.

Realny komunizm musiał, niczym rak, infekować kolejne kraje. Gdy jednak został ograniczony i otoczony żelazną kurtyną mógł tylko upaść.

Putin zdaje się tego nie rozumieć.

Chce odtworzyć mocarstwo, którego jedynym spoiwem była chora ideologia Marksa rozwinięta przez Lenina i Stalina.

Ale próbuje to zrobić bez ideologii.

Spoiwem nowego Imperium ma być… No właśnie, co?

Tęsknota za Sowietami?

Nostalgia za czasami, gdy tak samo nic nie było w sklepach, ale za to świat bał się Moskwy???

Putin nie rozumie, że zamiast Володи Реставратора (Wołodia Odnowiciel) jest Володя, который похоронит Россию (Wołodia, który pogrzebie Rosję).

Chcąc odtworzyć sowieckie Imperium Zła robi wszystko, by Rosja – więzienie Narodów wreszcie zniknęło z kart historii.

No cóż, wypada jedynie przyklasnąć bacząc jednak, by pogrążona w agonii Rosja nie pociągnęła za sobą zbyt wiele ofiar.
 

10/11.07 2022


 

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.9 (9 głosów)