Podrygi konusa

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

Dzisiejsza Rosja za sprawą byłego funkcjonariusza KGB Putina od 24 lutego coraz bardziej przypomina kabaret. Co prawda mimo widocznej farsy ludzie giną, ale pomijając ten aspekt widać wyraźnie błazenadę.

I nie tylko Putina. Oto liczący sobie „aż” 162 cm* wzrostu Dmitrij Miedwiediew rzucił się z atakiem na Polskę.

"Na polskich degeneratów z MSZ, domagających się od Rosji odszkodowania za straty wojenne, można reagować w sposób dwojaki. Albo wystawić im rachunek za wszystko, co ZSRR przekazał Polsce w okresie socjalizmu. A to setki miliardów dolarów. Albo powiedzieć, że mogą podetrzeć się swoimi piep*** obliczeniami. Wiadomo, że z powodu sankcji papier toaletowy w UE znacznie podrożał" — napisał Miedwiediew na Twitterze.

]]>https://www.onet.pl/informacje/onetwiadomosci/wulgarny-atak-miedwiediewa-na-polske-degeneraci-piep-obliczenia/v5n5pxw,79cfc278]]>

Pomińmy sam fakt udziału w agresji na Polskę Rosji. Nie ulega nawet najmniejszym wątpliwościom, że pakt Ribbentrop – Mołotow (a naprawdę Hitler – Stalin) zapoczątkował II wojnę światową.

Nie ulega także wątpliwościom, że do 22 czerwca 1941 roku Rosja była takim samym agresorem, jak Niemcy.

Co prawda Niemcy zawłaszczyły ciut większy kawał Europy, ale zdobycze Rosji były całkiem imponujące:

- ponad połowa Polski;

- część Finlandii;

- państwa bałtyckie;

- kawał Rumunii.

Dopiero rozmowy ze Stalinem, podczas których żądał dla Rosji baz w cieśninach duńskich oraz Bosforu otworzyły Hitlerowi oczy.

No i jeden bandzior ubiegł drugiego. Można jedynie dziękować Opatrzności, że nie doszło do ataku rosyjskiego na Niemcy. Prawdopodobnie jeszcze dzisiaj próbowalibyśmy zrzucić jarzmo bolszewickie nie tylko w Polsce, zwanej Socjalistyczną Polską Republiką Sowiecką, ale to samo byłoby w... sowieckiej związkowej republice Portugalii.

A tak najsilniejsza armia świata została zaskoczona w chwili, gdy gotowała się do ataku na Europę. Hitler nie tylko przetrącił kręgosłup sowieckiej bestii, ale przede wszystkim zapoczątkował upadek tego najokrutniejszego ustroju.

Kurdupel rosyjski tymczasem stara się odkurzyć stare bajeczki o „wyzwoleniu”. Gdyby Stalin chociaż troszeczkę obawiał się agresji ze strony Niemiec nigdy nie dążyłby do utworzenia wspólnej granicy. Wręcz przeciwnie. Ba, mógł tak uczynić nawet wbrew woli państw odgraniczających oba mocarstwa od siebie.

Zamiast podpisywać pakt z Hitlerem (zwany nie wiedzieć czemu paktem Ribbentrop - Mołotow) mógł jednostronnie ogłosić, że z chwilą uderzenia na jakikolwiek kraj położony pomiędzy ZSRS a Niemcami przyłączy się do blokady surowcowej Niemiec. A jak Hitler stanie na granicach uderzy. Pamiętamy wszak, że na Polskę 17 września 1939 roku ruszyło przeszło dwa razy więcej czołgów sowieckich, niż posiadali Niemcy. Na dodatek zaś były potężniejsze od tych, jakimi Wehrmacht dysponował 22 czerwca 1941 roku.

Tymczasem Stalin zrobił wszystko, by doprowadzić do wojny.

Moskiewski Konus tkwi natomiast w jakichś oparach absurdu i skrzeczy o rzekomej pomocy, i to idącej w setki miliardów dolarów!

Chyba pierdyliardów!

O tym, jak faktycznie wyglądało „wyzwolenie” trzeba najwyraźniej przypominać. Za chwilę bowiem może się okazać, że te posowieckie kocopały Miedwiediewa zaczną być brane na poważnie przez część społeczeństwa.

Tysiące sztuk bydła pędzone w wielkich stadach do Związku Radzieckiego. Setki składów kolejowych, wyładowanych urządzeniami przemysłowymi, podążające w kierunku naszej wschodniej granicy. Chłopi grabieni przez sowieckich żołnierzy. Tak wyglądało wyzwolenie Polski przez „bratnią” Armię Czerwoną.

W początkach 1945 roku do Moskwy zaczęły napływać, z zajętych przez Armię Czerwoną terenów północno-zachodniej Polski i wschodnich Niemiec, raporty na temat zdobyczy wojennych. Informowano w nich o zakładach przemysłowych, kopalniach itp., które niemal nietknięte wpadły w ręce żołnierzy radzieckich.

Sam Gieorgij Żukow meldował Stalinowi, że jego oddziały zdobyły w całości fabryki m.in. w Łodzi, Tomaszowie, Radomiu, Bydgoszczy i innych mniejszych miejscowościach. Radzieckiego marszałka cieszyło przede wszystkim zajęcie wielkiej liczby cukrowni i gorzelni.

Przemysł ten znajdował się na terenach przedwojennej Polski i na ziemiach niemieckich, przyznanych nam jako rekompensatę za utracone Kresy. Wydawało się więc naturalnym, że zostanie przejęty przez państwo polskie, tym bardziej że od początku wojny byliśmy członkiem koalicji antyhitlerowskiej, a Wojsko Polskie walczyło również u boku Sowietów.

Nic bardziej mylnego. Sowiecki dyktator podjął decyzję, która najdobitniej pokazuje, jaki charakter miało mieć to nasze „wyzwolenie”. Postąpił jak z terytorium podbitym i nakazał demontaże wszelkich urządzeń przemysłowych. Do tego celu powołano, kierowany przez Gieorgija Malenkowa, Komitet Specjalny. Jego zadaniem było centralne koordynowanie wywozu zdobyczy wojennych i rozdzielanie ich na terenie ZSRR.

(…)

Wywozowi podlegały praktycznie wszystkie rzeczy posiadające jakąkolwiek wartość materialną. Bogdan Musiał w książce „Wojna Stalina…” cytuje rozkaz podpisany przez generała pułkownika Nikołaja Bułganina, który mianem zdobyczy wojennych określa:

(…) zakłady, majątki ziemskie, dwory, magazyny, spichlerze, sklepy z wszelkim asortymentem, maszyny rolnicze, artykuły spożywcze, paliwo, pasza, bydło, porzucony sprzęt gospodarstwa domowego i inne przedmioty, które nasze wojska zdobyły w miastach, wsiach i centrach przemysłowych znajdujących się na terytorium nieprzyjaciela.

Aby podołać tak wielkiemu wyzwaniu logistycznemu, jakim był wywóz ogromu wszelkich dóbr, utworzono specjalne „trofiejne otriady”. Były to jednostki dwojakiego rodzaju. Pierwsze, liczące 500 osób, były to tzw. bataliony robocze. Mniejsze, liczące po 50 osób, tworzyły grupy poganiaczy bydła. Łączna liczba członków „trofiejnych” komand szacowana jest na około 100 tys. ludzi.

Armia Czerwona wyzwala… śląski węgiel

Wkrótce rozpoczęła się grabież na ogromną skalę i oddziały „trofiejne” zaczęły konfiskować wszystko, co tylko wpadło im w ręce. Z samego Górnego Śląska Sowieci zamierzali wywieźć między 1 kwietnia a 1 czerwca 1945 roku 975 tys. ton węgla, który wówczas był surowcem o znaczeniu strategicznym.

Od 1 czerwca planowany dzienny urobek śląskich kopalni, pracujących pod radzieckim nadzorem, miał wynosić 26 tys. ton. Aby przyspieszyć transport tego cennego surowca, zamierzano znacznie rozbudować linie kolejowe, biegnące przez nasz kraj na wschód.

Przystąpiono również do demontażu szeregu zakładów przemysłowych. I tak np. w Gliwicach w ciągu 25 dni zdemontowano urządzenia walcowni rur. Kolejne na liście były huty w Bobrku koło Bytomia oraz Łabędach. W tych ostatnich zdemontowano kolejną walcownię.

Szczególnie katastrofalne znaczenie dla gospodarki na Śląsku miał demontaż elektrowni. Dotyczyło to zakładów w Miechowicach, Zabrzu, Zdzieszowicach, Mikulczycach, Blachowni Śląskiej i Chełmsku Śląskim. Aby wywieźć całą aparaturę z Miechowic, potrzeba było aż 834 wagonów. Zakład rozebrano do ostatniej śrubki. Po wojnie trzeba było odbudować wszystko od podstaw.

Jak zniknęły toruńskie śmieciarki?

O ile wszystkie wymienione wcześniej miejscowości należały przed wojną do Niemiec, to z początkiem marca Stalin podpisał kolejne rozporządzenia, tym razem dotyczące zakładów zlokalizowanych na naszym przedwojennym terytorium.

Pod nóż, a raczej pod młotek sowieckich oddziałów demontażowych poszły przedsiębiorstwa przemysłowe w Sosnowcu, Dąbrowie Górniczej, Częstochowie, Zgodzie, Chorzowie, Siemianowicach, Poznaniu, Bydgoszczy, Grudziądzu, Toruniu, Inowrocławiu, Włocławku, Chojnicach, Łodzi, Dziedzicach, Oświęcimiu i Chorzowie.

Z samej Bydgoszczy do ZSRR miało być wywiezionych 30 dużych zakładów. Podobnie jak około 250 jednostek pływających wchodzących w skład flotylli Kanału Bydgoskiego. Grudziądz został dosłownie ogołocony z przemysłu, nawet tego stanowiącego własność małych firm.

W Toruniu na 46 wagonów kolejowych załadowano wyposażenie miejscowych młynów, skutkiem czego w mieście zabrakło chleba. Z magazynów toruńskich zakładów spirytusowych nasi „wyzwoliciele” skonfiskowali większość z 4 mln litrów spirytusu. Nawet miejskie zakłady komunalne straciły swoje śmieciarki.

Gdzie była Służba Ochrony Kolei?

Szczególnie duże znaczenie Sowieci przywiązywali do demontażu niemieckich zakładów paliw syntetycznych. Chodziło tu głównie o wielkie zakłady w Blachowni Śląskiej, które docelowo mogły produkować 350 tys. ton paliw rocznie. Zakład mógł być niezwykle cenny dla odbudowującej się Polski. „Przyjazny Sowietom” rząd polski wysłał nawet delegacje do Moskwy, aby ta zaniechała jego rekwizycji.

Polscy towarzysze zostali jednak odprawieni z kwitkiem a do ZSRR pojechało prawie 10 tys. wagonów wyładowanych urządzeniami wyżej wymienionego przedsiębiorstwa. Jeszcze więcej, bo prawie 14 tys. Wagonów, potrzeba było do wywiezienia zakładów benzyny syntetycznej w Policach.

Podobnie było z transportem kolejowym. W tym przypadku Sowieci brali wszystko, co tylko mogło im się przydać. Rozbierano trakcję kolejową, parowozownie, wagonownie, warsztaty naprawcze itp. Z terenów dzisiejszej Polski zniknęło około 5.500 km linii kolejowych. Dla porównania łączna długość linii kolejowych w Polsce w 2010 roku wynosiła 22.046 km.

]]>https://ciekawostkihistoryczne.pl/2015/05/08/rosja-jest-nam-winna-54-miliardy-dolarow-poznaj-prawde-o-tym-jak-sowieci-ograbili-polske/]]>

Sowieci, wg kurdupla Miedwiediewa pomagający Polsce, nie oszczędzili również rolnictwa.

Stalin osobiście podpisał rozporządzenia, na mocy których przegnano z obecnego terytorium Polski do ZSRR wielkie stada koni i bydła. Łącznie do 1 września 1945 roku zarekwirowano 506 tys. sztuk bydła, ponad 114 tys. owiec i 206 tys. koni.

Rekwizycji podlegały również płody rolne oraz ich przetwory. Już w lutym 1945 roku przetransportowano do ZSRR 72 tys. ton cukru. Z samego tylko powiatu toruńskiego wywieziono ponad 14 tys. ton zboża, 20 tys. ton ziemniaków i 21 tys. ton buraków pastewnych.

Jakby tego było mało, niezależnie od radzieckich łupiestw, „rząd polski” zobowiązał się dostarczyć „sojusznikowi” 150 tys. ton zboża, 250 tys. ton ziemniaków, 100 tys. ton słomy i 25 tys. ton mięsa.

(op. cit.)

Do tego jeszcze rabunek indywidualny. Każdy sowiecki sołdat mógł miesięcznie do ZSRS wysłać 5 kg paczkę. Uwaga – im wyższa szarża, tym ciężar paczki był większy.

A już sowieccy nababowie, np. Żukow, wysyłali całe wagony.

Ten bezwzględny rabunek „wyzwolonych ziem” miał dać impuls rozwojowy „ojczyźnie proletariatu”. Jak wyszło, pokazały lata 1980-te.

Ba, dalej widać to także w XXI wieku, kiedy to „żołnierze” federacji z otwartymi gębami oglądają wnętrza zdobytych ukraińskich mieszkań, wyposażonych w przedmioty, o których połowa z nich nie jest w stanie nawet się domyśleć, do czego służą (np. papier toaletowy, elektryczny młynek do kawy, pralka automatyczna itp.).

Zamiast troski o zapewnienie znośnych warunków egzystencji społeczeństwu Sowiety dbały wyłącznie o broń, za pomocą której planowali „wyzwolić” kolejne Narody i Państwa.

Koszty ponosiły społeczeństwa. I nie tylko krajów podbitych, ale również rosyjskie.

Za to najwyżsi urzędnicy żyli na poziomie, którego nie mieli nawet ich zachodni odpowiednicy.

Zatem jak w ortodoksji marksistowskiej – armia proli, praktycznie wyzbyta wszelkiej własności, kierowana przez opływających w luksusy „generałów” i „marszałków”.

Rosjanie, zwani wówczas Sowietami, „uwalniali” podbite Narody od rzeczy codziennego użytku a nawet od żywności.

Ba, doprowadzili nawet do tego, że stary fenicki wynalazek stawał się coraz mniej użyteczny. Kto pamięta stan wojenny przyzna, że w wielu wypadkach powszechnie akceptowalną „walutą” była butelka wódki, a nie moneta czy też banknot złotówkowy.

A teraz pojawia się moskiewski kurdupel i p...doli jak potłuczony o sowieckiej pomocy!

Gnom powinien wreszcie zrozumieć, że gdyby nie Stalin i jego żądza rozpętania wojny, która wykończy świat kapitalistyczny, to właśnie Polska stanowiłaby już w latach 1940-tych hub logistyczny, skąd wędrowałaby pomoc organizowana przez Ligę Narodów dla umierających z głodu i walczących w kolejnej rewolucji mieszkańców ZSRS.

Rosja jest odpowiedzialna nie tylko za naszą nędzę, ale także za nędzę innych krajów.

Ta „bratnia pomoc” kosztowała nas (licząc tylko drenaż po 1949 roku) jakieś 55 mld dolarów.

Nasz węgiel opalał piece hutnicze Magnitogorska.

Z naszego uranu budowano pierwsze sowieckie bomby atomowe. Ponoć nawet ładunek słynnej Car-bomby został wydobyty w polskich Sudetach.

Flota handlowa, seria statków rybackich, okręty desantowe itp. z czerwonym pentagramem powstały w polskich stoczniach.

Nie mówiąc już o tak prozaicznych sprawach, jak części do Kałacha, które były zbyt skomplikowane dla sowieckich manufaktur.

Kurdupel Miedwiediew powinien teraz powiedzieć, co takiego w tej chwili Rosja samodzielnie wytwarza?

Przecież nawet ich najbardziej zaawansowany projekt wojenny, czołg T-14, z braku francuskich układów optoelektronicznych stanowi element dekoracyjny na defiladach.

Itd. Itp.

Trudno jednak przypuszczać, by Rosja wypłaciła nam choćby kopiejkę. I nie dlatego, że różni kurduple polityczni w rodzaju Miedwiediewa wrzeszczą.

Za chwilę Rosji nie będzie.

Wtedy zaś sąsiedzi będą zabierać sobie po uważaniu, co zechcą. Do Polski wróci Królewiec, być może z wydzielonym nabrzeżem Kraloveckim. ;)

A także enklawa pośród chińskiego morza, czyli Województwo Irkuckie.

Kwerenda po muzeach oraz rezydencjach oligarchów b. Rosji pozwoli na zwrot zrabowanych nam dzieł sztuki.

Oczywiście to tylko częściowo pokryje straty, wyrządzone nam przez Rosję począwszy od XVII wieku.

Z drugiej jednak strony upadek ostatniego Imperium Kolonialnego wart jest każdej ceny.

I o tym trzeba ruskiemu kurduplowi przypominać.

Jest bowiem klaunem skaczącym po pokładzie tonącego Titanika i śmiechem próbuje zagłuszyć strach przed czekającą go śmiercią w lodowatych odmętach.

29.10 2022

______________________________________

* uznawany za kurdupla przez oPOzycyjne mendia Jarosław Kaczyński jest od ruska wyższy o całe 5 cm. Są jednak informacje, że Miedwiediew tak naprawdę ma jedynie 157 cm. A zatem jest to ruski niziołek, zwany także czerwonym hobbitem. ;)

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (9 głosów)