Po co czołgi, skoro są sojusze

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Świat

UP* Marcin Matczak potrafi wygłosić słowo na każdą okazję. Oczywiście pod warunkiem, że będzie ono skierowane przeciw PiS i prawicy, których to po prostu nienawidzi całym swoim neolewicowym sercem.

Rosyjska napaść na naszego sąsiada dokonała sporych przemeblowań w głowach wielu do tej pory lewicowo nastawionych Polaków. Okazuje się, że oczywista oczywistość, jaką jest szykowanie kraju do odparcia agresji, niektórym nadal jest nienawistna.

Oto nauczyciel akademicki Mariusz Matczak, człowiek o filmowej urodzie (mógłby z powodzeniem zagrać samego Birkuta, gdyby ktoś zechciał nakręcić remake Człowieka z żelaza), zwalcza szkodliwy w jego mniemaniu pomysł, jakim jest uczenie polskiej młodzieży nie tylko podstawowych zasad obchodzenia się z bronią, zachowania podczas ogłoszenia alarmu czy też pierwszej pomocy itp. Protestuje także, aczkolwiek może już ciut ciszej, niż robił by to jesienią, przeciwko wprowadzaniu do szkół postaci polskich bohaterów narodowych.

W felietonie z 22 kwietnia 2022 r. pisze:

...przez metaforę naczynia laboratoryjnego Engel mówi o nas, którzy obserwujemy wojnę z zewnątrz: tak patrzy na szalkę Petriego badacz. Nie nasze domy są bombardowane, nie nasi synowie zabijani, ale ponieważ wiemy, że nikt z nas nie jest samoistną wyspą, wyjątkowo nie emitujemy w naszych mediach najgłupszej z możliwych wiadomości, że „wśród ofiar nie ma Polaków". Współczujemy, bo wiemy, że możemy być następni. Może więc takie jest pierwsze przesłanie: wojna to nie szalka Petriego, byśmy ją obserwowali z dystansu, z zimnym obiektywizmem, typowym dla naukowca albo papieża Franciszka. To wojna za naszą i waszą wolność przecież.

Ale może chodzi Engelowi nie o badanie emocji, ale ich hodowanie? Mówią, że ta wojna dla wielu jest politycznym złotem. Codzienne informacje o triumfie ukraińskiego honoru nad bestialstwem rosyjskich oprawców to pożywka, na której emocje rosną jak kolonie bakterii. Wyspa Węży, staruszka, która radzi Rosjanom włożyć do kieszeni ziarna słonecznika, „Czerwona kalina" śpiewana głosem, w którym słychać i strach, i nadzieję – to archetypy sięgające najgłębszych pokładów duszy. Śmierć, miłość, odwaga, okrucieństwo w jednym - to mieszanka, wobec której może przejść obojętnie tylko duchowny Cerkwi prawosławnej. Dlaczego jednak te, zdawałoby się, dobre emocje, miałyby być hodowane, a więc w pewnym sensie manipulowane – bo przecież hodowla w szalce Petriego to proces kontrolowany?

Jean-François Lyotard uczy, że polityka uwielbia wielkie narracje – opowieści, które podstępnie infekują nasz umysł i manipulują nami. Należą do nich opowieści o bohaterstwie i patriotyzmie.

Niby nic w nich złego, ale można na nie spojrzeć także jak na propagandę, która przygotowuje do roli armatniego mięsa.

Wojna może być szalką Petriego, w której hoduje się antypacyfizm i romantyzm śmierci. Tymczasem wojna z tylko z daleka wydaje się romantyczna, bo z daleka nie słychać krzyku gwałconych dziewcząt i nie czuć smrodu rozkładających się ciał. Na złudnym romantyzmie prawicowi edukatorzy budują chorą wizję świata, w którym największym powodem do chwały jest nie żyć dla swojej ojczyzny, ale umrzeć dla niej. (...)

Od siedmiu lat naszym dzieciom pokazujemy jako wzór osobowy „Łupaszkę", nie Kopernika, Inkę, nie Curie-Skłodowską. Przysposobienie obronne staje się ważniejsze niż angielski, religia skupiona na martyrologii istotniejsza niż przyroda. Teraz będzie jeszcze gorzej, bo szaleństwo Putina to prezent dla ludzi, którzy uważają, że życie to walka, nie współpraca, a by zapewnić pokój, trzeba ciągle szykować się na wojnę.

Może jednak powinniśmy z tragedii Ukrainy wyprowadzić myśli zimne, bardziej godne laboratorium niż wojennego frontu?

Dla bezpieczeństwa ważniejsze są sojusze niż czołgi, umiejętność rozmowy, nie walki. Stąd pierwsza myśl, która przychodzi Finom i Szwedom do głowy, to nie jak przygotować swoje dzieci na poświęcenie, ale jak wejść do NATO.

Nasz rząd, wspierając Le Pen i Trumpa, robił wszystko, żeby ten sojusz rozwalić. Stać nas, prawda? Przecież zawsze mamy w zanadrzu nasze dzieci, które znowu pójdą na tygrysy, mając w ręku tylko visy. Dzieci hodowane do śmierci, nie do rozmowy, dzieci nauczone, że ważniejsze jest to, by godnie umrzeć niż by godnie żyć.

]]>https://wyborcza.pl/magazyn/7,124059,28362411,niby-nie-ma-nic-zlego-w-opowiesciach-o-bohaterstwie-i.html#S.main_topic_2-K.C-B.3-L.1.glowka(link is external)]]>

Patriotyzm, bohaterstwo to najwyraźniej przywary niegodne tak światłego człowieka, jak Birk…, pardon, Matczak.

Uczenie młodzieży obchodzenia się z karabinkiem, umiejętności zgrania muszki ze szczerbinką i trafienie do celu to zakamuflowane przygotowanie do pełnienia roli mięsa armatniego.

Proste, prawda?

Obrona kraju, walka z agresorem jest w tym kontekście be. Po co walczyć? Bierzmy przykład z Marii Curie-Skłodowskiej, która pomimo tego, że urodzona w podbitej przez Imperium Rosyjskie prowincji nadwiślańskiej zrobiła wielką karierę naukową. Co prawda we Francji, ale niech się młodzież uczy, że tenkraj ma być rezerwuarem siły roboczej i, czasem, naukowej zasługujących na to krajów starej Unii.

Tylko Kopernik nie pasuje. Wszak jako administrator dóbr Olsztyna dzielnie poczynał sobie w ostatniej wojnie z Zakonem Krzyżackim (1520). Ale albo Matczak tego nie wie (w końcu to prawnik, a nie historyk), albo też liczy na niewiedzę czytelnika.

Generalnie bowiem zabieg erystyczny jest prosty – polska młodzież została przez złyPiS pozbawiona autorytetów najwyższej światowej (dwukrotna noblistka Maria Curie), a nawet wszechświatowej (Kopernik zmienił system planetarny) rangi. Zamiast - Łupaszka i Inka.

Dla mnie i dla wielu wychowanych w duchu patriotycznym takie akurat zestawienie jest obojętne. Pamiętać jednak należy o lewackiej postawie pana Matczaka.

Dla jego środowiska Łupaszka to… bandyta.

Tak przynajmniej na łamach Przeglądu pisał w 2016 roku tow. Paweł Dybicz twierdząc jednocześnie, że powinien odpowiadać za zbrodnie wojenne.

Tak więc retoryka Matczaka ma wzburzyć lewackiego czytelnika (99% czytających GazWyb).

Za chwilę (forma felietonu nie pozwala na taką rozwlekłość) pewnie Matczak napisze drwiąco-prześmiewczy tekst o kupowanych przez Polskę Abramsach. Przecież za cenę tylko jednego można by dofinansować wszystkie lewackie fundacje od Dziewuchy Dziewuchom na Marcie Lempart kończąc.

Na razie jest tylko przygotowanie gruntu.

Dla bezpieczeństwa ważniejsze są sojusze niż czołgi, umiejętność rozmowy, nie walki.

Wystarczy, że słabeusze tego świata połączą się w jedno. I w razie agresji – sru kredkami po asfalcie!

A jak będzie za mało – to każdy wepnie sobie kokardę w barwach narodowych zaatakowanego państwa.

Poza tym przywódcy sojuszników będą dzwonić do agresora i prosić, by się opamiętał.

Naprawdę, głoszenie tego typu poglądów w chwili, gdy nad naszą wschodnią granicą ujawnił się bezwzględny agresor, a nasz sojusznik, przez wieki jeden z najbardziej zmilitaryzowanych krajów europejskich, przyznaje się, że faktycznie armii nie ma (Niemcy), to już jawny defekt mózgu.

Jak Matczak (i jemu podobni) wyobrażają sobie pomoc sojuszniczą, gdy faktycznie nie będziemy mieli wojska?

I kiedy młodzi mężczyźni, zamiast bronić Ojczyzny, na wieść o niewielkim nawet zagrożeniu, masowo zaczną wyjeżdżać na Zachód?

Lewicowość, jak widać, to stan umysłu.

Oderwany niestety od rzeczywistości

24.04 2022

_____________________________________

* uniwersalny publicysta

 

fot. pixabay

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.4 (7 głosów)