Art. 266 kodeksu karnego na straży tajemnicy dziennikarskiej
Namnożyło się portali, namnożyło się piszących…. Tylko co piąty/dziesiąty wypuszczający swoje materiały nie tytułuje się dziennikarzem.
Jako że nazbyt często bywam na rozmaitych sprawach sądowych dostrzegam nadobfitość wszelkiej maści żurnalistów, telewizji netowych, osiedlowych, youtubowych a nawet zwykłych blogerów uważających się za dziennikarzy. Tyle tylko, że ludzi tych nawet na lekarstwo nie znajdziecie tam, gdzie naprawdę są potrzebni.Ta mnogość towarzyszy raczej różnego rodzaju politykom i "celebrytom".
A potrzebni byliby prawie przy każdej sprawie sądowej.
Teoretycznie podaż powinna zaspokoić popyt. Wystarczy tylko wejść na jakiś portal społecznościowy i zliczyć „dziennikarzy śledczych”.
Niestety. W ślad za ilością nie pojawiła się jakość, co zdecydowanie bije w fundament myśli marksistowskiej.
Co do jednego można się zgodzić. Nawet najbardziej zabawni z powyżej określonego grona wcale nie nadużywają stwierdzenia, iż reprezentują prasę. Szeroko pojętą, obejmującą także media elektroniczne.
Zajmijmy się tym ostatnim.
Zgodnie z art. 7 ustawy z dnia 26 stycznia 1984 r. prawo prasowe prasa oznacza publikacje periodyczne, które nie tworzą zamkniętej, jednorodnej całości, ukazujące się nie rzadziej niż raz do roku, opatrzone stałym tytułem albo nazwą, numerem bieżącym i datą, a w szczególności: dzienniki i czasopisma, serwisy agencyjne, stałe przekazy teleksowe, biuletyny, programy radiowe i telewizyjne oraz kroniki filmowe; prasą są także wszelkie istniejące i powstające w wyniku postępu technicznego środki masowego przekazywania, w tym także rozgłośnie oraz tele- i radiowęzły zakładowe, upowszechniające publikacje periodyczne za pomocą druku, wizji, fonii lub innej techniki rozpowszechniania; prasa obejmuje również zespoły ludzi i poszczególne osoby zajmujące się działalnością dziennikarską. Dziennikarzem jest osoba zajmująca się redagowaniem, tworzeniem lub przygotowywaniem materiałów prasowych, pozostająca w stosunku pracy z redakcją albo zajmująca się taką działalnością na rzecz i z upoważnienia redakcji.
Nie trzeba być zatrudnionym w danej redakcji, by mieć status dziennikarza.
Ba, nazwanie portalu blogerskim także nie uwalnia spod rygorów prawa prasowego, jako że są spełnione kryteria uznania go za prasę.
"Prasą" są także strony internetowe. Jednak nie wszystkie. Prasą będzie każdy portal informacyjny, któremu można przypisać przymiot periodyczności (utworzony z zamiarem aktualizacji informacji, jej przetwarzania). Prasą nie będą natomiast portale internetowe, które nie zostały utworzone z takim zamiarem (np. strony internetowe przedsiębiorstw, strony internetowe poświęcone jednostkowym wydarzeniom (np. powstanie wielkopolskie, jakieś uzdrowisko czy inna miejscowość turystyczna, tzw. strony domowe). Prasą są, np.: portale internetowe o charakterze informacyjnym, np.: gazeta.pl, interia.pl, onet.pl, wp.pl, rp.pl, o2.pl, tvn24.pl, wprost.pl, polityka.pl, naszdziennik.pl, nowiny24.pl, gazetapolska.pl; portale tematyczne, np.: plotek.pl, money.pl, sport.pl. Prasą są także blogi zakładane z zamiarem periodycznego prezentowania nowych treści częściej, niż raz w tygodniu (zob. Ł. Syldatk, [w:] B. Kosmus, G. Kuczyński (red.), Prawo prasowe…, s. 121).
(Prawo prasowe. Komentarz, 2012 dr Wojciech Lis, dr Piotr Wiśniewski, Zbigniew Husak)
Jakimi prawami dysponuje dziennikarz innym razem.
Zacznijmy od podstaw, czyli obowiązków. Dziennikarz to nie jest jedynie tytuł mający zasłonić brak matury czy jakiegokolwiek wykształcenia pozwalającego na dodanie sobie choćby literek lic. przed nazwiskiem.
To służba społeczeństwu i państwu. Dokładnie w takiej kolejności wymienia je art. 10 cytowanej ustawy.
Obowiązuje zachowanie szczególnej staranności i rzetelności podczas zbierania i wykorzystywania materiałów, w tym podawanie ich źródła.
Ale prasa, jeśli ma pełnić rolę służebną wobec społeczeństwa i państwa, będąc czasem ostatnim już ogniwem kontroli, musi dawać gwarancje swoim informatorom. I nie chodzi tu bynajmniej o prozaiczną obawę przed procesem o zniesławienie czy oszczerstwo. Czasem zdarza się, że w grę wchodzić może pobicie, często ze skutkiem śmiertelnym, czy też zamach na mienie czy życie.
Z perspektywy blogera-dziennikarza takie niebezpieczeństwo wydaje się być teoretyczne. Tak jednak nie jest. Przed laty otrzymałem od anonimowej osoby kompletny materiał przetargowy obnażający mechanizm korupcyjny w pewnym starostwie powiatowym sporej wielkości.
Być może przez przypadek, być może dlatego, że ktoś mnie zauważył a raczej tematy, które poruszam.
Teraz wiem, że mogłem łatwo dać się podejść. Materiały te mogły okazać się fałszywką, obliczoną na skompromitowanie kogoś.
Zafascynowany bowiem ich treścią nie dokonałem sprawdzenia.
Na szczęście okazało się, że były prawdziwe.
To jednak ważne, aby każda uzyskana informacja nie była traktowana jako wyrocznia. Dokładnie tak, jak uczą przyszłych agentów – jeśli przypadek powtarza się trzy razy, to nie jest przypadek.
Jeśli informacja potwierdza się w trzech niezależnych źródłach – to nie jest fake.
To jednak nie koniec zabezpieczeń.
Najważniejsze gwarancje dla informatora a także autora tekstu dziennikarskiego daje art. 15 wspomnianej ustawy:
1. Autorowi materiału prasowego przysługuje prawo zachowania w tajemnicy swego nazwiska.
2. Dziennikarz ma obowiązek zachowania w tajemnicy:
1) danych umożliwiających identyfikację autora materiału prasowego, listu do redakcji lub innego materiału o tym charakterze, jak również innych osób udzielających informacji opublikowanych albo przekazanych do opublikowania, jeżeli osoby te zastrzegły nieujawnianie powyższych danych,
2) wszelkich informacji, których ujawnienie mogłoby naruszać chronione prawem interesy osób trzecich.
3. Obowiązek, o którym mowa w ust. 2, dotyczy również innych osób zatrudnionych w redakcjach, wydawnictwach prasowych i innych prasowych jednostkach organizacyjnych.
Nie jest to obowiązek bezwzględny. Dziennikarz, a także osoba wymieniona w ustępie 3, może być zwolniony z tajemnicy jedynie w przypadku określonym w art. 16, tj. gdy chodzi o zbrodnie.
Pamiętać musimy także o tzw. tajemnicy of the records, czyli informacjach powierzonych jedynie wiadomości dziennikarza.
W tym zakresie, o ile rzecz jasna wyjawienie ich nie doprowadzi do denuncjacji źródła, sąd może dziennikarza zwolnić z zachowania tajemnicy także w innych przypadkach niż wymienione w art. 16.
Co jednak dzieje się, gdy jakiś „dziennikarz” za nic ma powyższe uregulowania i powodowany zwykłą głupotą, nienawiścią, strachem lub zawiścią ujawnia dane objęte tajemnicą dziennikarską?
Ano wtedy wkracza… prawo karne. Konkretnie art. 266 kk:
§ 1. Kto, wbrew przepisom ustawy lub przyjętemu na siebie zobowiązaniu, ujawnia lub wykorzystuje informację, z którą zapoznał się w związku z pełnioną funkcją, wykonywaną pracą, działalnością publiczną, społeczną, gospodarczą lub naukową,
podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2.
§ 2. Funkcjonariusz publiczny, który ujawnia osobie nieuprawnionej informację niejawną o klauzuli "zastrzeżone" lub "poufne" lub informację, którą uzyskał w związku z wykonywaniem czynności służbowych, a której ujawnienie może narazić na szkodę prawnie chroniony interes,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
§ 3. Ściganie przestępstwa określonego w § 1 następuje na wniosek pokrzywdzonego.
Postać kwalifikowana nas nie dotyczy, jednak warto pamiętać, co teoretycznie zagraża funkcjonariuszowi publicznemu, kiedy np. w trakcie zabawy karnawałowej będzie miał zbyt długi język.;)
Poza regulacją karną pozostaje sfera cywilna. Tutaj natomiast dolegliwość może być już o wiele większa, o czym świadczy słynna już sprawa niejakiego Michalkiewicza. Przy czym odpowiedzialność taka może objąć już nie tylko samego sprawcę, ale i osoby trzecie.
W wyroku z dnia 30 września 2016 r. Sąd Najwyższy (sgn akt I CSK 598/15.1) uznał, że przepis art. 24 § 1 k.c. nie ogranicza jego zastosowania do bezpośrednich sprawców naruszenia dóbr osobistych, ale obejmuje swoim zakresem wszelkie działania określonego podmiotu, które w jakikolwiek sposób powodują czy przyczyniają się do naruszenie dóbr osobistych poszkodowanego lub do pogłębienia naruszeń tych dóbr, dokonanych uprzednio przez inne podmioty.
Zgodnie z art. 14 ust. 1 ustawy z 2002 r. o świadczeniu usług drogą elektroniczną odpowiedzialność usługodawców świadczących usługi hostingu jest wyłączona, gdy usługodawca nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności.
Jednak zgodnie z cyt. wyrokiem Sądu Najwyższego okoliczność ta w procesie udowodniona powinna być przez pozwanego, w tym przypadku usługodawcę.
Tłumacząc to na język bardziej zrozumiały:
- w przypadku naruszenia cudzych dóbr osobistych, jak np. prawo do prywatności, w materiale prasowym (a więc np. na prowadzonym osobiście blogu) właściciel portalu będzie musiał udowodnić, że naruszenie to poznał dopiero z chwilą doręczenia pozwu.
Obawiam się, że jest to przynajmniej w 90% niewykonalne. Szczególnie dlatego, że regułą jest zwracanie się w pierwszej kolejności do osoby odpowiedzialnej za prowadzenie portalu o usunięcie treści godzących w dobra osobiste. Niestety, najczęstszą reakcją jest pełne wzgardy wzruszanie ramionami.
O tym, jak bardzo może być to zawodne przekonał się już Michalkiewicz.
Najwyraźniej jednak na nim nie wyczerpała się kolejka osób oczekujących surowego pouczenia.
5.01 2020
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 640 odsłon