Ruda wolta
Jeśli ktoś szuka dowodu na kompletną bezideowość i powiązaną z tym naiwność cechującą współczesnego „lyberała” zapraszam na łamy coraz bardziej zbliżającego się do poziomu bruku Newsweeka. Tamtejsza mediaworkerka, niejaka Dominika Długosz, właśnie opublikowała kolejne uzasadnienie…
Bez względu na wynik amerykańskich wyborów i tak PiS ma przerypane. Trump bowiem, jako pragmatyk, będzie rozmawiał tylko z tymi, którzy faktycznie coś znaczą i pełnią decyzyjną rolę w gospodarce. Mediaworkerka Długosz pisze wyraźnie:
To, że PiS bliżej do Donalda Trumpa a Koalicji Obywatelskiej do Kamali Harris jest oczywiste. Nie trzeba być ani wybitnym analitykiem, ani znawcą amerykańskiej, czy polskiej sceny politycznej. Jednak stosowanie prostych wytrychów myślowych o tym, że teraz Trump wesprze PiS w walce o prezydenturę w Polsce, albo że jego wygrana może, jakkolwiek wpłynąć na nadzieje i lęki wyborców, może okazać się bardzo niebezpieczną polityczną pułapką. (…) PiS już de facto ogłosiło zwycięstwo. Nie Donalda Trumpa, ale własne za siedem miesięcy. Bo przecież skoro Ameryka wybrała konserwatystę, to Polska na pewno zrobi to samo.
Bo przecież, wg Długosz:
Donald Tusk pogratulował Donaldowi Trumpowi natychmiast, kiedy tylko stało się jasne, że jego wygranej nic nie zagraża.
W dodatku do gratulacji natychmiast ustawili się potencjalni kandydaci Koalicji Obywatelskiej na prezydenta. Szef polskiej dyplomacji Radosław Sikorski i prezydent Warszawy Rafał Trzaskowski.
Radosław Sikorski ma atut w postaci znajomości amerykańskiej polityki, meandrów życia Waszyngtonu, a jego syn służy w amerykańskiej armii, co w rozmowach z Trumpem mogłoby być atutem. Jednocześnie małżonka Radosława Sikorskiego Anne Applebaum jest jedną z bardzo ostrych krytyczek polityki Donalda Trumpa, co może być przeszkodą.
Rafał Trzaskowski jest politykiem znacznie bardziej liberalnym niż Trump, ale w kontaktach bilateralnych ma to raczej drugorzędowe znaczenie. Znaczenie będą miały amerykańskie interesy w Polsce.
I to może być prawdziwy problem dla PiS. Andrzej Duda miał niezaprzeczalną polityczną chemię z Donaldem Trumpem w czasie jego pierwszej prezydentury, ale za tą chemią szły także poważne pieniądze.
Jednak teraz sytuacja jest zupełnie inna. To nie prezydent, a rząd decyduje o wydatkach i ani kandydat PiS, ani obecny prezydent nie mogą niczego amerykańskiej administracji obiecać. Polityka to nie jest pochodna sympatii, czy sentymentów, tylko interesów. Trump musi brać pod uwagę także to, że z obecną polską władzą będzie musiał się układać prawie przez całe urzędowanie., a to może bardzo skutecznie ochłodzić jego dotychczasową sympatię do PiS.
https://www.newsweek.pl/polska/polityka/pis-zachwycony-wygrana-trumpa-al...
Pięćdziesięcioletniej pracownicy medialnej Długosz umyka jednak to, co jest niezrozumiałe dla wszelkiej maści lewaków (obecnie zwących się dla niepoznaki lyberałami).
Otóż w polityce funkcjonują jeszcze ludzie, dla których ważna jest również zapomniana od dawna w Europie… moralność.
To dlatego Reagan wydał wojnę ówczesnej Rosji (znanej jako Związek Sowiecki), choć przecież Breżniew mógł go „kupić” oferując tanią ropę naftową.
Ale nawet, gdyby Trump okazał się pragmatykiem w rodzaju niegdysiejszego towarzysza Kwaśniewskiego, to opowiadanie o rządzie Tuska, jako o partnerze w interesach jest facecyjne po prostu.
Wszystkie, ale to wszystkie firmy przejęte przez kompromitację 13 grudnia i obsadzone bez zapowiadanych konkursów mierzwą krewnych-i-znajomych działaczy partyjnych dołują i za chwilę trzeba będzie je sprzedać za przysłowiową złotówkę. Lub zlikwidować.
Poza tym Polska ma nadmierny deficyt budżetowy. A w przyszłym roku będzie jeszcze większy.
Więc niby co Tusk i cała jego jaczejka mieliby zaoferować Trumpowi?
Masę upadłościową???
Jeśli ten (nie)żond przetrwa do maja, to będzie już tylko mógł prosić Trumpa o… pomoc humanitarną. :(
Po 1999 roku nie było ekipy bardziej nieudolnej, niż obecna.
Jak jednak widać z teksu mediaworkerki Długosz przynajmniej ostro nadrabiają propagandą.
Co więcej, triumfalnie ogłosili, że po wyborze Trumpa znacząco wzrosło poparcie dla partii Tuska i spadło dla PiS. Przy okazji postraszono Hołownię, że teraz do Sejmu już by się nie załapał. ;)
Oczywiście badania przeprowadziło CBOS. Ten sam ankieter, wg którego miesiąc przed wyborami prezydenckimi w 2015 r. Komorowski miał aż 80% POparcia. ;)
Tymczasem 1 stycznia 2025 r. czekają nas podwyżki cen energii.
To na pewno przysporzy POpularności „ekipie Rudego”. ;)
9.11 2024
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 510 odsłon
Komentarze
Był kiedyś taki żart
9 Listopada, 2024 - 21:05
Był kiedyś taki żart
Po czym poznać, że Tusk kłamie?
Po tym, że otwiera usta!
I pomyśleć, że ten bardzo średni żart trafia w sedno!
Z całego serca jestem za PiS…
11 Listopada, 2024 - 19:29
Bardzo bym chciał aby prezydentem został ktoś ze strony patriotycznej, bo jeśli wygra ktokolwiek ze strony lewactwa, będziemy mieli duży problem. W dodatku trwający latami. Nasi wrogowie też się uczą i będą chcieli zabetonować wszystkie możliwości zdobycia władzy komukolwiek z Polaków w przyszłości.
To co się rozegra w przyszłym roku w związku z wyborami prezydenta będzie decydujące dla istnienia Polski jako państwa suwerennego, państwa Polaków, ludzi wolnych i nowoczesnych.
Jednak teksty takiej Dominiki wskazują, niczym popsuty zegarek, jeden właściwy element rzeczywistości. Jednak na sprawę polskiego kontekstu wygranych wyborów przez Trumpa, należy patrzeć właśnie poprzez filtr przezorności. Musimy być przezorni, bo żaden wybrany w USA prezydent nie poświęci nam czasu jeśli sami nie zadbamy o siebie. Jeśli nie dostrzeże naszej determinacji w dążeniu do odwojowania Polski i zabezpieczenia jej prawdziwych interesów. W tym interesów związanych z USA. Prezydent USA nie powinien stać się „bożkiem” prawicowych czy patriotycznych polityków i mediów do którego będziemy nieustannie zanosić „modły” o wsparcie. Należy podkreślać wagę i układać się z USA, ale tu w kraju należy zerwać ze stawianiem USA jako zdającej się jedynej nadziei. Obawiam się jednak że dążenie do uzyskania wsparcia w USA dla prawicy, przybierze jak zwykle pozycję na klęczkach co zaowocuje efektem odwrotnym od zamierzonego, jakim jest poszerzenie bazy wyborców. Zwłaszcza młodych. Nie wiem jak się konstruuje narrację medialną, nie znam się na tym. Ale od ludzi znających się na rzeczy oczekuję jako wyborca troszczący się o najbliższą przyszłość, że potrafią tak przedstawić relacje polityczne z USA, żeby na ten odruch wymiotny od przesłodzenia nie wzbierało w miarę jak będą się zbliżały wybory. I potem także, jeśli szczęśliwie dojdzie do naszej wygranej.
Byc może się mylę ale z mojego poziomu obserwacji nie wynika że Polacy oczekują przekonywania ich ponad obecną miarę o skłonności poparcia Trumpa dla obozu patriotycznego. Oczekują za to zapowiedzi konkretnych ale realnych, mniej politycznych, a więcej wyrażających to co sami myślą o swojej przyszłości. Bo przecież w trudnych czasach ludzie myślą przede wszystkim o sprawach najbardziej dotykających ich życia. Pora byśmy wszyscy zaczęli rozumieć że bardziej niż na Trumpa powinniśmy liczyć na siebie. Nikt za nas tej roboty odbicia Polski z łap lewactwa nie zrobi. Nawet Trump. Trump został wybrany przez Amerykanów i dla Amerykanów. Nasz prezydent będzie wybrany dla nas, przez nas i ma załatwiać nasze sprawy. Czy Trump ma nam „załatwić” prezydenta? On nawet jako prezydent a może nawet zwłaszcza jako prezydent USA, robi interesy w imieniu swojego kraju. My będziemy co najwyżej krajem który będzie chcial załatwić jakieś swoje interesy z rządem USA. Przychylność Trumpa powinna być tylko marginesem.
Tekst Dominiki Długosz dowodzi że oni się boją że Trump może z własnej inicjatywy może chcieć pomóc obozowi patriotycznemu. I dobrze, niech się boją, bo mają czego. Ale my liczmy na siebie. Liczmy na mądrość, przezorność i przebiegłość naszych polityków unikając wpadania w zachwyty na wyrost budowane na cienkim lodzie.
Nadal bardzo dużo ludzi w Polsce jest chętnych popierać zdrajców i agenturę. Niech to nam nie zniknie z pola widzenia. Z tym problemem będziemy się musieli rozprawić sami, na własny rachunek.