Przemyt. Niemiec.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Samochody jak to samochody. Czasami się psują. Mój także po paru latach odmówił posłuszeństwa. Oddałem więc go do naprawy. Ponieważ usterka była nie tylko jedna, naprawa też była nieco długa. Coś około 2-ch tygodni. Przez ten czas codziennie do tego warsztatu zachodziłem pytając się jak postępy.
Poznałem tam pewnego sympatycznego Niemca. Często rozmawialiśmy. Ożeniony był z Polką. Ale mieszkał i pracował w Niemczech. Co robił nie wiedziałem ani się go nie pytałem. Będzie chciał to sam powie. Też miał popsuty samochód. U nas taniej.
Spotykaliśmy się praktycznie codziennie. Przy okazji tych samochodów. Potrafiliśmy godzinami rozmawiać. O sprawach osobistych też.
Kiedyś wpadłem na pomysł, że fajnie byłoby mieć kogoś zaufanego w Niemczech. Najlepiej Niemca. Można byłoby myśleć o rozwinięciu interesu. Poza tym samochody na Niemieckich, białych tablicach nie rzucały się w oczy i rzadko były kontrolowane. Pomyślałem o swoim nowym znajomym.
W myślach już sobie wszystko ułożyłem. Zanim się spytałem Niemca o zdanie. W końcu jednak postanowiłem go spytać. Przy następnym spotkaniu.
Na szczęście do tej rozmowy nie doszło.
Rozmawialiśmy jak zwykle. O różnych mało istotnych sprawach. Tak pokierowałem rozmową by zapędzić go w pułapkę. Gdzie przynętą miały być pieniądze.
Spytałem się go ile zarabia. Planowałem zaproponować dużo więcej, aby go skusić. Ale jak mi powiedział ile to straciłem rezon. Spytałem go się tylko gdzie można tak dużo i legalnie zarobić? Odpowiedział:
- Jako celnik. A właściwie jako szef celników.
Z propozycją już nie wychodziłem.
A propos Niemców. Kiedy studiowałem chodziłem na język hiszpański. Poznałem tam pewnego Niemca, Hansa. Nawet się zaprzyjaźniliśmy. Znajomość trwała rok. Dopóki się nie dowiedziałem od dziewczyn z roku, że Hans nie jest studentem. Jest ich nauczycielem niemieckiego. Do tego ostrym. Prawie legendarnym na uczelni.
Też o nim słyszałem tylko, że nie wiedziałem, że chodzi o Hansa.

Brak głosów