Premier jest tak daleko, że płaczki już się ustawiają od rana na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, by jak najszybciej wracał na łono Ojczyzny, która bez niego, jak zwykle, posmutniała i poszarzała. Kiedy on, szusuje sobie zimą w Dolomitach, to my tu się martwimy, żeby za często tak w dół nie zjeżdżał, bo mu w końcu się to udzieli na co dzień. No i bęc! Nie, jeszcze nie bęc. No nic, trudno,...