[recenzja]Teresa Oleś-Owczarkowa „Mrówki w płonącym ognisku”

Obrazek użytkownika Budyń78
Kultura

Książka „Mrówki w płonącym ognisku” Teresy Oleś-Owczarkowej „mimo że z realizmem ukazuje dawne życie na wsi, jest metaforą symbolicznego obrazu życia na Ziemi.” – pisze wydawca. Skuszony raczej pierwszym, niż drugim biorę się za lekturę. Sprawdzają się i nadzieje, i obawy.

„Mrówki…” to dość specyficznie zbudowana pozycja – bez rozdziałów, bez części, zbiór myśli i refleksji zebrany w krótkich i długich akapitach. Konstrukcja z trzech pięter.

Pierwsze – to wspomnienia autorski. Wieś czasów jej dzieciństwa i jeszcze wcześniejszych. Historie, które zaczynają się kilka lat przed wojną, przez wojnę są przełamane, by zmienionym biegiem płynąć w komunizmie. Wieś pod Zawierciem, później już dzielnica Zawiercia. Bieda, pijaństwo, Niemcy i Sowieci. Beztroskie wspomnienia z dzieciństwa mieszają się z ponurymi, czasem wręcz kryminalnymi historiami. Wtedy „Mrówki…” czyta się jak opowiadania Nowakowskiego. Do tego dochodzi zapis zmian. Dla mnie samego rzecz ciekawa. Od kilku lat odwiedzam podwarszawską wieś, w której spędzałem wakacje w dzieciństwie. Wracam tam i nie wiem, gdzie są krowy, gdzie konie i kury. A raczej wiem bardzo dobrze, ale nie mogę pogodzić się z tym brakiem w krajobrazie i słyszanych dźwiękach. A co dopiero, gdy ktoś patrzy na to w perspektywie kilka razy dłuższej. Tym właśnie skusiła mnie książka, to chciałem przeczytać.

Tymczasem wspomnienia i opisy są pretekstem do dalszych rozważań. Dopóki mowa o kondycji dzisiejszego społeczeństwa/człowieczeństwa, pół biedy. Nie zawsze się zgadzam, nie zawsze rozumiem, ale to można wyjaśnić różnicą pokoleniową. Tak więc czytam i przyjmuję do wiadomości. Jednak jest jeszcze w tej budowli piętro trzecie – przemyślenia filozoficzne i metafizyczne. I te, szczerze mówiąc, budzą mój już nie tyle niepokój, co sprzeciw. Pani Oleś-Owczarkowa bowiem z jednej strony mocno odwołuje się do ludowej pobożności, a z drugiej łączy ją i z dziedzictwem przedchrześcijańskiego pogaństwa, i z jakimiś echami von Danikena. Można oczywiście, ale po co?

Składniki są wymieszane i wzajemnie się przenikają. Jeśli ktoś ma jakieś związki z wsią lub też się nią po prostu interesuje, znajdzie tu sporo dla siebie. Ale właśnie – chyba nie całkiem zgodnie z intencją autorki – polecam tę książkę z powodu jej wartości etnograficznej, socjologicznej, ale już niekoniecznie – filozoficznej.

http://www.mwydawnictwo.pl/p/1047/mr%C3%B3wki-w-p%C5%82on%C4%85cym-ognisku

Brak głosów

Komentarze

Skąd ja to znam?

Od kilku lat odwiedzam podwarszawską wieś, w której spędzałem wakacje w dzieciństwie. Wracam tam i nie wiem, gdzie są krowy, gdzie konie i kury. A raczej wiem bardzo dobrze, ale nie mogę pogodzić się z tym brakiem w krajobrazie i słyszanych dźwiękach.

Zgadzam się, ta cisza jest porażająca...

Wieś pod Zawierciem, później już dzielnica Zawiercia. Bieda, pijaństwo,

To nie jest polska wieś, a raczej polsklie wsie, jakie ja znam. Niesłychana pracowitość, madrość i rozwaga, na pewno nie historie kryminalne. Ogólnie, życie ciężkie ale z pewnością nie ubogie.

Pani Oleś-Owczarkowa bowiem z jednej strony mocno odwołuje się do ludowej pobożności, a z drugiej łączy ją i z dziedzictwem przedchrześcijańskiego pogaństwa, i z jakimiś echami von Danikena. Można oczywiście, ale po co?

Dobre pytanie. Może ta pani jest swego rodzaju prekursorem, starającym się znormalizować inne wierzenia religijne. Wszak podnoszą się głosy, że naszą prawdziwą wiarą Słowian było pogaństwo, a chrześcijaństwo zostało nam narzucone przez  obce mocarstwa.  Stąd obrzędy chrześcijańskie mające źrżdła w pogaństwie. Powrót do korzeni w imię ujednolicenia wierzeń w nowym, doskonałym świecie?

Ludowa pobożność bierze się z pokory i doprawianie do niej takich czy innych teorii nie ma żadnego sensu, aczkolwiek z pewnością jest działaniem celowym.

Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie!

Vote up!
0
Vote down!
0

Lotna

 

#376936