Cuda nie tylko nad Wisłą
W czasach Homera bogowie brali sprawy we własne ręce. Zstępowali z Olimpu i walczyli w szeregach popieranych przez siebie śmiertelnych ludzi...
„Rosyjscy sołdaci obudzeni w środku nocy niespodziewaną strzelaniną, struchleli, widząc kobiecą postać unoszącą się na niebie ponad atakującymi Polakami. Jej szeroki, granatowy płaszcz powiewał na wietrze, odcinając się smugami światła od czarnego nieba. Jego poły zasłaniały stanowiska Polaków i znajdującą się za nimi Warszawę. Chaotyczna strzelanina nie trwożyła zawieszonej na niebie Postaci. Co więcej, dostrzeżono, że Niebiańska Osoba jakby wychyla się to w jedną, to w drugą stronę i odrzuca czy też odbija lecące w Jej stronę – czyli w kierunku Polaków – pociski! Osłupiali ze zgrozy bolszewicy obserwowali, jak odrzucone przez Niewiastę kartacze eksplodują tam, gdzie znajdowały się ich odwody!”
Powyższy cytat pochodzi z książki Ewy Storożyńskiej „Matka Boża Łaskawa a Cud nad Wisłą”.
Czy wizja Matki Boskiej walczącej po stronie Polaków była tylko fantazją ?
Nie brak informacji, że zdarzenie potwierdzili jeńcy sowieccy! Jerzy Kossak (brat Magdaleny Samozwaniec i Marii Pawlikowskiej-Jasnorzewskiej) namalował nawet obraz, przedstawiający powyższe.
My jednak racjonalnie wiemy, że Tuchaczewski był nieudolny, że Piłsudski zastosował manewr opracowany jeszcze w Powstaniu Listopadowym… Lewica zaś zaczęła lansować tezę, że wszystkiemu winny był Stalin. Za moment okaże się, że kałmuccy najeźdźcy pobili się między sobą i dlatego przegrali. Bo przecież Polacy nie mogli samodzielnie wygrać...
Tymczasem to nie jedyny przypadek, gdy w bitwie pojawia się czynnik transcendentalny.
Przenieśmy się w czasie o kilka wieków, do pierwszej połowy XVII stulecia. Wszczęta w 1618 r. tzw. wojna trzydziestoletnia pustoszyła Europę nie gorzej, niż Polskę zazębiające się z nią powstanie Chmielnickiego.
Oto w sierpniu 1626 r. idące na Wiedeń protestanckie wojska dowodzone przez Ernsta v. Mansfelda stanęły pod cesarskimi już wówczas Gliwicami.
Do historii przeszła obrona miasta - kobiety a nawet dzieci lały wrzątek na głowy szturmujących miasto oddziałów.
Przełom nastąpił jednak dopiero wtedy, gdy mieszkańcy z pełną ufnością w pomoc Bożą złożyli ślubowanie, że jeżeli Matka Boska uratuje miasto, to po wszystkie czasy mieszkańcy Gliwic pielgrzymować będą na Jasną Górę. I oto stał się cud: nagle wróg odstąpił od oblężenia. Pełni wdzięczności za uratowanie, już we wrześniu udali się z pielgrzymką do Częstochowy, mimo że na Śląsku panowały jeszcze wojska innowierców.
Już po kilkunastu latach zdarzenie obrosło legendą. Oto Matka Boża miała miasto osłaniać przed kulami protestantów…
Legenda ta żywa jest do dzisiaj. Autor słyszał ją wielokrotnie z niewielkimi tylko mutacjami. Źródłem zaś jest... stary herb Gliwic, widoczny do dzisiaj na murze tzw. Szarej Chemii, obecnie jednego z budynków Politechniki Śląskiej.
Przenieśmy się nieco w czasie. Matka Boska miała również obronić Jasną Górę (1655). Co prawda liberalni historycy są obecnie zdania, że po prostu twierdza dysponowała lepszą artylerią od Szwedów i dlatego się obroniła, ale jakoś to dziwnie nie zmienia faktu, że od oblężenia Częstochowy datuje się ucieczka Szwedów z Polski.
Wątpliwości nie mieli jednak współcześni. Oto tragiczny w sumie król Rzeczpospolitej Obojga Narodów Jan Kazimierz w wyniku tych wydarzeń ogłosił Marię Królową Polski.
Wielka Boga-Człowieka Matko, o Przeczysta Panno! Ja, Jan Kazimierz, z łaski Twego Syna Króla, Pana mojego, i z Twojej łaski król, u stóp Twoich Najświętszych na kolana padając, obieram Cię dziś za Patronkę moją i moich państw Królową i polecam Twojej szczególnej opiece a obronie siebie samego i moje Królestwo Polskie z księstwami: Litewskim, Ruskim, Pruskim, Mazowieckim, Żmudzkim, Inflanckim, Czernihowskim, jako też wojska obydwu narodów i wszystek mój lud. Wzywam pokornie w tym opłakanym i zamieszanym królestwa mego stanie Twego miłosierdzia i pomocy przeciw nieprzyjaciołom świętego rzymskiego Kościoła.
Ale my to dziki wschód Europy…
Okazuje się jednak, że nie do końca.
Oto podczas jednej z najkrwawszych bitew początku I wojny światowej po stronie aliantów wystąpić miały… anioły.
Żołnierz [...] zobaczył przed sobą, przy okopie, długą linię kształtów otoczonych poświatą. Przypominały ludzi, którzy naciągali łuki i, kiedy rozległ się kolejny okrzyk, chmura ich strzał poleciała, śpiewając w powietrzu, w kierunku tłumu Niemców. Widmowi łucznicy wystrzeliwują swe pociski, masakrując atakujących. [...] Ludzie w szarych mundurach padali tysiącami. Śpiewające strzały leciały tak szybko i gęsto, że aż pociemniało od nich powietrze; barbarzyńska horda topniała przed nimi. Pozostali brytyjscy żołnierze nie dostrzegają zjaw z łukami, ale widzą, jak Niemcy padają pokotem, a ich atak się załamuje. Natarcie zostaje odparte i zwycięscy Brytyjczycy mogą rozpocząć bezpieczny odwrót.
Taki tekst ukazał się miesiąc po bitwie na łamach The Evening News. I choć autor, niejaki Arthur Mowen zarzekał się później, że wszystko zmyślił (ku pokrzepieniu serc rzecz jasna), legenda o Aniołach względnie Łucznikach z Mons weszła na stałe do brytyjskiej pamięci narodowej.
Brytyjczycy ponadto są rekordzistami, jeśli chodzi o Narody cywilizowane również pod innym względem. Niemniej metafizycznym.
Oto w 1944 r. za…. uprawianie czarów została skazana Szkotka Helena Duncan. I to na podstawie pochodzącego jeszcze z pierwszej połowy XVIII wieku prawa!
I chociaż nie brak w racjonalnych publikacjach zarzutów, że była tylko sprytną oszustką to jednak trudno racjonalnie wytłumaczyć w jaki sposób uzyskała informację o zatonięciu pancernika HMS Barham 25 listopada 1941 r. Fakt ten był bowiem skrzętnie ukrywany przez Admiralicję i ujawniony dopiero po wojnie. Tymczasem Helena Duncan twierdziła, że o zatopieniu dowiedziała się podczas seansu spirytystycznego od ducha jednego z poległych marynarzy!
Pierwotnie postępowanie prowadzono w kierunku szpiegostwa na rzecz Niemiec, ale nie przyniosło ono rezultatu.
Osobną grupę stanowią opowieści frontowe sowieckich żołnierzy.
…Na front trafiłem w 1941 roku. Jako 22 – letni młodzieniec. Byłem łącznościowcem. Uczestniczyłem w obronie Leningradu. Niemcy rwali się do miasta, było one okrążone. Chcąc zdobyć go za wszelką cenę, Niemcy rzucili na nas lawinę ognia. Jeden po drugim ginęli moi przyjaciele. I oto podczas jednego bombardowania, kiedy huragan ognia spadł na miasto i wydawało się, że rozpoczął koniec świata, wydarzył się prawdziwy cud. Nocne niebo naraz rozświetliło się różowym światłem i na różowym niebie pojawił Obraz Zbawiciela. Z niespodzianki wszyscy żołnierze w okopie, bez umawiania się, upadli na kolana i zaczęli żegnać się… Obraz Zbawiciela znikł. Niebo stało się zwykłe, ale prawdziwe piekło ustało. Długo jeszcze nie mogliśmy dojść do siebie…. Od tamtego czasu uwierzyłem w Boga. Z tą wiarą przeszedłem całą wojnę i po Zwycięstwie w 45 roku wróciłem do domu bez żadnej rany. Obraz Chrystusa na zawsze pozostał w mojej pamięci.
Ale to nie wszystko.
Niedawno dokumentaliści Niemiec, Austrii i Francji wspólnie z rosyjską firmą „Ostankino” zrealizowali film pt. „Kreml od wewnątrz”, który w 2000 roku z powodzeniem długo był przedstawiany na Zachodzie. Jeszcze niedawno – mówi się w tekście poza kadrem – wydarzenia tego w Kremlu nie można było sobie wyobrazić. I rzeczywiście, osobisty ochroniarz Stalina wskazuje miejsce, gdzie w Wielkim Moskiewskim Pałacu jest maleńka cerkiewka. W czasach Wielkiej Wojny Ojczyźnianej, według jego słów, Józef Wissarionowicz często „spełniał tutaj swoje potrzeby duchowe”.
Powyższe podaję za Z historii Rosji i Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej (1) Jak Matka Boża uratowała Rosję w latach 1941-45 II Wojny Światowej, opracował i tłumaczył: Andrzej Leszczyński (2012).
A jeszcze opowieści o powietrznych peregrynacjach ikony Matki Bożej Kazańskiej, która to miała być wożona w samolocie pod eskortą myśliwców nad fontem niemiecko-sowieckim zimą 1941 roku pod Moskwą.
Wiara okazuje się być silniejsza tam, gdzie ponoć została wykorzeniona bezpowrotnie.
Ale dlaczego ciągle uważamy, że to tylko były…. zwidy?
17.08 2024
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 182 odsłony
Komentarze
Stalin za młodu"niedokończony" seminarzysta.
17 Sierpnia, 2024 - 11:33
Przez pięć lat realizował marzenie swoje i matki. Czy też odwrotnie, gdy zbuntował się przeciw rygorom. Ale tu znów zagwozdka. Ojciec, brutalny alkoholik żądał by syn został jak on- szewcem. Czyli seminarium było i formą awansu i ucieczki. Lecz czy kwestią wiary?
Dziwne, pięć lat, tak blisko? Co się stało? Czy chodziło wyłącznie o"spiknięcie się" z czerwoną propagandirovką i nowymi przyjaciółmi rewolucjonistami?
Oprócz tego jest znany fakt: w 1941 Stalin razem z prawosławnym patriarchą i trzema czernicami( zakonnicami ) odbywa zimą lot nad Moskwą. Szaleje śnieżyca a przerażony pilot boi się startować. Pogoda jest paskudna. Stalin twierdzi że bardzo dobra. Patriarcha trzyma Ikonę matki Bożej Tichwińskiej, zakonnice się głośno modlą. Maszyna wykonuje trzy okrążenia i ląduje. Potem pilot dowiaduje się że Matka Boska kazała to zrobić Stalinowi a wtedy ocali Moskwę.
Hmm. Kiedy trwoga...
Oprócz tego znane jest cudowne ocalenie Jasnej Góry. Niemieccy lotnicy według mapy i koordynat mają być nad klasztorem. Ale. W tym miejscu jest spore jezioro. Zrzucają bomby byle gdzie, wracają.
Jest i niepotwierdzony ciąg dalszy. Ponoć wylatuje kilka samolotów pilotowanych przez lotników z formacji SS. Maszyny przepadają bez śladu. Jak, jak kamień w wodę.
Dr.brian