Spirala milczenia: sondaże a wyniki wyborów
To zjawisko to polityczne perpetuum mobile - może nakręcać się samo. Opisuje je w książce "Spirala milczenia" niemiecka socjolog Elisabeth Noelle-Neumann. Gdy wzrasta liczba osób przekonanych o tym, że wygra partia A, wzrasta też liczba osób uważających, że większość popiera partię A. Efekt widzimy przy urnach wyborczych. W ostatniej chwili prawie 10% wyborców decyduje się poprzeć tę partię, której zwycięstwo wszyscy uważają za bardziej prawdopodobne. Tak się też dzieje.
W gronie osób zajmujących się polityką na co dzień, w gronie blogerów czy użytkowników kilku forów internetowych, możemy pisać sobie "kogo obchodzą sondaże", możemy wmawiać sobie, że nie mają tak naprawdę znaczenia. Kłopot w tym, że tak naprawdę stanowimy wciąż elitę odbiorców krajowej polityki, elitę w sensie wiedzy i znajomości (i tak przecież mocno niepełnej) jej mechanizmów, wreszcie - w sensie tej zdrowej nieufności, będącej towarem mocno, coraz mocniej, deficytowym. Dla większości osób, polityką nie zainteresowanych, sondaże i tworzony przez nie klimat mogą być wystarczającym bodźcem, by tak, a nie inaczej głosować w kolejnych wyborach. Pamiętam swoje rozmowy przed wyborami w roku 2000. Wie osób uważało wówczas, ze sprawy idą w złym kierunku (dziś ponoć sądzi tak 88% Polaków!), a i tak głosowali na Kwaśniewskiego, ponieważ "wszyscy będą głosować na Kwaśniewskiego". Pamiętam też rozmowę z kolegą w roku 2005. Kolega ten mówił mi, że choć być może bliżej mu do Kaczyńskiego, głosować będzie na Tuska, ponieważ "Tusk i tak wygra". Po długiej rozmowie ze mną zadeklarował głosowanie na Kaczyńskiego, w wyborach głosował na Tuska, później nie miałem już okazji wrócić do tematu. Jednak wpływ klimatu na decyzje wyborcze przykład ten pokazuje chyba wyraźnie. Ile osób zagłosuje w październiku na PO, jednocześnie przeklinając swój los, drożyznę i lęk o pracę? Ilu powie sobie "Wszyscy kradną, żaden nie spełnia obietnic, ale ci i tak wygrają"? O wiele więcej osób, niż chcemy to przed sobą przyznać. Autorzy sondaży świetnie zdają sobie z tego sprawę i gdy my piszemy o niskiej wiarygodności, błędach metodologicznych i historii polskich demoskopów, oni kształtują opinię publiczną na dole, tam, gdzie docierają jedynie nagłówki, wielkie tytuły i żółty pasek.
Warto wspomnieć o innym jeszcze prawidłowości, teoretycznie sprzecznej z opisanym powyżej zjawiskiem, a prawie zawsze wyraźnym w polskich sondażach z ostatnich lat. Tuż przed wyborami deklarowane poparcie dla PiS zaczyna rosnąć. Moim zdaniem paradoksalnie mamy jednak do czynienia z tym samym mechanizmem - w okresie kampanii wyborczej bowiem również politycy mniej popularnej w społeczeństwie (lub jego medialnym obrazie, co wychodzi de facto na jedno) partii zaczynają być bardziej widoczni, razem z nimi widać zwolenników, wyborców na spotkaniach. Nie przyznający się dotąd z obawy przed społecznym odrzuceniem wyborca orientuje się, że nie jest odosobniony ze swoimi preferencjami politycznymi i łatwiej mu się do nich przyznać.
Oczywiście zjawisko "spirali milczenia" może być - w polskich warunkach na pewno jest - wspierane z zewnątrz. Najgorsze jednak, że tak naprawdę wystarczyć może niewielkie pokierowanie kilkoma pierwszymi badaniami, by sprawę puścić w ruch. Zmanipulowanie sondażu zaś jest bezpieczniejsze i prostsze, niż sfałszowanie wyborów. Z drugiej strony, przy fałszerstwo potwierdzające tendencje z sondaży jest o wiele łatwiejsze do uwiarygodnienia. Zwłaszcza w kraju, w którym w prawie wyborczym znajduje się furtka w postaci przepisu, pozwalającego zalegalizować sfałszowane wybory pod warunkiem, że fałszerstwo "nie zmieniło ostatecznego wyniku" - użyta już w kilku przypadkach podczas wyborów samorządowych. W kraju, w którym w przypadku wyborów dwudniowych działacz partyjny partii rządzącej na danym terenie wyznacza osoby do pilnowania urn wyborczych w nocy dzielącej dwa dni głosowania.
Tekst opublikowany wcześniej na portalu Solidarni2010.pl. Docelowo fragment większej całości.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2757 odsłon
Komentarze
stare metody na nowe czasy...
22 Czerwca, 2011 - 10:28
Eksperyment Ascha to jeden z najsłynniejszych eksperymentów psychologicznych (właściwie serii eksperymentów), przeprowadzony przez Solomona Ascha(link is external) w 1955 r. i dotyczący konformizmu(link is external), a konkretnie jednej z jego odmian - konformizmu normatywnego(link is external). Badacze konformizmu zastanawiali się czym są motywowane szeroko rozumiane zachowania konformistyczne. Wykryto dwa ważne motywy tych zachowań:
świetny wpis , Budyniu
Szczęśliwie dla nas, Polaków, sondażowniom
22 Czerwca, 2011 - 11:36
udało się dać ciała na kilku frontach, z czego najbardziej spektakularnym było wróżenie, że Komorowski wygra w I turze wyborów prezydenckich.
Niezależnie więc od jakości badań i wniosków, jakie z nich płyną, stosunek do wyników sondaży mamy chyba pobłażliwy - najdelikatniej rzecz ujmując.
Trzyma się ze zwycięzcami
22 Czerwca, 2011 - 11:52
powiedziała do mnie osoba wykształcona, znana, ekspert w środowisku... A co gdyby sondaże pokazywały 50 procent dla PiS? - zapytałem. Byłyby sfałszowane - usłyszałem...
Wydaje nam się, że ludzie nie pamiętają twarzy, które kiedyś reprezentowały PZPR lub KLD... A może jest odwrotnie - pamiętają? I głosują, bo widzą, że to lepsze cwaniaki. Lepiej z nimi nie zadzierać...
Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!
Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!
A propos trzymania się, to staram się jednak
22 Czerwca, 2011 - 12:11
trzymać własnych poglądów i zasad.
Wiem, że ludźmi się manipuluje i boleję nad tym. Musiałam to jakoś wcześnie w życiu zauważyć, bo u mnie jest tak, że jak zbyt wielu krzyczy to samo, to odruchowo zastanawiam się "o co chodzi?"
To druga rozmowa
22 Czerwca, 2011 - 13:45
z facetem, który jest dużo bardziej pisowski ode mnie (o to zaś w sumie nie trudno, ale mniejsza). Tylko że obecnie to ja nadstawiam łeb za PiS (bez szczegółów), a nie on swoją główkę. Dodać trzeba, że łączą nas więzi rodzinne. I cóż usłyszałem? Jaką mądrą radę? Uwaga:
Słuchaj, masz swoją robotę, jakieś perspektywy, ty się teraz nie wychylaj, nie nadstawiaj. Słuchaj, KIEDY WYGRAMY, to będziemy mogli więcej.
Liczba mnoga pojedyńcza jest użyta niewłaściwie, gdyż temu facetowi chodzi o to, żeby Kaczyński wygrał to za niego. A on wtedy ewentualnie "mógłby więcej".
A przecież takich stronników PiS ma na pęczki. Co więcej, duża część członków PiS to właśnie tacy ludzie (teraz, kiedy są potrzebni siedzą cicho... przyjdą po swoje "kiedy wygramy"). W tym problem, że to właśnie oni stanowią ogromną większość zarówno w partii, jak i elektoracie.
Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!
Balansujcie dopóki się da, a gdy się już nie da, podpalcie świat!
Budyń
22 Czerwca, 2011 - 17:28
Tak,czy inaczej-
mane, tekel, fares
Ja tego kompletnie nie rozumiem:
23 Czerwca, 2011 - 19:37
"Gdy wzrasta liczba osób przekonanych o tym, że wygra partia A, wzrasta też liczba osób uważających, że większość popiera partię A. Efekt widzimy przy urnach wyborczych. W ostatniej chwili prawie 10% wyborców decyduje się poprzeć tę partię, której zwycięstwo wszyscy uważają za bardziej prawdopodobne. Tak się też dzieje."
Kompletnie.
Co komu po anonimowej przynależności do obozu zwycięzców ?
Przytaczany wyżej eksperyment Ascha jest moim zdaniem chybiony jako argument tłumaczący ten nonsens. O ile rozumiem to ów konformizm normatywny funkcjonuje wtedy gdy ma się do czynienia z grupą wzajemnie się nadzorujących ludzi.
Głosowanie - jakby nie patrzeć - jest zaprzeczeniem okoliczności eksperymentu Ascha.
Jeśli tak istotnie jest to obawiam się dwóch rzeczy:
1. Ludzie są jeszcze głupsi niż mi się dotąd wydawało - i to już nie w masie ale w jednostce, która składa się na tak absurdalny efekt.
2. Nie mamy szans.
Jestem ciekaw jednej rzeczy - pracując na jakim organizmie Noelle-Neumann doszła do takich wniosków ? Jeśli na społeczeństwie niemieckim, to by się jeszcze jakoś dało zrozumieć i wytłumaczyć specyfiką niemieckiej mentalności. W Polsce mogło by wyjść zupełnie odwrotnie - ciekawe czy u nas nie ma mechanizmu p.t. "a takiego wała !", który jest cichym sprzeciwem na ostentacyjne i ordynarne urabianie.
"Tak się cieszycie ? To ja wam pokażę"
Jeśli tak nie jest to patrz punkt 1. i punkt 2.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart
Ja tego kompletnie nie rozumiem.
2 Lipca, 2011 - 14:29
Tak i ja nie rozumiem KTO mąci aby prawica nie mogła się z sobą porozumieć i połączyć razem i zdołować lewaków?
To pożeranie się PiS (PC) z PO (KLD) trwa od początku.:-)
Czy zastanawiał się ktoś nad tym dlaczego tak się dzieje?
Ja pamiętam gdy Solidarność liczyła sobie 10 milionów członków, jak szybko została rozbita na dziesiątki małych nic nie znaczących związków. W każdym zakładzie było po 10-12 przeróżnych związków.
Gdyby prawica tak naprawdę połączyła się w jedną silną partię, to w tym kraju zapachniałoby rajem:-)
Czy Polacy naprawdę potrzebują wojny aby zjednoczyć siły przeciwko jakiemuś wrogowi?
Pozdrawiam