Na Zachodzie bez zmian

Obrazek użytkownika Obserwator
Idee

Szanowni.

   Premier Morawiecki w trakcie dzisiejszej szarży brukselskiej, miał okazję przekonać się osobiście, że p. Premier Beata Szydło nie została ostentacyjnie przeczołgana ze względu na poglądy, tylko ze względu na to, że Polska przeszkadza w zjednoczeniu Europy na modłę pruską, prowadzoną pod zaktualizowanym hasłem "Ein Volks, ein UE, ein przewodniczący Komisji Europejskiej".

   Wygląda na to, że zmiana premiera w 2017 roku była psu na budę, bo Premier Morawiecki nie tylko nic w Unii nie załatwił, ale jeszcze podprowadził Polskę na celownik "praworządności", w dodatku poręczając in blanco kredyty zaciągane przez KE i jeszcze, poprzez osobne zwiększanie zadłużenia zagranicznego, wystawiając nas na trudne do oszacowania ryzyko kursowe, które lada chwila się zacznie materializować w ramach stawiania nas do pionu.

   Ale nie powiem, przemówienie miał głęboko "łacińskie" (w rozumieniu teorii cywilizacji), odwoływał się do Unii Europejskiej Schumana, de Gasperiego i w ogóle, przeciwstawiając ją wciskanemu nam bezczelnie superpaństwu unijnemu, na które nikt w Polsce jako żywo nie wyraził zgody (choćby z tej prostej przyczyny, że nikt nas o to nigdy nie pytał), prezentując się zarazem jako niezłomny "defensor patriae", wolnościowiec, solidarnościowiec etc.

   Tyle tylko, że gdy słuchałem tego przemówienia, targał mną dysonans poznawczy, bo trudno było się nie zgodzić ze wszystkim co mówił (i bardzo dobrze że to wybrzmiało), ale z drugiej strony nurtuje mnie pytanie, z jakiegoż to powodu stręczony nam nachalnie "Polski Ład" przyniesie efekty dokładnie przeciwne podstawom ekonomicznym tejże Cywilizacji Łacińskiej, wtłaczając coraz więcej ludzi w niewolę etatu już to państwowego, już to korporacyjnego i likwidując realne szanse na niezależność ekonomiczną rodzin. 

  Jak? Ano po prostu poprzez wprowadzenie wysokiego poziomu kosztów stałych ich funkcjonowania i podniesienie kosztów realnego prowadzenia wolnej działalności gospodarczej. Nie wiem czy to do tej kategorii ludzi nawiązywał Premier Kaczyński, twierdząc, że na nadciągających zmianach stracą tylko cwaniacy, jako że w wypadku "Polskiego Ładu" ta "strata" ma dwojaki wymiar:
    - finansowy i owszem, bo choćby samo zdrowotne od zarabiającego 25 tys. miesięcznie ryczałtowca ze współpracującym małżonkiem (jak na firmę, to żadne cuda, skoro z tego trzeba finansować inwestycje) zamiast obecnych 1.270 PLN wzrośnie do 17 tys. PLN (pół minimalnej brutto miesięcznie jak psu w pysk, a tak naprawdę nie wiadomo za co);
    - utraty szans, na skutek obniżenia "szklanego sufitu" poprzez podniesienie kosztów wejścia w obszar samodzielnej działalności gospodarczej, czyli co najmniej utrudnienie, a w praktyce uniemożliwienie realizacji planów czy pomysłów naprawdę innowacyjnych.

     Niestety, chciałbym wierzyć że pokutuje tu kompletny brak znajomości realiów funkcjonowania "w terenie" (vide słynny casus żarówki bartoszewickiej), jako że w celu "walki z oszustami" urzędnikom dawana jest do ręki nieprawdopodobnie silna broń, która może być wykorzystywana dla wewnętrznych rozgrywek lokalnych sitw, a nie tylko dla dobra Państwa (i zdaje się że w dodatku nie chodzi tu o koncepcję Państwa jako oddolnie tworzonej instytucji na bazie zamieszkującej dany teren wspólnoty, lecz samodzielnego bytu prawno-fizycznego, a więc rozumianego na modłę niemiecką).

    Naprawdę, chciałbym w to wierzyć, ale wygląda na to, że jesteśmy jako kraj przygotowywani na rezerwuar taniej siły roboczej (kto to mówił o tym "zapier... za miskę ryżu"?), więc te cyrki w Parlamencie Europejskim to może być tylko takie przedstawienie dla gawiedzi. Zobaczymy.

   Niemniej opluwanie Polski przez różnych zachodnich politruków nie jest w  naszej historii niczym nowym. Już przecież przed bitwą pod Grunwaldem niejaki Jan Falkenberg, z zawodu niemiecki mnich dominikański, szkalował Polskę i Jagiełłę z Witoldem w rozpowszechnianych po Europie paszkwilach (za co zresztą, na wniosek Polski, został skazany przez sąd papieski), tak więc w ogóle cała obecna wojna z Polską wpisuje się w długą tradycję walki z przejawami wolności.  

 

   Toczący się w Europie odwieczny konflikt między kolejnymi pokoleniami osób kształtowanych w ramach Cywilizacji Bizantyńskiej, Łacińskiej i Turańskiej, obecnie przybierający formę szybkiej konwersji europejskich struktur zarządczych, ukazując bezradność dzisiejszych elit wobec tego problemu, domaga się zredefiniowania, bo choć zarówno geneza jak i środki zarządzania tego typu kryzysami mają długą historię, niekoniecznie stawiane diagnozy i proponowane recepty były poprawne czy skuteczne.

   Obserwujemy dziś w Europie kolejną odsłonę dotykającego nas bezpośrednio konfliktu pomiędzy zwolennikami koncepcji państwa jako instytucji działającej w wyniku oddolnej decyzji wolnych obywateli, tworzonej dla ochrony ich wolności, a więc m.in. z poszanowaniem autonomii sfery moralnej (słynne: “Nie jestem panem sumień moich poddanych” Zygmunta II Augusta), a koncepcją państwa jako nadrzędnego nad obywatelami, w tym władnego do narzucania im siłą wszelkich rozwiązań, również moralnych (z tego samego okresu niemniej słynne: “Cuius regio, eius religio” niemieckiego cesarza Karola V, będące istotą uzgodnień pokoju augsburskiego).

   Przejawem próby załagodzenia tego sporu była propozycja wspólnoty europejskiej de Gasperiego, Szumana i Adenauera, pomyślanej jako wspólnota wolnych ludzi z wolnych narodów w wolnych państwach, dążących do współpracy dla wzajemnego zapewnienia pokoju i dobrobytu w oparciu o wartości chrześcijańskie.

   Była to próba połączenia na płaszczyźnie tychże wartości elementów opartych o istotę Cywilizacji Łacińskiej (koncepcję istnienia prawdy obiektywnej i wynikającej z rozumności człowieka ludzkiej powinności dążenia do jej jak najlepszego poznania, lecz z uwzględnianiem realnej ludzkiej natury, rozumianej zgodnie z antropologią chrześcijańską), jako elastycznego narzędzia do wyznaczania celów działania tej wspólnoty i kontrolowania ich wykonania, ze sprawnością organizacyjną instytucji właściwą dla zbiorowości ukształtowanych w ramach Cywilizacji Bizantyńskiej, w tym zdolności do uruchomienia wszelkich dostępnych zasobów dla osiągnięcia wyznaczanego im celu.
   Niestety, w trakcie realizacji, próba ta napotkała na nieprzewidzianą przez twórców przeszkodę w postaci laicyzacji Europy oraz upadku systemu wartości opartego o traktowanie życia człowieka jako etapu na drodze do wieczności, co doprowadziło do niespodziewanej zmiany sposobu funkcjonowania centrum zarządczego tejże wspólnoty na właściwy dla Cywilizacji Turańskiej, czyli powstania niekontrolowanego ośrodka władzy, narzucającego swoje decyzje siłą, przy pomocy m.in. instrumentalnie traktowanego prawa, któremu ośrodek ten sam w sobie nie podlega.

   W zasadzie jedyną możliwą formą działania na rzecz przetrwania i odbudowy Cywilizacji Łacińskiej, jest wykształcenie ludzi świadomych istnienia różnic cywilizacyjnych, znających i rozumiejących sposób funkcjonowania człowieka na różnych etapach kształtowania osobowości oraz mających wiedzę o istnieniu narzędzi do zarządzania takimi kryzysami, gdyż jedynie spośród takich ludzi może wyłonić się nowa generacja elit, tak potrzebnych dla odzyskania przez Europę pozycji światowego lidera Cywilizacji Łacińskiej.
   Pozycja ta jest z kolei niezbędna dla skutecznego zachęcenia innych ludzi do włączenia się w nowoczesny sposób działania wspólnoty ludzi wolnych do czynienia dobra i zdolnych do jego obrony. Taka bowiem Europa i właściwy jej personalistyczny model współpracy ludzi jako pewien wzorzec, jest konieczny dla zminimalizowania w skali globalnej ryzyka wystąpienia światowego konfliktu pomiędzy wiodącymi cywilizacjami, dążącymi obecnie do narzucania siłą właściwych sobie rozwiązań. I tak należy rozumieć rolę Polski i z tej perspektywy oglądać wściekły atak "bizantyńców" i turańszczyzny na moskiewską modłę.

 

   Aby zrozumieć genezę tego konfliktu, nabrać do niego odpowiedniego dystansu i przestać się wzbudzać emocjonalnie, musimy się cofnąć aż do zamierzchłych czasów, kiedy Wojciech Sławnikowic z Czech, mnich benedyktyński i ex-biskup praski, a prywatnie znajomy cesarza rzymskiego Ottona III (bardzo zresztą przez niego ceniony), w trakcie misji ewangelizacyjnej do plemion pruskich zorganizowanej na jego prośbę przez Bolesława Chrobrego, złamał nakaz wiecu pruskiego natychmiastowego opuszczenia ich ziem oraz zakaz wstępu do gaju poświęconego pruskim bóstwom, za co został zabity.

   Jego ciało zostało wykupione przez Chrobrego, zresztą również dobrego znajomego wspomnianego Ottona III. Ten młodziutki władca, król Niemiec i świeżo koronowany Cesarz Rzymski Narodu Niemieckiego, o sposobie myślenia ukształtowanym w większym stopniu przez jego babkę, św. Adelajdę, niż przez nauczycieli wybranych mu przez matkę, księżniczkę bizantyńską Teofanię, będącą z babką w silnym konflikcie, był wyjątkiem w całej wcześniejszej i późniejszej linii władców niemieckich. Znajomość z Bolesławem Chrobrym oraz cesarskie plany, dotyczące wspólnoty plemion słowiańskich pod berłem Piastów jako części odradzającego się Imperium Rzymskiego, spowodowały, że dla księcia Polan pojawiła się szansa na zyskanie podmiotowości w oczach świata Zachodu, w drodze uznania niezależności państwa Piastów i jego władcy przez Ottona III.
   Na przeszkodzie stał brak własnego biskupstwa, którego powstanie wiązało się m.in. z koniecznością posiadania niezwykle kosztownych i trudnych do uzyskania relikwii. Ale szybka beatyfikacja św. Wojciecha spowodowała, że można było wykorzystać to króciutkie okienko w historii na zorganizowanie Zjazdu Gnieźnieńskiego, na którym w roku 1000 Otton III założył w Gnieźnie archidiecezję, a więc strukturę podległą bezpośrednio papieżowi, co dawało emancypację od niemieckich struktur kościelnych, zaś uznanie przez cesarza niezależności państwa Piastów symbolicznym przekazaniem kopii włóczni św. Maurycego – ochronę przed pretekstami dla niemieckiej ekspansji.

   Niemniej zabójstwo św. Wojciecha, którego morderca, pogański kapłan Sicco, stracił wcześniej brata na wojnie z Polakami, nie jest niezrozumiałym wybrykiem, lecz wpisuje się w cały szereg indywidualnych dramatów i plemiennych konfliktów wcześniejszych i późniejszych, aż wreszcie, bez mała ćwierć tysiąclecia później, Konrad Mazowiecki zaprosił rycerski Zakon Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego, świeżo wyrzucony z Węgier ze względu na nieudaną próbę znalezienia sobie własnego miejsca na mapie ówczesnego świata, aby wsparli księstwo mazowieckie w walce z najazdami pruskimi.

   Skutek? Kolejne dwieście lat wojen, tym razem polsko-krzyżackich i oczywiście najbardziej znany moment, czyli bitwa pod Grunwaldem, choć także – bardziej nawet znacząca dla współczesnych, a dziś niemal zupełnie zapomniana poza kręgiem fachowców – bitwa pod Koronowem, której bezpośrednim efektem było zawarcie pierwszego pokoju toruńskiego w 1411.

   Ale też skutkiem konfliktu z Krzyżakami było wybitne zwycięstwo odniesione przez Pawła Włodkowica z Brudzewa, byłego już wtedy rektora Akademii Krakowskiej, na soborze w Konstancji w latach 1414-18, który swoją pracą „Tractatus de potestate papae et imperatoris respektu infidelium” ("O władzy papieża i cesarza nad niewiernymi") wytrącił Krzyżakom z ręki najpotężniejszy oręż jakim dysponowali, a mianowicie wsparcie finansowe możnowładców europejskich, udowadniając w nim, że główna teza Krzyżaków o nawracaniu pogan siłą jest sprzeczna z Ewangelią i jako taka powinna być uznawana za herezję.
   I to właśnie dzieło, a właściwie jego tezy i sposób ich udowadniania, doprowadziło do zwycięstwa tegoż Pawła Włodkowica nad Krzyżakami przed sądem papieskim w Rzymie w 1421, zaś jego stworzenie pokazywało jakże głęboką ewolucję polskiej myśli politycznej na przestrzeni poprzednich dwustu lat, czyli od sprowadzenia Krzyżaków w 1226 r
    
   
   Ale spójrzmy na ten fragment historii pod kątem analizy rozbudowującego się konfliktu cywilizacyjnego, co pozwoli na dostrzeżenie analogi ze źródłami konfliktów w czasach nam znacznie bliższych, a nawet i dziś, choćby w trakcie dzisiejszej awantury w Parlamencie Europejskim.

   W etapie pierwszym, związanym z czasami św. Wojciecha, plemiona pruskie, tworzące luźną federację zbiorowości o strukturze społecznej opartej o odpowiednik rodów i klanów, organizują wyprawy łupieżcze na ziemie zamieszkałe przez Słowian, ludy o podobnej strukturze, ale odmiennej organizacji życia zbiorowego, którzy to Słowianie w sprawie wspomnianych rozbójniczych najazdów bynajmniej nie pozostają napastnikom dłużni.
   O ile wśród plemion pruskich nie było i być nie mogło centralnego ośrodka władzy, gdyż najwyższą władzę sprawował u nich wiec, o tyle wśród Słowian taki ośrodek zaczynał się kształtować, co było związane z koniecznością obrony przed zorganizowaną ekspansją plemion germańskich i parciem księstw niemieckich na wschód.
   W obydwu wypadkach oddolna struktura społeczna, wymagająca legitymizacji wodza plemienia przez akceptujących ją poddanych, powodowała, że potencjalny kandydat na księcia stawał przed koniecznością wskazania wspólnego celu, dla realizacji którego można było oczekiwać zjednoczenia wysiłków. W państwie Piastów celem takim stała się obrona przez niemiecką ekspansją, również w aspekcie sposobów wdrażania chrześcijaństwa, podczas gdy w federacji plemion pruskich cele były tylko krótkoterminowe, związane z doraźnymi działaniami zaczepnymi lub obronnymi.

   Pewnym paradoksem jest, że metody narzucenia chrześcijaństwa plemionom słowiańskim przez pierwszych Piastów niewiele się różniły od stosowanych dwanaście pokoleń później przez Krzyżaków wobec plemion pruskich. Ale też i te dwieście kilkadziesiąt lat, dzielących Chrobrego w państwie Polan wraz z wyprawą św. Wojciecha (+997 r) od Herkusa Monte, potomka pruskich notabli, siłą zabranego w dzieciństwie rodzicom przez Krzyżaków i wykształconego w Magdeburgu przywódcy II powstania zjednoczonych plemion pruskich przeciwko Krzyżakom (1260-1275, czyli czasów, gdy Łokietek dopiero dorastał na dworze krakowskim by objąć samodzielne rządy w swojej dzielnicy, zaś w odległym włoskim Orvietto cud eucharystyczny stał się przyczyną ustanowienia święta Bożego Ciała, napisanie liturgii do którego papież Urban IV zlecił św. Tomaszowi z Akwinu), pozwalają dostrzec pewne podobieństwa między możliwym ujęciem chrześcijaństwa u ludzi pochodzących z tych dwu, przez wieki wrogich zbiorowości, a jakże jednak odmiennym od prezentowanego przez Krzyżaków, zaś wystąpienie Pawła Włodkowica, będące efektem kolejnych stu pięćdziesięciu lat rozwoju tej myśli, wtedy już polskiej, pokazało wykształconą przez te lata, głęboką odmienność cywilizacyjną pomiędzy Polakami a Krzyżakami.

   W tym starciu myśli, to Polacy reprezentowali rodzącą się nową myśl europejską, skoncentrowaną na dążeniu człowieka do nieustannego, coraz dokładniejszego poznawania realnie i obiektywnie istniejącej prawdy o całym świecie (co zresztą spowodowało rozkwit nauki jako takiej), czyli na działaniu wymagającym przyjęcia postawy pokory wobec własnych przekonań, tj. gotowości do ich zmiany pod wpływem nowych faktów - myśl, która upowszechniła się wskutek powstania kultu Bożego Ciała wraz z przekonaniem o istnieniu konkretnej rzeczywistości nie obejmowanej zmysłami.
   Krzyżacy reprezentowali “starą” Europę, która nadal chciała mieć “patent na nieomylność” by tkwić w przekonaniu o słuszności swoich racji nie ze względu na ich sprawdzoną poprawność, ale ze względu na to, że są to ich racje. Przecież w sporze przed sądem papieskim to właśnie oni bronili przekonania o możliwości rozstrzygania racji siłą, również w wykonaniu państwa.

   Stary spór, sięgający korzeniami konfliktu arystotelesowskiego realizmu z platońskim idealizmem i odmiennego rozumienia pojęcia “prawdy”. To przecież trzysta pięćdziesiąt lat przed Chrystusem, padło słynne “Amicus Plato sed magis amica veritas” (“Przyjacielem Platon, lecz większym przyjacielem prawda“), unaoczniające istnienie tego właśnie fundamentalnego sporu, który po niespełna czterystu latach znalazł odbicie w co roku cytowanym zdaniu: “A cóż to jest prawda?“.

   Zwiedzanie Malborka to nie tylko okazja do zobaczenia Letniego Refektarza, słusznie uważanego za jedno z najwybitniejszych dzieł architektury i sztuki budowlanej, ale też do refleksji nad upadkiem jednej z najpotężniejszych instytucji ówczesnej Europy, zakonu silniejszego i majętniejszego od Templariuszy i Joannitów, a pokonanego nie tylko zbrojnie przez zjednoczone siły polskie i litewskie, ale przede wszystkim potęgą polskiej myśli filozoficznej, która odebrała mu rację działania.

   Ale niemniej jest to także okazja do konstatacji, że właściwe Krzyżakom postulaty sprawowania rządów przetrwały i zostały przeniesione przez wieki w ramach wyemancypowanych Hołdem Pruskim elekcyjnych Prus Książęcych aż do nowego państwa, Królestwa Prus, które to metody, po rozbiorach Rzeczpospolitej i wskutek działań Bismarcka, stały się dominujące w jednoczącej się ponownie Rzeszy Niemieckiej, będąc potem przyczyną dwóch wojen światowych oraz źródłem dokładnie tego samego, obserwowanego przez nas konfliktu wewnątrz dzisiejszej Unii Europejskiej, pomiędzy - jak już wspomniano - zwolennikami koncepcji państwa jako instytucji działającej w wyniku decyzji wolnych obywateli, powołanej dla ochrony ich wolności, a państwa jako nadrzędnego nad obywatelami, władnego do narzucania im siłą rozwiązań, w tym również o charakterze moralnym.

   Jest to dokładnie ten sam konflikt, którego przejawem była bitwa na polach Grunwaldu czy wysłanie delegacji wypowiadającego Krzyżakom posłuszeństwo Związku Miast Pruskich do Kazimierza Jagiellończyka z prośbą o przyłączenie ich ziem do Korony, ale też i Reformacja w Europie, a w efekcie losy Mennonitów, którzy uciekając z Królestwa Niderlandów przed prześladowaniami religijnymi, znaleźli w Królestwie Polskim wolność wyznania, w zamian w zasadzie tworząc Żuławy Wiślane, osuszając je za pomocą specjalnie zaprojektowanej sieci kanałów i przepompowni, a którzy po zaborze tych ziem przez Królestwo Prus, zostali tejże wolności pozbawieni.

   A sytuacja ludności polskiej na terenach zaboru pruskiego? Czyż nie jest to znakomity przykład ciągłości tego konfliktu? W tym historia objawień maryjnych w Gietrzwałdzie, jedynych w Polsce uznanych przez Kościół i jedynych w języku polskim, których treść była w zasadzie gotowym programem odbudowy i przebudowy Narodu Polskiego dla przygotowania fundamentów do oporu przed mającymi nadejść prześladowaniami “HaKaTy”, ale też i do odbudowy Państwa Polskiego po odzyskaniu niepodległości.

   I dalej, przecież ta sama krzyżacka teza o możliwości nawracania pogan siłą i eliminacji opornych, choć tym razem z innym rozumieniem pojęć “nawracanie” oraz “poganie”, znalazła odbicie w “Intelligenzaktion”, czyli systemowym mordowaniu Polaków mieszkających m.in. na tych ziemiach, czego przejawem jest choćby niemiecki nazistowski obóz koncentracyjny Stutthof w Sztutowie.

   Nic się nie zmieniło, choć jak na razie nikt do nas nie strzela, a polski premier w Parlamencie Europejskim wygłasza historyczne przemówienie o głęboko łacińskiej treści, wytykając bezprawną próbę zawłaszczenia Unii Europejskiej już nie przez "bizantyńców", bo ci przynajmniej są poddani prawu które stanowią, ale przez lewaków o turańskiej mentalności, wykorzystujących prawo wbrew jego istocie, a więc nie dla celów wspierania wspólnoty przy wystąpieniu konfliktów, ale instrumentalnie, jako narzędzia bezprawnego nacisku na wspólnoty ludzi wolnych.

   I tak już od ośmiuset lat, bo przecież w 2026 będzie akurat okrągła rocznica sprowadzenia Krzyżaków)...

Zaiste, "na Zachodzie bez zmian"...

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (6 głosów)

Komentarze

Podzielam zdanie Rebeliantki, choć ja ani wielu poruszanych w nim kwestii nie znałem ani nie podzielam wszystkich tez Autora. Pewnie do tekstu jeszcze wrócę (być może w nawiązaniu do innego, gdzie centralnym pojeciem jest prawda, która niestety, w jakimkolwiek dostatecznie precyzyjnym sformułowaniu nie istnieje), ale w tej chwili chcialbym zwrócić uwage na fragment, który w moim pojęciu może miec dla nas wszystkich znaczenie zasadnicze. Autor pisze :

"W zasadzie jedyną możliwą formą działania na rzecz przetrwania i odbudowy Cywilizacji Łacińskiej, jest wykształcenie ludzi świadomych istnienia różnic cywilizacyjnych, znających i rozumiejących sposób funkcjonowania człowieka na różnych etapach kształtowania osobowości oraz mających wiedzę o istnieniu narzędzi do zarządzania takimi kryzysami, gdyż jedynie spośród takich ludzi może wyłonić się nowa generacja elit, tak potrzebnych dla odzyskania przez Europę pozycji światowego lidera Cywilizacji Łacińskiej."

I ja się z tym zgadzam. No i mam pytanie. Skąd wziąć czas na ukształtowanie tych elit?

 

Vote up!
4
Vote down!
0
#1633616

Ta skrócona lekcja historii może i znakomita...ale co z niej wynika?
Jak wniosek? Tego mi brakuje.

Przekonanie o istnieniu konkretnej rzeczywistości nie obejmowanej zmysłami nie wystarczy aby żyć po ludzku, by być w pełni człowiekiem...by coś się zmieniło na zachodzie i na wschodzie.

Przekonania własne są często dalekie od rozumu, sprawiedliwości ,wyniosłe i zarozumiałe. Powodują zamęt i zgorszenie. Ideologia covid jest tego najlepszym przykładem.

Sam rozum, nawet najgenialniejszy, ograniczony do natury, prowadzi na manowce, odczłowiecza.
Tylko rozum oświecony prawdziwą wiarą pozwala sensownie żyć, porozumiewać się z innymi ludźmi, budować wspólnoty, rodziny, narody.
Sama cywilizacja łacińska nie wystarczy. Potrzeba łaski i modlitwy.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0

Verita

#1633619

"Przekonania własne są często dalekie od rozumu, sprawiedliwości ,wyniosłe i zarozumiałe."

A poniewaz przekonania w zasadzie uzasadnienia nie wymagają więc ludzie często myla je z pogladami (które uzasadniać wypada). I bywa z tym kłopot. Wspomniana przez Veritę wiara :

"Sam rozum, nawet najgenialniejszy, ograniczony do natury, prowadzi na manowce, odczłowiecza.
Tylko rozum oświecony prawdziwą wiarą pozwala sensownie żyć, porozumiewać się z innymi ludźmi, budować wspólnoty, rodziny, narody.
"

jest pewnie wyjściem najlepszym. Nie dla każdego, niestety, osiągalnym. Nikt nie zna dróg dystrybucji koniecznej do tego łaski Boga.

Vote up!
2
Vote down!
-1
#1633625