Płace – powtórka z rozrywki

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Rozlegające się gromkie głosy oburzenia po zapowiedzi podwyższenia płacy minimalnej brzmią dziwnie, bowiem kilka miesięcy temu podczas strajku ZNP to samo środowisko prześcigało się w obietnicach podwyżek nauczycielskich pensji.

 

Oferowanie nauczycielom pieniędzy oczywiście nie miało by wpływu na finanse państwa. Oraz nie wpłynęłoby na powstanie czy też powiększenie dziury budżetowej, jaką ostatnio odkryli starający się za wszelką cenę o reelekcję posłowie b. KUKIZ’15. ;)

A wcześniej?

Pamiętamy przecież oburzenie, z jakim ówczesny guru ekonomiczny Ryszard Petru grzmiał przeciw programowi 500+.

Jego zdaniem to pisowskie rozdawnictwo spowoduje, że tzw. scenariusz grecki okaże się tylko wprawką do prawdziwej tragedii, jaka za moment wybuchnie nad Wisłą..

Podobnym mędrków było więcej.

Der Onet, gazeta.pl i inne równie wiarygodne media co chwilę opisywały patologie wywołane tym antypolskim i antyeuropejskim „rozdawnictwem”.

Jakby brać na poważnie wszystkie te rewelacje okazałoby się, że 500+ patologiczni rodzice jak jeden mąż zużywają dodatek jak nie na alkohol, to na piwo czy jabole. Przy czym za patologiczną uchodziłaby rodzina mająca więcej, niż jedno dziecko. ;)

Latem zeszłego roku byłem nad polskim morzem. Pomiędzy kebabami, których ilość przewyższyła nawet tą w… Turcji (na km drogi, rzecz jasna ;) ) udało mi się wypatrzeć małą, lokalną smażalnię ryb.

A przecież nie był nad morzem ten, co nie zakosztował świeżo złowionej i upieczonej ryby!

Już po drugiej wizycie zaprzyjaźniłem się z właścicielem.

Jego zdaniem mali i drobni przedsiębiorcy powinni ustawić się w kolejce na Nowogrodzkiej i czekać cierpliwie na Prezesa.

Po to tylko, by złożyć mu osobiście podziękowania.

500+ bowiem pozwolił na to, by nad morzem pojawili się również ci ubożsi, ale posiadający dzieci. A więc ci, którzy korzystali z takich lokali gastronomicznych jak ten, który odwiedzałem. Uważający się za establiszment tam nie zachodzą, choć ryby są świeżutkie, prosto z Bałtyku, a nie głęboko zamrażane gdzieś tam nad Morzem Chińskim i przewożone tygodniami do Polski, które to oferują knajpy z przyciemnionymi szybami i klimatyzacją. Oraz ceną zaporową dla większości naszych rodaków.

Tylko u niego obroty w porównaniu do stanu sprzed wprowadzenia 500+ skoczyły o jakieś 30 – 40 %.

To samo odczuli właściciele małych sklepów, pensjonatów.

Tak samo stało się w głębi kraju.

500+ dało impuls do utrzymania na powierzchni małych rodzinnych przedsiębiorstw, które lada moment upadłyby zdławione przez sieciówki w rodzaju Lidla, Biedronki czy Aldi’ego.

To bardzo ważne. Potrzebny jest impuls, który wywoła ożywienie drobnego handlu i usług.

Nic nie da nawet najbardziej uczony wywód o pozytywnych walorach zdrowej żywności, gdy z trudem stać mnie na żywienie się najtańszymi wyrobami z Biedronki.

Na nic najbardziej ekologiczne rozwiązania w nowym samochodzie, skoro za jego cenę mogę kupić sobie 6-8 starych.

Dygresja, aczkolwiek jak najbardziej na temat

Po komunie odziedziczyliśmy państwo z systemowym dławieniem popytu wewnętrznego.

Telewizor kolorowy, na który trzeba było oddać więcej średnich miesięcznych pensji niż za samochód małolitrażowy w Niemczech zachodnich był tego najbardziej jaskrawym przykładem. Tak było za najbardziej prozachodniego Edwarda Gierka.

PRL i cały Układ Warszawski miały przynajmniej na usprawiedliwienie to, że szykowano się do wielkiej wojny w obronie pokoju, więc zamiast na masło trzeba było pieniędzy na czołgi i armaty.

Dokładnie taką drogę wytyczyła Japonia po I wojnie światowej. A także najbardziej zmilitaryzowany kraj świata lat 1930-tych, czyli Związek Sowiecki.

To nic, że na parę butów pracujesz dwa miesiące (a i tak trudno je kupić!), ale za to fabryka, w której pracujesz, miesięcznie wytwarza więcej pocisków, niż jest ludzi na świecie!

W Japonii radykalna zmiana nastąpiła po militarnej klęsce, kiedy zamiast dbać o to, by armia była uzbrojona po zęby zaczęto kombinować, by każdemu wystarczyło ryżu.

Na początek.

Tymczasem Polska ponad pokolenie temu wkroczyła na drogę budowania kapitalizmu, a jedyny efekt to ten, że nawet płace w Chinach zaczynają doganiać nasze (stan na 2015).

Dwa rozumienia gospodarki – jedno, zupełnie niesuwerenne, zakładające a priori, że po wsze czasy będziemy chorym człowiekiem Europy, zdolnym jedynie do „produkowania” potrzebnych w bogatszych krajach specjalistów wszelkich branż (lekarzy, informatyków, budowlańców itp.); drugie – dające nadzieję wybicia się na niezależność ekonomiczną (przynajmniej w ramach, w jakich możliwe to jest Holandii, Belgii czy też Niemcom).

Drugi wariant zależny jest wyłącznie od rozwoju sektora usług (i produkcji) skierowanego na zaspokajanie wewnętrznych potrzeb kraju.

Pora najwyższa zrozumieć, że zaciskanie pasa po to, by na około wszyscy inni mieli z nas korzyść prowadzi donikąd.

Państwo jest tak bogate, jak jego obywatele.

Tymczasem u nas rzekomo najbliżsi zwykłego człowieka samorządowcy zachowują się tak, jakby nie mieli pojęcia, w jakim kraju żyją.

Klasycznym przykładem jest Kraków.

Tzw. walka ze smogiem, czyli nakładanie na ludzi kar za to tylko, że powodowani biedą palą czym popadnie, a nie drogim i dobrym węglem z naszych kopalń nieco przypomina westchnienie pewnej arcybogatej pani – nie mają chleba? Niech jedzą ciastka.

Nic nie da nawet najbardziej uczony wywód o pozytywnych walorach zdrowej żywności, gdy z trudem stać na żywienie się najtańszymi wyrobami z Biedronki.

Na nic najbardziej ekologiczne rozwiązania w nowym samochodzie, skoro za jego cenę mogę kupić sobie 6-8 starych.

Smog itp. jest wytworem biedy, a nie kaprysem społeczeństwa.

Nie ma innej drogi.

Popyt wewnętrzny musi rosnąć szybciej, niż następuje wzrost gospodarczy.

Przedsiębiorca otwiera nowy biznes nie dlatego, że ma kaprys jeżdżenia Mercem (tak niestety sądzą czasem jeszcze urzędnicy skarbowi!), ale dlatego, że zobaczył niszę na rynku. I stara się ją zapełnić.

Zabawne jest też mówienie o tym, że „dodruk” pieniądza może pobudzić inflację w sytuacji, gdy tylko 10-13% środków płatniczych na rynku pochodzi od Państwa, cała reszta zaś została wykreowana przez komercyjne banki, jest tylko próbą wmówienia społeczeństwu, że musi być na kolanach.

Zwróćcie też uwagę na rzekomy lament przedsiębiorców.

Krzyczą ci, którzy nastawili się na obsługę klienta zagranicznego.

Tam faktycznie podwyższenie płac oznacza wzrost kosztów.

To jednak można ograniczyć poprzez racjonalizację zatrudnienia i… zmniejszenie zysku przedsiębiorcy, który to zbyt często rażąco odbiega od płacy przeciętnego robotnika danej firmy.

I teraz powinniście wytknąć mi bolszewizm. ;)

Za chwilę pewnie rzucę grab zagrabione! niczym jakiś Lenin czy inny Uljanow. ;)

Nic z tych rzeczy, proszę państwa.

Podstawowe prawo kapitalizmu, odkryte przez Henry’ego Forda, w Polsce zaś rozpowszechnione np. przez miesięcznik Tęcza (23 czerwca 1928 r.) brzmi:

Dobrze płacony robotnik jest równocześnie konsumentem zwiększonej produkcji. Stąd obie te zasady łączą się ze sobą funkcjonalnie, tworzą łańcuch przyczyn i skutków.

Zrozumienia tej podstawowej prawidłowości brakuje najwyraźniej wszelkim macherom ekonomicznym począwszy od Balcerowicza a na Vincencie Rostowskim skończywszy.

Dlatego m.in. ciągle jeszcze spora części pracujących bierze urlopy nie po to, aby odpocząć, ale po to by np. wyremontować mieszkanie.

Nie wiem, jakie jest wasze doświadczenie biznesowe, drodzy czytelnicy, ale ja, jako człowiek stosunkowo łatwy do odnalezienia w KRS i to od 1987 roku obiema rękami podpisuję się pod powyższym.

Zresztą innej drogi nie ma.

Jeśli macie znajomego, i to dobrego znajomego, prowadzącego np. firmę budowlaną, zapytajcie go o zarobki jego pracowników.

Wierzcie mi, że stanowią one często wielokrotność najniższej krajowej przewidywanej w 2021 r.

I to już dzisiaj!

Dobry fachowiec, by zarobić, nie musi wyjeżdżać do Anglii czy też Niemiec, by utrzymać rodzinę na jako takim poziomie.

Nie da się dłużej utrzymywać fikcji i sztucznie zaniżać poziom płac w Polsce.

Opowieści o rzekomym zacofaniu technologicznym również między bajki trzeba włożyć.

Gliwicki zakład Opla (obecnie własność koncernu PSA) należy do najnowocześniejszych w Europie.

Płace tam są dobre, ale wg kryteriów naszej części Europy.

Z kolei zarobki wyższej (najwyższej?) kadry zarządzającej często przebijają swoje odpowiedniki w starych krajach UE.

Pomijam już oszusta Birgfellnera, który żąda za swoje usługi zapłaty równej zarobkom kanclerza Austrii za 20 kadencji (80 lat).

Ale warto porównać zarobki szefów banków, czy też naszej poczciwej Orange (dawniej Telefonia Polska) z zarobkami prezesów np. w Portugalii.

Patrząc na nie widać wyraźnie, że mamy tutaj dokładnie odbitą sytuację, jak istniała ongiś w afrykańskich koloniach europejskich mocarstw.

Tylko w kolonii można „nachapać się”.

A tubylcy?

My mamy oddać złoto, w zamian za paciorki i lusterka. ;)

Cóż, może się mylę. Może nie mam racji, a koncepcje gospodarcze PiS można o przysłowiowy kant Rus(z)kiewicza roztrzaść. ;)

 

Ale duszenie popytu wewnętrznego, co realizowaliśmy od 1989 r. po 2015 jakoś nie dało rezultatu.

Droga nakreślona przez Balcerowicza (faktycznie zaś przez jednego z ludzi Sorosa) okazała się błędna.

 

Dlatego właśnie 13 października głos oddam na PiS.

Choć zdaję sobie sprawę z mankamentów i ułomności tej partii.

Jest jednak najbardziej propolska ze wszystkich innych startujących w wyborach.

 

 

Nie ma nikogo innego, kto gwarantowałby nam... Polskę.

 

11.09 2019

Twoja ocena: Brak Średnia: 4.5 (9 głosów)

Komentarze

podstawa strawy

 

czyż nie są lepsze

naturalne potrawy

szczaw i mirabelki

podstawą strawy! 

 

PS I oczywiście popijane  krystalicznie czystą wiślaną Trzaskowianką!

Vote up!
4
Vote down!
-2

jan patmo

#1602331

O to się rozchodzi, popyt wewnętrzny, powiadają, że jak kiedyś w dojczlandzie. Poprzedni rządzący nie tylko tego nie chcieli ale logicznie odpowiadają za utracone szanse rozwoju. Jes!i ktoś wyciera sobie dziś mordę rozdawnictwem, socjalem, kupowaniem głosów - to zamiast się rozpisywać, starczy wskazać palcem, jacy to odpowiadają za takie upodlenie Polski, że byle dodatek czy podwyżki są traktowane jako cud zamiast normalności. A jaki wściekły kwik! To tylko obnaża antypolskość różnych szumowin, które - gdyby naprawdę miały to znów za nierealne- powinny się na logikę cieszyć z tego, jak się PiS wyłoży ale to utraty poparcia im szkoda, już dawno żadne racje za nimi nie stoją tylko emocje i straszenie. Zresztą co tu dużo gadać, skoro pobierających 500+ przedstawiano jako hołotę, taka to europejskość i wrażliwość społeczna. Może być wreszcie normalnie.

 

Vote up!
3
Vote down!
-1

„Od rewolucji światowej dzieli nas tylko Chrystus” J. Stalin

#1602337

Zastanawia mnie jedna rzecz: czy wy tego nie widzicie czy widzieć nie chcecie?

Dla mnie jest oczywistym że ceny w Polsce galopują od pewnego czasu. Przynajmniej ceny tych rzeczy które są najczęściej kupowane. Mnie nie dotyczy efekt żaby która nie dostrzega że podnoszą jej temperaturę powolutku ponieważ jestem w Polsce jedynie od czasu do czasu i za każdym razem muszę wybierać więcej i więcej pieniędzy z automatu niż robiłem to rok wcześniej, mimo że kupuję zawsze to samo. Muszę wybierać dużo więcej...

Nie interesuje mnie oficjalnie podawana inflacja, bo co mnie może interesować spadek ceny lokomotyw? Za rzeczy które zawsze kupowałem i kupuję muszę płacić duuuużoooo więcej niż każdego poprzedniego roku. W Polsce ma się rozumieć, bo tu gdzie mieszkam praktycznie ceny nie zmieniają się.

By nie być gołosłownym podam tylko kilka przykładów z różnych działek:

- bilet autokarem z Okęcia na Podkarpacie gdzie mam swój dom skoczył przez rok z 51 PLN na 62 PLN. Znajomi mówią: "to tylko 11 złotych". TYLKO 11 ? To przecież 20% w ciągu roku!

- Mój ulubiony tatar w mojej ulubionej restauracji w małej miejscowości na Podkarpaciu poszedł w górę 26% i też tylko w ciągu roku. Zresztą tak jak większość innych dań a nawet kawa. 

- Koszule, spodnie, które rytualnie co roku sobie kupuję zawsze w tym samym sklepie bo są ładne i Made in Poland poszły wszystkie w górę od 5 do 10 złotych. To jest ponad 10%.

- Wypożyczenie łodzi na Mazurach... czy ktoś ma wątpliwość w jakim kierunku poszły ceny i jak bardzo?

Wszystko czego w Polsce nie dotknę idzie mocno w górę rok za rokiem. O usługach budowlanych i kosztach remontów nawet nie wspomnę bo tutaj skala wydaje się kończyć. Przypominam - tu gdzie mieszkam ceny nawet spadają. 

Jak myślicie - co jest tego powodem? Nie odpowiadajcie...

Vote up!
2
Vote down!
-3
#1602382

rodzimy biznes? Akurat znam sporo osob, które dostarczają towar do sieci dyskontów. Nikt, powtarzam nikt, nie podniósł ceny. Co więcej, w przypadku producentów rolnych szantażuje się, że jak nie opuszczą cen, to w sklepach będzie towar portugalski, hiszpański, holenderski czy z Maroka. Jeśli widzisz podwyżki, to dzieje się tak dzięki kapitałowi obcemu.

 

Vote up!
4
Vote down!
0
#1602403

prosta sprawa. Sojusz starej lewicy i zsl-owców z folksdojczami ustawił hurtownie spożywcze, giełdy rolne na kursie kolizyjnym z PIS. Nie odkryję tajemnicy jeśli napiszę że spółki nomenklaturowe w pierwszej kolejności przejmowały sektory kluczowe dla gospodarki. Stąd min. stare komuchy dostały się do parlamentu EU. Sojusz zdrajców ruskich i pruskich wiecznie żywy.

Vote up!
4
Vote down!
0

norwid

#1602407

Pod tym tekstem mógłbym się podpisać.

Od dawna opisuję działania PIS jako dolewanie pieniądza do gospodarki wydrenowanej ze środków płatniczych przez lichwiarską międzynarodówkę. I chwała im za to.

Jednym z efektów na dziś to brak recesji w Polsce w porównaniu choćby do Niemiec.

Vote up!
3
Vote down!
0

norwid

#1602404

Nie do końca tak jet z tym brakiem recesji w porównaniu do Niemiec Norwidzie. Znam to z pierwszej ręki. Twoje spojrzenie jest zbyt uproszczone.

Firmy niemieckie, francuskie, ogólnie zachodnie, wchodząc w recesję lub w spowolnienie gospodarcze ratują się jak mogą przed spadkiem zysków przez szukanie tańszych dostawców swoich komponentów. Właśnie w takim okresie polska gospodarka może nie tylko nie spowalniać ale nawet przez chwilę rosnąć jeszcze szybciej. Korzystając z faktu że jakość produkcji z Polski jest stosunkowo wysoka a koszt produkcji niższy niż u siebie, firmy zachodnie zastępują rodzimych dostawców dostawcami z Polski. Robią to zwłaszcza teraz na potęgę. Kiedy jednak ich własna sprzedaż spadnie to i wielkość zamówień u polskich dostawców będzie musiała spaść. Tym niemniej na razie jest boom na Made in Poland kosztem ich rodzimych producentów.

Kiedy Polska zbliży się na tyle do Niemiec że taka polityka będzie już mało opłacalna, wtedy każdy kryzys u nich będziemy też przechodzili u siebie. Może nawet jeszcze mocniej, bo w takiej sytuacji najpierw tnie się i zamyka file zagraniczne.

Vote up!
2
Vote down!
0
#1602420