Ukraińcy mogą sprofanować polskie groby w miasteczku Kołki na Wołyniu
Kresowianie, miłośnicy i sympatycy Wołynia i Kresów oraz niezawodni blogerzy Niepoprawni. W miasteczku Kołki nad rzeką Styr na Ziemi Łuckiej na Wołyniu w nabliższych latach może odbyć się licytacja terenów pod nowe działki budowlane. Na tym terenie znajduje się polski cmentarz, który jeśliby do tego rzeczywiście doszło, to zostanie on ostatecznie zniszczony, a polskie szczątki barbarzyńsko sprofanowane, gdyż nikt nie zamierza Ich przenosić. Szok! Niedowierzanie!
Po takim właśnie nagłośnieniu sprawy do akcji raczył włączyć się (20 marca) polski Konsul w Łucku na Wołyniu. Poczyniono pierwsze, konkretne ustalenia! Naturalnie władze miasteczka Kołki zaprzeczają wszystkiemu, a jakże i zapewniają o swoich najlepszych intencjach, względem terenu polskiego cmentarza.
Za II RP miejscowość była gromadą Kołki, gmina Kołki, powiat Łuck, woj. Wołyńskie, parafia Kołki. Dawniej Romanów. Miejscowość bardzo ucierpiała w czasie napadów kozackich. Po którymś z pożarów zostały tylko Kołki. Kościół parafialny w czasie działań wojennych w 1916 r. został ostrzelany i wszystkie księgi parafialne uległy spaleniu.
W 1943 r. ośrodek partyzanckiej enklawy (tzw. Republika Kołkowska), utworzonej przez oddziały UPA. Na terenie Republiki Kołkowskiej nacjonaliści ukraińscy po zajęciu miejscowości Kołki 13 czerwca 1943 dokonali zbrodni na Polakach. W tym akcie banderowskiego ludobójstwa spalono około 40 osób w miejscowym drewnianym kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. W tych zbrodniach w samym miasteczku zginęło łącznie 68 Polaków, 1 Ukrainiec i 6 Rosjan.
Redakcja kresy.pl dotarła do informacji, o przekazaniu terenów na którym znajdują się polskie grobyw w miejscowości Kołki na Ukrainie na licytację. Według naszego informatora, napisali na swojej stronie, fakt licytacji spowoduje przekształcenie terenu na działki budowlane. Rada Sołecka w Kołkach nie zamierza dokonać wcześniejszej ekshumacji pochowanych tam szczątków Polaków. Licytacja ma nastąpić w ciągu najbliższych lat. Do artykułu dodano kilka zdjęć, które przedstawiają stan grobów na rok 2014. Opublikowł niejaki Lipinski, Niedziela, 19 marca 2017
Cały artykuł jest dostępny na stronie:
http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz%2Fukraina-teren-z-polskimi-grobami-w-kolkach-zostanie-zamieniony-na-dzialke-budowlana-foto
Z ostatnich informacji (2 kwietnia 2017) jakie do mnie dotarły w tej sprawie, to oficjalnie wójt Kołek oraz Polski Konsulat w Łucku potwierdzili, że planów sprzedaży nigdy nie było i że teren byłego cmentarza będzie ogrodzony oraz zostanie postawiona tablica upamiętniająca to miejsce. Konsulat miał się ponadto zobowiązać do pokrycia części kosztów budowy ogrodzenia oraz pokrycia kosztów za wystawienie tablicy upamiętniającej. Póki co walka się jeszcze nie skończyła, pertraktacje z władzami Kołek w sprawie cmentarza nadal trwają.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 6226 odsłon
Komentarze
Kultura, iście banderowska, stawiać domy na grobach
19 Marca, 2017 - 17:40
Janusz Horoszkiewicz z Huty Stepańskiej na Wołyniu: „Witam! Przesyłam kilka zdjęć z cmentarza, wykonanych w 2014 r. . Może na coś się przydadzą. Kultura, iście banderowska, stawiać domy na grobach. Podobnie stało się w Stepaniu, na Starym cmentarzu Worcellów postawili domy. Pozdrawiam Janusz Horoszkiewicz.”
Niedziela, 19 Marca 2017
E-mail: Janusz-Huta-Stepanska@wp.pl
Sławomir Tomasz Roch
Widziała łuny bijące w niebo z płonących okolicznych wsi
19 Marca, 2017 - 18:23
Tak jak Przebraże było jednym z największych ośrodków polskiej samoobrony na Wołyniu, tak też oddalone odeń o kilkanaście kilometrów na północ miasteczko Kołki było jedną z głównych baz Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). [...]
Kołki leżą przy starym gościńcu z Pińska do Łucka. Przecina je rzeka Styr, na której istniała przed wojną duża przystań przesiadkowa dla pasażerów łodzi płynących z Pińska do Łucka. [...]
W czasie II wojny światowej Niemcy założyli tam getto i po kilku miesiącach wymordowali wszystkich miejscowych Żydów. 13 listopada 1942 roku Ukraińcy dokonali jednego z pierwszych masowych na Wołyniu mordów ludności polskiej. W czerwcu 1943 roku Kołki opuścił garnizon niemiecki, a z nim niemal wszyscy miejscowi Polacy. Miasteczko opanowali nacjonaliści ukraińscy, tworząc tam jedną ze swoich głównych baz wojskowych. Po wyjściu Niemców banderowcy wyłapali pozostałych Polaków i w liczbie około 40 osób zamknęli ich w kościele, który podpalili.
W książce „Koncert grany żywym” Daniel Kac, który siedział w lwowskim więzieniu w Brygidkach w jednej celi z Jarosławem Stećko, zastępcą Bandery, i Jarosławem Staruchem, członkiem Prowidu (Zarządu OUN), przytoczył słowa Starucha wykrzyczane do jednego ze współwięźniów: „Wy, Żydzi i Polacy, przygotujcie sobie wiadro na krew i worek na kości”. Nienawiść rosła z biegiem czasu i nie dało się jej już zatrzymać. Kołki stawały się jednym z epicentrów oszalałych szowinistów.
Gdy banderowcy próbowali złamać obronę Przebraża i zlikwidować ten wielki warowny obóz liczący około 20 tysięcy Polaków, Kołki stały się głównym miejscem wypadowym dla atakujących Ukraińców. Taktyka walki była następująca: w pierwszych rzędach tyraliery szli żołnierze z karabinami w czapkach z tryzubem, a za nimi chłopi z siekierami i widłami oraz wozami przygotowanymi do załadunku zrabowanego mienia po zbiegłych bądź zabitych Polakach.
Senator Maria Berny
Z Przebrażem i Kołkami związane jest dzieciństwo senator RP, długoletniej animatorki kultury we Wrocławiu Marii Berny (rocznik 1932). Zapis dziewczęcych lat spędzonych na Wołyniu znajduje się w tomie jej wspomnień pt. „Wołynianka” (Wrocław 2015).
Maria Berny jest córką wołyńskich nauczycieli. Jej ojciec, Franciszek Waćkowski (1902-1991), urodzony w Aleksandrówce koło Żytomierza, początkowo kształcił się w Żytomierzu na organistę, ale później skończył studium nauczycielskie w Sokalu. Jej matka, Stefania z domu Tatara (1910-2003), po ukończeniu studium nauczycielskiego w Wieliczce trafiła do wołyńskiej wsi Trościanka i tam poznała swego męża. Tam też urodziła się ich jedyna córka, Maria - przyszła senator RP. Mimo że od ponad pół wieku mieszka we Wrocławiu, pytana skąd pochodzi, odpowiada: Z Wołynia. Czuję się Wołynianką nie tylko dlatego, że się tam urodziłam i mieszkałam 11 lat, lecz także dlatego, że to, co wtedy przeżyłam, jeszcze dziś waży na moim życiu. (...) Nigdzie nie widziałam tak pięknych, tak bujnych łąk jak na Wołyniu, ale i nigdzie też nie doświadczyłam takiego okrucieństwa i złamania wszelkich ludzkich obyczajów.
Szczęśliwe dzieciństwo Marii Berny skończyło się we wrześniu 1939 roku. Po wejściu Rosjan rodzice stracili pracę w szkole i zostali przewiezieni znad nowej granicy rosyjsko-niemieckiej 100 kilometrów na wschód - do wsi Hołodnica, 4 kilometry od Kołek. Tam jej ojciec przez pewien czas był jeszcze nauczycielem, a po zajęciu tych terenów przez Niemców został organistą w miejscowym kościele.
Rączka z miedzianym pierścionkiem
Kilkunastoletnia Maria Berny, uczęszczając do szkoły w Kołkach, była świadkiem, jak z tygodnia na tydzień potęgowała się nienawiść między Polakami i Ukraińcami, jak ginęli ludzie i jak szybko postępował proces depolonizacji całej okolicy. Była świadkiem likwidacji kołeckiego getta. Widziała łuny bijące w niebo z płonących okolicznych polskich wsi: Hołodnicy, Rudni, Tarażu, Chmielówki czy Zagajnik. Chodziłam do drugiej klasy - wspomina - miałam koleżanki i kolegów z różnych wsi i przysiółków, gdyż nie wszędzie były szkoły. Z Taraża - wsi pod Kołkami - przychodził chłopczyk, którego nazywaliśmy „Malowany”. Zimą brnął przez zaspy śnieżne w granatowym, szkolnym płaszczyku, opatulony w wełniany szal. Wchodził do szkoły czerwony od mrozu, jakby był umalowany. Lubili go wszyscy, bo był bardzo grzeczny, czyściutki i wszystkim się kłaniał, szastając nóżką. Ja i inne dziewczynki, jak to bywa w tym wieku, biegałyśmy za nim po korytarzu, wołając: „Malowany, malowany!”. Nie wiem, jak miał na imię. Jego znakiem szczególnym, w oczach dziewczynek powodem do zazdrości, było chyba miedziane kółeczko na palcu. Pierścionek! Prawdopodobnie była to jakaś skuwka, być może od starej obsadki. Nie wiem, ale był to obiekt pożądania dzieci.
W nocy płonął Taraż, a rano jak zwykle ze spalonych i zrabowanych wsi ci, którzy ocaleli, przywozili w skrzyniach poćwiartowane zwłoki. Do kościoła, żeby ksiądz pobłogosławił i żeby je pogrzebać na katolickim cmentarzu. Rodzice nie pozwalali mi wychodzić wtedy z domu, a już w żadnym razie nie wolno mi było przyglądać się zwłokom. Ale cóż, każdy zakaz można jakoś obejść.
Podeszłam do ogromnej skrzyni, w której leżały porąbane ciała kilku osób, nie pamiętam, czy tylko mężczyzn, czy i kobiet. Nie pamiętam nic - tylko małą rączkę z metalową skuwką na paluszku. Pamiętam tę rączkę do dziś, jak tkwiła między zakrwawionymi szczątkami ciał.
Takich opisów w książce wspomnieniowej Marii Berny jest wiele. Niektóre z nich wydają się wręcz absolutnie niewiarygodne. Porażają rozmiarem okrucieństwa i sadyzmem. Jest tam m.in. scena, gdy kąpiąc się w Styrze, w pewnym momencie znalazła się w otoczeniu płynących z nurtem rzeki zmasakrowanych ciał obwiązanych drutem kolczastym, napuchniętych, poczerniałych i cuchnących. Nie było tygodnia, by Styrem nie płynęły rozkładające się ludzkie zwłoki.
Gdy sytuacja dla Polaków mieszkających w Kołkach stała się już krańcowo niebezpieczna, Maria Berny z rodzicami schroniła się do Przebraża i tam była świadkiem wielomiesięcznej samoobrony Polaków gnieżdżących się w ziemiankach, lepiankach, w drewnianych budach, cierpiących w chłodzie, głodzie i ciągłym stresie.
Maria Berny opisała powtarzające się z różną intensywnością ataki banderowców na warownię przebraską. Po jednej z bardziej krwawych potyczek, gdy Polakom udało się odeprzeć kolejny atak, relacjonowała: Po bitwie, kiedy bandyci już się wycofali, nasze mamy i sąsiadki kopały na przedpolu warowni groby poległym Ukraińcom, a zdarzało się, że i dobijały tych prawie martwych, z których oczu, już niewidzących, sączyła się jeszcze nienawiść. Wiem, że to straszne, że nieszlachetne, że okropnością jest przyznawać się do tego, ale tak było. Moja mama byłą wstrząśnięta. Po rozmowie o takim przypadku, powiedziała: „No cóż i my, i oni jesteśmy tylko ludźmi. I my i oni pałamy chęcią zemsty, ale na pytanie, kto zaczął, trudno będzie odpowiedzieć”. Wtedy nie zdawałam sobie sprawy z wagi tego zdania. Dziś wiem, że można przeliczyć wagę winy na liczbę trupów, że wielkość winy jest oczywista, ale czy można dziś przeliczyć i na co siłę nienawistnych uczuć, które dla każdej ze stron są wciąż jeszcze nie do wybaczenia.
Po kilku miesiącach Maria Berny z rodzicami, głównie z powodu panującego głodu, opuściła Przebraże ciężarówką i znalazła schronienie w Łucku, w domu zaprzyjaźnionej rodziny Korczaków. Łuck z każdym dniem wypełniał się uciekinierami, bo zdawał się być jedynym w miarę bezpiecznym miejscem dla okolicznych Polaków z racji stacjonującego tam niemieckiego garnizonu. Maria Berny nie uwolniła się, mimo upływu dziesiątków lat, od pamięci o drastycznych scenach, które świadczyły, że ludzie stworzyli piekło na ziemi. Styrem wciąż płynęły zwłoki zabitych, których nikt już nie wyławiał i nie grzebał na cmentarzu, bo nie miał pewności, co z nim będzie w najbliższych godzinach i dniach.
11-letnia Maria słuchała na co dzień okropnych opowieści. Oto jedna z nich: W Kołkach przychodziła do nas czasem śliczna blondyneczka. Tęgawa, z warkoczykiem upiętym dookoła głowy (jak Julia Tymoszenko) i za namową mego ojca organisty, mimo że była prawosławna, w naszym kościele śpiewała w czasie nabożeństw czystym, silnym sopranem. Była żoną pracownika tartaku. On był Polakiem, a ona Ukrainką. Miała na imię Katia. Kiedy zaczęły się mordy, pani Katia przestała przychodzić do kościoła. Urodziła synka. W Łucku właśnie, przez uchylone drzwi, usłyszałam, jak mama opowiadała pani Korczakowej, że Katia na żądanie banderowców którejś nocy rozpłatała mężowi głowę siekierą, kiedy leżał w łóżku, a synka dwu- czy trzymiesięcznego zadusiła poduszką, żeby „lackie nasienie” nie zostało na ukraińskiej ziemi, a sama poszła do bandy. Ich dom drewniany stał nad samym Styrem. Kilka razy byłam tam z mamą. Czasem myślę, że może to nieprawda. Może to tylko mama zasłyszała gdzieś opowieść o takiej zbrodni. A tak naprawdę to państwo Boberowie (on Polak, ona Ukrainka) żyją gdzieś szczęśliwie ze swoim synem. Pani Katia dała mi go kiedyś w poduszce potrzymać.
Jesienią 1944 roku Maria Berny z rodzicami na zawsze opuściła Łuck i Wołyń i po przekroczeniu granicy na Bugu zatrzymała się początkowo w Wieliczce - miasteczku jej dziadków ze strony matki, a później w Trzebini, gdzie ukończyła szkołę i wyszła za mąż. Ostatecznie osiadła na stałe we Wrocławiu. Tam ukończyła studia pedagogiczne na uniwersytecie i przez 12 lat pracowała w szkołach podstawowych (w Trzebini, Chrzanowie, we Wrocławiu), potem siedem lat w Klubie Międzynarodowej Książki i Prasy we Wrocławiu, półtora roku w uzdrowisku w Polanicy-Zdroju, siedem lat w Biurze Wystaw Artystycznych we Wrocławiu, a później przez 8 lat była senatorem Rzeczypospolitej, opublikowała kilka książek, m.in. „Wieża radości” - o życiu kulturalnym na Dolnym Śląsku oraz „Czwarta prawda” - zawierającą wspomnienia z okresu pełnienia mandatu senatorskiego. [...]
Stanisław S. Nicieja 25 marca 2016
Cały artykuł jest dostępny na stronie:
http://www.nto.pl/magazyn/reportaz/a/moje-kresy-kolki-bastion-banderowcow,9789324/
Sławomir Tomasz Roch
Trzeba sprawę nagłośnić w mediach
26 Marca, 2017 - 12:23
Naturalnie mafia ukraińska, rezunowa zrobi wszystko, by ludzie się bali, lecz jeśli ktoś się boi, no to na miłość Boską po co być tchórzem, lepiej zaufać Bogu i bronić wytrwale prawdy.
Sławomir Tomasz Roch
Polskości na tych terenach nie bronią
21 Marca, 2017 - 23:28
Ks. Tadeusz Isakowicz – Zaleski na swoim blogu: „Szef MSZ Wiktor Waszczykowski i ambasador Jan Piekło ciągle lobbują na rzecz Ukrainy, ale polskości na tych terenach nie bronią.”. I po tych słowach daje odnośnik w tej powyższej sprawie do artykułu na stronie Kresy.pl
Sławomir Tomasz Roch
Potwierdza fakt licytacji terenu cmentarza
25 Marca, 2017 - 21:39
Redakcja kresy.pl dotarła do informacji, o przekazaniu terenów na którym znajdują się polskie grobyw w miejscowości Kołki na Ukrainie na licytację. Według naszego informatora, fakt licytacji spowoduje przekształcenie terenu na działki budowlane. Rada Sołecka w Kołkach nie zamierza dokonać wcześniejszej ekshumacji pochowanych tam szczątków Polaków. Licytacja ma nastąpić w ciągu najbliższych lat.
W miejscowości Kołki 13 czerwca 1943 doszło do zbrodni dokonanej przez UPA na Polakach w wzniku której 40 osób zostało spalonych w miejscowym drewnianym kościele pw. Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny. Łącznie w miasteczku zginęło 68 Polaków.
Do artykułu dodano kilka zdjęć, które przedstawiają stan grobów na rok 2014. Opublikowł niejaki Lipinski, Niedziela, 19 marca 2017
Cały artykuł jest dostępny na stronie:
http://www.kresy.pl/wydarzenia,polityka?zobacz%2Fukraina-teren-z-polskimi-grobami-w-kolkach-zostanie-zamieniony-na-dzialke-budowlana-foto
Sławomir Tomasz Roch