Od Przystanku Woodstock wolę Jarocin

Obrazek użytkownika Romuald Kałwa
Kultura

Na Owsiakowym Przystanku Woodstock byłem dwa razy: w 2004 i 2010 roku. Wiem, że często o tej imprezie wypowiadają się ludzie, którzy tam nie byli, a którzy po cichu zazdroszczą, że już nie mogą być. Niestety, o tej imprezie krążą różne opinie: prawdziwe i mniejsze lub większe kłamstewka.

Przemoc. Niestety. W 2008 roku na Przystanku pobito mojego przyjaciela. Dochodzi tam do aktów przemocy. Nie są częste, ale są. Owsiak na scenie wrzeszczy o miłości i pokoju, ale część ludzi go nie słucha.

Narkotyki i alkohol. W 2010 roku czułem niepokój. Widziałem, że wielu ludzi jest niesamowicie nienaturalnie nagrzanych, a w powietrzu czuć napięcie. Ostatnia noc to spokój i wyciszenie emocji. Obawiam się, że nie palono tam marihuany, ale wcinano białe proszki, które podobno umożliwiają dłuższą zabawę. Stąd ta agresja. A piwo - chmiel uspokaja, tymczasem wódka podnosi ciśnienie. Widziałem agresywnych ludzi, a to, że stanowili zdecydowaną mniejszość - co z tego. Przysłowie mówi, że wystarczy jeden cham, aby zepsuć zabawę 999 ludziom.

Muzyka. Widziałem tam wiele świetnych polskich zespołów. Czy to się komuś podoba czy nie, Owsiak promuje polskie zespoły i, co może szokować, patriotyzm. Może nie taki ostry jak mój, czy Czytelnika, ale jednak patriotyzm. Wiele polskich zespołów, gdyby nie Owsiak, nie miałoby szans na występy przed szeroką publicznością i zginęłoby w otchłani polskiej obszaru kulturowego zalewanego marną angielszczyzną, prymitywnym techno, kiczowatym country (amerykańskie disco-polo), bezmelodyjnym pop-em czy nudnym pop-klezmerskim jazzem, mającym ambicje wielkiej sztuki, a mdłym jak masło smarowane majonezem.

Zobaczyć Leszka Możdżera, który z Tymonem Tymańskim w 2010 roku występował na dużej scenie grając etiudy Chopina – to znaczy zobaczyć wielki artystyczny majstersztyk! Wielkie dzieło.  

Rozpusta. Niestety jest jej tam zdecydowanie za mało ;) Przechadzając się pomiędzy 400 000 ludzi, naprawdę łatwo znaleźć reporterowi wymowne zdjęcia, ale to naprawdę nie jest jeden wielki dom publiczny. Myślicie, że na wiejskich dyskotekach, czy miejskich dyskotekach, nazywanych snobistycznie „klubami”, jest inaczej? Polecam protesty pod klubami w miastach do których obrońcy moralności mają czasem tylko kilkaset metrów.

Hare Kriszna. Oczywiście, Owsiak ich promuje. No bo skoro tam są, to chyba nie po to, aby tylko swoim tanim jedzeniem karmić ludzi. Przekażę teraz dobrą wiadomość. Wielu woodstockowiczów w obozie Hare Kriszna staje się katolikami. Otóż często tam są różni guru, którzy odpowiadają na różne pytania, krytykują Jezusa i inne postacie ważne dla wielu religii świata. Co irytuje powodując bunt. Wielu uczestników, choć nie wszyscy, krytykują postawę, że Przystanek Jezus zawsze przeszkadzał Owsiakowi, a promuje krisznowców, którzy poszukują nowych wiernych dla swojej religii.

Tymczasem Jarocin jest imprezą biletowaną.  Nie jest to spęd przypadkowych ludzi. Jest tam kulturalniej niż na Przystanku Woodstock, np. nie śmierdzi od przenośnych toalet na 300 metrów, a sama widownia zachowuje się z klasą. Jeśli ludzie płacą za bilety, nie ma tam przypadkowych żuli, którzy szukają zadym, a którym nie udziela się hipisowski klimat. Są tam ślady walki z komuną, czy Solidarności. Swobodniej mogą się tam czuć rodziny z dziećmi. Jest profesjonalna ochrona i jest bezpieczniej. Choć muszę zaznaczyć, że po koncercie, zamiast normalną drogą, idąc przez park do samochodu zaparkowanego pod sławnym jarocińskim migiem-15, wlazłem w środek zadymy, gdzie dresy/ludzie półświatka, "ganiali się" z policją.

Na takie koncerty, robię się za stary. Po prostu już mnie do nich nie korci. Pewnie dlatego, że za młodu bywałem na wielu koncertach, a w 2005 roku nawet zorganizowałem koncert „Armii” Tomasza Budzyńskiego (2 Tm 2,3) i się wyżyłem.

Na zdjęciu: kiosk w Jarocinie

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.4 (10 głosów)