„Profesjonalizm” komorniczy: 70-latek chce prowadzić egzekucje
Próby ocieplenia wizerunku komornika, jaki przez lata III RP ugruntował się w świadomości ogółu trwają od lat. Środowisko z Czerskiej, wspomagane ludźmi z Wiertniczej ma spory udział w tym przedsięwzięciu. Na ile skutecznie odpowiedź mogą dać tylko czytelnicy.
W opublikowanym na GAZETA.pl wywiadzie żurnalistki Anny Kalita z rzecznikiem prasowym Krajowej Rady Komorniczej warszawskim komornikiem Przemysławem Małeckim (Komorników zarabiających na granicy opłacalności będzie coraz więcej) od samego początku przebija mająca wzruszyć potencjalnego czytelnika opowieść o alimenciarzach, których to nieustraszony komornik ściga by zapewnić jako taki byt ich porzuconym dziateczkom.
Ale obraz wcale nie jest aż tak klarowny, jakby się mogło wydawać. Otóż skuteczność ściągania alimentów wynosi raptem 25%, co bez cienia refleksji przyznaje Małecki co znaczy, że aż 3/4 wyroków alimentacyjnych można spokojnie powiesić na ścianie i traktować jako obrazek.
Wg zapewnień pana Małeckiego komornik czasem jest wybawicielem dla… dłużnika.
Na hasło "eksmisja" stają od razu przed oczami obrazy: starsza osoba płacze i mówi, że nie ma dokąd pójść, a sąsiedzi zagradzają drogę komornikowi i błagają: "Niech jej pan nie wyrzuca".
Rozumiem, ponieważ takie historie się przebijają do mediów.
Nie przebijają się natomiast takie, jaka zdarzyła się dwa tygodnie temu. Pani mieszkała z synami, których panicznie się bała. Przyszła do kancelarii poprosić, żebym podczas czynności nie podał im jej nowego adresu. Dla niej eksmisja do lokalu socjalnego to było wybawienie!
Rozumiem, że synowie byli pijący, agresywni…
I mieli przeszłość kryminalną.
https://weekend.gazeta.pl/weekend/7,190550,31040506,komornikow-zarabiaja...
Takich perełek jest znacznie więcej. Na zarzut, zgłaszany w innym tekście przez Agatę Nosal-Ikonowicz (Kancelaria Sprawiedliwości Społecznej), że komornicy po macoszemu traktują należności alimentacyjne bo zarobek na nich jest mniejszy, pan rzecznik Małecki odpowiedział:
Czy komornik wyegzekwuje tysiąc złotych w postępowaniu alimentacyjnym albo jakimkolwiek innym, jego opłata jest dokładnie taka sama.
(ibid.)
Tymczasem słowom tym przeczy tzw. doświadczenie życiowe. W przypadku egzekucji grzywny komornik umarza postępowanie w zasadzie zaraz po tym, jak dłużnik nie wpłaci na jego konto odpowiedniej sumy. Jednocześnie potrafi w prowadzonym równolegle postępowaniu zawzięcie poszukiwać majątku dłużnika i go zajmować. Ale w drugim przypadku wierzycielem nie jest Skarb Państwa, ale jakaś firma windykacyjna.
A z taką musi się liczyć. Dualistyczny status komorników w Polsce jest główną tego przyczyną. Z jednej strony sądowy egzekutor jest funkcjonariuszem publicznym, co rodzi określone skutki prawne w tym dotyczące jego ochrony. Z drugiej natomiast jest quasi przedsiębiorcą, utrzymującym kancelarię oraz pracowników.
Sami zresztą o sobie mówią, że prowadzą biznes, a nie egzekucje.
Do legendy przeszły już zarobki nielicznych rekinów branży windykacyjnej. Niejaki Jacek Bogiel z Warszawy miał ponoć zarabiać nawet 1 mln zł miesięcznie. Oczywiście nie przez cały czas, ale bywało. ;)
W 2018 roku rząd przeforsował zmianę ustawy o komornikach. Najbardziej rzucającym się w oczy był nakaz ujawnienia deklaracji majątkowych. Wspomniany już Jacek Bogiel wolał…. porzucić zawód, niż ujawnić, co zgromadził będąc państwowym urzędnikiem.
Najbardziej irytujących komorników zapisów było trzy:
1. art. 303 czyli wymóg uzupełnienia wykształcenia (w branży zdarzają się bowiem osoby nie tylko bez wykształcenia prawniczego, ale jedynie po maturze!)
2. art. 281 czyli wygaśnięcie powołania na stanowisko komornika w przypadku osiągnięcia wieku emerytalnego oraz
3. swoiste uwolnienie zawodu wymagające, by asesor komorniczy po 6-letnim „terminowaniu” musiał się usamodzielnić.
Szczególnie to ostatnie boli komorników.
Cytowany już Małecki:
Kancelarii komorniczych jest bardzo dużo. W 2019 roku weszła w życie ustawa, która nakazała wszystkim asesorom komorniczym otwarcie własnej kancelarii w ciągu sześciu lat od egzaminu.
Wcześniej część osób tego nie robiła. Z różnych przyczyn. Nie każdy chce prowadzić własną kancelarię, niektórzy wolą o godzinie 16 zamknąć komputer i iść do domu. Jednak pięć lat temu ci wszyscy ludzie zostali zmuszeni do otwarcia własnych kancelarii, ponieważ w przeciwnym razie tracą uprawnienia.
Czyli za rządów PiS-u na komorniczym rynku nastała bardzo duża konkurencja.
Trend negatywnych zmian trwa od dawna. A spraw na rynku, jak na tyle kancelarii, jest zbyt mało.
Twierdzi pan, że jeśli ktoś idzie dziś do tego zawodu, nie może być pewien, że będzie eldorado?
Zdecydowanie nie.
Jesteśmy prawnikami, skończyliśmy specjalistyczną edukację, a w Warszawie są kancelarie, które działają od dwóch–trzech lat i które komornicy prowadzą jednoosobowo, ponieważ nie są w stanie zarobić tyle, by zatrudnić choćby jednego pracownika. Część kancelarii się również zamyka. Ludzie składają rezygnacje, bo widzą, że nie są w stanie się utrzymać.
(ibid.)
Aż łza się w oku pojawia z żalu nad niedolą młodych windykatorów… ;)
Jakoś nikt nie rozpacza nad dolą początkujących radców prawnych czy adwokatów, którzy czasem są zmuszeni do zmiany zawodu.
Komornikom jednak ma być lepiej.
Najlepiej zaś wtedy, gdyby, jak przed wcześniejszymi nowelizacjami na to, kto i gdzie zostanie komornikiem decydujący w praktyce wpływ mieli inni komornicy.
I, rzecz jasna, konkurencja musi być zlikwidowana, bo to przecież godzi w interesy tych, którzy w tej „branży” są już prawdziwymi krezusami.
Przeciętny wierzyciel może zadać sobie pytanie o skuteczność. Bo skoro w warunkach konkurencji poszczególnych kancelarii skuteczność egzekucji jest niższa niż w całkowicie państwowych organach egzekucyjnych skarbowych (przy czym jest ona wielokrotnie tańsza od tej quasi prywatnej) to wyraźny sygnał, że obecny model się nie sprawdza.
Wielu przedsiębiorców zmuszonych jest jednak godzić się na uiszczenie zaliczki, by wyposażeni w postanowienie komornika o umorzeniu egzekucji ze względu na brak majątku dłużnika móc wpisać zasądzoną prawomocnie należność w koszty.
Wg ugruntowanej wizji komornik to ktoś, kto ma wypisaną na twarzy żądzę pieniądza i łamie, jak tylko może, prawo, by zdobyć jakikolwiek ochłap.
Przede wszystkim dla siebie, bo przecież koszty egzekucyjne zaspakajane są w pierwszej kolejności.
O wykształceniu już pisałem. Przypomnieć więc trzeba, że na uzupełnienie studiów magisterskich ustawodawca dał aż 7 lat. Czyli studia z dwoma urlopami. ;)
Ale to budzi sprzeciw tzw. środowiska. Bo skoro komornikiem został facet po zawodówce to powinien pozostać nim aż do śmierci.
A tak, bo również wg Bodnara (RPO) wymóg odejścia na emeryturę po osiągnięciu określonego wieku jest przejawem dyskryminacji. Ta nawet nosi fachową nazwę – ageizm (fon. ejdżyzm od angielskiego age – wiek).
Czy czeka nas zatem zalew 80-letnich staruszków, niedowidzących i przygłuchych, czasem zaś z mniej lub bardziej zaawansowanym Alzheimerem, prowadzących w imieniu RP egzekucje?
Bodnar jako RPO był wszak za taką wizją. Czy Bodnar jako minister wcieli ją w życie?
Tymczasem coraz więcej prawników uważa, że pora najwyższa na zakończenie „eksperymentu”, który z komorników uczynił quasi przedsiębiorców jednocześnie zaś funkcjonariuszy publicznych.
Owszem, to powrót do tradycji starożytnego Rzymu, gdzie poborca podatkowy był jednym z najlepiej zarabiających przedsiębiorców (o tym, że wielu z nich nadużywało prawa mówią kroniki. Kończyli bowiem w lokalnych koloseach rzucani lwom na pożarcie).
Ale od tamtych czasów prawo się cokolwiek zmieniło. Już nie zrzucamy nikogo ze skały, nie topimy w worku pełnym niegaszonego wapna, nie krzyżujemy czy też nie sprzedajemy w niewolę. Ba, nawet nie rozpruwamy brzuchów i nie wypełniamy ich ziarnem, by mogły nim pożywić się świnie ku uciesze gawiedzi.
Tylko komornik został przedsiębiorcą tak samo, jak jego antyczni przodkowie (publicani).
Antyczni poborcy byli wielkimi przedsiębiorcami opływającymi w zbytki.
Komornik w RP należy do elity finansowej.
Zarobki przekraczające 300 tys. zł rocznie osiąga co drugi komornik, ale co piąty pracuje poniżej lub na granicy opłacalności - wynika z danych Ministerstwa Finansów.
Zarobki komorników budzą emocje, zwłaszcza że mówimy o grupie zawodnej, która z założenia zajmuje się egzekucją należności. Reforma komornicza z 2019 r. zmieniła zasady określania opłat komorniczych, a w efekcie również zarobki komorników.
Jak sprawdził "Dziennik Gazeta Prawna", połowa komorników zarabia powyżej 300 tys. zł rocznie. Tak wynika z danych Ministerstwa Finansów.
Jak zauważa cytowany przez DGP Sebastian Kaleta, to wciąż więcej niż sędziowie SN, TK czy ministrowie. - Nasza reforma komornicza wcale nie doprowadziła do bankructw - zaznaczył.
Z tych samych danych wynika również, że pensje w tym zawodzie są jednak znacznie bardziej zróżnicowane. "10 proc. komorników uzyskuje miesięczne dochody na poziomie ok. 2 tys. zł netto, 10 proc. na poziomie 6 tys. zł netto" - czytamy.
https://www.money.pl/gospodarka/zarobki-komornikow-rozstrzelone-pensja-b...
Tak wygląda życie wg komorników. Granicę opłacalności stanowi kwota… większa o 400 zł od średniej płacy w Polsce (marzec 2024).
Czy wzorem kasty windykacyjnych przedsiębiorców społeczeństwo powinno uznać otrzymywane płace za niewystarczające? I gromadnie udać się na emigrację???
Jednocześnie to samo środowisko komornicze uważa za niedopuszczalne, by kwota najniższej płacy była wolna od zajęcia!
Pod pozorem troski o wierzyciela dbają wyłącznie o własną kasę.
Tajemnicą poliszynela jest, że wielu windykatorów nabywa nieruchomości we Włoszech czy w Hiszpanii, planując tam osiedlenie po zakończeniu „polskiego eldorado”.
Raz jeszcze powtarzam – to są urzędnicy państwowi!
III RP dała im możliwość wzbogacania się ponad jakąkolwiek miarę.
To jednak w żaden sposób nie jest powiązane ze skutecznością egzekucji.
25% w przypadku alimentów.
Tyle samo płaci dobrowolnie litując się nad losem swoich dzieci. Kolejne 25% dlatego, że boi się odpowiedzialności karnej.
Tylko jakieś 30% wyroków alimentacyjnych jest zgłaszana do komornika. Tak naprawdę skutecznie egzekwują więc około 8% należności.
Mimo to pozostają najlepiej opłacanymi urzędnikami w Polsce.
Czytając dane o zarobkach komorników (raczej: dochodach, bo są rozliczani jak przedsiębiorcy) musimy pamiętać, że podawana kwota nie obejmuje kosztów firmowych. A do nich zaliczane są np. raty bądź opłaty leasingowe za samochody teoretycznie będące na wyposażeniu kancelarii w praktyce zaś użytkowane przez współmałżonka czy też pełnoletnie dziecko. Podobnie paliwo. Może się zatem okazać, że komornik deklarujący dochód w wysokości 2000 zł miesięcznie tak naprawdę do dyspozycji ma więcej niż pracownik zarabiający średnią krajową.
Poza tym w perspektywie czasowej pracownik ponownie zaczyna obawiać się bezrobocia, komornik natomiast liczy na deal, który ustawi go na resztę (a przynajmniej na sporą część) życia.
Dywagowanie, czy Państwo powinno dalej tolerować „klasę szmalcowników”, którzy z egzekucji uczynili sobie dochodowy biznes??? jest pozbawione sensu. Bo odpowiedź może być tylko jedna.
Komornik musi być na powrót urzędnikiem sądowym, z racji oczywistych uwarunkowań zawodu opłacanym na poziomie sędziego Sądu Rejonowego.
I tyle.
Egzekucja w Polsce jest bowiem coraz mniej sprawna, za to komornicy bogacą się w tempie nieporównywalnym z żadną inną dziedziną działalności człowieka.
Środowisko natomiast chce ponownego ograniczenia dostępu do zawodu tak, by kasę dzielić jedynie na „słusznych” komorników.
A już żądanie, by komornikiem sądowym mógł być nawet 70-latek bez wyższego wykształcenia (nie tylko prawniczego!) zakrawa na jawną kpinę ze społeczeństwa.
Niestety. Obecny minister Bodnar jako RPO wyjątkowo życzliwie wsłuchiwał się w tego typu postulaty.
Do końca kadencji Prezydenta Andrzeja Dudy takie zmiany, wymagające wszak uchwalenia nowelizacji obowiązującej ustawy, są niemożliwe.
Co jednak będzie się działo, gdy w wyniku wyborów 2025 r, prezydentem zostanie jakiś tuskowy długopis?
Strach się bać, proszę państwa.
15.06 2024
fot. pixabay
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 253 odsłony