Komitet vs. Konstytucja

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Generalnie komitet jako taki w Polsce źle się kojarzy. Ciągle jeszcze ponad 50% społeczeństwa pamięta wszak Komitet, co prawda Centralny, partii będącej antenatką obecnej Lewicy. O złą konotację tego słowa dbają również komitety działające współcześnie.

Oto 12 października 2021 r. Komitet Nauk Prawnych PAN wydał uchwałę nr 04/21. Ostro i autorytarnie (wszak komitet przynajmniej we własnych oczach uosabia esprit naszych prawników, klasy nadzwyczajnej nie wyłączając. Taki wicie rozumicie creme de la creme prawniczy.

I tak Komitet wszem wobec stwierdza:

Trybunał Konstytucyjny wykroczył poza przysługujące mu kompetencje. (…) Zgodnie bowiem z zasadą podziału kompetencji między UE a państwa członkowskie - dokonywanie wykładni TUE należy do wyłącznej kompetencji TSUE.

Innymi słowy czcigodne grono profesorów prawa, w skład którego wchodzi m.in. Irena Rzeplińska, żona znanego aż za dobrze Andrzeja, mówi nam tak:

To nieważne, co myślała władza, kiedy w Twoim imieniu podpisywała Traktat. Ba, nie jest również ważne to, dlaczego w referendum głosowałeś ZA przystąpieniem do Unii. O tym, co faktycznie podpisała władza i za czym byłeś dowiesz się dopiero od przezwanych sędziami unijnych urzędników. Oczywiście gdy przyjdzie na to stosowna pora. A teraz ruki pa szwam i małczat’, sobaka…

Tak więc zdaniem Komitetu po wejściu do Unii dokonała się zasadnicza zmiana. Zamiast całej władzy w ręce Rad mamy całą władzę w ręce unijnych urzędników, dla zmylenia ogółu zwanych sędziami.

A Polska, szczególnie zaś rząd, ma się słuchać, a nie dyskutować.

Najwyraźniej wicie, rozumicie taka jest mundrość etapu, jak to ongiś w kuluarach katowickiego „Białego Domu” (zwanego wówczas Dezember Palast) pouczał towarzysz sekretarz Zdzisław Grudzień.

Przyznam, że takie wiernopoddańcze westchnienie budzi we mnie oburzenie. W końcu szanownemu gronu komitetowców nie grozi wywózka do Kazachstanu, i to w najlepszym razie, czy też strzał w potylicę i zakopanie zwłok pod ubecką daczą.

Jak pamiętamy w ten właśnie sposób wzbudzono powszechny entuzjazm do nowej władzy pośród inteligencji (na szczęście tylko części) na ziemiach Polski anektowanych przez ZSRS po 17 września 1939 roku. Oporni byli likwidowani. Zwolenników zaś kaptowano nie tylko brakiem represji, ale i odpowiednią gażą...

Powróćmy jednak do naszych czasów. Komitet zupełnie świadomie przemilcza jasne i proste rozwiązania Konstytucji z 1997 roku.

I tak art. 188 określa ramy kontroli Trybunału:

Trybunał Konstytucyjny orzeka w sprawach:

1) zgodności ustaw i umów międzynarodowych z Konstytucją,

2) zgodności ustaw z ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi, których ratyfikacja wymagała uprzedniej zgody wyrażonej w ustawie,

3) zgodności przepisów prawa, wydawanych przez centralne organy państwowe, z Konstytucją, ratyfikowanymi umowami międzynarodowymi i ustawami,

4) zgodności z Konstytucją celów lub działalności partii politycznych,

5) skargi konstytucyjnej, o której mowa w art. 79 ust. 1.

W komentarzu do Konstytucji pod redakcją prof. Marka Safjana (uwaga, przewodniczącego TK w latach 1998-2006 i aktualnie od 2009 sędziego TSUE) czytamy:

Dopuszczalność kontrolowania konstytucyjności norm prawnych, w tym norm ustawowych stanowionych przez reprezentację przedstawicielską narodu, opiera się na założeniu, że Konstytucja jest zbiorem norm prawnych, różniących się od pozostałych norm wchodzących w skład systemu prawnego danego państwa nie tylko szczególnym przedmiotem regulacji, lecz także tym, że normy konstytucyjne mają rangę nadrzędną w stosunku do wszystkich innych norm tworzących ten system (zob. więcej P. Tuleja, Stosowanie Konstytucji RP, s. 53 i n.).

Konsekwencją najwyższego miejsca Konstytucji w hierarchicznie zbudowanym systemie prawnym jest wymaganie, aby wszystkie inne normy tego systemu były zgodne z normami konstytucyjnymi, i to nie tylko z punktu widzenia trybu ich ustanowienia, lecz przede wszystkim pod względem treści. Zgodność ta może zostać osiągnięta dzięki mechanizmowi zapobiegającemu wprowadzeniu do systemu prawnego norm niezgodnych z Konstytucją (tzw. uprzednia albo prewencyjna kontrola konstytucyjności) i mechanizmowi umożliwiającemu usunięcie z niego takich norm (tzw. następcza albo represyjna kontrola konstytucyjności).

Zgodnie z art. 87 Konstytucji system prawny RP tworzą Konstytucja, ustawy, ratyfikowane umowy międzynarodowe oraz rozporządzenia; z kolei źródłami powszechnie obowiązującego prawa Rzeczypospolitej Polskiej na obszarze działania organów, które je ustanowiły, są akty prawa miejscowego.

Tak więc Komitet Nauk Prawnych PAN twierdząc, że kontrola następcza konstytucyjności TUE, wywołana zresztą poprzez ustawiczne rozszerzanie kompetencji Unii w zakresie nie przewidywanym w ogóle przez osoby będące stronami traktatu w chwili jego zawierania, stanowi wykroczenie poza kompetencje TK, zwyczajnie bredzi.

Można jedynie domniemywać ze składu tego gremium, że ta uchwała to tylko kolejny atak stricte polityczny, mający w oczach Polaka-szaraka zohydzić PiS.

Tymczasem głosy poparcia dla wyroku polskiego Trybunału Konstytucyjnego z 7 października 2021 roku dochodzą z różnych stron.

Oto prof. Jean-Éric SCHOETTL, sekretarz Generalny Rady Konstytucyjnej Republiki Francuskiej w latach 1997-2007. Honorowy Radny Stanu, na łamach Le Figaro stwierdza:

Cały ten przemądrzały chór krzyczący o polexicie nie chce zrozumieć, że wyrok polskiego trybunału dotyczy jedynie kwestii ingerowania przez instytucje unijne, a zwłaszcza TSUE, w obszary będące suwerennymi prerogatywami krajów członkowskich, jak np. organizacja wymiaru sprawiedliwości, która jest kością niezgody między Warszawą a Brukselą i Luksemburgiem. Trybunał orzekł jedynie, że polska konstytucja nie przewiduje rezygnacji z suwerenności w obszarach jasno określonych traktatami.

8 października Komisja Europejska zareagowała na wyrok polskiego Trybunału wściekłym komunikatem, twierdząc, że prymat prawa europejskiego nad wszelką normą prawa krajowego, w tym nad normami konstytucyjnymi, jest fundamentalną zasadą Unii. Groźba finansowego odwetu wobec Polski, tj. zablokowanie wypłaty środków z europejskiego Planu odbudowy po kryzysie covidowym (23 miliardy euro), staje się coraz bardziej realna. To, że finalnie za wyrok trybunału przyjdzie płacić wszystkim Polakom, jakoś nie wzrusza „strażników europejskiej świątyni”. Nie wzrusza ich również ryzyko, że ta ucieczka do przodu w postaci ekspedycji karnej wobec Polski skłoni ten kraj do powzięcia decyzji o charakterze nieodwracalnym. Ani tym bardziej to, że już teraz presja ta może być przeciwskuteczna z punktu widzenia dobrego współżycia między narodami Europy, które miało być najważniejszym celem traktatów.

Słychać głosy, że Polska wiedziała, na co się pisze, wstępując do Unii. Że wiedziała, jakie traktaty zawiera. Prawda jest taka, że w traktatach nie ma precyzyjnych zapisów regulujących kwestie światopoglądowe (dopuszczalność przerywania ciąży, legalizacja małżeństw jednopłciowych) czy właśnie status sędziów. Instytucje europejskie udają, że kwestie te były składowymi wartości, które legły u zarania Unii, że od początku stanowiły część „pakietu społecznego”, który Polska zaakceptowała, wstępując do Unii. Nie jest to prawdą. Na przykład Irlandia – wieloletni kraj członkowski EWG, a później Unii Europejskiej – choć przecież nie dopuszczała ani rozwodów, ani przerywania ciąży, ani małżeństw jednopłciowych, nie ściągała na siebie gromów ze strony instytucji europejskich.

Jeśli chodzi o Niemcy, wyrok tamtejszego sądu konstytucyjnego w Karlsruhe z 5 maja 2020 r. jest ostrą krytyką zarówno działań Europejskiego Banku Centralnego na rzecz poluzowania polityki pieniężnej (według mnie słusznych, choć nie o to tu chodzi), jak i zatwierdzenia ich przez TSUE. Niemiecki sąd konstytucyjny potępił jedno i drugie, stwierdzając, że traktaty muszą być interpretowane zgodnie z wolą narodów, które je ratyfikowały i które pozostają ich „suwerenami”. Sąd orzekł również, że niemiecka ustawa zasadnicza stoi ponad prawem europejskim, zarówno tym wywiedzionym z orzecznictwa TSUE, jak i ujętym w bardzo zawiłej deklaracji nr 17 do Traktatu lizbońskiego, do którego została dyskretnie dodana po tym, jak w 2005 roku Francuzi i Holendrzy odrzucili w referendum konstytucję europejską.

I najważniejsze zdanie francuskiego konstytucjonalisty:

Wielu zdaje się widzieć w wyroku z 7 października niespotykaną dotąd prowokację ze strony polskiego Trybunału Konstytucyjnego, bezprecedensowy zamach na konstrukcję europejską. A co w takim razie z decyzjami i zastrzeżeniami niemieckich i francuskich sądów konstytucyjnych?

(cytat za: “Le Figaro”, 11 października 2021 r. ]]>https://www.lefigaro.fr/vox/monde/jean-eric-schoettl-pourquoi-tant-de-hargne-contre-la-decision-du-tribunal-constitutionnel-polonais-20211011 ]]>)

Skąd więc to pokorne chylenie (cudzych, bo przecież komitetowców trudno utożsamiać z Narodem) głów przed samozwańczym unijnym majestatem?

Doprawdy trudno pojąć, czy mamy do czynienia z latami wyrobioną postawą służebną wobec silniejszego sąsiada? Obecność w Komitecie prof. Ewy Łętowskiej, która nominację profesorską otrzymała w 1985 roku mogłaby skłaniać do takiego wniosku. Zamiast Moskwy jest Bruksela, pozycja dalej na kolanach.

A może to tylko kolejna odsłona bezpardonowej walki, jaką część środowiska prawniczego toczy z PiS-em?

Za taką opcją przemawia obecność w Komitecie Marka Chmaja, Zbigniewa Ćwiąkalskiego czy Ireny Rzeplińskiej.

A gdy jeszcze dodać do tego zawiedzione nadzieje na zasiadanie w TK? Wszak jednym z wybrańców PO-PSL, mających zadbać w Trybunale, by żadna reforma PiS nie okazała się zgodna z Konstytucją, był członek Komitetu Bronisław Sitek.

W konsekwencji liczy się tylko efekt. A ten wobec cytowanych przepisów Konstytucji, wobec głosu Jean-Éric SCHOETTL’a, byłego Sekretarza Generalnego Rady Konstytucyjnej Republiki Francuskiej (odpowiednik naszego TK) jest wyjątkowo mocno widoczny.

Jako że ludzie w Polsce w 95% to analfabeci prawni powinni uwierzyć nawet w największe prawne kocopały, byleby tylko padały z ust odpowiednio dostojnych. A akurat prawni luminarze za PiS-em nie przepadają, mówiąc łagodnie. Dlatego świadomie i cynicznie głoszą te „prawdy objawione”, choć pewnie gdyby taki wyrok wydał TK z wodzem Rzeplińskim na czele przelicytowaliby nawet Jean-Éric SCHOETTL’a.

To jednak oznacza, że nauka prawa u nas praktycznie nie istnieje. Zamiast niej mamy tylko PAN-ideologię.
 

17.10 2021


fot. pixabay


 

5
Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (7 głosów)

Komentarze

Rozbicie tej mafii anarchistów w togach jest polską Racją Stanu

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1633520