Więzienie w Polsce. Ładny trup.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Tak jak już o tym pisałem w celi było nas ośmiu. Najmłodszy miał około 20 lat, najstarszy prawie sześćdziesiąt. Wszyscy z dość niskimi wyrokami. Bo więzienie należało do tych łagodnych, typu półotwartego.
Większość stanowili „rowerzyści”. Czyli tacy z wyrokami za jazdę po pijanemu rowerem. Był też alimenciarz oraz pospolici złodzieje. Oraz morderca, ale taki z przypadku. Zabił niechcący.
Zabił dzień po świętach Bożego Narodzenia. Jechał samochodem. We krwi miał jeszcze niewielką ilość alkoholu z poprzedniego dnia. Potrącił pijaczka. Znanego w okolicy menela. Wtoczył mu się wprost z chodnika pod koła. Nie ważne. Dostał chyba siedem lat więzienia. Bez zawiasów.
Pracował na budowach w Luksemburgu. W domu bywał rzadko. Żona ciągle narzekała na brak pieniędzy. Więc ciągle pracował, a żonie się nudziło. Znalazła sobie kochanka. Nie wiedział, że teraz musi pracować na dwoje. Bo kochanek był bezrobotny.
O wszystkim dowiedział się po wypadku. Kiedy żona wystąpiła o rozwód. Bardzo to rozstanie przeżył, ale nie robił trudności. Nawet sam oddał kilkadziesiąt tysięcy złotych ze swojej książeczki. Dla dobra córki, którą bardzo kochał.
Od wypadku minęło kilka lat. Żona zmądrzała i chciała wrócić. Ale on już nie chciał. Zaczął układać sobie od nowa życie. Będąc jeszcze za murami więzienia. Poza tym liczył na wcześniejsze zwolnienie. Opinię miał idealną. Pracował za darmo na rzecz więzienia. A fachowcem był dobrym. Leżał łóżko obok mojego.
Z drugiej strony mojego łóżka spał Zygi. Starszy gość o wyglądzie profesora. Na jego przykładzie można byłoby pokazywać jak pierwsze wrażenie potrafi wprowadzić człowieka w błąd.
Zygi był złodziejem i większość dorosłego życia spędził za kratami. Można by nawet powiedzieć, że to jego drugi dom. Ale tym razem siedział za alimenty.
Trafił do więzienia wcześnie. Jako dziewiętnastolatek. Tam skończył szkoły, zdobył wykształcenie. Były to lata 70-te. Wyszedł, jako człowiek już dorosły, ponad trzydziestoletni. Gdy nam niekiedy opowiadał jak się w tamtych czasach siedziało, byliśmy szczęśliwi z tego, w jakich teraz warunkach żyjemy.
Jako młody chłopak wdał się bójkę. Przyłożył adwersarzowi kuflem od piwa. I to tak mocno, że tamtemu wyleciało oko. Za ciężkie pobicie dostał 10 lat.
Nie było mowy o jakimkolwiek wcześniejszym wyjściu. Odsiedział do ostatniego gwizdka. A nawet więcej.
Jeden „klawisz” go nie lubił. Dzień przed wyjściem Zygiego zgłosił, że został przez niego uderzony w twarz. Na nic się zdały wyjaśnienia. Dostał dodatkowych parę lat odsiadki.
Na początku tego wyroku Zygi siedział w celi z młodymi. Myśleli, że „dziadka” wyszkolą po swojemu. Nie za bardzo im się jednak to udało. Po paru dniach chodzili już jak w zegarku. Jego zegarku.
Zygiemu też zawdzięczam swoje początkowe przezwisko.
Nigdy nie przejawiałem zbytniego przejęcia swoją karą oraz niechętnie uczestniczyłem w życiu celi. Za to często leżałem w swoim łóżku śpiąc, albo leżąc z założonymi na brzuchu rękoma. Czekałem na koniec wyroku. I tak nie miałem prawie na nic wpływu.
Kiedyś podszedł do mojego łóżka. Chwilę mi się przypatrywał. Zawołał też pozostałych. Wskazując na mnie powiedział:
- Marian to jest gość! Wszystko p…..i i ma w d...e. Ładny trup.
I tak już na długo pozostało: „Ładny trup”.

Brak głosów