Odpowiedź.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

„…Wielokrotnie uświadamia nas pan o swoim sprycie, sile i umiejętności radzenia sobie w każdych warunkach. Przyjaźni się pan z menelami i przestępcami. Zna ich fortele i brak zahamowań. Jak na człowieka ciężko chorego świetnie radzi pan sobie z codziennym zamieszczaniem coraz to nowszych opowiadań i trafnych ilustracji typu kolaż, które wymagają pewnego wysiłku twórczego i czasu.
Dlatego nachodzą mnie wątpliwości, czy jest pan w tak tragicznym stanie zdrowia. Podejrzewam, że nie jest tak źle i dopóki ktoś/coś nie przekonało by mnie na 100%, że się mylę dopóty nie uiszczę ani grosza(…)
PS.
Nie zamieszczam tego listu na priva, gdyż uważam że więcej osób może mieć takie odczucia jak ja i (…)gdyby potrafił pan jakimś sposobem rozwiać niepewność. Bowiem, mówiąc językiem pana bohaterów, nikt nie lubi jak się go robi w ciula”.

„…A co do prawdziwosci opowiastek...wierzylam najpierw we wszystkie bez powatpiewania.Ale inni wpisujacy ,watpiac,zasiali troche watpliwosci.Wolalabym ,zeby tam byla cala prawda…”
To tylko parę komentarzy, ale oddających dobrze istotę sprawy: jestem oszustem czy nie jestem? Mówiąc szczerze wcześniej nawet sobie nie uświadamiałem istnienia takiego problemu. Dlatego nawet nie próbowałem rozwiać tych wątpliwości wcześniej.
Dla tych co nie znają sprawy i nie chcą za bardzo wnikać co i jak. Jest to film z 2010 roku. Widać na nim, że zdrowy to ja raczej nie jestem. Ale to jak już pisałem był rok 2010. Zacząłem podupadać na zdrowiu w 2008 roku chociaż udar miałem w 2005. Przez ten czas choroba poczyniła znaczne postępy. Nie ma co sobie nawet wyobrażać jakie. Narzekałem na stan zdrowia wcześniej, bo był moim zdaniem już tragiczny. Lecz jak to niektórzy mówią, nigdy nie jest tak źle, aby nie mogło być gorzej. Następna sprawa to czas. Dla mnie płynie on inaczej niż dla człowieka zdrowego. Nawet nie zdaję sobie sprawy jak szybko upływa.
Film:
http://www.youtube.com/watch?v=yhEVHahz94U
Prośbę o 1% procent umieściłem dla rodziny i znajomych, aby się nie powtarzać. Ponieważ kilkaset złotych otrzymałem także od nieznajomych mi ludzi, dziękuję. Teraz też zacząłem zdawać sobie sprawę, że oni także mogą nie mieć pewności czy nie dali się oszukać.
Sama obecność w fundacji jest obwarowana rygorystycznymi warunkami. Trzeba udowodnić, że chorym się jest, przesłać odpowiednie dokumenty o tym świadczące. Na słowo nikt nie wierzy. Ostatni raz robiłem badania (tomograf) w 2011 roku. Potem już nie. Bo nie było sensu. Choroba jest nieuleczalna i zawsze postępuje, czyli może być tylko gorzej. Mogę umieścić te badania wraz z zaświadczeniem o stopniu swojej niepełnosprawności (stopień oczywiście znaczny). Jak tylko będę wiedział jak to zrobić. Będę wdzięczny za pomoc. Są tam też umieszczone symbole mojej choroby. Co one oznaczają można z łatwością sprawdzić w internecie. Jeszcze słowo o fundacji. Brak na liście beneficjentów świadczy tylko o tym, że nie czekam z założonymi rękoma, aż ktoś mi coś da. To samo dotyczy Darka. Takie są po prostu zasady panujące przynajmniej w mojej fundacji. Można zadzwonić.
Następna sprawa dotyczy umieszczanych przeze mnie wpisów. Często korzystam z pomocy kolegi. Dlatego też i często wiąże się z tym czas zwłoki w odpowiedzi na komentarze. Po prostu tak już jest niezależnie ode mnie. Jeśli zaś chodzi o prawdziwość historii opisywanych przeze mnie, nie potrafię niczego udowodnić. Więc umieszczam je jako fikcyjne. O czym parokrotnie także pisałem. Na koniec więc umieszczę równie fikcyjną historię.
Było czterech bliskich przyjaciół. Życie im ułożyło się odmiennie. Jeden został lekarzem, drugi duchownym, a trzeci, powiedzmy, sędzią. O czwartym właściwie to i nie ma co wspominać. Stoczył się strasznie. W odróżnieniu od kolegów.
Pierwszy lubił popijać od niepamiętnych czasów. Ale chirurgiem został. W całym mieście aż huczało od plotek. Że operacje też niby przeprowadza pod wpływem alkoholu. Ale nikt go za rękę nie złapał. Aż do pewnego, feralnego dnia. Jakoś tak mu niefortunnie ręka drgnęła, że przeciął co nie trzeba. A operacja była łatwa, jedna z tych rutynowych. Jak więc wytłumaczyć zwłoki na stole? Ale od czego są koledzy. Myślano intensywnie. I wymyślono. Postanowiono wrobić elektryka. Nie ważne, że był Bogu ducha winny. I, że miał rodzinę. Ktoś przecież musiał za to beknąć. Padło na niego. Stwierdzona, że chirurg gwałtownie drgnął, bo wystąpiło niespodziewane wyładowanie elektryczne. Źle przeprowadzone pomiary. Nieważne było iż podłoga była gumowana, a pomiary prawidłowe. Najwidoczniej nie jeśli zdarzył się wypadek.
Jeśli chodzi o duchownego to miał powołanie. Dostał wizję tego co zrobi w momencie poznania pewnego bogatego księdza. Ponieważ był gładki i miły w obyciu to zrobił karierę. Przez pewien czas był nawet rektorem uczelni. Stracił tą posadę za jakieś machlojki. Więc dano go wyżej.
Najlepiej miał trzeci. Jego już w ogóle nikt nie kontrolował. Bo uczciwość została przypisana do jego fachu. I biada każdemu kto twierdził inaczej. Mógł więc robić bezkarnie wszystko co mu się podobało. I robił.
Czasami się razem spotykali i wspominali stare, dobre czasy. Trzej muszkieterzy. Jeden za wszystkich, wszyscy za jednego. Zdarzało się, że napomknęli też coś o czwartym. Jak to człowiek potrafi się stoczyć! A tak się dobrze zapowiadał.
Przez lata pracował dla tak zwanej mafii. Trzeci co prawda za różne przysługi brał także od nich niemałe pieniądze, ale jak to często powtarzał, to tymi pieniędzmi się naprawdę brzydził. A w wybudowanym za nie domu rzadko przebywał. Ktoś w końcu musi się rozprawiać z przestępcami w rodzaju „ukradł worek jabłek i uciekł”. To znaczy chciał uciec.
Czwarty miał wielkiego pecha. Wyrósł prawie na kalekę. Rodzice wpoili mu zasady, których nie potrafił wykorzenić. W niektórych kręgach coś się wspominało o uczciwości i była z tego powodu kupa śmiechu. Ponieważ czytał gazety i oglądał tv, wiedział, że źle postępuje. Marzył o swobodzie, ale też wiedział, że łatwo nie będzie. W końcu była to mafia. Ale zaryzykował. Co prawda przez pewien czas oglądał się za siebie, ale nikt za bardzo się nim nie interesował. Widocznie i tam miano go w dupie.
Rzucił się w wir interesów. Ale przestępcza przeszłość mu w tym nie pomogła. Wręcz odwrotnie. Bo był przyzwyczajony, że wszelka nieuczciwość będzie natychmiast karana. A w tak zwanym normalnym świecie jest inaczej. Żeby się doprosić z pozoru prostych rzeczy trzeba nieraz czekać latami. I nie można powiedzieć, że coś jest nierychliwe, ale sprawiedliwe. Co prawda i tak bywa, ale rzadko. Ja przynajmniej nigdy się z takim przypadkiem nie spotkałem osobiście.
Wszyscy więc szczygli na potęgę naszego bohatera. Bo przecież żadnej kary w tym kraju nie ma. A barany są przecież po to aby ich strzyc. Gdy czasami brał sprawiedliwość w swoje ręce to spotykał się z ogólną dezaprobatą. Za taką duperelę!
Kiedyś został jawnie oszukany przez kogoś, po kim nigdy by się tego nie spodziewał. Jaki miał wybór? Sąd odpadł w przedbiegach. Pogniewać się? Osoba winowajcy na to zapewne liczyła. Zrobił więc inaczej. Zamiast się burmuszyć zachowywał się tak jakby nic się nie stało. Co tylko co niektórych utwierdziło w przekonaniu, że to naprawdę baran.
Co by o nim nie powiedzieć to w swoim dawnym środowisku pozostawił po sobie dobrą opinię. Więc co jakiś czas proponowano mu jakiś nielegalny interes. Ale się nigdy nie godził. Kiedyś mu zaproponowano żeby coś woził za granicę. Za ogromne pieniądze. I na własny rachunek. Nie musiałby nawet na początek niczego kupować. Dadzą mu na kredyt. Kiedyś odda.
Już chciał odmówić, ale przypomniał sobie o koledze-oszuście. Ten to był pazerny na kasę. Wątpliwe żeby odmówił jakiegokolwiek zarobku. A ci znajomi nie byli już tak wspaniałomyślni dla oszustów jak on. Powiedział więc im, że co prawda żadnego towaru od nich nie weźmie, ale ma kolegę, który na tą ich propozycję może będzie reflektował. Ponieważ to zabrzmiało trochę tak jak by go im polecał to się zgodzili. Powiedział więc o tym swojemu już byłemu koledze. Temu na myśl o tak dużym i łatwym zarobku aż się oczy zaświeciły. Towar zamierzał upłynnić, pieniądze zostawić sobie i o wszystkim jak najprędzej zapomnieć. Ale tym razem tak już się tak nie dało. Po pewnym czasie do czwartego przyszli znajomi. I spytali się kiedy im odda pieniądze. Ten wyraził zdziwienie. Przecież od nich nigdy nic nie brał. Ale brał jego znajomy. To jego niech się pytają. I z nim załatwiają swoje sprawy. On o niczym nie chce nawet słyszeć. Tylko chciał pomóc. No i nigdy o nich więcej nie usłyszał. O nieuczciwym koledze również.
Historia, którą opowiedziałem jest na szczęście zmyślona. Nawet małe dziecko się połapie w tym, że postacie są szyte zbyt grubymi nićmi, aby mogły być prawdziwe. I szkalowane są zawody, które cieszą się w społeczeństwie wysokim zaufaniem. Najdziwniejsze jest w tym jednak to, że sam mało w to co napisałem nie uwierzyłem . Tak jestem podatny na sugestie. Nawet własne.
Wracając do tematu. Udało mi się sprzedać 10 sztuk swojej książki o więzieniach. Zarobiłem więc całych 100zł. Z tego dla mnie jest po odciągnięciu jakichś podatków około 48zł. Ale i tak nie mogę ich podjąć. Dopiero gdy kwota ta przekroczy 50 złotych. Piszę o tym tylko dlatego, aby powiedzieć, że kokosów z tego nie mam. Samochodu za to na pewno nie kupię. A jak kiedykolwiek kupię to długo nim nie poszpanuję. Co najwyżej do pierwszego zakrętu. Ale i w to wątpię. Link do wymienionych powyżej dokumentów na pewno zamieszczę. Rok temu pewien Pan, „krakus”, przelał na moje konto kilkaset złotych.
Myślałem właśnie jakby tu taktownie odmówić, ale dziewczyna mnie przekonała, że taka okazja może się już nigdy więcej nie powtórzyć. A problem dotyczy nie tylko mnie. W końcu to ona się mną opiekuje. Schowałem więc swoją dumę głęboko i pojechałem. Temu Panu jestem bardzo wdzięczny. Może podziękowania były zbyt suche, ale ja po prostu najzwyczajniej w świecie nie umiem inaczej.
Prawdą jest też to, że coraz mniej mi na czymkolwiek zależy. Bo nawet nie potrafię sobie już wyobrazić, że cokolwiek mogłoby się w moim życiu zmienić na lepsze. Bo i co? W najbardziej optymistycznych wersjach… Zresztą ich nie ma. Ale nie jestem w żadnej depresji. Nigdy nie byłem. Tylko czasami jest mi po prostu brak sił na cokolwiek.

Brak głosów