Gra się toczy. Jaki jest stan meczu w wojnie polsko-polskiej?

Obrazek użytkownika Wiktor Smol
Kraj

 

Jeśli przyjrzymy się uroczystościom żałobnym, które odbyły się w Polsce po katastrofie rządowego samolotu z Prezydentem RP, Lechem Kaczyńskim na pokładzie, to zapewne wyciągniemy słuszny wniosek, że naród polski potrafi się zjednoczyć w ważnym dla siebie momencie.

 

Dziś trudno powiedzieć, czy spoiwem była reprezentacja różnych środowisk tej katastrofy, czy bardziej nasz narodowy charakter.

Nie chcę spekulować, co by było, gdyby w tej katastrofie zginęli tylko przedstawiciele opozycji. Jednak to, co miało miejsce rok temu, pozwala wyobraźni na pewne „intelektualne eksperymenty”.

 

Pierwszą rocznicę katastrofy smoleńskiej wygrały siły wrogie państwu – wygrali ci, którzy głosili, że polskość to nienormalność. Każdy pamięta sceny jakie odgrywały się na Krakowskim Przedmieściu: awantury, prowokacje, chuligańskie incydenty, prześmiewanie i szyderstwo z ludzi, dla których krzyż jest świętością.

Dziś, z perspektywy minionego czasu, możemy otwarcie powiedzieć, że tym ludziom zebranym tam na Krakowskim Przedmieściu władza odmówiła pomocy, nie zapewniła żadnej ochrony.

 

Wtedy wygrali ONI. (Niech każdy sobie tych Onych zdefiniuje po swojemu). Ale jest coś jeszcze, czego nie wolno zapominać – dojrzewanie.

 

Kiedy emocje już opadły, a ludziom przyszło zderzyć się z tsunami faktów i „faktów”, mataczeniem i stekiem bredni, wtedy zaczęły kiełkować wątpliwości w wiarygodność całej tej machiny jaka zarządza państwem. Oportunizm rządu i uległość wobec dyktatu Moskwy, budzi naturalny odruch ciekawości – pojawiają się pytania i zaczynają analizy. Ludzie wyciągają własne wnioski.

Nie bez znaczenia dla ludzkiej świadomości ma pamięć w której wyryły się liczne kondukty pogrzebowe, ten naturalny gest ludzi, którzy przyszli oddać hołd Prezydentowi i pozostałym ofiarom katastrofy, która z upływem czasu nie mieści się już tylko w definicji wypadku.

 

Pierwsza reakcja, zaraz po 10 kwietnia 2010, i wydarzenia mające miejsce w pierwszą rocznicę, zaowocowały procesem społecznego dojrzewania.

Przecież z każdej strony sceny politycznej ktoś poniósł niepowetowaną stratę – tam zginęli nasi bliscy i nie jest dziś istotne, czy ktoś był z SLD, PO, PSL czy PiS, ważne, że rząd nie potrafi skutecznie poradzić sobie z problemem. Że najwyraźniej czegoś się boi i coś ukrywa. Że nie potrafi powiedzieć wprost, że zginął (a może został zamordowany) Prezydent RP.

 

Druga rocznica, to kolejne odsłona – ujawnia siłę społeczeństwa. Społeczeństwa zdeterminowanego słabością polskiego rządu i niewiarygodnością premiera Donalda Tuska: są wierzby- nie ma gruszek. Naszło na siebie wiele spraw, wiele problemów z którymi sobie od dawna nie radzi koalicja PO-PSL. Tutaj nie wystarczy populizm – wygłaszane kwieciste oratoria. Tutaj nawet doktor Miczurin niewiele zdoła zdziałać.

Ludzie zwyczajnie mają dość kłamstw. Chcą prawdy, a jeśli ta prawda będzie porażająca, to zapewne zechcą głowy zdrajcy.

Trudno przewidzieć czym się to wszystko skończy, kiedy się już zacznie. To, że zacznie, nie ulega najmniejszej wątpliwości.

Istotny problem tkwi w naturze fali: kogo zmiecie, a kogo wyniesie, i co z tego wyniknie dla przeciętnego obywatela tego kraju? Dalsze dzielenie społeczeństwa i mówienie o wojnie polsko-polskiej musi zostać definitywnie i ostatecznie zakończone – innej drogi w silnym, suwerennym państwie nie ma, i być nie może.

 

Jeśli władza ma coś na sumieniu, a coraz więcej znaków (dowodów) na to wskazuje, to rozumiem ich lęk rozumiem pójście w zaparte, bo tak naprawdę innej drogi nie mają: boją się, że Ktoś ich dopadnie i czekanem łby rozpłata, jak zrobili to z Gorkim, jak na polecenie Lenina i Stalina niewygodnych wycinali jeden po drugim

Jeśli (jednak) jest zbrodnia musi być i kara. Wybór „kata” należy do sprawcy/sprawców.

 

Brak głosów