S y s t e m – ustawianie wyników
Syn Donalda nie wierzył, że to, co się dzieje, to może dziać się naprawdę. Powtarzał sobie: – To tylko zły sen, to nie może się dziać! Przecież takich rzeczy nie wolno robić?! To, co każą mi zrobić, to… co najmniej kryminał, i to na długie lata! Ale z drugiej strony, jak tego nie zrobię, to jak nic mnie zabiją. Znajdzie mnie potem ktoś w lesie, albo na ogródkach działkowych lub w parku i stwierdzą, że się podpaliłem, że zawiedziona miłość, że takie tam. Beznadzieja! Albo mnie powieszą!
Nerwowym ruchem pocierał szyję, zupełnie tak, jakby fizycznie czuł sznur na niej i z niewidzialnej pętli chciał się uwolnić. Czuł się zrozpaczony i całkowicie bezsilny. Nie wiedział co z sobą począć. Najchętniej uciekłby dokądś, gdzie nikt by go nie odnalazł. Ale tę ostatnią myśl automatycznie porzucił, gdyż uznał ją za niewykonalną, doskonale wiedział, że jest strzeżony niczym główne wejście do Fort Knox.
Syn Donalda był programistą, informatykiem. Komputery, znaki, klucze i  wiersze poleceń, to dla niego jak film, albo poezja – żadnych tajemnic i  ciągłe nowe wyzwania. To jak podróż w kosmos i lot między galaktykami.  Od kilku lat budował systemy.
Pierwsze zlecenie przyszło niespodziewanie i było o tyle dziwne, że nie  miał niczego stworzyć miał się postarać i spróbować obejść istniejące  zabezpieczania jakie miał bank, a najlepiej jakby się włamał.
Oczywiście wszystko było jak najbardziej legalne, i te czynności były  wymienione w treści umowy jaką zawarł z nim bank. Sprawdzenie systemu  przyniosło zaskakujące niespodzianki – system był nadzorowany zdalnie  przez kogoś, kto nie posiadał uprawnień.
Syn Donalda, aby nie zostawić śladów włamał się do systemu i przez  pozostawiony klucz szyfrowy w miarę prosto dotarł do intruza.  Poinformował przełożonych o swoich pracach pokazał co i jak i wskazał  dane tajemniczego operatora. Szefowie dość szybko przeszli nad tym do  porządku dziennego i zobligowali Syna Donalda do zachowania tajemnicy,  co również zostało zawarte w umowie. Następnie Syn Donalda wykonał  zupełnie nowy system z dwoma podwójnymi zabezpieczaniami i generatorem  kodów, do którego wirtualny klucz musiały mieć trzy uprawnione osoby.  Bez tego ani rusz, no chyba, że miałby to uczynić on sam.
Początkowo takie rozwiązanie nie bardzo się podobało zleceniodawcom, ale  po kilku demonstracjach i testach szybko nabrali przekonania do nowego  systemu. Potem przyszły kolejne zlecenia i tak już czas od kilku lat  upływał na tworzeniu, modernizowaniu systemów i całych baz danych  klientów.
Kiedy dowiedział się, że nowym klientem nie jest kolejny bank ucieszył się.
– Wreszcie coś innego – pomyślał. Ale radość trwała niespodziewanie  krótko. Miał zmodernizować, a najlepiej stworzyć nową sieć i system dla  maszyn obsługujących lottomaty.
Początkowo sprawa w porównaniu do systemów, jakie budował dla obsługi  klientów banku, wydawała się dziennie prosta. Ale to był tylko początek  tego z czym Synowi Donalda przyszło wkrótce się zmierzyć.
Zleceniodawcy – dwóch dżentelmenów w gajerach prosto od Armaniego  uważnie śledzili każdy ruch, jaki on wykonywał. Pytali o każdy szczegół i  detal. Wiadomo, chodziło o bezpieczeństwo.
W końcu podłączył całość sieci z macierzą dostał polecenie, aby  spróbował, czy istnieje taka możliwość wykonania operacji w systemie,  aby ten wygenerował np. jedną szóstkę liczb z całkowitym pominięciem  wszystkich jakie zostały wprowadzone przez grających lub wytypowała  maszyna
– Słuchajcie – oponował Syn Donalda – to tak, jak by ktoś na wizji wyjmował kule z wybranymi dla kogoś numerami, albo, albo mówił, że np. 4 to 6 itd..
– Nie martw się pierdołami chłopie, ty ustawiasz liczby jakie ci  podamy w kolekturze, którą wskażemy, dajmy na to na dworcu w Koluszkach –  Ale…, ale w Koluszkach na dworcu nie ma żadnej kolektury. – Przewał  grubemu Syn Donalda.
– No widzisz, nie ma kolektury i nie ma problemu – odrzekł drugi i zaniósł się rubasznym śmiechem.
Tego dnia akurat była wysoka kumulacja sięgająca grubo ponad 35 milionów złotych. Kilka tygodni z rzędu nikomu nie udało się wytypować upragnionej szóstki, nie zrobił tego też lottomat na tzw „chybił – trafił”
– To nie może się udać. Pierwsza lepsza kontrola może się doszukać, że to tu, stąd ktoś ustawiał wyniki.
Słuchaj, my jesteśmy wyżej, jak te wszystkie sądy i kontrole razem wzięte. Z naszymi wyrokami nikt nie dyskutuje. My mamy pieniądze i my je roz dzie la my – wycedził anektując dokładnie każdą sylabę. Podobnie jest władzą – jest w naszych rękach.
(…)
Przed oczyma Syna Donalda wciąż pojawiają się ci dwaj i sześć pierwszych liczb, które na samym początku kazali jemu wprowadzić do systemu kolektury w Poznaniu. Tego dnia, 16 lutego 2010nroku padła na kupon, który w posiadaniu tych dwóch panów, niebagatelna sumka jak przypadła na wygraną: 28.825.110 złotych. Ten pierwszy, Jurek D. „Doktorek”, objaśniał dlaczego akurat te liczby, a nie inne. I dodał zaraz, że inne będą innym razem, i też znajdzie się dla nich uzasadnienie.
– Młody jesteś – mówił – sporo jeszcze przed tobą, wiele doświadczysz. A z takim fachem, z taką głową … zajdziesz daleko. Tylko nie zmarnuj tego. Pamiętaj świat jest popierdolony do entej potęgi. Więc nie ma sensu doszukiwać się normalności, czy jakiejś, jak to naiwnie powiadają, oszołomy, sprawiedliwości. Jak chcesz sobie życie spierdolić, to akurat proste – zapisz się do pisu i będzie po sprawie. Musisz jednak pamiętać, że każdy w tym skurwysyńskim świecie ma jedno życie, owszem, niekiedy się zdarza, że kilka szans daje los, ale to wyjątek.
W tym biznesie, jak w każdym innym liczy się szmal. Nie masz go, to  się nie liczysz. Zresztą sam o tym doskonale wiesz. Jeszcze niedawno na  niewiele mogłeś sobie pozwolić, ledwo wiązałeś koniec z koniec i byłeś  częstym gościem pozostającym na utrzymaniu matki. I jakoś wtedy szukałeś  czegokolwiek, aby wyrwać się z tej matni ubóstwa, nędzy. Prawda? Syn  Donalda tylko w milczeniu potakująco skinął głową. Tamten dalej  kontynuował swój wywód. – Wiesz jak działa cały ten światek esemesów, za  pośrednictwem którego widzom wydaje się, że to oni wybierają tego, czy  tamtego uczestnika, że głosują na to czy na tamto. A w rzeczywistości,  jak wszystko, jest dawno ustawione i zarządzane z miejsca, o którym  szaraczkom się nawet nie śniło, a mądrale wolą trzymać język za zębami.  Liczy się tylko, aby w puli było jak najwięcej szmalu.
Sam budowałeś panele zarządzania. Czy nie tak? Syn Donalda kolejny raz  przytaknął milcząco, i wzrok tępo wbił w podłogę. Miotały nim wewnętrzne  sprzeczności. Nie wiedział, czy ma coś mówić, czy już się poddać i  zostawić wszystko swojemu biegowi. Czuł się przybity niczym sztacheta w  starym wiejskim płocie. W tle na wielkim monitorze w zupełnej ciszy  przechadzały się jakieś skąpo odziane laseczki. Syn Donalda nie  wiedział, czy to film, teledysk, czy może podgląd na plażę w Rabbit  Beach, albo Bograshow Beach w Tel Awiwie. Zapatrzył się w dziewczynę o  śniadej skórze które swobodnie przemierzała brzeg plaży, a za nią krok w  krok podążał obiektyw kamery. Syn donalda nie wiedział, czy uległ  marzeniu, czy to chwilowa próba ucieczki od gorzkich doświadczeń jakie  stały się jego codziennością.
Jemu jej pupa przypominała dwa pączki z lukrem położone blisko jeden koło drugiego, kiedy szła one poruszały się smakowicie.
Oczyma wyobraźni zlizywał z niej lukier – językiem wyjmował słodkie  nadzienie. Jeśli jestem wulgarny w tym opisie niech mnie Bóg ukarze –  myślał, wyrzucając z siebie cicho słowa: niech mnie jasny z nieba piorun  strzeli, albo krew zaleje.
Ale nic takiego się nie działo. Bóg, albo był łaskaw, albo nie było go wcale? 
To rozmarzenie Syna Donalda przerwał surowy i rzeczowy jak zawsze „Doktorek”. – Piękna, prawda? Widzisz chłopcze, to też może wkrótce stać się częścią twojego życia. Wszystko teraz zależy od ciebie.
- Blog
 - Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
 - 3617 odsłon
 
 

Komentarze
Ja w sprawie lotto ;)
17 Maja, 2013 - 20:24
Co z tymi historiami o ludziach, do których mili panowie przyszli po procent od wygranej? Kilka takich historii gdzieś mi się o uszy obiło. Do swoich przecież by nie przyszli... "Pomyłkowo" wygrał ktoś przypadkowy?
Pzdr.
"Pomyłkowo" wygrał ktoś przypadkowy?
18 Maja, 2013 - 00:06
Niekoniecznie. "Wysoce etyczny" pracownik banku, w którym miał konto wygrany, przekazał informację kolesiom.
To,zbyt piekne ,aby bylo prawdziwe!
18 Maja, 2013 - 08:40
marcopolo
Kiedy cala Polske obiegla kolejna "AFERA" za PO -ALBERT GOLD padalo tam gesto nazwisko i imie syna TUSKA,ten biedny chlopak raz nawet sam siebie nazwal DEBILEM,jezeli on sam stwierdza ,ze jest Debilem ,to czemu teraz robi sie z niego wybitnego fachowca z informatyki,drugi raz jako dziennikarz podobno swietny ,ale tylko w GAZECIE WYBORCZEJ!.Coreczka tez podobno "umie"liczyc KASE i zna sie na tym,jednym slowem cudowne dzieci sa tego TUSKA;ale ja dalej o synku ,pamietacie jak Tusk pracowal na lotnisku u dwuch "panow" ,u jednego na swoje prawdziwe nazwisko ,a u drugiego jako "agent "TOMEK" i wlasnie u tego ostatniego mial pilnowac samolotow AMBER GOLD,ktore pewnego dnia zostaly sprzedane do niemiec za zlotowke kazdy,no prosze jaki tata bogaty nie swoje samoloty sprzedaje za zlotowe,a dla rzadu nie kupuje bo nie ma KASY,i ktoregos dnia te samoloty nie pytajac nikogo o zgode sobie odlecialy ,nawet Sluzby Celne nie sprawdzily co bylo na pokladzie,nawet synek odrocil glowe w druga strone ,ze to niby nie widzi i poszly na strone niemiecka,chociaz tak po prawdzie to nikt nie wie gdzie one sie udaly i z czym !Nagle szum na cala Polske ,zniknelo zloto AMBER GOLD ,gotowka,bizuteria i odlecialy NADZIEJE kilkaset ludzi na zwrot ich pieniedzy,czekamy na uniewinnie tego 25 letniego "SLUPA" ,ktory narazie siedzi w wiezieniu,ale jak dlugo mozna niewinnego trzymac za krata!Bardzo podobna byla AFERA "ZELAZO",ale szczeguly zna tow.Miller,z tym ze zloto kradli za granica i zwolili je do KCPZPR!Pozdrawiam!!
marcopolo
Wicenigga
25 Maja, 2013 - 19:58
Tak właśnie myślę - albo ktoś w banku, albo w totku.
Ale przecież swoim by nie podskakiwali?