Porno. I dusno.
Mnie jeszcze bardzo wiele rzeczy zadziwia. Choć wiele zjawisk już przestało mnie bulwersować. Jestem w stanie spokojnie przełknąć „Telekamery”, przymusy dobroczynności, autorytety z SB w życiorysie…….
Ostatnio jednak znalazłam coś, co spowodowało, że musiałam zweryfikować swoją wiedzę na pewne tematy.
***
Jedna rzecz jednak napawa mnie odrazą. Mianowicie: że to co żona robi w łóżku z mężem (bez względu na płeć małżonków) nie jest już ich prywatną sprawą, jest sprawą społeczną i wręcz należy o tym mówić, najlepiej przez megafon medialny.
Wiem, naiwność to z mojej strony, spowodowana najprawdopodobniej głębokim zakorzenieniem w realiach ciemnogrodu.
Moja tożsamość, jako kobiety, określana jest w dzisiejszych czasach za pomocą najczęściej stosowanej pozycji Kamasutry. Moja wartość jest mierzona ilością orgazmów w tygodniu. A bilet wstępu w szeregi postępowej inteligencji to sms z głosem na najpiękniejszą parę Polski, czyli Raczka i przyjaciela.
***
Gdzież szukać pomocy?
Jest wiele możliwosci. Zatkać uszy, otorbić się i zapomnieć o bożym świecie. Przeprowadzić się na inną planetę. Iść z duchem czasu. Zacząć pisać listy do „Wysokich obcasów”. Tak, jest wiele możliwości.
Przyszło mi do głowy też: zostań feministką. Walcz z patriarchalnym porządkiem świata, spowadzajacym kobietę do roli wykorzystywanego przedmiotu, inkubatora, sprzątaczki, kochanki, kucharki…..
Czym jest feminizm?
No dobra, przyznaję się, nie znam za bardzo tematu. Jakoś tak się złożyło, że mnie to nigdy specjalnie nie interesowało, poświęciłam się zgoła innym zagadnieniom. Przyszła jednak kryska na matyska.
Do tej pory feminizm kojarzył mi się głownie z ruchem Sufrażystek, rewizją utartych poglądów na temat roli kobiety, Simone de Beauvoir, Le deuxieme sexe, walką o prawo do aborcji, walką z seksizmem, wyzwoleniem seksualnym, walką z prostutycją i pornografią, jako przejawem szowinizmu męskiego i dominacją patriarchatu….
Hola hola…to wcale nie tak.
Właśnie się dowiedziałam, że „prawdziwy”, „postępowy” feminizm bardzo mocno popiera pornografię, jako formę wyrażania siebie, realizację i spełnienie zawodowe kobiety. Dowiedziałam się też, że praca aktorki porno od pracy każdego innego człowieka różnie się jedynie tym, że jest pół legalna, co utrudnia dochodzenie praw pracowniczych przed sądem, w wypadku ich naruszenia.(ech, no i po co było się tyle lat uczyć…..)
Tu ciekawe postawienie sprawy, polecam do refleksji:
"Kolejnym przewijającym się przez całą debatę zarzutem jest domniemane wykorzystywanie kobiet w przemyśle pornograficznym. Rozsądnie skomentowała tę kwestię lewicująca feministka Laura Kipnis: „Kto może ocenić, czy praca w seks biznesie jest gorsza lub bardziej nieludzka niż praca fizyczna czy w przemyśle usługowym, przy taśmie albo w restauracji, z wyjątkiem osoby, która tę pracę wykonuje? I nie idealizujmy za bardzo ilości opcji zawodowych, które rynek pracy przed nami stawia, ani tego jak dobrych warunków pracy możemy oczekiwać. To nie jest tak, że mamy przed sobą wszelkie możliwe wybory zawodowe na świecie: 'Czy mam zostać gwiazdą porno... a może... dyrektorem IBM?' Jeśli łzy same napływają ci do oczu na myśl o wykorzystywanych pracownicach przemysłu pornograficznego a nie zastanawiałeś się nad pracownicami szwalni albo przemysłu drobiarskiego – aby wymienić choć dwa spośród niezliczonej ilości zawodów w których warunki pracy nie są idealne – to może twoja analiza wymaga jeszcze trochę pracy. I spójności. (...) praca w kapitalizmie jest zawsze związana z wykorzystywaniem. (...) Większość ludzi, która pracuje – czy będą to gwiazdy porno czy szefowie firm – robią w pracy rzeczy, których woleli by nie robić, gdyby posiadali wystarczającą ilość pieniędzy, aby nie pracować. (...)"
Gdzie rozpowszechniane są takie rewelacja? Zapewne w wielu miejscach. A ja natrafiłam na stronę wrocławskiego stowarzyszenia, które zowies ie „Nic tak samo” i określa siebie kołem naukowym.
http://www.nts.uni.wroc.pl/tv.html
Naukowcy ci w ramach szerzenia tolerancji oraz przybliżania maluczkim szczegółów pożycia intymnego osób płci tej samej, organizują wiele akcji, spotakń, konferencji i seminariów.
Jedną z takich akcji jest „16 dni przeciwdziałania przemocy ze względu na płeć.”
http://www.16dni.pl/index.php?lang=pl&dzial=artykuly&klucz=1229003830-29
Natrafiłam tam na skrót wypocin, nazwanych zgodnie z trendami i wymogami edukacji europejskiej, wykładem, autorstwa niejakiej Dobrusi Karbowiak.
I czytam:
„część feministek wypowiedziała pornografii wojnę, inne wystąpiły ze zdecydowaną i trafną krytyką antypornograficznego stanowiska.”
Dowiaduję się również, iż seksizm, czyli postrzeganie kobiet z perspektywy ich seksualnosci nie jest wcale zły.
Zła jest natomiast ustawa antypornograficzna, która powoduje, że feministki nawołujące do aborcji, wyzwolone seksualnie i chcące edukować w tej materii najmłodszych, są oskarzane o obsceniczność i w latach 90w takiej Kanadzie na przykład były za to torturowane i wtrącane do więzień.(sic)
Pani Dobrusia dowodzi nam, ze związek pomiędzy pornografią a przemocą jest bzdurą i służy tylko lini obrony przestępców seksualnych.
„Z czasem większość badaczy zajmujących się powiązaniami między pornografią a agresją zaczęła dochodzić do wniosku, że kluczowa dla postrzegania kobiet przez mężczyzn i ewentualnej agresji wobec kobiet, jest wczesna socjalizacja. Wielu zgadza się jednocześnie, że osoby, które popełniły wykroczenia na tle seksualnym, miały ogólnie mniejszy kontakt z pornografią niż przeciętny mężczyzna co wiąże się po prostu z negatywnym stosunkiem do seksualności (i tym samym kobiet)"
Kolejny argument wprowadzenia edukacji seksualnej polegającej na technicznym przedstawianiu zasad stosunku płciowego.
Reasumując, po lekturze całosci:
„Antypornograficzna histeria wśród feministek rozpoczęła się w latach 70tych, głównie za sprawą Andrei Dworkin i Catherine MacKinnon. Dążenie do zakazania materiałów o treściach pornograficznych było dla nich tak istotne, że pozwoliło nawet wejść w sojusz z fundamentalistami religijnymi z Moral Majority i przeforsować antypornograficzną ustawę w Indianapolis (która została ostatecznie zniesiona jako sprzeczna z wolnością słowa).”
tak naprawdę to, co rozeźliło „postępowe” feministki, to właśnie ten „sojusz” z kościołem, sojusz z prawicowcami. Bo merytorycznych argumentów na potwierdzenie hasła, iż pornografia jest wartością, nie znajduję.
Na stronach w/w koła „naukowego” nie znajduję żadnych zagadnień, które mnie interesowałyby jako kobietę, z punktu widzenia ułatwienia mi życia jako matki pracującej, chociażby. Owszem, jest artykuł o rynku pracy, którego clou jest taki, iż Polska jako skamielina wśród ciemnogrodów nie chce słuchać UE i nie zrównuje wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn. To wszystko.
Idzie kryzys. Różnie to może być z pracą. Kto wie, może czas wybrać się na jakis casting…
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2072 odsłony