Strach się bać, czyli o podwrocławskich wariatach na drogach

Obrazek użytkownika Wiktor Smol
KawiarNIA

Wracałem wczoraj po pracy tą samą trasą, którą jeden z odcinków przemierza rozlatujący się autobus wrocławskiej komunikacji miejskiej linii Nr 105.
Tym razem nie napiszę niczego o kondycji komunikacji miejskiej we Wrocławiu, o tym, kto i jak tam gospodaruje, że mamy taki, a nie inny: czytaj – rozkradziony tabor – i nie napiszę o tym, że tego nie zauważa żadna ze służb, której zadaniem jest przestrzeganie bezpieczeństwa pasażerów i innych uczestników w ruchu drogowym.

Dziś w skrócie napiszę o rozpoczynającym się długim, aż na dziewięć dni, weekendzie i o tym, co za sobą niesie tyle wolnego. W innych moich wpisach pisałem między innym o tym, że wcale nie jesteśmy tacy fajni. Do tamtych wpisów dorzucę jeszcze moje wczorajsze spostrzeżenie z bezpiecznej chęci wrócenia po pracy do domu. Trasa Wrocław – Oborniki Śląskie wiedzie krętą, w wielu miejscach nie najlepszej jakości drogą, która wije się samym środkiem uroczych miejscowości. Trasa na odcinku 30 km w 3/4 drogi jest z ograniczeniem prędkości do 40 km/h. Co samo przez się tłumaczy jej usytuowaniu i raczej nie dziwi nikogo, kto szanuje zdrowie i życie innych ludzi.

W dniu wczorajszym 26 kwietnia 2013 roku, po godzinie 22 – tyle samo stopni na plusie pokazywał termometr na Moście Milenijnym – na drodze pojawiło się znacznie więcej aut niż w inne dni, w które pokonuję ten odcinek drogi. Zwiększona liczba uczestników na drodze powinna sprawić, że jazda jest wolniejsza, a kierujący są bardziej ostrożni.

Lecz tylko naiwny może sądzić, że tak się dzieje. W istocie jest zgoła inaczej – pędzą auta jak szalone nie zważają na ograniczenia prędkości, przeszkody nie stanowią łuki, zakręty i linie ciągłe podwójne. Przyglądam się – wielu z nich to ludzie bardzo młodzi, taka młodzież jeszcze. To, co wczoraj miało miejsce na drodze, to horror i cud w jednym. Zacznę od tego drugiego – cud, że nic się nie stało, że nie-najlepszej jakości asfaltu droga była sucha i, i nikt z jadących w kolumnie 5-7 wyprzedzanych przez kilku wariatów naraz nie stracił zimnej krwi, a co za tym idzie panowania nad samochodem. Szczęście, że jadący z naprzeciwka za każdym razem zdążyli na tyle wyhamować, aby czołowo nie zderzyć się z wariatami jadącymi ich pasem z naprzeciwka.

Pijani, pod wpływem środków odurzających czują się wolni lub okazują swoją arogancję wszystkiemu, co wokół nich – buntują się i dają temu wyraz siadając za kierownicę.

Sobota rano. Czytam, że w piątek w 110 wypadkach zginęło osiem osób, a 447 kierującym policja zatrzymała prawo jazdy. Tylko, czy samo zatrzymanie prawa jazdy zatrzyma tych ludzi przed popełnieniem nieplanowanej zbrodni? Nie wiem. Wiem natomiast, że wiele samochodów – ciężarowych również – na trzebnickich rejestracjach stanowi zagrożenie dla innych kierujących i pieszych.
Wiem również i to, że większość z tych mniej popularnych dróg lokalnych, to swoisty tor wyścigowy dla szaleńców, którzy być może zbyt wcześnie przesiedli się z traktorów na szybkie osobówki. Oni się czują bezkarni, bo jak nikt znają swój teren i wiedzą, że policja zagląda tu rzadko. Być może za rzadko?

Co przyniesie podsumowanie długiego weekendu? Jakie tym razem zostaną pobite „rekordy”?

Brak głosów

Komentarze

Pod notką qqryq-true zatytułowaną "Rzecz o kulturze na drodze" z dnia 22 kwietnia br. (tutaj: http://niepoprawni.pl/blog/5125/rzecz-o-kulturze-na-drodze ) napisałem komentarz, który pozwalam sobie przytoczyć w całości.

Jeśli kierowcy w życiu codziennym nie błyszczą kulturą, to daremno wypatrywać u nich przejawów kultury, kiedy prowadzą auto. Oni już tak mają. Sposoby zachowywania się na jezdni owych „kierowców” wynikają także z… egoizmu. A tę cechę najczęściej wynoszą z domu rodzinnego. Nie będę się rozwodził nad przyczynami, bo te są na ogół znane, więc w zasadzie kiedy jestem za kierownicą, skupiam się na zapobieganiu skutkom wynikłym z przyczyn.

Jak to robię? Otóż jeżdżąc swoim autem do pracy i z pracy kilka razy w tygodniu, miesięcznie pokonuję trasę około 1500 km. Jeżdżę bardzo dynamicznie, dość szybko ale zarazem bezpiecznie, bez łamania przepisów (no, może czasem przekroczenia prędkości). To taka pozostałość w technice prowadzenia samochodu z czasów, kiedy jeździłem na rajdach samochodowych.

Kiedyś zliczyłem, że kierowcy nagminnie łamiący przepisy ruchu drogowego – w 65% posiadają w swoich autach radia CB. Wyposażyłem więc i ja swoje auto w radio CB. Wykorzystuję je do przestrzegania kierowców-szaleńców przed nieodpowiedzialną jazdą. Kiedy widzę jakiegoś „pirata”, a na dachu jego samochodu buja się antena od CB-radia, wówczas daję mu przestrogę, aby zdjął nogę z gazu i nie "kozaczył", bo za chwilę będzie miał ze mną do czynienia. Na ogół skutkuje, bo nie wie, kto do niego mówi. Ale zdarzają się i tacy, którzy obrzucają mnie stekiem bluzgów. Wówczas go pytam: – czy to wszystko, na co cię stać? – No to rzeczywiście „dużo” umiesz”, a szkoda, że jeździć nie umiesz!

Przykład sprzed tygodnia. Jadę wieczorem drogą krajową nr 52. Znam ją tak, jak własną kieszeń. Jezdnia sucha. Warunki jazdy dobre. Zbliżam się do zakrętów typu „S”, z których pierwszy jest w prawo z ograniczeniem prędkości do 60 km/h. Podwójna oś ciągła jezdni. Ów zakręt dotychczas „przećwiczyłem” co najmniej 80 razy. Wiedziałem, że pierwszy z nich przy takich warunkach mogę bezpiecznie pokonać z prędkością maksymalną 85 km/h, ale w drugi – lewy trzeba wejść nie szybciej, niż 65 km/h. W przeciwnym razie w tzw. krzywej przejściowej w drugim zakręcie – po prostu wylatuje się z trasy w pole, o ile w zamiarze jego szybszego pokonania nie wprowadzi się auta w kontrolowany poślizg.

Kiedy zbliżałem się do owych zakrętów z prędkością 70 km/h (mając już podwójną oś ciągłą), zostałem wyprzedzony przez Citroena Pick-up na tablicach spod Olsztyna, który miał „na budziku” około 90 km/h. Usłyszałem w CB-radio tekst, którego autorem był ów kierowca: – Te!... z tego Focusa, bujaj się k**wa, a jak nie, to przesiądź się na rower! Moja riposta była już zbędna, bo gościu nie zmieścił się w drugi (lewy) zakręt i… wyleciał z trasy przez płytki rów w pole. Zatrzymałem się na poboczu, włączyłem światła awaryjne. Patrzę: – Citroen stoi na kołach, a obok niego stoi ten „kozak”, który kazał mi się „bujać”. Miał może 25-30 lat. Dzieliło mnie do niego jakieś 15 metrów, ale nie schodziłem w grząskie pole. Zapytałem przez radio, czy potrzebuje pomocy. Odpowiedział, że nic mu nie jest i że wyszedł z tego bez szwanku na zdrowiu, ale auto nie jest już w stanie jechać o własnych siłach, bo coś się urwało w zawieszeniu.

Wówczas rzekłem: – No widzisz?! – i po co ci było „kozaczyć”? – A gdybyś tak w momencie wyprzedzania mnie miał nagle pojazd z przeciwka, to zapewne byś mnie zepchnął na pobocze, aby uniknąć „czołówki”,… głupku skończony! Dalej go uświadomiłem, że w moim aucie jest 115-konny motorek 1,8 benzyna, ale to nie oznacza, że mam „wdepnąć” tyle, ile „fabryka dała”. Upewniwszy się, że wezwał już lawetę, zostawiłem głupka w grząskim polu.

Tacy ludkowie mylą jezdnię z torem wyścigowym lub z OS-em na rajdzie, na którym trasa wówczas jest zamknięta dla ruchu kołowego.

        

Na odchodne jeszcze usłyszałem od owego "kierowcy": – bujaj się ch***u!  
Chciałoby się zapytać: – i kto tu jest ch**em???

Pozdrawiam z 10, Satyr   
________________________ 
"I złe to czasy, gdy prawda i sprawiedliwość nabiera wody w usta".  
(ks.J.Popiełuszko)

Vote up!
0
Vote down!
0
#353663

Takich przypadków są tysiące i to na wielu odcinkach polskich dróg. Niestety powód takich i podobnych zachowań jest też ponad 1000 od frustracji, zawiedzionej miłości, braku odpowiedniego dzieciństwa, braku wychowania, choroby takiej czy innej, braku samoakceptacji, niskiej kultury osobistej i zwyczajnej brawury, w której brakuje wyobraźni. Wymieniać mógłbym tyle, że wystarczyłoby na zupełnie przyzwoitą oddzielną notkę, tak jak Twoja.

Ukłony

Vote up!
0
Vote down!
0
#353668

zostałam zaatakowana przez TIR-a. Nic a nic nie kłamię. Tam się trudno rozpędzić (kto tę trasę zna, to wie), wiele wsi i miasteczek, ograniczenia do 50km/h niemal non-stop.
Mnie nawet ograniczeń nie trzeba, bo wyobraźnia mi działa i jak sobie wyobrażę, że mi dziecko wybiegnie na drogę, to noga sama się cofa z pedału gazu.
Ale moja jazda (przepisowa do bólu) wkurzyrzyła kierowcę TIR-a, któremu się gdzieś spieszyło.
Trąbił, oślepiał mnie światłami, podjeżdżał tak blisko, że musiałam uciekać. Masakra.
Tam jest miejscami bardzo kręto, szczególnie w samej Iłży, a ten imbecyl zaczął mnie wyprzedzać na podwójnej ciągłej + zakaz wyprzedzania.
Nie wytrzymałam. Kilka kilometrów za Iłżą zjechałam na parking przy stacji benzynowej, spłakałam się, potem pospacerowałam, uspokoiłam i ruszyłam dalej.

Vote up!
0
Vote down!
0
#353666

Niekiedy nie ma innego wyjścia jak tylko zjechać i przeczekać złą "aurę" i to nie żaden wstyd.
Nie jeden raz tak zrobiłem i potem, po kilkunastu minutach. kiedy wyruszałem w dalszą drogę, widziałem efekty: drzewo, czołówka, pobocze. Również widzę to, czego nigdy nie chciałbym doświadczyć - wybiegające dziecko, wyjeżdżający z chodnika na jezdnię rowerzysta - a tych we Wrocławiu nie brakuje.

Pozdrawiam

Vote up!
0
Vote down!
0
#353670

Dla WP to: "Zobacz najciekawsze wydarzenia i najlepsze zdjęcia minionego tygodnia w Polsce!" http://wiadomosci.wp.pl/gid,15528906,kat,1342,title,Auto-roztrzaskane-o-drzewo-Nie-zyje-5-osob-zdjecia,galeria.html

Mam problem z ustaleniem kategorii - nie wiem, czy to najciekawsze wydarzenie, czy najlepsze zdjęcie?

Vote up!
0
Vote down!
0
#353673

Warszawa i okolice - szczególnie te gdzie trwa w nieskończoność budowa najdroższego na świecie węzła łączącego A2 przez S8 z krajową siódemką - to dzień, w dzień dokładnie to samo.
Najdroższy bo budują go tak powoli i skrupulatnie, że prawie postępu prac nie widać.
Za to żeby było weselej i nikomu się nie nudziło, co parę dni nowe atrakcje. Właściwie trudno nawet szacować czas przejazdu przez te okolice, do celu można dotrzeć pół godziny wcześniej, lub godzinę później.
I to jest prawdziwa przyczyna tego, że niektórym puszczają nerwy, a wielu musi zrobić coś ekstra by nadrobić stracony czas.

Takiego burdelu nie ma nigdzie w kraju - miałem okazję niedawno odwiedzić Śląsk (a raczej Zagłębie) i kujawsko-pomorskie w przeciągu paru dni, więc wiem.

Zagłębie - właściwie bez problemu.

Toruń - nieco przed Włocławkiem kończy się cywilizacja. Włocławek - jakość sama w sobie. Zawsze kiedy jestem przejazdem jestem w szoku - na drogach praktycznie od dwudziestu lat bez zmian. Znam dwa dojazdy do Włocławka - 62 znad Wisły i 1 od Łodzi. W granicach CWL - czas stanął w miejscu. Teraz grzebią nieco tą przeklętą Toruńską ale wszystko wygląda jak wyglądało.
Zawsze kiedy wjeżdżam do CWL, mam jedną refleksję - co tu jest grane ? Ludzie jakoś dziwnie jeżdżą ;) Widać przyzwyczajeni do drogowego syfu, na którym można skasować zawieszenie, jeżdżą zdecydowanie wolniej niż wszędzie indziej.

Drogi - ich stan, schizofreniczne oznakowanie i remonty mające pozory pieczołowicie zorganizowanej dywersji - to wszystko jest odpowiedzialne za zachowania na drodze.
Odważę się powiedzieć coś takiego - polscy kierowcy są mistrzami świata, gdyby nie to, wypadków musiałoby być 10x więcej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

Vote up!
0
Vote down!
0

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Jeszcze Polska nie zginęła / Isten, aldd meg a magyart

#353811

1 Maja! Połowa długiego weekendu i jego efekty:

39 osób zginęło, 512 zostało rannych w 407 wypadkach, do jakich doszło na polskich drogach od piątku, kiedy rozpoczął się długi weekend - poinformowała w środę Komenda Główna Policji. Przez ten czas zatrzymano 2,1 tys. nietrzeźwych kierowców.

Vote up!
0
Vote down!
0
#354188