Fikcja "Opieki Społecznej"

Obrazek użytkownika Janusz 40
Kraj

Ostatnio nagłośnione w mediach tragiczne wydarzenia związane z brakiem pomocy państwa rodzicom, a szczególnie samotnym matkom przy utrzymaniu i wychowaniu dzieci - powinno natchnąć ustawodawcę do ostatecznego zerwania z panujaca w tej mierze fikcją - dodam skandaliczną fikcją. Panuje w tej sferze jakaś zbiorowa niedołężność umysłowa; z jednej strony przeznacza się bezrefleksyjnie powyżej 1.000 zł na jedno dziecko w tzw. "Rodzinnych Domach Dziecka", czy też ok 2.000 zł. w Domach Dziecka, a z drugiej - stawka pomocy społecznej dla matki z czworgiem dzieci, to ok. 300 zł. Przy czym powszechnie wiadomo o wielu patologiach (do podwójnego morderstwa włącznie), jakie w tych wymienionych instutucjach mają miejsce. Nic nie jest tak zbawiennego dla procesu wychowania dzieci, jak witamina M; oczywiście, dla zapewnienia prawidłowego rozwoju dziecka, potrzebne są rownież warunki materialne. Jak by na to nie patrzeć - najtańszy i najlepszy sposób prawidłowej polityki rodzinnej, to wsparcie bezpośrednie rodziców.

Oczywiście, istniejace struktury opieki społecznej są przykladem instytucji, która tylko w teorii - właśnie dla kamuflażu i fikcji - udaje, że coś robi. To jest struktura, w której należy wymienic 100 % personelu, doposażyć i zatrudnić ludzi potrafiącym nieść pomoc biednym rodzinom posiadającym dzieci. Kiedy widzę eleganckie "damy" siedzące za biurkami (nadmiernie rozrośniete w niektorych partiach ciała) i perrorujące, iż "uczynily wszystko", by pomóc matce borykajacej się samotnie z czwórka dzieci, to nachodzą mnie myśli z pobliża samosądu. Łapię się oczywiście na tym, iż ich wina jest mała w porównaniu z winą ustawodawcy, który nie zapewnił materialnych możliwości udzielenia rzeczywistej pomocy.

Rzeczywistą pomoc wyobrażam sobie tak - "asystent" rodziny (najlepiej płci żeńskiej) powinien pomóc matce w zakupie prowiantów, ugotować posiłki, wyprać co trzeba i przewinąć maluchy. To przy matce z czworgiem dzieci praca na pełen etat, lub przy dwojgu na pół. Przy istniejacym bezrobociu - nie byłoby problemu z naborem chętnych do tak pojętego etatu "asystenta" rodziny. Oczywiście - ryczłty finansowe na jedno dziecko powinny być znakomicie podniesione, ale i tak stanowiłyby mniej niż 50 % nakładów na jedno dziecko we wspomnianych domach dziecka.

Pragnę tylko uświadomić, że cywilizacyjne standardy zwiazane z pomocą państwa dla rodzin posiadajacych dzieci są zgoła odmienne; mogliby decydenci przy okazji dyskusji z Cameronem przyswoić sobie to zagadnienie. W Anglii, Norwegii, czy w Niemczech - ogromne zasiłkinm rodzinne wypłacane rodzicom należą się za sam fakt posiadania dzieci (bez wzgledu na to, czy są bogaci, czy biedni, czy też są to rodziny patologiczne). Osobnym zagadnieniem są samotne matki z dziećmi - tam pomoc jest zwielokrotniona - wręcz zdumiewająca. Oczywiście - ktoś powie - nie stać nas. Nawet skądinad w "barbarzyńskiej" Rosji - pomoc młodym rodzinom z dziećmi, to równowartość ok 50 tysiecy zł. Też ktoś powie - nie stać nas. Ja powiem - nie stać nas na marnotrawienie takiego narodowego skarbu, jakim są dzieci. Pustosłowie w sejmie na temat polityki prorodzinnej jest nadzwyczaj smutne.

Skąd pieniądze - ze stu przynajmniej podziałek (a wystarczyłaby z nawiazka każda z tych stu) - np. z likwidacji pojęcia kontraktów menedżerskich (dla kolesiów) i co za tym też idzie z milionowych odpraw (rekordzista wziął 13 milionów zł.). Ustawa kominowa przewiduje sześciokrotna średmią krajową i to wystarczy. Badania wykazują, iż rzeczywistymi fachowcami (za owe średnie pensje) - są urzędnicy średniego szczebla, a lukratywne kontrakty otrzymują często ignoranci z odpowiedniego partyjnego klucza. Innym źródłem odpowiedniego finansowania polityki prorodzinnej byłaby likwidacja niektórych bizantyjskich atrybutów władzy np. ograniczenieilości służbowych samochodów, czy też alkoholowej oprawy "urzędowych" przyjęć. Można, rzecz jasna, snuć prawie w nieskończoność wyliczankę monstrualnego marnotrawstwa tego obozu władzy - szczególnie rażą fanaberyjne i aferalne wydatki propagandowe (lansujace przede wszystkim premiera), jak "przerośnięte" stadiony, korupcjogenne Orliki, czy głupawe Świetliki, czy też zadęta, kosztująca setki milionów "prezydencja".

Na zakończenie - powiem tylko o pewnej śmiesznej figurze - Rzeczniku Spraw Dziecka - który w czasie swojego urzędowania nie zrobił nic, dosłownie - nic w tej tak ważnej dla istnienia narodu sprawie.

Brak głosów