Fakty same o sobie i wolności słowa w polskich mediach, czyli co jest spamem a co nie..

Obrazek użytkownika Gawrion
Kraj

Chwilkę po zamieszczeniu skopiowanego artykułu. Rodem z Onet.pl dostalem zwrotnego mejla od Cenzury Onetu:

"
Witaj g...n@i..a.pl,

Komentarz nadesłany przez Ciebie do forum:
]]>http://wiadomosci.onet.pl/1669849,11,wyrzucimy_towarzystwo_z_tvp,item.html]]>
został usunięty ponieważ jest spamem.

Dziękujemy za skorzystanie z naszych usług.
Onet.pl

ABC Forum - ]]>http://forum.onet.pl/abc.html]]>

Treść komentarza:
Słynny był kiedyś kuplet w "Słówkach" Boya o pewnym galicyjskim polityku: 
Żadnych politycznych 
Nie zna on przesądów, 
Każda Partia dobra, 
Byle dojść do rządów! 

Słowa te pasują jak ulał do przeróżnych skrajnych zygzaków kariery politycznej obecnego wicemarszałka Sejmu Stefana
Niesiołowskiego, prawdziwie wyspecjalizowanego w koniunkturalnych zmianach poglądów. Na tym tle prawdziwą groteską był
fakt, że jeszcze w 2001 roku, w ulotce przedwyborczej, tenże Stefan Niesiołowski z werwą zachwalał samego siebie jako tego,
który "nie zmienia przekonań" i jako tego, który jest jak najdalszy od karierowiczostwa. 

W rzeczywistości Niesiołowski wielokrotnie w swym życiu dawał przykłady iście kameleońskich skłonności do zmian poglądów
politycznych, przyklejania się do tego, co uprzednio zwalczał i zwalczania tego, co uprzednio chwalił. Wychwalana przez
Niesiołowskiego jego rzekoma "niezmienność poglądów" aż nadto przypominała osławioną zasadę Lecha Wałęsy: "Jestem za, a
nawet przeciw". 

Gdy "brzydził się" "fanatykiem" Michnikiem 

Od wielu lat Niesiołowski znany jest jako jedyny obok Aleksandra Halla dyżurny "prawicowiec" Michnikowskiej "Gazety
Wyborczej", który zawsze zabiera głos na łamach tej gazety, gdy to z jakichś względów potrzebne jest politycznie jej
naczelnemu. Mało się dziś pamięta, że tenże Niesiołowski jeszcze w 1992 roku pisał o A. Michniku, używając jak
najostrzejszych słów, stwierdzając wprost: "Dla mnie typowym fanatykiem nienawiści i agresji jest Adam Michnik, aczkolwiek
niewątpliwie inteligentny. Reprezentuje rodzaj fanatyzmu, którym się najbardziej brzydzę [podkr. - J.R.N.], ponieważ pod
pozorami troski o człowieka, o wolność, o demokrację, lansuje twardą antykościelną i antypolską opcję polityczną" (por. A.
Poppek, K. Pytlakowska: "Szaszłyk po polsku", Warszawa 1992, s. 151). 
Dziś tak zajadle występujący w roli pierwszego zagończyka liberałów z Platformy Niesiołowski był w swoim czasie niezwykle
zajadłym, nieubłaganym wrogiem liberałów wszelkiej maści. Jakże wstydliwe muszą być dla niego wypowiedzi z wcześniejszych
lat. By przypomnieć choćby, z jaką emfazą pisał Niesiołowski 13 stycznia 1992 roku na łamach "Gazety Wyborczej":
"Liberałowie udowodnili, że nie mają żadnych kwalifikacji ekonomicznych i nigdy w żadnej koalicji - gdyby do takiej
kiedykolwiek doszło - nie mogą obejmować resortów ekonomicznych, bo zrujnują kraj [podkr. - J.R.N.]. Cały wysiłek nowego,
centroprawicowego rządu Jana Olszewskiego, obciążonego fatalnym dziedzictwem ich rządów [podkr. - J.R.N.], musi
skoncentrować się na problematyce gospodarczej, w imię umocnienia demokracji i odsunięcia od nich zagrożeń" (cyt. za: S.
Niesiołowski: Przede wszystkim gospodarka, "Gazeta Wyborcza" z 13 stycznia 1992 r.). Te jakże słuszne skądinąd stwierdzenia
Niesiołowski powtórzył (a więc je nadal aprobował) w wyborze swych tekstów prasowych, opublikowanym w 2001 r. (por. S.
Niesiołowski: W wolnej III Rzeczypospolitej. Wybór tekstów prasowych 1990-2001, Łódź 2001, s. 33). 
W wielu wypowiedziach na początku lat 90. Niesiołowski odsądzał liberałów od czci i wiary, wręcz równając ich z ziemią.
Przypomnijmy choćby wywiad dla "Rzeczpospolitej" z 13-14 czerwca 1992 r., gdzie z niekłamaną pasją piętnował ogół liberałów
jako odrażające środowisko, które chciałoby zamknąć Kościół katolicki w swoistym getcie. Z jakimż oburzeniem Niesiołowski
atakował wówczas liberalny rząd Bieleckiego! Stwierdzał: "Mieliśmy przykład gabinetu Bieleckiego, który wyrzucił
wiceministra Kaperę za to, że powiedział o istnieniu zboczeńców seksualnych. A o zboczeńcach seksualnych można przeczytać w
każdej encyklopedii". Przypomnijmy, że w tymże samym czasie obecny przywódca partyjny Niesiołowskiego premier Donald Tusk
dosłownie "skakał z radości" na wieść o usunięciu z rządu "niepoprawnego politycznie" Kazimierza Kapery. 
Rzekomo "nie zmieniający nigdy poglądów" Niesiołowski od lat szczególnie gorliwie współpracuje z byłym korowcem Bogdanem
Borusewiczem czy korowcami z "Gazety Wyborczej". Jakoś dziwnie "zapomniał", jakież to ostre teksty wypisywał o KOR w czasie
"karnawału" "Solidarności" (tj. lat 1980-1981), gdy twórców KOR nazwał "pogrobowcami Stalina". Jakże się bił za to w
wywiadzie, udzielonym M. Lizutowi z "Dużego Formatu" (dodatku do "Gazety Wyborczej") z 14 listopada 2005 roku. Bąkał tam,
iż "żałuje" swego stwierdzenia o twórcach KOR jako "pogrobowcach Stalina", tłumacząc, że: "Niektóre sformułowania padły w
ferworze walki". 
Inny przykład, dowodzący, jak absurdalnie kłamliwe są twierdzenia o rzekomej "niezmienności" przekonań Niesiołowskiego. W
ostatnich latach niejednokrotnie występował z zajadłymi atakami na PiS, zarzucając mu, że narzucał Polsce politykę
"krnąbrności wobec Europy", która nas jakoby ośmieszała i marginalizowała na kontynencie. Robi to ten sam Niesiołowski,
który kiedyś ostrzegał, że wejście do Unii Europejskiej doprowadzi do skrajnie żałosnych skutków dla Polski. Według tekstu
S. Niesiołowskiego na łamach "Nowej Europy" z 1995 r.: "(...) Wraz z przystąpieniem do Unii Europejskiej Polska stanie się
państwem ideologicznym, prowadzącym politykę dechrystianizacji i degradującym katolików, to znaczy 82 proc. społeczeństwa
do roli obywateli drugiej kategorii, prześladowanych bardziej okrutnie, bo w sposób wyrafinowany, niż za czasów komuny"
(cyt. za M. Rybiński: Z wykopalisk, "Gazeta Polska" z 12 września 2007 r.). Jakiż "niezmienny" na tle przytoczonych dawnych
wypowiedzi wydaje się S. Niesiołowski. Po prostu tytan stałości poglądów! 

Przeciw Unii Demokratycznej, a nawet za 

Szczególnie groteskowe były zmiany poglądów S. Niesiołowskiego w stosunku do Unii Demokratycznej vel Unii Wolności.
Początkowo Niesiołowski był zajadłym wrogiem UD, chętnie wyzywał ją od "udecji" lub "udokomuny" (por. własne wyznania S.
Niesiołowskiego w wywiadzie dla książki A. Poppek i K. Pytlakowskiej "Szaszłyk po polsku", Warszawa 1992, s. 159).
Dziennikarki "Gazety Wyborczej" Anna Bikont i Joanna Szczęsna przypominały, jak to w swoim czasie Niesiołowski: "Twierdził
o Unii Demokratycznej, że 'jest mniej więcej tak samo demokratyczna, jak PZPR była robotnicza i polska' i przylepiał do
niej łatki: 'katolewica', 'różowi', 'udecja'. Tym, którzy 'nie wahali się świadczyć Jezusowi Chrystusowi za cenę gorszych
zarobków i nie awansowania', przeciwstawiał związanych z Unią Demokratyczną Jerzego Turowicza i Andrzeja Wajdę, obwiniając
ich za to, że 'obsługiwali kadzielnicę kłamstwa, która jest istotą komunizmu'. Turowicz wyjaśniał, że owszem, był za zgodą
i aprobatą kardynała Wyszyńskiego, w utworzonym pod egidą PRL-owskich władz Froncie Jedności Narodu i że wystąpił tam raz,
w obronie listu biskupów polskich do biskupów niemieckich, wypowiedź Niesiołowskiego zaś trudno określić inaczej niż
zwyczajne chamstwo" [podkr. - J.R.N.] (cyt. za: A. Bikont, J. Szczęsna: Radio Maryja? Wolę motyle. Portret Stefana
Niesiołowskiego, "Gazeta Wyborcza" z 6-7 maja 2006 r.). Zapytany w 2006 r. przez Bikont i Szczęsną o swój dawny atak na
Turowicza, Niesiołowski stwierdził, że dziś uważa tę wypowiedź za "niepotrzebną i krzywdzącą" (por. tamże). 
Przypomnijmy, że Niesiołowski, tak zaangażowany od połowy czerwca 1992 r. w maksymalne wspieranie koalicji ZChN z Unią
Demokratyczną, niewiele wcześniej, w tymże 1992 r., bardzo ostro krytykował UD w wywiadzie do książki "Szaszłyk po polsku".
Pisał o niej we fragmencie zatytułowanym "Janusowe oblicze (dwulicowość)". Tę dwulicowość przedstawiał jako "istotę Unii
Demokratycznej". Pisał: "Mają na każdą okoliczność inną twarz. W szkołach mówią, że są za aborcją i że młodzież musi się
kochać. Wśród emerytów twierdzą, że wartości chrześcijańskie są im najbliższe. Na kongresie socjaldemokratów jeden z
liderów UD powiedział, że oni są za socjaldemokracją, ale z powodów taktycznych nie mogą się do tego przyznać. U chadeków
zaś inny lider przyznał się do chadeckich poglądów, które jednak też są zmuszeni ukrywać. Naprawdę zaś najbliżsi są
socjaldemokracji. To partia nastawiona na zdobycie władzy" (por. A. Poppek, K. Pytlakowska: "Szaszłyk po polsku", Warszawa
1992, s. 153). 

Czy Niesiołowskiego zastraszono?
W czerwcu 1992 r. doszło do nagłej, szokującej zmiany frontu przez Niesiołowskiego, który stał się jakby zupełnie innym
człowiekiem. Ten dotychczas stanowczy obrońca wartości chrześcijańskich w polityce i publicystyce nagle zdradził sprawę
tych wartości, zdradził sprawę patriotyzmu, totalnie uzależniając się od Unii Demokratycznej, a nawet stał się swego
rodzaju ekspozyturą poglądów Bronisława Geremka w Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowym. Było to prawdziwym szokiem dla
obserwatorów polskiej sceny politycznej, w tym i dla mnie. Jeszcze wiosną 1990 r., wspólnie z tak opluwającym mnie dziś
Niesiołowskim, przygwoździliśmy lewackiego radykała z UD - Zbigniewa Bujaka, w telewizyjnym programie "Interpelacje".
Wkrótce potem Niesiołowski odwiedził mnie w moim mieszkaniu w Warszawie wraz z wicemarszałkiem Sejmu Andrzejem Kernem.
Miałem wówczas wrażenie naszej całkowitej zgodności poglądów. Niesiołowski wręczył mi swoje więzienne wspomnienia (pisane
pod pseudonimem "Ewa Ostrołęcka"), dedykując je słowami: "Z najserdeczniejszymi pozdrowieniami i wyrazami szacunku". (Dziś
ten sam Niesiołowski jak może szkaluje mój życiorys sprzed 1990 r.!). W owym czasie Niesiołowskiego zaliczano wraz z
Markiem Jurkiem i Janem Łopuszańskim do tzw. trzech muszkieterów, konsekwentnie toczących w parlamencie boje w obronie
Kościoła, patriotyzmu i programu dekomunizacji. 
Nagle w czerwcu 1992 r. dochodzi do całkowitej zmiany postawy Niesiołowskiego. W filmie "Nocna zmiana", autorstwa Jacka
Kurskiego, widzimy Niesiołowskiego na zwołanej przez Lecha Wałęsę tajnej naradzie spiskowej, zmierzającej do obalenia rządu
Jana Olszewskiego. Sam Jacek Kurski tak opisywał w czerwcu 1995 r. zachowanie Niesiołowskiego sprzed trzech lat:
"Niesiołowski ogląda naradę obłędnym, przerażonym wzrokiem; nic nie mówi. Za kwadrans wygłosi, zresztą pokazane w tym
filmie, wspaniałe przemówienie w obronie rządu. Gdy go niedawno spytałem, co robił na tej naradzie - zbladł, bo nie
wiedział, że była filmowana. Określił ją jako 'bandycką, zbójecką naradę, na którą zwabiono go podstępem'. Szkoda tylko, że
nikomu o tym nie powiedział. Bo potem oglądaliśmy 'w polityce' zupełnie innego Niesiołowskiego: rano 5 czerwca nie umiał
już wygłosić przemówienia przeciwko powołaniu rządu Pawlaka - w ostatniej chwili poprosił o to Marka Jurka - widywaliśmy go
za to na konferencjach z Geremkiem, robiącego dobrą minę do beznadziejnego rządu Suchockiej" (por. Dobrze służyć Polsce
Ludowej. Wywiad W. Kalimowskiego z J. Kurskim, "Tygodnik Solidarność" z 23 czerwca 1995 r.). 
Co spowodowało tak gwałtowną zmianę kursu u S. Niesiołowskiego? Jak to się stało, że ten do niedawna tak żarliwy
przeciwnik Unii Demokratycznej, nagle zaczął wręcz symbolicznie jeść z ręki czołowych polityków na czele z Geremkiem? Być
może zaszantażowano go wówczas groźbą nagłośnienia w mediach jego skrajnie tchórzliwego zachowania po aresztowaniu i
sypaniu koleżanek i kolegów z "Ruchu". Może chodziło o coś jeszcze dużo gorszego. W różnych publikacjach niejednokrotnie
pojawiały się informacje o tym, że Niesiołowski figurował na tzw. liście Milczanowskiego. Jedno nie ulega wątpliwości. Od
czerwca 1992 r., wkrótce po obaleniu rządu J. Olszewskiego, Niesiołowski wchodzi na drogę ewidentnej zdrady swych
dotychczasowych przekonań, wspierając odtąd to, co zwalczał, i zwalczając to, co przedtem popierał. 

Najwierniejszy sojusznik Unii Demokratycznej
W ciągu lata 1992 r. Niesiołowski nagle zabiera się z niebywałą pasją do budowania koalicji z Unią Demokratyczną w imię
wspólnego tworzenia fundamentów rządu H. Suchockiej. Jan Rokita w swym wywiadzie-rzece "Alfabet Rokity" wyjaśnia sukces
idei powołania rządu Suchockiej głównie błyskawicznym dogadaniem się w tej sprawie z Niesiołowskim. Stwierdza: "Kiedy upadł
rząd Olszewskiego, dla mnie było jasne, że podstawą nowego rządu musi być porozumienie ognia z wodą: Unii Demokratycznej i
ZChN. Partnerem w poszukiwaniu takiego porozumienia stał się (...) Stefan Niesiołowski. Konspirowaliśmy w sejmowych
kuluarach i restauracjach. Aż wreszcie któregoś dnia spotkałem Niesiołowskiego na korytarzu i spytałem: 'A co byś
powiedział, gdyby premierem została Suchocka', a on mi na to - Świetny pomysł, spróbowałbym to przepchnąć w ZChN" (por.
"Alfabet Rokity". Z J. Rokitą rozmawiali M. Karnowski i P. Zaremba, Kraków 2004, s. 117). Rokita wysławiał S.
Niesiołowskiego, pisząc (s. 101): "Myślę o rycerzach jedności tamtej koalicji - o Stefanie Niesiołowskim po stronie ZChN i
Bronisławie Geremku. To dwaj zasłużeni politycy, którzy wbrew swoim środowiskom i wyznawanym przez siebie ideologiom
bronili tego rządu". I rzeczywiście, Niesiołowski zajadle bronił rządu Suchockiej wbrew wyznawanej przez siebie ideologii i
środowisku ZChN. Tylko, czy naprawdę wierzył w głoszoną dotąd przez siebie ideologię? Czy zaangażowawszy się
koniunkturalnie w poparcie rządu Suchockiej, miał wówczas jeszcze cokolwiek wspólnego z chrześcijańsko-narodowymi
wartościami ZChN? Przypuszczam, że wątpię, jak pisał stary Kisiel. 
Niesiołowski przez cały czas rz ądu Suchockiej odgrywał ogromnie niechlubną rolę swego rodzaju głównego filaru,
podtrzymującego wsparcie dla tego gabinetu w ZChN. Rokita przypomniał w tym kontekście (op. cit. s. 104) wspólne
konferencje prasowe B. Geremka i S. Niesiołowskiego w obronie rządu H. Suchockiej - z jednej strony przed braćmi
Kaczyńskimi, z drugiej - przed SLD. 
Wybielająca wszelkie działania Unii Demokratycznej postawa "chrześcijańskiego polityka", za którego podawał się S.
Niesiołowski, wywoływała coraz częstsze protesty na prawicy. Znamienny pod tym względem był ogłoszony w dzienniku "Nowy
Świat" z 15 października 1992 r. list otwarty wiceprezesa Porozumienia Centrum Sławomira Siwka pt. "Stefan Niesiołowski
traci wzrok". Wiceprezes PC Stanisław Siwek pisał tam m.in.: "To przykre, że polityk Twojego wymiaru traci wzrok i nie
widzi tego, co wokół niego się dzieje (...). Mogę jeszcze zrozumieć, że przerażony rolą, jaką ZChN spełnia jako kwiatek nie
swojej sprawy, w rządzie rządzonym przez lewicę Unii Demokratycznej - lider ZChN chce dyskredytować wszystkich, którzy
jednoznacznie taką sytuację ujawniają". 
Szokujące upieranie się Niesiołowskiego przy koalicji z Unią Demokratyczną rzuciło się szczególnie mocno w oczy po
wypowiedzi wicepremiera z ZChN Henryka Goryszewskiego 21 listopada 1992 r., iż "koalicja rządowa jest w stanie przetrwać
nawet bez Unii Demokratycznej". Niesiołowski natychmiast po tych słowach doprowadził do zwołania specjalnej konferencji
prasowej z Bronisławem Geremkiem, publicznie zapewniając kolejny raz z rzędu o trwałości sojuszu ZChN z UD (por. A. Dudek:
"Pierwsze lata III Rzeczypospolitej 1989-2001", Kraków 2002, s. 280). W końcu kwietnia 1993 r., po przejściu Porozumienia
Ludowego do opozycji, doszło do publicznego wysunięcia przez posła Jana Łopuszańskiego projektu prawicowej koalicji bez UD.
I znowu doszło do publicznego wystąpienia Stefana Niesiołowskiego w roli najwierniejszego zwolennika koalicji ZChN z UD.
Niesiołowski określił wszelkie szanse stworzenia prawicowej koalicji bez Unii Demokratycznej jako tak samo prawdopodobne co
"śnieg w lipcu". 

Pacyfikator "warchołów" z AWS 

Gdy kilka lat później doszło do koalicji AWS i Unii Demokratycznej, znowu głównym "rycerzem" tej koalicji stał się S.
Niesiołowski. Z jakąż werwą okładał wówczas wszystkich, którzy buntowali się przeciw tej koalicji, tak fatalnej dla Polski.
Jak wymyślał od "warchołów" wszystkim, którzy protestowali przeciwko niej. Niesiołowski należał do najbardziej gorliwych
zwolenników koalicji z Unią Wolności za wszelką cenę, starając się maksymalnie pomniejszyć wynikające z tego negatywy i
przedstawić jako koalicję, która nie ma żadnej alternatywy (por. wywiad Niesiołowskiego dla "Nowego Państwa" z 24
października 1997 r.: "Skazani na Unię"). Niesiołowski zapewniał tam: "Jeżeli nie będzie koalicji z Unią Wolności, to
pozostanie nam przejście do opozycji, co oznaczałoby zupełną klęskę prawicy. (...) Koalicja jest taka, jaką chcieli
wyborcy. Nie mamy innego wyboru. Ludzie po to głosowali na prawicę, żeby przejęła odpowiedzialność za Polskę, a możemy to
zrobić tylko razem z Unią". Szczególnie kłamliwe było stwierdzenie Niesiołowskiego: "Koalicja jest taka, jaką chcieli
wyborcy". Jak wskazywały wyniki wyborów z 1997 r. i poniesione w nich straty UW, wyborcy z 1997 r. głosowali nie tylko na
AWS przeciw SLD-owskim rządom Cimoszewicza, ale również i przeciw Balcerowiczowi. A dzięki takim ludziom jak Niesiołowski
dostali znowu "radosną" powtórkę z Balcerowicza. 
Przez kilka lat rządów koalicji AWS z Unią Wolności Niesiołowski wyspecjalizował się w brutalnych atakach na wszystkich
tych parlamentarzystów, którzy mieli własne zdanie i odmawiali ciągłego stania na baczność przed M. Krzaklewskim.
Szczególnie ostro krytykował tych, którzy ośmielali się kwestionować słuszność tak nieszczęsnej dla AWS koalicji z Unią.
Nie przebierał przy tym w słowach, z grubej rury piętnując oponentów. Posła Adama Słomkę nazwał "głupcem" i "warchołem",
profesora Piotra Jaroszyńskiego "frustratem". W wywiadzie dla "Tygodnika AWS" z 31 stycznia 1999 r. perorował:
"Prawdopodobnie mamy w przypadku np. Słomki, Łopuszańskiego i paru innych do czynienia ze splotem różnych czynników:
charakteropatią, szalonymi ambicjami osobistymi, nadzieją na wyjście z politycznego marginesu, na którym z własnej woli się
znaleźli". 
Z jakim zadowoleniem pisał na łamach "Gazety Wyborczej" z 3 sierpnia 1998 r.: "Wydaje mi się, że wielką zasługą AWS jest
także uporządkowanie polskiej sceny politycznej. Na marginesie polityki znaleźli się na szczęście Janusz Korwin-Mikke,
Leszek Moczulski, Antoni Macierewicz i paru innych. Najprawdopodobniej też niezawodny w destrukcji Lech Wałęsa ze swoją
nieproszoną pomocą. Dziś, gdy w polityczny niebyt odchodzą Słomka i Łopuszański - można tylko odetchnąć z ulgą: Bogu niech
będą dzięki". Ciekawe, jak określić nadużywanie imienia Boga w takiej sytuacji przez Niesiołowskiego?! 
Polityka AWS od początku rządów koalicji z UW była pełna fatalnych błędów. Niesiołowski nie znosił jakiegokolwiek
publicznego ich wypominania, z prawdziwym jadem nienawiści opluwał zarówno polityków, jak i dziennikarzy, którzy pisali o
tych błędach. Stwierdzał na przykład: "Legutko, Krasowski, Perzyna i Łętowski z samobójczą konsekwencją piszą o
kierownictwie AWS, dostrzegając niemal we wszystkich działaniach AWS wyłącznie błędy". Klub parlamentarny AWS stopniowo
coraz bardziej topniał na skutek odejść coraz liczniejszych posłów, mających dość kolejnych żałosnych ustępstw premiera
Buzka i Krzaklewskiego na rzecz Balcerowicza i Geremka. Niesiołowski nie wyciągał żadnych wniosków z tych odejść od AWS.
Przeciwnie, z całą dezynwolturą komentował: "Warchołów mi nie żal" ("Gazeta Wyborcza" z 31 sierpnia 1998 r.). Politycy AWS
przystosowali się do forsowanych przez Balcerowiczowską Unię Wyborczą fatalnych prywatyzacji, a niektórzy z nich sami
ponosili winę za wyprzedaż majątku narodowego za bezcen (vide sprzedaż Domów Centrum w Warszawie przez ministra Wąsacza
poniżej nawet wartości ceny gruntów, na których stały). Wszystko to obchodziło rzekomo "narodowego" polityka
Niesiołowskiego tyle, co zeszłoroczny śnieg. Piorunował na łamach postkomunistycznego "Wprost" (też "odpowiednie" miejsce
dla byłego opozycjonisty) z 15 listopada 1998 r.: "(...) w pismach marginalnych, niesłusznie uchodzących za prawicowe (...)
trwa nieustający (...) atak na AWS z absurdalnymi zarzutami niezrealizowania programu, wyprzedaży majątku, zdrady interesów
narodowych itp. zarzutami, zbieżnymi z argumentacją i politycznym zapotrzebowaniem postkomunistów". Co najgorsze, epitetom
Niesiołowskiego towarzyszyło jego bardzo niegodne zachowanie na czele komitetu dyscyplinarnego AWS. Z jakąż pasją
wnioskował o wyrzucanie kolejnych "krnąbrnych" posłów z klubu AWS. 
Ataki na dawnych antykomunistycznych sojuszników - posłów Jana Łopuszańskiego, Ludwika Dorna, Teresę Liszcz, Jarosława
Kaczyńskiego łączył Niesiołowski ze skrajną wyrozumiałością dla Balcerowicza i innych polityków Unii Wolności, a nawet...
wyrozumiałością dla posłów postkomunistycznych. Dziwne dwuznaczności zachowań politycznych Niesiołowskiego były od dawna
odnotowywane przez przeróżnych obserwatorów działań tego polityka. Na przykład Agata Kopeć i Władysław Korowajczyk pisali
już w lipcu 2001 r.: "Można zastanawiać się, jakie właściwie poglądy polityczne ma Stefan Niesiołowski. Jednego dnia
deklaruje swój antykomunizm, a już następnego dnia występuje na autentycznej scenie z przeciwnikiem - przeciw któremu toczy
się proces lustracyjny. Sympatie Niesiołowskiego do Unii Wolności są znane nie od dziś. Może to nawet więcej niż
sympatie...? Ostatnio w programie Moniki Olejnik 'Kropka nad I' bronił jak lew uposażeń prezesa NBP Leszka Balcerowicza.
Żałosny to był widok i chyba nie przysporzył posłowi zwolenników. Można sobie tylko zadać pytanie, co przez takie
stanowisko chce osiągnąć poseł Stefan Niesiołowski? Bardzo to zastanawiające..." (por. A. Kopeć i W. Korowajczyk: Rzecz o
Niesiołowskim, "Myśl Polska" z 8 lipca 2001 r.). 

Odrzucenie Niesiołowskiego przez PiS 

W 2001 r. przyszły dla Niesiołowskiego fatalne czasy. Od początku 2001 r. mnożyły się sygnały przyszłej katastrofy AWS,
rozpaczliwie bronionego przez niego i... kierowanego na mielizny. Cytowana wyżej para autorów: Agata Kopeć i Władysław
Korowajczyk, tak pisała o rozpaczliwych intrygach Niesiołowskiego z 2001 r., by załapać się znów na drogę politycznej
kariery: "[Niesiołowski] Jakiś czas temu rozwalił ZChN, rozwalił z grupą przegranych posłów AWS i utworzył Przymierze
Prawicy. Nie minęło wiele czasu, a obraził się na kogoś, a może na coś, i wyszedł z PP. Pewnie chciał znowu wejść do AWS,
ale tam już go pewnie nie chcieli. Zawisł więc w próżni i groziła mu polityczna banicja, czyli zabrakłoby mu wygodnego
fotela na Wiejskiej i wraz z nim różnych apanaży. Żal się zrobiło. Niesiołowski przywdział włosienicę, posypał głowę
popiołem i powrócił do nowo tworzonego przez braci Kaczyńskich Komitetu Prawa i Sprawiedliwości" (por. A. Kopeć, W.
Korowajczyk: Rzecz o Niesiołowskim, "Myśl Polska" z 8 lipca 2001 r.). I tu spotkał Niesiołowskiego największy cios - w
Prawie i Sprawiedliwości z trzaskiem pokazano mu drzwi, nie chcąc brać takiej osoby do partii, szykującej się do
radykalnego przełomu politycznego w Polsce. Niesiołowski na próżno liczył na to, że dawni ZChN-owscy koledzy w PiS
przełamią opory Kaczyńskich przeciw niemu. Co zadecydowało o tak stanowczym odrzuceniu Niesiołowskiego przez Kaczyńskich?
Być może przywódcy PiS pamiętali o nazbyt wylewnych zeznaniach "herosa" Niesiołowskiego podczas przesłuchań SB w 1970 r.,
być może zaważyła też pamięć o umieszczeniu Niesiołowskiego na tzw. liście Milczanowskiego. A może zapamiętano mu nazbyt
dobrze jego napaści na Lecha Kaczyńskiego. Jak wspominał Niesiołowski po latach w "Wyborczej" z 15 stycznia 2007 r. - to on
przestrzegał premiera J. Buzka przed nominacją L. Kaczyńskiego na ministra sprawiedliwości. Jeszcze gorsze skutki dla
Niesiołowskiego miał fakt, że to właśnie on pojawił się wśród "dyżurnych osłaniaczy" decyzji Buzka o dymisji L.
Kaczyńskiego z szefa resortu sprawiedliwości w 2000 r. (por. na ten temat uwagi M. Miszalskiego w "Najwyższym Czasie" z 21
lipca 2001 r.). Na dodatek, Niesiołowski pochopnie zadarł z Platformą Obywatelską i stracił szansę na kandydowanie z jej
szeregów. 
Nigdzie niechciany, zdesperowany, powrócił do zagrożonego klęską AWS. Nie pozostało mu nic innego, niż robić dobrą minę do
złej gry. Jeszcze na krótko przed tak sromotnie przegranymi przez AWS wyborami, Niesiołowski publicznie ironizował na temat
innych partii - prawicowych konkurentów AWS: "Poza Akcją Wyborczą Solidarność są już tylko polityczni psychopaci, prawicowy
plankton i to z zaburzeniami zdolności pływania". Wybory zakończyły się totalną katastrofą wyborczą AWS i osobiście
Niesiołowskiego - dostał około 10 razy mniej głosów niż w wyborach 1997 roku. Po totalnym fiasku kampanii wyborczej zaczęto
o nim złośliwie pisać: "Stefan Plankton Niesiołowski". Nie sprawdziły się szumne wyrokowania Niesiołowskiego o PiS,
publikowane w "Gazecie Wyborczej" z 19 września 2001 r., gdzie wyszydzał tam wszelkie liczenie na szanse wyborcze PiS,
głosząc, że "obecny powrót na scenę polityczną panów Kaczyńskich ma coś z farsy" i piętnując ich za rzekomo wytwarzany
przez nich "gen autodestrukcji". Wbrew przewidywaniom Niesiołowskiego PiS uzyskało wielki sukces wyborczy. Równie
nieprawdziwe okazały się wieszczenia Niesiołowskiego co do LPR, której wróżył, że "nie ma szans na przekroczenie progu
wyborczego". 

Gdy Niesiołowski dokładał Platformie 

Mało się dziś pamięta czasy kampanii przedwyborczej 2001 r. i ówczesne zachowanie S. Niesiołowskiego, który sam wolałby o
tym gruntownie zapomnieć. Obecny wicemarszałek Sejmu z ramienia Platformy ma aż nadto uzasadnione powody do starań o takie
"zapomnienie". Występował wtedy z gwałtownymi atakami na Platformę Obywatelską, chcąc "dołożyć" krytykowanej partii.
Swoistą "perełką" dla dzisiejszych czytelników jest lektura arcyzajadłego ataku Niesiołowskiego na PO w wywiadzie dla
"Życia" z 1 sierpnia 2001 roku. Pytany o konkurentów wyborczych AWS, stwierdził m.in., iż ocenia ich negatywnie, "zwłaszcza
Platformę". I dodawał wyjaśniająco: "Uważam, że PO to twór sztuczny i pełen hipokryzji. Oni nie mają właściwie żadnego
programu, nie wyrażają w żadnej trudnej sprawie zdania. Nie występują pod własnym szyldem, bo to ich zwalnia z potrzeby
zajmowania stanowiska w trudnych sprawach. To jest oczywiście gra na bardzo krótką metę. Udają, że nie są partią, a nią są.
Udają, że wprowadzają nową jakość, że są tam nowi ludzie, a jaki to nowy człowiek jest z takiego Olechowskiego? Piskorski z
kolei skompromitował się z sojuszem z SLD". 
Ciekawe, że w tamtym wywiadzie Niesiołowski o wiele lepiej niż o PO wyrażał się o PiS, które dziś wciąż atakuje.
Powiedział m.in.: "O PiS nie chcę mówić, tam są moi przyjaciele (...). Jest tam dużo wspaniałych ludzi". Ponad półtora
miesiąca później Niesiołowski znów niezwykle ostro zaatakował PO, stwierdzając m.in. w tekście "Świecące pudełko",
opublikowanym w "Gazecie Wyborczej" 19 września 2001 roku: "Platforma jest przede wszystkim wielką mistyfikacją (...).
Platforma celowo prezentuje brak stanowiska we wszystkich ważnych kwestiach społecznych i ekonomicznych, a zwłaszcza
politycznych, oraz w sporach ideowych (jej przedstawiciele nie mieli nic do powiedzenia na temat oddania hołdu organizacji
WiN). (...) W istocie jest takim 'świecącym pudełkiem?' - mamy do czynienia z elegancko opakowaną recydywą tymińszczyzny
lub nowym wydaniem Polskiej Partii Piwa, której kilku liderów znakomicie się odnalazło w PO". 
Jak na tle tak gwałtownych ataków Niesiołowskiego na PO w 2001 r. ocenić jego upieranie się, że rzekomo "nie zmienia
przekonań"? Cóż, diabeł ubrał się w ornat i ogonem dzwoni! 

Prof. Jerzy Robert Nowak"

Tak wygląda pluralizm na największym portalu informacyjnym. Czy to spam czy nie spam?? A może strach przed odrobiną prawdy? Czy może oszczędność miejsca na twardych dyskach Forum Onetu? Faktycznie miejce potrzebne na zapisanie mojego posta możnaby było przeznaczyć na setki postów z POmatołkami, PISdzielcami, "CZEŚĆ KOMUSZKI", w treści. Nie ma to jak misja mediów..Misja misją i nic nie może przeszkodzić jej wypełnianiu...Swoją drogą ciekawe jak brzmi misja Onetu.

Brak głosów