Sklep

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Byłem wtedy dzieckiem. W miejscowości w której mieszkałem był sklep. Jeden na całą okolicę. Raz w tygodniu przyworzono do niego towar. Oczywiście wiedziałem kiedy. Z buzią przyklejoną do sklepowej szyby obserwowałem wszystko z zainteresowaniem. Zwłasza słodycze.
Ojciec miał skądś pistolet. Prawdziwy. Bez naboi. Od czasu do czasu ten pistolet czyścił. Tak by nikt tego nie widział. Ale przede mną mało się dało ukryć. Kiedyś sobie ten pistolet pożyczyłem. I poszedłem z nim do sklepu. Wycelowałem go w sprzedawczynię:
- Dziesięć deko cukierków owocowych!
Popatrzyła na pistolet i dała mi karton cukierków. Ja nie chciałem. Co dziesięć deko to dziesięć deko. Brzmiało to dla mnie zdecydowanie lepiej. Lecz wyglądało gorzej. Jednak słowo już się rzekło. Wziąłem cukierki i wyszedłem.
Ale na tym się nie zakończyło. Sprzedawczyni wywołała aferę. Że ją napadłem, niby z bronią w ręku. A było to wtedy gdy jeszcze niektórzy pamiętali czasy wojny. Ludziom trudmo było jednak uwierzyć sprzedawczyni:
- E, tam! To była zapewne zabawka.
- Co jak co, ale jeszcze potrafię rozróżnić zabawkę od prawdziwej broni - powiedziała sklepowa, lecz jakoś nikt, na szczęście, jej nie uwierzył. Ale mnie trochę zirytowała. Tak uparcie obstawała przy swoim.
Obok sklepu był śmietnik. Wieczorem wyciągnąłem z niego jakieś papiery i wrzyciłem do wnętrza sklepu. Przez dzurę w drzwiach po zamontowanym tam kiedyś zamku. A potem starałem się te wszystkie papiery podpalć. Nie udało mi się. Klęska. Na osłodę pozostały mi cukierki. Dziesięć deko.

Brak głosów

Komentarze

... się wyspowiadałeś. Napiszę poniżej równanie: 

Napad z bronią w ręku + usiłowanie podpalenia cudzego mienia = około 10 lat pierdla :-)

Pozdrawiam i życzę zdrowia,

                  

__________________________
"Stan skrajnej niewiedzy czasem potrafi doprowadzić
do stanu skrajnego ogłupienia". (Satyr)

Vote up!
0
Vote down!
0
#377115