Specjaliści od (wykrywania) przestępstw (nie)popełnionych

Obrazek użytkownika Wiktor Smol
KawiarNIA

Przyznam się bez bicia; zadziwia mnie wciąż i tak samo zaskakuje pewnego rodzaju patologia, która już jakiś czas temu została prawem opisana i nazwana po imieniu. Chodzi o niejakiego pana Rutkowskiego. Nie mam na myśli bynajmniej żadnego z braci pięściarzy o tym nazwisku z Tczewa, tylko detektywa Krzysztofa Rutkowskiego. Tego samego twardziela, który na sali sądowej w swojej sprawie w swoim czasie biedaczysko wymiękł i tak zasłabł, że prawie był zszedł na zawał. Ale nie zszedł, a jedynie się ośmieszył i wyszedł na pajaca.
I odtąd w środowisku detektywów nikt „pajaca” nie traktuje poważanie, mówią, że „pajac” przynosi ujmę ich profesji.   

Nie wspomnę nawet słowem o telewizyjnej produkcji na temat osiągnięć i działań detektywa bez prawa do wykonywania zawodu. Spuentuję to jedynie słowami: jaka telewizja taka produkcja.
Nie zapytam jak to możliwe, żeby „pajac” mógł publicznie występować mimo, że w „drużynie pajaca” o czym wiedziało wiele osób, w tym kilka dużych psów, „zatrudnionych” było kilku gangsterów poszukiwanych listami gończymi. Kominiarka daje wielkie, bezpieczne pole anonimowości zawodowym przestępcom i przestępcom w służbie. Inteligentni wiedzą o czym piszą, a kto nie wie, to niech opuści ten fragment.

Nie zapytam też, czy polska policja na serio zwalcza bandytyzm, nie tylko ten stadionowy, kiedy pojawiają się hasła typu: „Donald Matole…”, ale ten prawdziwy, który, jak twierdzą znawcy problemu, może istnieć dzięki pewnym układom, a nawet ochronie mundurowych.
Ważne, że policja w statystykach wypada dobrze. Reszta to pryszcz.

Pan „detektyw” Krzysztof R. vel „pajac” musi mieć grubo na samej górze skąd ma poparcie dużych psów. Mówi się na bazarze, że ochronę dostał za to, że rozpruł się w innej ważnej sprawie, to mu zwróciło wolność i dało gwarancję nietykalności.

Pan „detektyw” pojawia się na pierwszych stronach tzw. kolorowej prasy, z której przedruk idzie do Internetu, regularnie, jak okres u zdrowej kobiety.
Tym razem pojawił się nam wszystkowiedzący przy okazji zaginionej Iwony Wieczorek twierdząc, że ma konkretne poszlaki dotyczące zabójstwa zaginionej i poszukiwanej. Policja dementuje te rewelacje i mamy do czynienia z klasycznym patem.

W ramach przeszukiwania zasobów internetowych wpisów i danych natrafiam na liczne ślady dotyczące „pajaca” i czytam o niezwykłej „skuteczności” polskiego szeryfa działającego daleko poza prawem. Widać, jaki kraj takie prawo, jakie prawo tacy szeryfowie.

Swego czasu pan „detektyw” przyjął zlecenie i podjął się pracy w odszukaniu zaginionej Izabeli P., która w tajemniczy sposób zniknęła w Paryżu na kilka godzin przed zaplanowanym przylotem do Polski.  Zdarzenie – zaginięcie Izabeli P. miało miejsce 21 lipca 2005 roku. Rutkowski wziął kasę od matki zaginionej i wysłał swych dwóch ludzi do Paryża. Z tego, co udało mi się ustalić wynika, że ludzie ci nie mieli zielonego pojęcia o swojej robocie, a na dodatek działali, podobnie jak ich szef, poza prawem i dlatego też zostali wydaleni z Francji z zakazem powrotu.
Izabela się nie odnalazła, a zrozpaczonej matce udało się odzyskać część (3 tysiące euro) od „detektywa” Rutkowskiego, nad którego głową zaczęły się zbierać ciemne gradowe chmury.

Zerknąłem na obie fotki zaginionych dziewczyn i zauważam pewne podobieństwo – obie były ładnymi młodymi dziewczynami. Teorie spiskowe odstawiam na bok, albowiem do głowy nie dopuszczam myśli, że gdzieś na świecie istnieje koneser tego rodzaju urody i zleca uprowadzanie młodych kobiet, aby powiększyć swoją „kolekcję”.
Mnie bardziej od takiej spiskowej teorii interesuje fakt istnienia i funkcjonowania, i to zupełnie oficjalnie, tak dalece pozaprawnych mechanizmów i to w państwie prawa, gdzie prawo jest jakie jest, a sprawiedliwość błąka się sobie tylko znanymi ścieżkami.  

 Zatem, nie ma się co za bardzo dziwić, że jest jak jest, że jemy i pijemy to czym nas trują producenci: mięsa, wędlin i kiełbas, soli, suszu, lodów, kawy, mleka i jego przetworów i całej reszty, za którą płacimy jak za zboże.   

Nie ma się co dziwić, że pewne działania pozaprawne są chronione, a inne prawie nieistotne, jak np. parkowanie, czy wypicie piwa w parku, ścigane są z całą mocą i surowością prawa.
W tym szaleństwie musi być metoda i zapewne jest nią ochranianie lewych interesów ludzi działających w branży zajmującej się podrabianiem wszelakich produktów spożywczych, markowych perfum, ciuchów obuwia i odzieży.

Główny pies twierdzi, że jego psiarnia działa skutecznie i zgodnie z prawem. Że jest inaczej wiemy choćby z przecieków prasowych nt. pomyłek interweniujących (w kominiarkach) glin. Że cały ten zgiełk jest parodią instytucji prawa wiemy z informacji nt. zabójstwa gen. Marka Papały, Krzysztofa Olejnika, i setek im podobnych.

Dlatego Rutkowski może sobie pozwalać na nielegalne podsłuchy, do których nie potrzebuje żadnej zgody sądu. On, „detektyw” Krzysztof R. ma sądy w głębokim poszanowaniu. Wie, że w tym systemie prawnym, gdzie nie działają właściwie mechanizmy prawa, najsprawniej i niezawodnie działa zasada kwitów. A tych, w czasie swojej wieloletniej działalności, udało się mu, jak twierdzą znawcy tematu, zebrać całkiem sporo.   

Jedno, co przynosi korzyść z tych medialnych sensacji i newsów z kolejnej akcji Rutkowskiego, to ujawnienie jak kulawo działa prawo. Dowiadujemy się jak płynnie i wzajemnie przenikają się środowiska świata wymiaru sprawiedliwości, głównie policji, ze światem przestępczym.

Zatem samoczynnie ciśnie się na usta pytanie, czy w przypadku, kiedy porwą mi dziecko mam wpierw pójść na policję, czy szukać pomocy u Rutkowskiego? A może, żeby było szybciej i taniej, od razu zwrócić się o pomoc do porywaczy?

W wyjaśnieniu tajemniczych zniknięć obu dziewczyn (Iwona Wieczorek i Izabela Procko) nie pomogła policja. Najpewniej nie da rady Rutkowski i nie pomoże jasnowidz Jackowski. Ot, inny kaliber z wyższej półki z innego regału w zupełnie innej bibliotece. 

Brak głosów