Odnaleziono zabłąkanego owczarka niemieckiego!
Na miejsce świątecznego spaceru wybrałam dzisiaj Stare Miasto. Niby nic oryginalnego, bo w taki czas jak dzisiaj, Starówkę odwiedzają tysiące spacerowiczów. Miejsce przyciąga wyjątkowo okazałą świąteczną oprawą, z mnóstwem świecidełek i przemyślnych dekoracji, przy których z lubością fotografują się mieszkańcy i turyści.
Ja jednak zdążałam na Plac Zamkowy, w pobliże Kolumny Zygmunta, by sprawdzić, czy przypadkiem nie pojawili się tam „kolędnicy”, których co roku oczekuję w „umówionym miejscu i porze”.
Towarzyszyła mi jedna z moich córek – najstarsza.
Niewielu było ludzi na przystanku. Kolejne przejeżdżające autobusy także świeciły pustkami. W takie roczne święta Warszawa zmienia tempo. Życie toczy się inaczej niż zwykle. Miasto staje się wyciszone, spokojne, normalne.
Kiedy pojawił się autobus nr 162, z rezygnacją spojrzałam na zegarek. Nie ma cudów. Nie zdążymy na siedemnastą. Na horyzoncie nie widać było żadnego wozu komunikacji publicznej. Takiego, który zawiózłby nas na Stare Miasto
Nagle głos córki skierował moją uwagę na otwarte, ostatnie drzwi stojącego autobusu. Rozciągnięty na podłodze, leżał ogromny wilczur. Widać było, że podróżuje sam, bo autobus był prawie pusty, a nieliczni pasażerowie zajmowali miejsca z przodu wozu.
W tym momencie, pies podniósł się i spokojnie wysiadł z autobusu. Sam!
Wóz ruszył w dalszą drogę, a zdezorientowane psisko, niespokojnie rozglądało się po okolicy.
Cóż było robić? Zapytałam co prawda pieska, dlaczego sam wędruje po mieście, ale popatrzył mi tylko w oczy i nosem musnął moją rękę. Nieliczni przechodnie przyglądali się ze zdziwieniem, jak zagaduję do zwierzęcia, plotąc trzy po trzy, tylko po to by zatrzymać je przy sobie, podczas kiedy moja córka dzwoniła pod 112.
Połączono ją ze Strażą Miejską, a ta, obiecała szybką reakcję odpowiednich służb.
Teraz, bagatela!, trzeba było utrzymać psa przy sobie, co okazało się nadzwyczaj trudne, bo potężne zwierzę budziło zrozumiały respekt i spore obawy.
Jak już nie jeden raz miałam okazję przekonać się o tym, w Boże Narodzenie, działa jakaś szczególna magia, czar , który sprawia, że ludziom otwierają się serca.
Tak było i w tym przypadku. Ktoś zatrzymał „własną piersią” próbującego wybiec na jezdnię psa, ktoś chwycił za jedyną „obrożę”, którą zwierzak miał na szyi – przeciwpchelny kawałek gumowej taśmy i świadom słabości tego środka przymusu, dodatkowo obejmował ramieniem szyję psa, co okazało się jedynym sposobem na utrzymanie wilczura w miejscu.
Kiedy nadjechała ekipa z Patrolu Ekologicznego, wszyscy odetchnęliśmy z ulgą.
Panowie, po założeniu masywnej obroży na szyi psa, od razu próbowali sprawdzić, czy zwierzę nie posiada czipa. Niestety, nie dało się tego stwierdzić na miejscu, bo pies był niespokojny i stanowczo sprzeciwiał się dotykowi urządzenia.
Obyło się bez użycia siły przy umieszczeniu zwierzęcia w stosownym, przenośnym kojcu. Wystarczyło lekkie pchnięcie, by pies znalazł się wewnątrz.
Swoim zwyczajem, o zgrozo – „zyza” przecież jestem, zapytałam, czy psu nie stanie się żadna krzywda, jeśli nie znajdzie się właściciel?
Oburzeni tym pytaniem panowie stwierdzili stanowczo, że pies, nawet jeśli nie posiada czipa i nie odnajdzie się jego pan, to ma zapewnione godne miejsce w schronisku na Paluchu. Dodali też, że „nie są jakimiś przedwojennym hyclami i to, co robią, wykonują z potrzeby serca i miłości do zwierząt”.
Odjechali.
Na Starówkę dotarłyśmy półtorej godziny po siedemnastej. Nie wiem, czy moi „kolędnicy” zjawili się w tym roku, czy wzorem poprzednich Świąt znowu zawiedli. Niewiele mnie to już obchodziło, bo cały czas myślałam o tym „bezpańskim psie”, który trafił „za kraty” za moją przyczyną.
Czy wyjdzie mu to na dobre? Czy znajdzie się jego pan? Czy też, podzieli dolę wielu swoich psich braci, którzy do końca życia oczekują zmiany losu, oglądając świat przez siatkę splątanych drutów?
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1213 odsłon
Komentarze
Źle oceniony komentarz
Komentarz użytkownika wilk na kacapy nie został doceniony przez społeczność niepoprawnych.. Odsuwamy go troszkę na dalszy plan.
W roku 1980 mojej mamie wracjavej z pracy otworzylem drzwi26 Grudnia, 2013 - 01:30
Wysiadla z windy ale z gosciem.
Mowi zobacz co sie za mna pyrzywleklo,byla to owczarka niemiecka potezne bydle troche zmizerowane ale nie budzace
leku- pies widac potrzebowal ludzkiego serca.Co sie okazalo w tramwaju, ktorym mama wracala byl pies, bezpanski niewiadomo kiedy wsiadl, lezal na srodku, ludzie go omijali bo wilkie psisko bylo i smutme mama wyjela niezjedzona kanpke z pracy(w tym czsie sie nie wyrzucalo jedzenia)i dala psinie.kiedy wysiadal z tramwaju juz na Zoliborzu pies wysiadl razem z nia innymi drzwiami,idac za ni niby bez wiekszego zainteresowania.Przy przystanku na Broniewskiego byly swiatla trzeba bylo zaczekac az bedzie zielone zeby przejc pies wyszedl na czerwone zrobilo sie bardzo niebezpiecznie mama zawola tego psa i szybki zawrocil na chodnik jak nic by go auto potracilo.I juz razem z mama przeszli na zielonym i te pare set metrow tak dotrali do naszego bloku.W domu juz byl jeden pies pudel sredniak,ale i dla tego duzego tez miejsce sie znalazlo mimo ze z naszych katrek trzebabylo i psa bezkartkowca nakarmic a wtym czasie w sklepie karmy psiej nie bylo.Po paru dniach pies sie rozweselil i stal sie nowym czlonkiem rodziny dostal nowe imie i szybko na nie reagowala.Owczarka byla tresowana i potrafila pare sztuczek byla bardzo posluszna i pilnowala sie bardziej niz nasz pudel moze bala sie zeby jej nie zostawic.
Dziękuję, Wilku, za tę opowieść
26 Grudnia, 2013 - 13:30
Przypomniała mi historie z mojego domu rodzinnego.Mama, zagorzała wielbicielka psów i kotów, nigdy nie przeszła obojętnie obok zabiedzonego włóczęgi.
Podwórko dawało azyl bezdomnym zwierzętom, a my - dzieci rosłyśmy w przekonaniu, że to jest zupełnie normalne zjawisko.
Sporo było tych psów: Szarik, Misiek,Bary, Mańczyk,Puszek,Cudzy,Wilczek, Muszka,Tofik i koty, którym imion nie nadawaliśmy, bo z reguły, szybko znikały z naszego życia.
Pozdrawiam Cię Wilku serdecznie - świątecznie:)
Biedak. Wygląda na to, że nie jest zaczipowany
2 Stycznia, 2014 - 22:11
http://www.napaluchu.waw.pl/ostatnio_znalezione/wszystkie_zwierzeta_w_kwarantannie/011303726
2.01.2014r. Jeszcze niedawno, na tej stronie, można było zobaczyć nieboraka.
Stał z pochyloną nisko głową, osowiały, przygnębiony.
Wyobrażam sobie, jak wyglądało jego spotkanie z panem:)
"Mój" wilczur jest już w domu!:)
2 Stycznia, 2014 - 22:07
Dwa dni po Świętach,28 grudnia, ze schroniska Na Paluchu odebrał go właściciel:)
Tak się cieszę:))
Re: wilczur
4 Stycznia, 2014 - 15:44
Oby właściciel był godny psa. :-)))
(Sporo mi się naraził, gubiąc go w tramwaju)
Pzdr.