Bezimienni
Stoją i patrzą na nas.
Oni – ci, którzy zginęli, a śmierć anonimową ciszą osnuła nie tylko ich imiona, ale także miejsca skrywające doczesne szczątki.
Jedyne, co po nich pozostało.
Kamienne postacie nie mają imion i nazwisk. Ich twarze namalowała wyobraźnia. Są symbolem tych, których zapomniano.
Od lewej widać wpatrzoną w dal kobietę. Może być żoną oficera zamordowanego przez Sowietów, która zmarła nie dojeżdżając do kazachstańskiej pustyni, a jej zwłoki wyrzucono z pociągu na którejś z małych stacyjek.
Przypomina też dziedziczkę z dworku, który w 20 roku spalili bolszewicy. Wywlekli ją z domu i pociągnęli ze sobą. Jej los pozostał nieznany.
Widać małżeństwo z Wołynia. Ona spodziewa się dziecka. Niestety, silny , młody mąż nie zdołał uratować ani jej życia, ani swojego. Oboje padli pod ciosami banderowskich siekier.
Ich małe dziecko, ukraińscy oprawcy wbili na ostrą sztachetę, gdzie konało w męczarniach, dzieląc los innych dzieci z sąsiedztwa.
Cała trójka zakopana pospiesznie w jakimś pobliskim lasku, po dziś dzień oczekuje chrześcijańskiego pochówku i modlitwy.
Matka z dwójką dzieci. Wypędzona przez Niemców z Poznania, a może z Gdyni, tułała się bezradnie pośród obcych ludzi, zdana na ich dobre serca.
Jej męża rozstrzelano tylko za to, że był polskim urzędnikiem, czy też nauczycielem. Jego ciało Niemcy wrzucili do masowego grobu.
Ona miała szczęście. Do czasu.
W 1940, kiedy brano ze Lwowa wszystkich „wrogów” sowieckiego porządku, wywieziono i ją. Zmarła z głodu na Syberii. Wkrótce po niej, umarł synek. Pochowano go obok matki i chociaż cmentarzyk długo bronił się przed tajgą, to w końcu przegrał i nikt już dzisiaj nie odgadnie miejsca ich pochówku.
Córeczka trafiła do radzieckiego sierocińca, ale żal i tęsknota sprawiły, że uschła niczym polny kwiatek. Nikt nie wie, gdzie została pochowana.
Dziarski chłopak w cyklistówce to robotnik przymusowy. Wywieziony do Rzeszy trafił pod Drezno. Zakłady zbrojeniowe były bombardowane ustawicznie. Zginął w ogniu. Niewiele po nim zostało. Leży w zbiorowym grobie razem z niemieckimi cywilami i innymi robotnikami różnej narodowości.
Ostatnia, po tej stronie, stoi kobiecina. Umarła na Zamojszczyźnie. Zapędzona do stodoły wraz z innymi mieszkańcami wioski zginęła przypadkiem. Przyjechała z Grodzieńszczyzny do siostry, by wspomóc słabszą od siebie kobietę, osieroconą po stracie męża i syna. Obaj zginęli w łapance, którą Niemcy zorganizowali na jarmarku w pobliskim miasteczku. Jej popioły wymieszały się z innymi. Nikt nie wpisał jej nazwiska na tablicę pamięci przykrywającą zbiorowy grób. Nikt o niej nie wiedział.
Za nią, po drugiej stronie pomnika stoi dziewczyna, którą arbeitsamt wysłał do Prus Wschodnich. Razem ze swoimi bauerami, w styczniu 1945 roku, przemierzała pokryte grubym lodem jezioro.
Karawana wozów obładowanych niemieckim dobytkiem, otoczona była ryczącym, ślizgającym się po lodzie bydłem. Poganiali je Polacy, a wraz z nimi i ona. Kiedy rozpoczął się nalot sowieckich samolotów, była pośrodku zamarzniętego akwenu. Lód pękał i kruszył się. Poszła na dno wraz z innymi. Nikt nigdy nie szukał szczątków na dnie jeziora.
Obok niej stoi kobieta w ciepłej watówce i walonkach. Głowę ma okręconą ciepłą chustą. Syberyjskie mrozy to nie żarty. Trafiła tu z Białostocczyzny. Jako kułaczka nie była mile widziana na zawładniętej przez Sowietów ziemi.
Wraz z innymi kobietami spławiała potężne pnie. Jeden z nich pociągnął ją ze sobą. Zginęła zmiażdżona, a jej krew zabarwiła na chwilę wodę kanału.
Po jej lewej ręce dwóch małych chłopców. Zuchy z nich. Chociaż sieroty, to jednak świetnie sobie poradzili na nieludzkiej ziemi.
Kiedy generał Anders tworzył Polską Armię, byli tam pierwsi. Uciekając z radzieckiego sierocińca ryzykowali wiele. Nie pamiętali swoich bliskich.
Wzięto ich ze stacji, na której żebrali. Mówiono o nich Polacy, stąd wiedzieli, kim są. Z trudem przebili się przez sowieckie straże i dopięli swego. Zajęła się nimi Ordonka.
Takich jak oni były rzesze. Umarli, kiedy wydawało się, że już nic im nie zagraża.
Leżą gdzieś w Persji, pośród innych polskich dzieci. Ich groby są jednak bezimienne.
Ostatni jest niepokorny nauczyciel z Grodna, a może z Warszawy? Kto to dzisiaj pamięta?
Na Sybir trafił w 1905 roku. Ogromna, ciepła uszanka zasłania pół twarzy. W baraku, który dzielił wraz z innymi zesłańcami rządziły wszy. Kiedy pojawił się tyfus ludzie padali. Niewielu przeżyło chorobę.
Jemu się udało. Osłabiony wrócił do pracy. Lano tony betonu pod nową magistralę. Kiedy upadł, nie pozwolono kolegom podnieść jego ciała. Zalany kolejną porcją szarej mazi skamieniał wraz z nią. ...
To moja wizja Pomnika Bezimiennych Ofiar.
Jest mocno niedoskonała, ale mam nadzieję, że ktoś, kto potrafi zrobić to lepiej, zajmie się inicjatywą, by nie przepadła.
Jest potrzebna Polsce. Jest potrzebna Polakom.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1898 odsłon
Komentarze
Nareszcie
13 Sierpnia, 2013 - 09:14
Wspaniały, mądry pomysł. Najwyższy już czas upamiętnić bezimienne polskie ofiary, których tragiczne losy i prochy rozsiane są po całej Eurazji.
Taki pomnik powinien stać w każdym polskim mieście.
Pozdrawiam
NIEPOPRAWNY INACZEJ
NIEPOPRAWNY INACZEJ
Jest taka potrzeba, TzW
13 Sierpnia, 2013 - 09:38
Ciągle natrafia się na takie relacje:
"...W lasach otaczających Guty Niemcy dokonali wielu masowych mordów. Już 11 września 1939 rozstrzelali tutaj około 600 ostrowskich Żydów. Południowo-wschodnie przedpola wsi są cmentarzyskiem setek osób przetrzymywanych w „Browarze” i „Czerwoniaku”, a także więźniów przetransportowanych z innych części Polski. Większość ofiar zginęła bezimiennie. 26 maja 1943 Niemcy przywieźli tu z „Czerwoniaka” około 150 zakładników, którzy zostali następnie rozstrzelani w odwecie za zamach na starostę wykonany przez AK ..."
Pozdrawiam
Jest taka potrzeba
13 Sierpnia, 2013 - 10:09
Jest wielką niesprawiedliwością dziejową i również naszym wielkim niedopatrzeniem, upamiętnianie i mówienie wyłącznie o znanych ofiarach, o tych, których nazwiska i dzieje już znamy, o Żołnierzach Niezłomnych, żołnierzach podziemia i AK-owcach. A przecież losy setek tysięcy polskich cywilów rzuconych w wir i na pastwę wojen, wysiedleń i czystek etnicznych były równie albo jeszcze bardziej tragiczne.
Musimy o nich pamiętać. Każdy człowiek to jedna historia życia.
Pamiętajmy też o szeregowych żołnierzach podziemia a nie tylko tych znanych i z wysoką rangą.
Pozdrawiam
NIEPOPRAWNY INACZEJ
NIEPOPRAWNY INACZEJ
Jest taka potrzeba
20 Sierpnia, 2013 - 00:00
Kolejny bezimienny grób:
16 Sierpnia, 2013 - 21:55
Gehenna polskich dzieci
17 Sierpnia, 2013 - 23:36
Kolejne doły śmierci na Ukrainie. Polacy wśród pomordowanych.
30 Sierpnia, 2013 - 09:31
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/rozpoczyna-sie-kolejny-etap-ekshumacji-we-wlodzimierzu-wolynskim/30y5h
"...Początkowo sądzono, że to ukraińskie ofiary NKWD, ale odnalezione przy nich polskie guziki od mundurów i buty oficerskie świadczyły, że byli to polscy żołnierze i policjanci lub też przedstawiciele lokalnej inteligencji. Prawdopodobnie były to ofiary pierwszych dni po wejściu Sowietów do miasta..."