Ogary poszły w las, a tam - sieć

Obrazek użytkownika matka trzech córek
Idee

Tędy, owędy – byleby do celu. Sposób działania o tyle skuteczny, o ile akcja odniesie sukces. Podejmowano zatem inicjatywy wszelakie, by tym, którzy zagrażali jedynie słusznemu ustrojowi, przyprawić pożądany wizerunek, albo chociaż błotem ich obrzucić, bo to, jak wiadomo, zawsze brudny ślad zostawi.

Kościół od początku swojego istnienia wzbudzał rozmaite reakcje. Tym gorsze, im antagonista był bardziej zacietrzewiony. Pomijając krucjaty i inne historyczne dzieje tych zmagań, skupię się na historii najnowszej – tej, która była udziałem moim i rówieśników.

Któż z nas nie pamięta relacji telewizyjnych z lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, dotyczących pielgrzymek Polaków na Jasną Górę? Tego, zatroskanego tonu redaktorów, którzy z ubolewaniem donosili o moralnym zepsuciu, które dotyka polski Kościół poprzez zdemoralizowanych pątników, czego przykłady z michnikową gorliwością przedstawiano.
Obrazy porozrzucanych w miejscach postojów śmieci, zużytych podpasek, opróżnionych butelek po alkoholu przerażał i zasmucał telewidzów.

Z wolna rodził się nowy obraz pielgrzyma: flejtucha, pijaka, pseudo-religijnego katolika.
W rezultacie, rokrocznie malała liczba chętnych do uczestniczenia w tych narodowo religijnych manifestacjach, bo ludzie nabierali nieufnego stosunku do współtowarzyszy pielgrzymek, co rzutowało na relacje pomiędzy uczestnikami, a także, a może przede wszystkim, na odbiór społeczny, bo tradycją w Polsce były gościnne podwoje mijanych po drodze siedzib ludzkich.

Słyszało się pogłoski o „stonce”, która osuszała wiejskie studnie i niczym szarańcza pustoszyła sady i ogrody. Te opinie smuciły i zniechęcały. Kto je rozpowszechniał i po co?

http://www.fakt.pl/Prowokacja-SB-na-pielgrzymce-do-Czestochowy,artykuly,212890,1.html

W naszym demokratycznym, jak powiadają, kraju, zmienił się nieco sposób działania, ale pilni uczniowie ideowych nauczycieli, nie zapomnieli, co i jak robić należy, by podważyć wiarygodność, ośmieszyć, czy zdyskredytować politycznego przeciwnika.

Mnożą się przeto pełne fałszywej troski sygnały o nadużyciach w coraz to innych parafiach, jakieś lamenty nad pokrzywdzonymi przez katechetów dziećmi i nade wszystko głosy pełne zgrozy o pedofilii w ścianach kościołów.

Nie ma tygodnia, by nie informowano Polaków o kolejnych przypadkach działań sodomitów w sutannach, a jeśli brakuje aktualnych przestępstw, to sięga się po traumatyczne doświadczenia z przeszłości byłych ministrantów.
Co ciekawe, nigdy nie wraca się z reguły do tej samej sprawy, zwłaszcza, kiedy zarzuty okazują się być bezpodstawne. Błoto ma za zadanie trzymać się ofiary jak najdłużej.

Lud Smoleński, jak trafnie nazwano tych wszystkich, którzy nad katastrofą Tupolewa nie przeszli bez większych emocji, od początku budził niepokój i wieszczył upadek grupy trzymającej władzę. Po doświadczeniach z Rodziną Katyńską, która rozrastała się w miarę upływu lat i coraz dobitniej wyrażała swoje zniecierpliwienie brakiem stosownych odniesień do zbrodni popełnionej na polskich oficerach w 1940 roku, Lud Smoleński – ogromny i jednolity ideologicznie, zdeterminowany i gotowy do poświęceń w imię wyjaśnienia śmierci Prezydenta i dziewięćdziesięciu pięciu pozostałych uczestników delegacji, nie pozostawiał złudzeń.

Zabrano się więc do przeciwstawnych działań ze zwielokrotnionym zapałem i od razu po zdarzeniu. Natychmiast po katastrofie rozpoczęło się mieszanie w kotle informacji, siejąc mętlik w głowach ludzi i podsycając do konfliktów na każdym możliwym poziomie, by zamazać zarysowujące się coraz wyraźniej przerażające tło całego wydarzenia.

Kiedy zwoje kolejki wiły się na Krakowskim Przedmieściu pomiędzy Pałacem Prezydenckim a Kolumną Zygmunta a ludzie w wielogodzinnym oczekiwaniu trwali przy trumnach Pary Prezydenckiej, gdzieś tam, w zacienionych gabinetach, opracowywano strategię działań obronnych, bo tłumy żałobników budziły grozę i panikę.

Te wielotysięczne rzesze należało więc skompromitować, wyszydzić, osaczyć i zniszczyć.
Pamiętam dobrze, z jakim zapałem sprzątano niewypalone jeszcze znicze sprzed Pałacu Prezydenckiego, z jaką zajadłością wrzucano do śmieciowych ciężarówek wiązanki świeżych kwiatów, a zwłaszcza tulipany, które darzono niezwykłą wręcz nienawiścią.

Jednocześnie pozwalano rosnąć górom śmieci wokół przepełnionych koszy, by gonione przez wiatr wpadały pod nogi przechodniów, niosąc złą sławę przybyłym pod Pałac żałobnikom.
W pierwszą rocznicę katastrofy Smoleńskiej zamknięto popularną na Placu Zamkowym toaletę przy ruchomych schodach. Na co liczono? Czego się nie doczekano?
Organizatorzy na szczęście sami zadbali o tę, jakże istotną dla uczestników sprawę.

Lud Smoleński, ma mieć określoną proweniencję i jednolity wizerunek. Takie jest zapotrzebowanie i posłuszne swoim mocodawcom, zaprawione w boju ogary, niczym psy łowcze dopadają odpowiadającemu schematowi osobnika, by go czym prędzej obfotografować i wystawić na publiczny widok - osąd – egzekucję, na jakiś tendencyjnych, opiniotwórczych stronach medialnych.
Obserwowałam tych łowców w akcji, kiedy z zacięciem pokładali się o stóp rozmodlonych Obrońców Krzyża, by uchwycić moment – jakiś natchniony wyraz twarzy, spojrzenie – cokolwiek…

Prawie każdy z Obrońców został napiętnowany, a jego prywatne życie, sekrety i tajemnice rzucono na pastwę lewackich forów. Odstępowali więc jeden po drugim, zniechęceni, wyszydzeni i zaszczuci.

Marsze Pamięci, które stały się comiesięcznym aktem lojalności i wytrwałości w dążeniu ku prawdzie, starano się od samego początku dyskredytować. Najpierw, poprzez wykazywanie nacjonalistycznego przesłania, podsycanego ogniem płonących pochodni, a w rzeczywistości licznych zniczy niesionych przez uczestników, a potem minimalizowano i lekceważąco ośmieszano, tendencyjnie tworzonymi fotogaleriami.

Kiedy i to nie przyniosło skutku, Marsze Pamięci wymazano z rzeczywistości i przestano informować o nich opinię publiczną, sugerując tym ich ustanie.

Byłoby może tak, jak z pielgrzymkami w PRL-u, gdyby nie sieć.
Internet to potężny oręż. Posługiwać się nim można skutecznie i łatwo, jednak ma to do siebie, że niczym obosieczny miecz, tnie równo w obie strony i warto o tym pamiętać.

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (1 głos)

Komentarze

Zaglądającą obiektywem w twarze modlących się ludzi reporterce, zwrócono uwagę.Opryskliwie i lekceważąco potraktowała protestujących.

Vote up!
0
Vote down!
0
#359674