Sąsiedzi.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog
bloku
 
  Kolega z którym chodziłem do szkoły średniej miał o rok młodszego brata. Kiedy uciekł z wojska to pojawił  się u mnie. Bo miałem duże, trzypokojowe mieszkanie.
    Minęły lata. On zajął się jakimiś większymi interesami. Szeptało się nawet o tym, że te interesy są nie do końca jasne. A nawet to, ze jest szefem jakiegoś gangu. Ja temu nigdy nie dawałem wiary. Ożenił się, miał dziecko, mieszkał w bloku. Co prawda wybudował sobie piękny dom w dobrej dzielnicy. Ale tak robi wielu ludzi, co nie oznacza od razu, że są gangsterami.
   Jakiś czas temu u niego pracowałem. Pilnowałem mu domu. Razem z Baronem. Mieszkaliśmy w przyczepie kempingowej stojącej obok jego domu. Kiedyś wieczorem ktoś zajechał samochodem przed bramę. I trąbił natarczywie klaksonem. Wyszedłem. Kierowcy nie poznałem, bo był wieczór, a on w kominiarce. Nie miałem zamiaru nikogo nieznajomego wpuszczać. Ale kierowca kominiarkę ściągnął i ukazał się mym oczom właściciel domu. Więc go wpuściłem.
  Spytałem się go po co mu ta kominiarka? Opowiedział mi historię: mieszka z żoną i małym dzieckiem w bloku. Za sąsiada ma jakiegoś narkomana. Dzień w dzień urządza mu balangi. Właściwie noc w noc. Do samego rana. A dziecko nie może zasnąć i płacze.
   Pewnego dnia wybrał się do tego sąsiada i grzecznie go poprosił o spokój. Bo dziecko mu przez to nie śpi. A on mu odpowiada coś w stylu: "wolność Tomku..". No to się nieco wkurzył. Ale postanowił jeszcze trochę poczekać. Bo z sąsiadami wypada  żyć w zgodzie. Niestety, nic się nie zmieniło. Więc w końcu wziął sprawy w swoje ręce.
   Założył kominiarkę, wziął z sobą siekierę i udał się z sąsiedzką wizytą. Nie pukał, tylko od razu  rozwalił mu drzwi. Tą siekierą. Ci, którzy balangowali razem z sąsiadem najpierw byli zaskoczeni. Potem gdzieś w panice się rozbiegli. Podejrzewam, że po suficie.
   Zaczął systematycznie demolować mu mieszkanie. Telewizor, meble i  tym podobne rzeczy. A jak skończył to wyszedł. Chyba nie muszę nadmieniać, że nikt mu nie przeszkadzał. 
  Sąsiad poszedł na policję i opowiedział o całym zdarzeniu. Policjanci go wysłuchali i zadali szereg pytań:
 - Czy Pan wie kto to był?
 - Oczywiście, że tak.
 - Czyli Pan widział napastnika?
 - No, nie zupełnie. Przecież miał na głowie kominiarkę.
 - To skąd Pan wie, że to on?
 - Przecież poznałbym swojego sąsiada!
 - Może tak, a może nie. Więc widział go Pan czy nie?
 - Twarzy nie, ale wiem, że to on!
 - Pana wiara to za mało, aby go oskarżyć.
   W sumie nawet długo go nie ciągano po komisariatach. Dowodów żadnych nie znaleziono. Oczywiście oprócz zeznań tego narkomana. Z zarzutów prędko go oczyszczono, a sąsiad więcej głośnych imprez już nie urządzał. 
  Kompletnie żadnego znaczenia nie miało to, że ten kolega z wieloma policjantami chodził do szkoły i się zodu".nimi przyjaźnił. Często też pił z nimi piwo. Cóż, w końcu przyjaźń do czegoś zobowiązuje. A to czy coś jest korupcją czy nie zależy po której stronie przebywamy. Ja wtedy byłem i teraz jestem po stronie jego. A sprawiedliwość to tylko słowo. Zresztą mało znaczące.
"Naszywka z przu.
Twoja ocena: Brak Średnia: 4.9 (8 głosów)