Spisek syjonistyczny czy władza rad. Wielka czystka
Dowody na przygotowania światowego Imperium przez lata przedstawiano nam w szkole. Jednak otoczka propagandowa sprawiła, że nie widzieliśmy ich takimi, jakimi były w istocie.
Wersja wydarzeń lat 1937-39 przez lata brzmiała tak:
Hitler, korzystając z kontaktów czechosłowackiego prezydenta Edvarda Beneša podsunął Stalinowi sfingowane dowody na istniejący w Armii Czerwonej spisek.
Naiwny Stalin uwierzył, zatem rozpętało się piekło w wyniku którego 22 czerwca 1941 roku Armia Czerwona była pozbawiona kadry dowódczej, co tłumaczyło klęskę lat 1941-42.
Zaglądając nawet dzisiaj do wikipedii czytamy, jakże straszliwy był to horror.
A efekt?
W rezultacie tego w czerwcu 1941 tylko 7% dowódców posiadało wyższe wykształcenie wojskowe, a 37% nie ukończyło nawet szkół wojskowych II stopnia.
(wikipedia)
Prawda, jakie to przekonujące przesłanie?
Autor (autorzy) zapominają tylko o jednym.
Otóż Armia Czerwona z 1938 r. to nie Armia Czerwona z czerwca 1941 r.
Otóż 1 września 1939 roku Rada Najwyższa ZSRS uchwaliła… powszechny obowiązek wojskowy. Młodzi sowieccy ludzie od tego dnia stali się najzwyczajniej w świecie poborowymi.
Cóż za zadziwiający bieg okoliczności! Od świtu 1 września armia niemiecka atakuje Polskę na ziemi, wodzie i w powietrzu, a tu w Moskwie uchwalają dekret o powszechnym poborze.
Szczególnie dziwny przypadek, jako że zawiadomienia o Radzie wysłane musiały być odpowiednio wcześniej. Jeszcze i dziś z najbardziej odległych rejonów Rosji podróż do Moskwy trwa ponad tydzień.
A delegaci przybyli nawet z pogranicza sowiecko- japońskiego (Mandżuria).
Rozpoczęta wówczas faktyczna mobilizacja powiększyła liczebność Armii Czerwonej ok. 5-krotnie.
Stąd mała liczba oficerów posiadających wyższe wykształcenie wojskowe. Nowe oddziały musiały być dowodzone przez świeżo upieczonych absolwentów szkół oficerskich, dla których był to pierwszy krok w wojskowej karierze. 5-krotne zwiększenie liczebności armii wymagało bowiem odpowiedniego wzrostu kadry dowódczej. Nawet przy założeniu, że pułki i dywizje stanu wojny są liczebniejsze niż podczas pokoju to i tak wzrost kadry był co najmniej 2,5 krotny.
Jeśli więc policzyć za punkt odniesienia 31 sierpnia 1939 roku otrzymujemy nie 7% oficerów z wyższym wojskowym wykształceniem, ale blisko 20%. Czy w obecnej polskiej armii co piąty oficer ukończył Akademię Sztabu Generalnego? Śmiem wątpić.
Popatrzmy bliżej na wspaniałych oficerów, ofiary stalinowskiej czystki.
Najsłynniejszy z nich to Michaił Tuchaczewski. Za Chruszczowa okrzyczany geniuszem strategii.
Tyle tylko, że nie za bardzo miał okazję nabierać doświadczenia potrzebnego do kierowania Armią Czerwoną.
Absolwent carskiej uczelni wojskowej (Aleksandrowska Szkoła Oficerska w Moskwie) tuż przed rozpoczęciem I wojny światowej.
Nigdy nie dowodził choćby plutonem, co dałoby mu potrzebne doświadczenie. 19 lutego 1915 r. trafił do niewoli niemieckiej skąd zbiegł dopiero po rewolucji lutowej w Rosji.
U bolszewików stał się od razu dowódcą armii. Poniósł klęskę w bitwie warszawskiej w 1920 roku (tzw. cud nad Wisłą) i chwilę później – nad Niemnem.
Kolejne „doświadczenia wojenne” zdobywał w walce z buntującymi się przeciwko terrorowi sowieckiemu włościanom (powstanie tambowskie) oraz marynarzom w Kronsztadzie.
Twórca sloganu o bolszewikach okupujących swój kraj, z którego był bardzo dumny. W guberni tambowskiej zachowywał się bowiem o wile gorzej niż hitlerowcy dwadzieścia lat później.
Dzisiaj patrząc na jego metody walki z powstańcami (stosowanie gazów bojowych, rozstrzeliwanie zakładników, palenie wsi razem z podejrzanymi o współpracę z powstańcami ludźmi itp.) nazwalibyśmy go ludobójcą.
Nawet teraz nie brak w Rosji głosów, że Stalin skazując go na rozstrzelanie był zbyt dobrotliwy. Konać powinien bowiem na palu, wcześniej włóczony końmi na miejsce egzekucji.
Kolejny zbrodniarz, dzisiaj w wikipedii przedstawiany jako „ofiara stalinowskiej czystki” – Jona Jakir.
Jego ojciec był aptekarzem. Żyd. Dopóki mógł dekował się na tyłach, pracując nawet jako tokarz w odesskiej fabryce zbrojeniowej, co reklamowało od poboru.
Bolszewicy jednak reklamacji nie uznawali.
Jona Jakir wpadł na pomysł i utworzył… zaciężne chińskie oddziały wspomagające rewolucję. O jego wyczynach ludzie opowiadają do tej pory. Piłowanie kości, wbijanie na pal, krzyżowanie, kąpanie na przemian we wrzątku i zimnej wodzie a potem spalenie żywcem w palenisku lokomotywy. Ot, taki widowiskowy sposób uśmiercania wrogów ludu. Często i kobiet.
Rewolucyjna mentalność….
I taka swołocz została komandarmem I rangi (czymś w rodzaju generała armii).
Jak myślicie, czy specjalista od palenia ludzi w palenisku lokomotywy mógł być strategiem?
Obroniłby ZSRS w czerwcu 1941 roku?
Wikipedia łże. Otóż ta podstawowa jednostka informacyjna dla 99% czytelników Leonka i jemu podobnych próbuje podwoić „ofiary stalinowskie” w Armii Czerwonej.
Dokładnie pisze tak:
Ogółem zamordowano:
…..
ok. 40 tysięcy oficerów niższych rang.
Straty wśród stanów poszczególnych stopni i stanowisk wynosiły od 60–100%. W wojskach lądowych represjonowano 36761 oficerów starszych, w marynarce wojennej ok. 3 tys.
(wikipedia)
Tak na zdrowy rozsądek wynikałoby, że zamordowano około 76.761 oficerów niższych rang oraz starszych.
To jednak nieprawda.
Mała dygresja. Młodsi czytelnicy nie pamiętają tamtych czasów. Ale tak wyszło, że moim udziałem stała się zaszczytna służba w oddziałach ludowego Wojska Polskiego. Co pamiętam z tamtych czasów? Ano absurdalne wręcz utajnienie wszystkiego, co tylko możliwe.
Ba, nawet dane stanowiącego wówczas podstawowe wyposażenie żołnierzy karabinu Kałasznikowa (AK47). Co z tego, że wydano wówczas zeszyt TBU o tym karabinie, gdzie danych było więcej, niż mógł dowiedzieć się przeciętny żołnierz. Zeszyty TBU były dostępne w każdym kiosku RUCH na terenie kraju. Żołnierz mówiący publicznie to samo był ścigany... za ujawnienie tajemnicy wojskowej!
Tym bardzie w Sowietach. Tam tajne było wszystko. Ba, nawet dane o trzęsieniach ziemi.
Jedyna ujawniona tajemnica to liczba oficerów ofiar stalinowskiej czystki.
Byli tacy, co zbadali, skąd ona się wzięła.
Otóż dokładnie tylu oficerów opuściło szeregi Armii Czerwonej w latach 1937 i 1938.
1937 – 20.643 osoby, 1938 – 6.118. Razem – 36.761 osób.
Liczba ta obejmuje oficerów ogółem, a więc wyższych i niższych. Publikacja wikipedii jest kłamliwa w tym zakresie.
Przy czym liczba zwolnionych nie oznacza, że jest to liczba zamordowanych.
Wg dostępnych danych represjom poddano około 25% - dokładnie 10.868 osób. Reszta odeszła wskutek wysługi lat stanu zdrowia itp.
Że nie wszyscy represjonowani dostali kulkę w potylicę świadczy przykład Konstantego Rokossowskiego. Aresztowany, poddany torturom. Wypuszczony jednak dał się poznać jako bohater wojny 1941-45. Dowodził defiladą zwycięstwa w Moskwie. Potem był nawet ministrem obrony narodowej w PRL.
Ci, którzy widzą w nim Rosjanina powinni pamiętać, ze jego brat był dość wysokiej rangi polskim policjantem w II RP.
Wróćmy do głównego tematu.
Powiem krótko. Obrzydzenie mnie bierze, gdy czytam o „zasługach” innych „ofiar” stalinowskiej czystki w Armii Czerwonej.
Czerwone bydlęta, opite krwią wampiry – oto czym była w istocie tzw. wierchuszka Armii Czerwonej zanim Stalin nie dokonał na nich… sprawiedliwości dziejowej.
Mieli ten przywilej, że zamiast konać w męczarniach dostawali kulę w potylicę. Czasem tylko poddawani wcześniej torturom, jakie sami ongiś uważali za wstępne igraszki.
Ich miejsce zajęli inni.
Ale czy ci inni byli faktycznie lepsi, skoro to pod ich dowództwem doszło do największej w dziejach Rosji klęski?
Zadajmy pytanie – a jak wyglądałaby kampania wrześniowa, gdyby Polska uderzyła pierwsza na Niemcy, powiedzmy 30 sierpnia 1939 roku?
c.d.n.
23.11 2019
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 1055 odsłon
Komentarze
Niegłupi pomysł, tylko ...
24 Listopada, 2019 - 10:16
... czym polska armia miałaby wojować?
Apoloniusz