Kościół liberalny: gej, aborcja i wolny dostęp do eutanazji
POstępowcy wszystkich krajów łączą się… póki jeszcze możecie.
Świat wg POstępowca jest biało-czarny. Ten dobry to stare landy Unii Europejskiej. Natomiast im dalej na Wschód, tym większy ciemnogród.
Nic tylko kaczyzm i katotaliban.
Po prostu ZŁO.
Trudno polemizować z takimi poglądami, gdyż jakakolwiek dyskusja ze światłymi europejczykami generalnie kończy się wymianą epitetów.
Dlatego tak bardzo cenny jest opublikowany w czwartek na polskojęzycznym Onecie tekst dr hab. Piotra Oczki.
Oto jak powinien wyglądać Kościół katolicki okiem POstępowego ateisty:
Holandia uchodzi za kraj niemal wzorcowo ewangelicko-reformowany, jednak gdy spojrzeć bliżej, sytuacja okazuje się wielce skomplikowana. Najliczniejszą grupą wyznaniową w Kraju Nizin są i prawie zawsze byli… katolicy. Tyle że to katolicy inni niż w Polsce, zwykle popierający eutanazję, opowiadający się za wolnym wyborem kobiet w kwestii aborcji i kibicujący parom jednopłciowym (praktykującym katolikiem, biorącym czynny udział w życiu parafii, jest na przykład mój przyjaciel Pieter).
Przystępują do komunii, ale nie chodzą do spowiedzi – wystarczy przecież ta powszechna. Spowiedź traktują zresztą jako rodzaj przemocy psychicznej, próbę zdobycia instytucjonalnej kontroli nad życiem jednostek. Gdy spytać ich o post, zdziwią się wielce: czy to nie jakiś średniowieczny obyczaj? Tylko około 1% wiernych chodzi co niedzielę do kościoła, reszta woli modlić się w domu lub na spacerze.
(…)
Po nabożeństwie w nawach rozkłada się tam stoły, proboszcz bawi się w kelnera, serwuje kawę i pyta o rodzinne sprawy, a członkowie rady parafialnej częstują ciastem. Na co dzień rada taka organizuje życie wspólnoty, czuwa nad finansami, wypłaca księdzu pensję oraz rozlicza się z datków i dotacji co do centa. Katholiké znaczy po grecku powszechny, modeli katolicyzmu jest przecież wiele, z czego mało kto zdaje sobie jednak nad Wisłą sprawę i przyjmuje to, co widzi, za normę.
Kilka lat temu pewien katolicki ksiądz z południa kraju przyznał się publicznie do bycia gejem i opowiedział, że marzy o zalegalizowaniu swojego związku. Gdyby tylko siedział cicho, nic by się nie stało, ale że sprawa zyskała pewien rozgłos w mediach, miejscowy biskup musiał oficjalnie zareagować i nakazał powrót do celibatu oraz pokutę. Wtedy jednak zareagowali parafianie, którzy przed mieszkaniem biskupa (to nie pomyłka, niepisanym obowiązkiem holenderskiego hierarchy jest jeździć na rowerze i żyć skromnie, tak jak najuboższe z jego owieczek) zorganizowali wielką manifestację w obronie swojego proboszcza, podkreślając, że równie dobrego, co więcej, z takim sympatycznym partnerem, już nie znajdą.
Z kontrofertą natychmiast zgłosili się do odważnego księdza protestanci (oni też mają spore problemy kadrowe), którzy zaproponowali objęcie wolnej parafii, wzięcie ślubu z ukochanym i stopniowe wdrażanie się do nowego wyznania.
Przez pierwsze lata może sobie zresztą odprawiać msze po swojemu, dla wiernych będzie to nawet jakieś urozmaicenie. Nie pamiętam, skąd był ten ksiądz, zapewne z Polski albo z Filipin, bo rodowitych Holendrów praktycznie się już nie wyświęca.
Być może wyjaśnienie leży w statystyce (dane pochodzą z 2015 r i pewnie się już zdezaktualizowały). Ponad 50 proc. obywatelek i obywateli Holandii deklaruje się jako ateiści, osoby niewierzące bądź agnostycy. Jeśli chodzi o wierzących, 23,7% Holendrów to katolicy, 15,5% to protestanci różnych odłamów, 4,9% wyznaje islam, zaś 5,7% to buddyści, hinduiści, żydzi, członkowie Kościoła Latającego Potwora Spaghetti i inni. Przy czym owi „wierzący” to także deiści, chrześcijańscy ateiści (przyjmują normy etyczne, ale zdecydowanie odrzucają wiarę w Boga i metafizykę) oraz holenderski wynalazek, tak zwani ietsiści, dalecy kuzyni agnostyków.
Na pytanie, czy wierzą w Boga, odpowiadają, że absolutnie nie, ale nie zagwarantują, że nie ma „czegoś” (niderlandzkie iets), na przykład wielkiej kosmicznej waginy lub mistycznego tęczowego tygrysa.
Pan profesor (UJ) Piotr Oczko nie ukrywa swojego zachwytu. Co prawda przyznaje, że holenderski katolicyzm jest o wiele bliższy kościołowi ewangelicko-reformowanego, ale co tam.
Ważne, że tamtejsi katolicy zwykle popierają eutanazję, opowiadają się za wolnym wyborem kobiet w kwestii aborcji i kibicują parom jednopłciowym. No a proboszcz serwujący wewnątrz kościoła kawę jest po prostu cool.
Wzorcowe, nowoczesne społeczeństwo a nie kaczyzm pomieszany z katotalibanem, jak u nas.
Zastanawiam się, co jest panu Oczku. Przecież ten jego tekst stanowi odpowiedź, dlaczego wyznawcy Allaha generalnie olewają społeczeństwo liberalne i wolą tkwić w swojej ciemnocie nawet wtedy, gdy są już kolejnym pokoleniem urodzonym w POstępowym społeczeństwie. Doprawdy, by to zrozumieć, nie trzeba być lewicowym intelektualistą (oksymoron?).
Muzułmanie w swojej większości nie chcą się asymilować, ponieważ czują się od nas… lepsi. To taka moralna wyższość, którą jako Polacy powinniśmy dość łatwo zrozumieć. Część z nas też czuje się biedniejsza od ludzi z zachodu, ale za to moralnie wyższa dzięki papieżowi i kilku heroicznym bitwom stoczonym podczas drugiej wojny światowej. Muzułmanie mają podobnie, tylko kilka razy silniej. Oni są blisko Boga, my Go odrzuciliśmy. Oni posiadają wysokie standardy moralne, my pielęgnujemy rozwiązłość i permisywizm. Dlaczego więc mieliby się z nami asymilować?
Pamiętajmy, że islam jest o wiele bliższy chrześcijaństwu, niż nam się wydaje. I tak sura 6,84–86 wymienia Izaaka, Jakuba, Dawida, Salomona, Hioba, Józefa Mojżesza, Aarona, Eliasza, Jonasza i Lota jako proroków.
Opowieść o Sodomie i Gomorze jest więc im znana.
Dokładnie taki „kościół”, o jakim z uznaniem pisze Oczko, w oczach islamskich może uchodzić za prawdziwą „synagogę szatana”.
Podobnie jak reszta liberalnego społeczeństwa.
Zachwyty pana Piotra mimo woli przypominają radosne westchnienie gotowanej żaby, że oto wreszcie woda zrobiła się ciepła…
Cytowany wyżej autor pisał:
Pomogliśmy wypuścić islamskiego dżina z butelki, a teraz dziwimy się, że ten dżin nie jest liberalnym demokratą. (…) Reasumując – nie da się pokojowo wyprosić muzułmanina z domu, w którym już raz zamieszka. A tam, gdzie się osiedli, należy umożliwić mu życie zgodne z islamem.
W innym przypadku będzie musiał z nami walczyć, a będzie to dla niego z definicji walka w słusznej sprawie. Niestety, państwa zachodniej Europy lekką ręką zapraszały do siebie muzułmańskich imigrantów, naiwnie wierząc, że podzielają oni europejskie wartości. I nagle z wielkim zdziwieniem odkryto, że wcale tak nie jest. W Londynie i innych dużych europejskich miastach powstały strefy, w których standardy de facto wyznacza prawo wyznaniowe – szariat. Pojawiły się religijne patrole oraz bliskowschodnia interpretacja demokracji. Ma ona postać przekonania, że skoro nas jest więcej, to my decydujemy, jakie prawo ma tu obowiązywać.
(op. cit.)
Radość prof. Oczki ze śmierci cywilizacji, dzięki której w ogóle zaistniał, jest bezcenna.
Świadczy bowiem, że mamy do czynienia z idiotami, niezdolnymi przewidywać konsekwencji swoich czynów już nawet nie w wymiarze jednej dekady ale najbliższych lat.
I pół biedy, gdyby Oczko był jedynie ojkofobem.
On jednak wzorem innych lewicowych intelektualistów (oksymoron?) nie afirmuje innego systemu wartości niż ten pochodzący z kręgu jego rodzimej kultury.
On walczy dokładnie tak, jak jeszcze przed ostatnią wojną umyślił sobie włoski komunista Gramsci:
Ruch rewolucyjny nie może się ograniczać wyłącznie do obalenia państwa, musi odnieść zwycięstwo także, a może przede wszystkim, w dziedzinie wartości, łamiąc intelektualną i kulturalną dominację klasy rządzącej. Ruch rewolucyjny musi stworzyć kontr hegemonię, co oznacza ustanowienie ruchu socjalistycznego z jego własnymi instytucjami.
W odróżnieniu od „wojny manewrowej” (która udała się w Rosji ze względu na słabość caratu), w sytuacji, gdy klasa rządząca w pełni panuje nad społeczeństwem, powinna być prowadzona „wojna pozycyjna”, wojna o społeczeństwo.
Gramsci nie przewidział tylko jednego - Anhelli Merkel i jej hasła:
Wir schaffen das!
Walka Kościoła z socjalistami, jak pokazuje krakowski prof. Piotr Oczko, przynajmniej w niektórych krajach pozbawiła Kościół nawet cienia szansy w toczącej się rzeczywistej walce.
Państwo natomiast od dekad było już na tyle słabe, aby jakikolwiek emigrant brał je na poważnie pod uwagę.
Klęska, i to nawet bez próby podjęcia walki.
Oto jak wyglądają Niderlandy.
Aż strach się bać, co dzieje się w Szwecji, Francji czy w Niemczech.
Lenin, niesłusznie zapomniany ojciec duchowy dzisiejszej Unii Europejskiej, lubował się w dosadnych określeniach. Prócz trwale zakotwiczonego w światowej kulturze określenia pożyteczny idiota pisał również o głuchoniemych ślepcach.
I choć w jego czasach określenia te na szczęście okazały się ateistycznymi życzeniami towarzyszy, to jednak dzisiaj, prawie sto lat po jego śmierci, okazuje się, że antycypowały naszą epokę.
Jeśli te POstępowe trendy nie ulegną odwróceniu czekają nas dość ciekawe lata…
Polska ponownie przedmurzem chrześcijaństwa, dla odmiany jednak od zachodniej strony.
16.09 2021
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 75 odsłon