Górnictwo: modlitwy do św. Dymfny potrzebne od zaraz

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

Niejaki Paweł Czyż, rzecznik prasowy pozaparlementarnej kanapy ZChR sprawę wydobycia postrzega na sposób westernowy. Polskie górnictwo jest cacy, ale prywatne firmy niszczą je sprowadzając kradziony Ukrainie węgiel z Rosji. Są zatem be.

Co prawda dostawy tego węgla odbywają się również przez teren Ukrainy, ale najwyraźniej ten aspekt Pawłowi umyka.

W opublikowanym w końcu grudnia 2020 roku tekście mimo to wali bezkompromisowo:

Naszym zdaniem, należy natychmiast wprowadzić embargo na import węgla z Rosji, który jest w Donbasie kradziony wręcz Ukrainie i wysyłany do Polski.

Zostańmy tylko przy tym zdaniu. Obrazuje bowiem próbę powiększenia elektoratu. I nic więcej.

Tak naprawdę powodem importu węgla nie są wcale szemrane interesy poszczególnych grupek quasi agenturalnych, działających w celu zniszczenia polskiego wydobycia, ale… konieczność zapewnienia bezpieczeństwa energetycznego Państwa.

Jak czytamy w branżowym portalu Wysokie Napięcie powodem importu węgla jest brak dostępności konkretnego sortymentu na krajowym rynku.

Znaczenie dla krajowych odbiorców ma jednak nie tylko ziarnistość węgla, ale też jego jakość – wartość opałowa, ilość popiołu, siarki czy rtęci. Tym właśnie zakup węgla w Kolumbii tłumaczy Polska Grupa Energetyczna. − Transport węgla z Kolumbii sprowadzony został do Polski na podstawie zamówienia złożonego jeszcze w 2019 roku i w połowie kwietnia br. został rozładowany w Porcie Północnym w Gdańsku. Spółka PGE Paliwa realizuje import węgla w ramach wieloletnich kontraktów i jest zobowiązana do wywiązywania się z zawartych umów. Węgiel z Kolumbii importowany jest na potrzeby klientów zewnętrznych i Elektrociepłowni Wybrzeże, o czym decydują względy jakościowe, m.in. wysoka wartość opałowa przy jednocześnie niskiej zawartości siarki oraz popiołu. Dostępność węgla o takich parametrach na rynku krajowym jest ograniczona – przekazało nam dziś Biuro Prasowe PGE. − Podstawowym dostawcą paliwa produkcyjnego dla jednostek wytwórczych Grupy PGE pozostają krajowi producenci – zapewniła jednocześnie spółka.

]]>link:]]>

Dane za kwiecień 2020 r. wskazują, że aż 22 % importowanego węgla trafia do koksowni, energetyka zawodowa pochłania 12%, ciepłownie zawodowe i energetyka przemysłowa – 12%, inni odbiorcy przemysłowi – 2%, ciepłownie niezawodowe – 1%. Pozostała część (51%) trafia do innych odbiorców krajowych.

Konsumentem sporej ilości importowanego węgla są ciepłownie podlegające samorządom. Jak wiemy, gros dużych miast rządzonych jest przez ludzi wywodzących się z PO.

Cytowany już artykuł przynosi wypowiedź głównego inżyniera PEC sp. z o. o. w Białej Podlaskiej, nad którą nadzór właścicielski sprawuje prezydent Białej Podlaskiej Michał Litwiniuk (PO).

– Węgiel [z PGG] nie trzyma parametrów z umowy, dostajemy nie to, co zamawialiśmy – tłumaczył główny inżynier Grzegorz Cybulski, wręczając nam kawał gruzełkowatej masy. − To tzw. obrosty, które musimy skuwać. Pozostają po spaleniu polskiego węgla. Z rosyjskim nie ma takich problemów – tłumaczył inżynier. Jak dodał, spalając bardziej kaloryczny rosyjski węgiel ciepłownia emituje o 5-6 tys. ton CO2 mniej, co oznacza o 0,5 mln zł mniejsze wydatki tylko z tego powodu. Te koszty musieliby w innym przypadku ponieść mieszkańcy Białej Podlaskiej.

(op. cit.)

Samorządy kupują rosyjski węgiel, bowiem jest lepszy od naszego. A poza tym tańszy.

Trzeba sobie uświadomić, że w przypadku zastąpienia rosyjskiego surowca krajowym ceny ciepła poszłyby w górę. Czy naprawdę pan Czyż jest aż tak naiwny i sądzi, że taka akcja spotkałaby się z poparciem mieszkańców?

Jeszcze w czasach premiera Tuska ówczesny burmistrz Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz ostro gardłował za rosyjskim węglem. Jak widać w samorządach nihil novi…

Importowany węgiel nie służy jednak tylko do opalania. Polska po Chinach jest drugim na świecie eksporterem koksu. I znowu historia się powtarza. Krajowi producenci albo robią za mało potrzebnego sortymentu, albo nie robią go wcale.

Stąd konieczność importu węgla koksującego nie tylko z Rosji, ale też z Mozambiku, Kazachstanu, Australii czy nawet USA. Jednocześnie eksportujemy nadwyżki węgla koksującego niewykorzystane przez rodzimy przemysł.

I wreszcie kolejna grupa odbiorców, której nie są w stanie zaspokoić polskie kopalnie. To gospodarstwa domowe.

Pomimo szeregu akcji wymuszających zmianę starych „kopciuchów” na nowe ciągle ponad 30% gospodarstw potrzebuje węgiel. Problem w tym, że chodzi o bryły węgla, a nie o miał energetyczny.

Produkcją takiego asortymentu kopalnie nie są jednak zainteresowane, co jest wynikiem metody eksploatacji ścian.

Żadna z polskich kopalń nie jest nastawiona na ich produkcję. Takie sortymenty wydobywa się w Polsce niemal wyłącznie przy okazji drążenia chodników i przygotowywania ścian do wydobycia miałów węglowych, ale to za mało. Takiego węgla produkujemy w Polsce tylko ok. 5-6 mln ton. Resztę będziemy musieli importować tak długo, jak długo nie zastąpimy większości pieców węglowych w polskich domach nowocześniejszymi sposobami ogrzewania. To, za sprawą takich programów jak „Czyste powietrze”, będzie się systematycznie dokonywać.

(op. cit.)

 

Jak wiemy z autopsji wymiana starych pieców... jakoś idzie. Ale zastosowanie natychmiastowego embarga na import węgla z Rosji (a czemu nie z innych kierunków, panie Czyż?) pozbawi ciepła miliony Polaków. Co prawda Pszczyna i sąsiadujące z nią Czechowice – Dziedzice nie miałyby wtedy zimą najgorszego powietrza w całej Unii Europejskiej, ale obawiam się, że dla marznących mieszkańców nie byłaby to żadna pociecha.

Chyba, że zamiast rosyjskiego potrzebne sortymenty sprowadzimy z Mozambiku, Australii czy Kolumbii.

Jakoś jednak nie wyobrażam sobie, by polskie porty mogły przyjąć tyle statków i rozładować je wystarczająco szybko.

Na razie nie ma więc alternatywy dla importu.

Pisanie o węglu bez wskazania, że nawet w obrębie jednej kopalni poszczególne ściany mogą dostarczać miał o różnych parametrach stanowi albo całkowite dyletanctwo, albo świadome granie na emocjach. Proszę zajrzeć tutaj:

]]>https://www.wnp.pl/gornictwo/notowania/ceny_wegla_pgg/]]>

Jak widać wartość opałowa sięga od 18 MJ/kg do nawet 30 MJ/kg. Różna jest też zawartość popiołów i siarki.

Bo przecież spalanie węgla nie powoduje zanieczyszczenia atmosfery jedynie dwutlenkiem węgla.

Przyjmuje się, że w efekcie spalenia 1 tony węgla średniej jakości powstaje tyle zanieczyszczeń:

Tlenki siarki – 14 kg

Tlenki azotu – 2,1 kg

Tlenek węgla (CO) – 50 kg

Dwutlenek węgla (CO2) – 2000 kg

Pył zawieszony – 10 kg.

Szczególnie groźne są tlenki siarki, bowiem w połączone z wodą odpowiadają za tzw. kwaśne deszcze.

Do niedawna całe obszary lasu w polskich Sudetach były martwe właśnie z tego powodu. Zaś bezpośrednią przyczyną były czechosłowackie elektrownie opalane węglem brunatnym. Ze względu na wiejące wiatry nie opłacało się montować instalacji odsiarczających. Problem występował bowiem w Polsce, nie w Czechach.

Podobnie było na granicy z NRD.

Ktoś, kto będzie miał okazję, by zwiedzić jakąś większą ciepłownię ze zdziwieniem ujrzy na ścianach skipów przechowujących popiół po spaleniu miału węglowego ostrzeżenie przed radioaktywnością.

Trzeba jednak pamiętać, że węgiel to skała. I znajdować się w niej mogą różne pierwiastki. Jeśli w rodzinnym domu problemu nie zauważamy, to w warunkach ciepłowni, gdy w okresie grzewczym spala się czasem nawet i 2.000 ton miałów na dobę, promieniowanie znacząco rośnie.

Jeszcze wyraźniej problem występuje w elektrowniach.

Tymczasem głównym winowajcą spalania węgla stał się jego dwutlenek, uznany za sprawcę efektu cieplarnianego.

W historii Ziemi były jednak epoki, gdy stężenie wroga nr 1 Grety Thunberg i reszty „zielonego” towarzystwa był wyższy nawet kilkanaście razy, niż obecnie.

Ba, życie kwitło, chociaż nie było czap lodowych, czego najlepszym dowodem są złoża węgla kamiennego na Spitsbergenie.

A i mapy tureckiego admirała Piri Reisa, oddające zarysy kontynentu Antarktydy tak, jakby czapy lodowej nie było, są pewną wskazówką.

Polska pomimo odsiarczania spalin wpuszcza do atmosfery blisko milion ton tlenków siarki rocznie. To powoduje wzmożoną korozję wszelkich metalowych konstrukcji, osłabia kondycję lasów itp.

Ale o tym akurat cichosza.

Dwa wielkie straszaki, jakie są w tej chwili wyciągane, to efekt cieplarniany, który ma rzekomo doprowadzić do zamienienia wielkich połaci Ziemi w pustynie, oraz wizja Polski pozbawionej prądu, czy też raczej prąd o cenie zaporowej dla sporej części społeczeństwa.

Zupełnie tak, jakby obecna struktura kompleksu paliwowo-energetycznego miała przetrwać bez zmian kolejne 30 lat.

Łódzki profesor Władysław Mielczarski stawia jakąś dziwną tezę – otóż jego zdaniem do czasu zamknięcia kopalń nie wybudujemy alternatywnie zasilanych bloków energetycznych i w 2040 roku będziemy sprowadzać 65 mln ton węgla rocznie.

Ta opinia oparta jest na fałszywym założeniu – otóż wygaszenie ostatniej kopalni nastąpi dekadę później.

Nie tylko.

Tekst Profesora, zamieszczony ]]>tutaj:]]> zawiera ilustrację obrazującą proces wygaszania istniejących już kopalń.

Popatrzmy na pozycję pierwszą.

1 października 2020 r. miała być wygaszona KWK „Wujek”. Tymczasem „Wujek” fedruje nadal, ale już jako tzw. Ruch „Wujek” w ramach nowo utworzonej (od 1 stycznia 2021 r.) kopalni KWK „Staszic-Wujek”.

Również mająca jakoby być zlikwidowana w tym samym czasie KWK „Janina” działa jako Zakład Górniczy Janina w Libiążu w ramach TAURON Wydobycie Spółka Akcyjna.

I wreszcie trzecia kopalnia, mająca być zlikwidowana wg Profesora już 1 października 2020 r., to KWK „Ruda”.

Jak czytamy na jej stronie www

KWK Ruda powstała 01.07.2016 roku z połączenia rudzkich kopalń: Bielszowice, Halemba-Wirek i Pokój. Kopalnia Ruda jest producentem węgla o wysokich parametrach jakościowych z przeznaczeniem do ciepłownictwa, energetyki i koksownictwa.

Zatrudnienie na dzień 1 stycznia 2021 roku to 6129 pracowników.

]]>https://korporacja.pgg.pl/o-firmie/oddzialy/kz2]]>

Skoro Pan Profesor buduje tezy na takich argumentach, to trudno się dziwić konkluzjom…

Przyczyna jest banalnie prosta.

Plan wygaszania kopalń powstał w wyniku rozmów pomiędzy rządem a związkami zawodowymi. 25 września 2020 r. strona rządowa i górnicze związki zawodowe podpisały wstępne porozumienie dotyczące wygaszenia górnictwa węgla kamiennego do końca 2049 roku.

28 maja 2021 roku w Katowicach została podpisana umowa społeczna pomiędzy rządem a górniczymi związkami zawodowymi zgodnie z którym ostatnia kopalnia węgla kamiennego w Polsce zakończy wydobycie za 28 lat, tj. w 2049 roku.

By weszła w życie potrzebna jest zgodna Komisji Europejskiej. Rozmowy w toku dopiero od 13 września (tyle bowiem trwało przygotowanie materialno – techniczne).

Pisałem o tym 26 września, ale najwyraźniej zbyt małymi literami, by co niektórzy zdołali przeczytać. ;)

I dlatego czytamy, że polski wyngiel leży na hołdach, a PiS sprowadza ino sam ruski.

Te same osoby próbujące zagrać przeciwko rządowi mocno już wyświechtaną węglową kartą dziwnie jakoś milczały, gdy koalicja PO-PSL zamierzała zamrozić polską energetykę a potrzebny prąd brać z elektrowni atomowej z obwodu kaliningradzkiego.

Rozmowy nt. prowadzone były np. 18 marca 2010 r. Stronę polską reprezentował Tomasz Arabski, rosyjską – Igor Sieczin.

Wg tej „polskiej” i „europejskiej” zarazem opcji lotniska nie były nam potrzebne, bo przecież Niemcy wybudowały. Po co nowe bloki energetyczne i transformacja sektora, skoro w energię zaopatrywałaby nas Rosja?

I to by było na tyle, jak ongiś mówił profesor Jan Tadeusz Stanisławski.


 

30.09 2021


fot. pixabay


 


 

4
Twoja ocena: Brak Średnia: 3.8 (8 głosów)