Na sali.

Obrazek użytkownika Marian Stefaniak
Blog

Na sali ćwiczeń przebywa, w tym samym czasie, kilka osób. Często o czymś dyskutujemy. Dla mnie to jedna z nielicznych okazji do porozmawiania. Bo inaczej w ogóle zapomnę jak się mówi.
Pan Wiktor, ze względu na swój wiek, należy do osób, którym nie wypada życzyć stu lat życia. Byłoby to raczej nietaktem. Powiedział:
- Zawsze myślałem, że długo nie pożyję. Mając niewiele ponad czterdzieści lat to zdrowie miałem w rozsypce. Wszystko mnie bolało. A lekarstw łykałem całe garście. Potem mi przeszło.
- A co się stało?
- No, właśnie nie wiem. Chyba nic.
Andrzej jeździ wózkiem inwalidzkim. Jest po udarze mózgu. Ledwo się rusza. Na rehabilitację chodzi od niedawna. Chociaż dawno temu chodził. I to dosyć długo. Ale stwierdził, że nic mu to nie daje. Nie widzi żadnej różnicy. Akurat mnie to dziwi, bo dla mnie różnica jest widoczna. I to bardzo. Gdy ćwiczył-chodził po schodach, teraz nie może się nawet poprawić na wózku. Bez pomocy osób postronnych.
Teraz o czymś, zdawało by się, oczywistym. O ruchu. Trąbią o tym wszyscy. Lekarze także. Dzięki obserwacjom mogę stwierdzić coś czego się kiedyś tylko domyślałem, a teraz jestem pewien: ruch to nie tylko zdrowie. To jest życie. Obojętnie, czy ma się lat naście czy sto- jak się chodzi jest dobrze. Gdy się przestanie- jest źle. Nawet bardzo źle.
Obok sali są poręcze do nauki chodzenia. Poszedłem na nie. Koło nich zastałem Panią Zosię. Siedziała na wózku inwalidzkim. Powiedziała mi, że nie ma już sił chodzić. Starałem się ją jakoś zmotywować do ruchu, ale nie wiem, z jakim skutkiem.
Gdy Pani Zosia poszła na zabiegi, podeszła do mnie Pani Mira. Wiem, że ma ponad 90 lat. Jest bardzo żywotna. Na początku myślałem, że to zasługa genów. Chyba się jednak myliłem:
- Słyszałam co Pan mówił na temat ruchu. Zgadzam się z tym. Gdy zachorowałam na malarię...
- Malaria? W Polsce?
- Nie w Polsce. To było w Rosji. W 1943 roku. Byłam wtedy w wojsku.
- Była Pani w wojsku?
- No, pewnie. To Pan nie wie? Jestem oficerem.
- Ano, nie wiedziałem. Więc aż tam Panią zawiało? Jak?
- W styczniu miałam urodziny. Niedługo potem wywieziono mnie na "Sybir". Mnie, młodszą siostrę i matkę. Siostra była za młoda, a matka wręcz przeciwnie. Musiałam, więc, zapracować sama na trzy osoby. Dano mi piłę, siekierę i pokazano gdzie jest las. Reszty musiałam domyślić się sama. I nauczyć.
Ale wracając do malarii: chorowałam trzy miesiące. Kiedyś przyjechał do naszego szpitala profesor z Moskwy. Przeglądając moją kartę szpitalną zainteresowała go pewna rzecz: skoki temperatury. Lekarze zaczęli się przekrzykiwać, że to przez to, że zamiast zgodnie z zaleceniami leżeć, to ja nie mogę wytrzymać chwili w jednym miejscu i ciągle gdzieś chodzę. Profesor powiedział:
- Może właśnie dzięki temu żyje.
Więc od tej pory staram się jak najwięcej ruszać. Bo z natury to raczej nie jestem okazem zdrowia. Operacji miałam do tej pory dziewięć. I wiele chorowałam. Samych zapaleń płuc miałam pięć. Wiadomości o mnie łatwo Pan znajdzie w internecie.
- Nazwisko znam. A jakie wpisać imię?
- Emilia. Ta jak Plater. Słyszał Pan? Bo mówiono o nas "platerówki".
Coś obiło mi się o uszy.Z sali dochodził głos Pana Wiktora:
- ... a tam już nie było lekarza. Leków także. Jak ja cierpiałem! Ale na szczęście wkrótce mi przeszło.
Pani Ala zagaiła:
- Dzisiaj rano zmarła mi sąsiadka, z pokoju obok.
- To nie miała Pani sąsiada?
- Kiedyś, owszem, miałam. Ale już od dawna nie żyje.
W drodze do pokoju napotkałem Pana Henryka. Pilota. Pisałem o nim w notce "Obrona Częstochowy". W klapie marynarki miał wpięty metalowy krzyż z orłem:
- Dostałem parę dni temu. Z wiadomością, że rozwiązano moją jednostkę wojskową. Nie ma więc czemu się dziwić, że harcerze są lepiej uzbrojeni. A policjanci do swojej obrony wynajmują firmę ochroniarską. Boże chroń Polskę! Przed różnego rodzaju głupcami. Kiedyś mówiliśmy, że nie oddamy wrogowi nawet guzika. A teraz nie trzeba żadnego wroga. I niedługo guzik będziemy mieli.
Podszedł do nas Pan biorący udział w Kampanii Wrześniowej:
- Zostałem powołany pod koniec sierpnia. Wróciłem w październiku. W tej samej bieliźnie i z wszami. A jeśli chodzi o naszych oficerów to niezbyt za nimi przepadaliśmy. Jechali na wojnę wystrojeni jak na jakąś defiladę. A w czasie walki byli z tyłu. Wydawali rozkazy. Trudno było nie przegrać. I do tego ta miażdżąca przewaga Niemców w uzbrojeniu.
A jacy Ci nasi oficerowie byli odważni! Zabierali zwykłym żołnierzom mundury. Ale "ruscy" patrzyli nie tylko na mundury. Także na ręce. Te żołnierskie były spracowane, a oficerskie wymuskane. Mamy więc bohaterów pasujących jak ulał do naszej rzeczywistości.
Pan Henryk się tylko przysłuchiwał. W końcu się jednak odezwał:
- U nas w wojsku było inaczej. Do boju prowadził nas oficer. Na samej szpicy. I często w pierwszej kolejności ginął.
Podeszła do nas jeszcze jedna osoba:
- A byliście pod Monte Cassino?
Pan Henryk się lekko uśmiechnął:
- Proszę mi wybaczyć, ale nie rozumiem dlaczego w ogóle walczyliście we Włoszech. Jakby nieco bez sensu. Dla mnie. I dla nas. Co pod tym Monte Cassino pokazaliście oprócz tego, że Polak potrafi... pięknie umierać?
Rozmówca przyznał mu rację. Wskazał na kogoś kto właśnie przechodził obok:
- Ginęliśmy nie tylko na polach bitew. Po wojnie też. Teraz nasi oprawcy dostają wysokie emerytury, a nas często nawet nie stać na kilogram jabłek.
Zwrócił się do mnie:
- Wiesz co to za armata stoi przy wejściu?
- Nie.
- Była pod Berlinem. Razem z pewnym moim znajomym z Domu Kombatanta.
Zauważyłem, że nie ma konfliktu między tymi co byli w wojsku na wschodzie lub na zachodzie. Krew jest zawsze taka sama. Lecz nikt nie lubi gdy się go oszukuje.
Spytałem się Pana Henryka na czym latał, na samolotach myśliwskich czy bombowych? Odpowiedział, że przeważnie na myśliwcach. Ale jak zachodziła taka konieczność to na bombowcach, a nawet "kukuruźnikach". Bo taki nie-samolot, zaopatrzony w ciężkie karabiny maszynowe, potrafił być naprawdę groźny. W promieniu 800 metrów. A karabinów było cztery. Wszystkie sprzężone z sobą.
Pan Henryk przeczytał moją notkę o sobie. I mnie pochwalił. Obiecał też mi opowiedzieć o operacji zdobywania Berlina. Wysłucham z ciekawością.
Wróciłem do pokoju. Rozmawiałem telefonicznie ze swoją dziewczyną. Spytałem się, co tam słychać? Odpowiedziała pytaniem:
- Pamiętasz naszych sąsiadów?
- Których?
- Tych najbliższych, obok.
- Oczywiście.
- A tego co grał, z Darkiem w piłkę na korytarzu?
- Co go niedawno wypuścili z więzienia?
- Tak. Spotkałam go parę dni temu przy windzie. I o coś zapytałam. Nie odpowiedział, tylko wskazał palcem na usta. Zrozumiałam, że nie może mówić. Pomyślałam, że to jakaś infekcja. Lecz sąsiadka mi powiedziała, że to nie jest żadna infekcja. Parę tygodni temu ktoś mu obciął język.
Z korytarza dobiegły mnie głosy:
- Nic tu kompletnie się nie dzieje.
- Może dlatego, że jest jeszcze wcześnie.W końcu nie ma nawet jeszcze południa.

Brak głosów

Komentarze

... "zajawkę" tego, co jeszcze będę mógł przeczytać na Twoim blogu. Twoi niemłodzi już rozmówcy z tak dużym bagażem doświadczeń, zaprawieni w walce, mają tyle wspomnień z lat walki o niepodległość nie tylko Rzeczpospolitej, że obowiam się, iż nie starczy Im  i Tobie czasu, aby to wszystko spisać.

Dlatego też pozwolisz, że coś Ci zasugeruję.
Masz przcież telefon komórkowy. Zapewne ma on wbudowany... dyktafon. Zatem "ustaw się" z tymi ciekawymi ludźmi na chwile wspomnień. Włącz dyktafon (to nic nie kosztuje) i nagrywaj ich opowieści, prowokując Ich paroma pytaniami. Potem przesłuchaj nagrany materiał, wyłuskaj najważniejsze opisy faktów, okraś swoim specyficznym komentarzem i... opublikuj - oczywiście za ich zgodą - na Niepoprawnych.pl w formie cyklicznych kilku, a najlepiej kilkunastu artykułów. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak pozytywny wydźwięk odniosą Twoje notki. Będziesz miał także potrójną korzyść dla siebie. Po pierwsze: zamiast patrzeć w sufit i liczyć dni... czy barany, - będziesz miał przyjemne zajęcie. A po drugie: pogłębisz swoją wiedzę historyczną. I w końcu po trzecie: będziesz miał przyjemność podzielić się z nami - niepoprawnymi tą wiedzą. 

Pozdrawiam z 10 i życzę zdrowia,
               
          

__________________________
"Stan skrajnej niewiedzy czasem potrafi doprowadzić
do stanu skrajnego ogłupienia". (Satyr)

Vote up!
0
Vote down!
0
#380885