[książka]"Dziesięć książek, które zepsuły świat..."
poliszynela, za mury uczelni przebić się nie może. A może służyć też jako pomoc naukowa, bo przywołane koncepcje przecież całkiem przyzwoicie, na ile to możliwe przy objętości jednej książki, omawia. Mimo ciężkiego tematu, "Dziesięć książek..." napisane jest dość lekko i tak też się czyta.
Wiker nie ma dla swoich bohaterów, czy raczej antybohaterów, za wiele sympatii, na swój sposób chyba jedynie Nietzschego darząc pewnym szacunkiem. Czasami potrafi dopatrzyć się jakiś śladów dobrych intencji na początkowym etapie szaleństwa, prowadzącego do późniejszego horroru. Horroru, którym może być zarówno aborcja, jak wojna światowa. Bliskie sobie zresztą i oparte w jednym i drugim przypadku, na podobnych - o czym nigdy dość i o czym traktowała choćby świetna "Eugenika" Grzegorza Brauna, szeroko u nas opisywana - rasistowskich w przenośni i dosłownie założeniach.
Kolejne zło wynika jednak w tej książce z poprzedniego. Zaczyna się od zakwestionowania moralności na rzecz skuteczności u Machiavellego. Odrzucenia tejże, więc również i chrześcijaństwa i Boga dla budowy powszechnego szczęścia. Raju na ziemi ze snu rozkapryszonego dzieciaka, który dostanie wszystko, czego zażąda - cóż, coraz bardziej to realna i przerażająca wizja. To przekreślenie zasad sprzyja upadkowi, w którym pojawia się miejsce na koncepcje Nietzschego, na wielkie przedstawienia dwudziestowiecznych polityków-szaleńców, wreszcie - na naukę, która tak naprawdę ma tylko jeden cel. Uzasadnienie perwersji, nerwic i dysfunkcji seksualnych swoich twórców, którzy chcą na swoją modłę przerobić cały świat. I w pewnym stopniu im się to udaje, proponują bowiem przyjemne recepty, kuszące nie tylko dla
patologicznych egoistów.
W niektórych fragmentach książki Wiker zdaje się dyskutować bardziej ze swoją konkluzją, niż z faktycznym dziełem (tak odebrałem rozdziały o Hobbesie i Rousseau, i te dwa mnie najmniej z całej książki przekonały). Czasem obiecuje przedstawić nawiązania do współczesnych wydarzeń i nie do końca obietnicę tę spełnia ("Książę"), ale... To drobiazgi. Książkę warto przeczytać, ponieważ pokazuje ona realne zagrożenie ze strony książek, z których każda naprawdę zmieniła, a czasem do dziś zmienia - świat. Hitlera dziś nie będzie gloryfikować nikt normalny, ale Marks czy Lenin pozostają w niektórych kręgach modni. Freud do dziś pozostaje dla wielu ojcem psychologii, a Kinsey - seksuologii. Mead pozostaje wzorem dla kolejnych roczników etnografów. Dzieło najmniej chyba w Polsce znanej rasistki i aborcjonistki Sanger jest dziś wstydliwie ukrywane, ale już praktyka - propagowanie aborcji cały czas jest w ofensywie, nie tylko w Stanach Zjednoczonych.
Korzenie zła czasami wyglądają niewinnie. Myśli zdolne wywrócić świat do góry nogami zaczynają się w głowach zdziecinniałych młodzieńców. Miłe złego początki - nie bez powodu głosi przysłowie. Gdy chcemy porządnie ściąć drzewo, musimy znaleźć w ziemi jego korzenie. Książka Wikera nam w tym pomoże.
Książkę można dostać m.in. na stronie księgarni XLM, tam przeczytać można również jej fragment.
http://www.xlm.pl/dziesiec-ksiazek-ktore-zepsuly-swiat
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 3964 odsłony
Komentarze
Jeszcze nie przeczytałem tej książki,
24 Marca, 2012 - 21:30
ale mam nadzieję, że będzie ona niejako kontynuacją (a może i rozszerzeniem) pozycji wydanych przez Paula Johnsona. Na pewno ją przeczytam.
Re: [książka]"Dziesięć książek, które zepsuły świat..."
24 Marca, 2012 - 22:39
Nie czytałem, ale pewnie przeczytam, bo warto znać takie pozycje, które są fundamentalne. Trochę się dziwię, że było tego tylko 16 pozycji, to znaczy tylko 16 książek było w stanie zachwiać podstawami cywilizacji łacińskiej.
Nie tylko Mead czy Kinsey zostali przyłapani na "specyficznych" metodach badawczych. Wielu innych również. Problem polega na tym, że wiedza o tym jest znana zamkniętym kręgom, a do ogółu dociera, że są wielkimi odkrywcami.
Venenosi bufones pellem non mutant
Andrzej.A
Venenosi bufones pellem non mutant Andrzej.A