The Evil Empire is back czyli Putin ratuje kino

Obrazek użytkownika zetjot
Blog

Czytając najnowszy numer "Wsieci", znalazłem ciekawy artykuł Marcina Wolskiego pt. "Powrót imperium zła", który przypomniał mi o moich własnych notatkach na temat popkulturowej, filmowej rekwizytorni poświęconej obrazom i agentom zła oraz innym wątkom, związanym z polityczną poprawnością, jakie można znależć w przeciętnych produktach kinematografii amerykańskiej.

Wydaje się, że popkultura w obecnej postaci, a także stanowiąca jej część kinematografia stanowi poważne zagrożenie dla całego systemu społecznego. Jeśli popatrzymy na to, kto jest uosobieniem zła w popularnych filmach akcji, to widać to wyraźnie. Skorumpowani gliniarze, skorumpowani politycy, zachłanni biznesmeni, zdemoralizowane psy wojny i bezwzględni gangsterzy. Pół biedy, gdy tego typu wyobrażenia występują sporadycznie, tu jednak mamy do czynienia z masówką, która nie pozostaje bez wpływu na umysłowość odbiorcy. Jeszcze amerykański odbiorca może sobie zdawać sprawę, że to tylko umowna fikcja służąca kreowaniu niewybrednej rozrywkowej narracji, jednak za granicą pod wpływem tego typu obrazów Ameryka jest postrzegana jako źródło moralnej zgnilizny.

Jest jeszcze inny, równie kontrwersyjny aspekt konstruowania niestandardowych narracji, związany z propagadą feministyczną i polityczną poprawnością. Tak jak do pewnego momentu głównymi bohaterami masowej wyobraźni byli faceci, tacy jak Superman, Spiderman czy Terminator, tak od pewnego czasu notujemy absurdalną z punktu widzenia biologii, parytetową inwazję kobiet-zabójczyń w rozmaitego rodzaju wariantach "Kill Billów".

W polityce i kulturze amerykańskiej jest też tradycyjnie już ważny wątek antydyskryminacyjny dotyczący afroamerykanów. Filmowy skutek akcji afirmatywnej jest taki, że na ekranie pojawiają się czarni intelektualiści i geniusze , otoczeni głupawymi białasami. Swoją drogą, bardzo mi się podobają rolę z udziałem Eddie Murphy'ego czy jeszcze bardziej fotogenicznego Denzela Washingtona, ale proporcje są wyraźnie naruszone. W takiej sytuacji role złych chłopców muszą brać na siebie albo podstępni Azjaci z Triady albo Latynosi jako krwawi bossowie narkobiznesu.

W tym orszaku ekranowych złoczyńców, zgodnie z najnowszą linią, nie może zabraknąć mejsca dla ludzi Kościoła. W tej wizji Watykan to jedno wielkie kłębowisko podejrzanych interesów, knowań i marzeń o władzy nad światem.

W czasach zimnej wojny panowala w obrazowaniu zła dość racjonalna równowaga, jako że zło miało swój realny, konkretny wymiar w postaci Związku Sowieckiego i KGB, czego przykładem były filmy z Jamesem Bondem, ale po upadku Imperium Zła filmowcy zaczęli cierpieć na brak inspiracji. Wygląda na to, że po ostatnich wdarzeniach na Ukrainie i w Rosji wyobraźnia filmowców wróci do równowagi. Dzięki Putinowi. 

Brak głosów