Lubię tramwajowe popołudnia
Starsza pani wsiadła do autobusu linii 505. To linia przyspieszona, więc jadący nią ludzie zwykle są zmęczeni i opryskliwi, niektórzy wręcz niegrzeczni. Ciężko było jej się wspiąć po stromych schodkach - wiadomo - artretyzm reumatyczny. Oczywiście nikt jej nie pomógł, a linię 505 zwykle obsługują stare, zdezelowane pojazdy, więc schodki były wąskie i strome. Wsiadła w Centrum, ale autobus nie był tak zapchany, jak to zwykle bywa. Były wolne miejsca, niektóre nawet podwójne. Sami młodzi ludzie, rozejrzała się dokladnie - chyba nikogo nie zna.
Usiadła sobie w pierwszym lepszym miejscu i na następnym przystanku wysiadła. Plac Konstytucji. Westchnęła - kiedyś, to były czasy. Pamięta jeszcze jak w latach '50 budowali Plac Konstytucji. To była budowa! Te pochody, sztandary... młodzi tego nie pamiętają, nie doceniają...
"Może trzeba było pojechać na Metro Politechnika? Tam często jest tłoczno i gwarno, że też ona musiała tak szybko wysiąść z tej pięcset-piątki..." Starsza pani postanowiła wrócić tramwajem. Jeździła tak tam i z powrotem po kilkanaście razy dziennie. Co ma inego robić, kiedyś pracowała jako pielęgniarka - na emeryturze jest jednak od 24 lat, ma coraz mniej koleżanek - wiadomo, niektórzy odchodzą szybciej, inni wolniej. Zresztą koleżanki też nie robią nic innego. Najłatwiej jest je spotkać w liniach tramwajowej od Bitwy Warszawskiej do Mostu Poniatowskiego, albo właśnie na Marszałkowskiej. "Tak, wracam tramwajem" - pomyślała.
Trochę musiała poczekać - jakieś 15 minut, zanim przyjechał odpowiedni tramwaj. Mam nadzieję, że mnie nie przewiało - pomyślała sobie. Siedemnastka i dziewiętnastka jechały prawie puste - wsiada w czwórkę.
Czwórka, jak zawsze, pełna. No i znowu te cholerne schodki. Uff, jakoś się udało. Rzut okiem na pasażerów. Stoi dwóch takich, co od razu, po gębie widać... szkoda gadać. Stali trzymająć się uchwytów, nic nie mówiąc tylko słuchając mp3. Jeśli jest coś, czego starsza pani nie lubi, to są to mp3. No i ten artretyzm...
Jest! Pani Stasia, na nią zawsze można liczyć - jeździła tramwajami chyba nawet częsciej niż starsza pani, prawie zawsze na Plac Bankowy i z powrotem, na Plac Konstytucji. Dzisiaj musiała wsiąść wcześniej, skoro starsza pani nie zauważyła jej na przystanku. Siedziała na podwójnym, obok niej młoda dziewczyna, najwyżej 18 lat. Z mp3 na uszach.
Starszej pani serce zabiło mocniej. Jednak w tramwaju zawsze lepiej, tutaj zawsze można liczyć na tłok i paskudną młodzież. Nie zważając na gwałtowne hamowanie pospieszyła w kierunku Stasi.
Psiakrew, ta młoda ustąpiła jej miejsca. A można było na tym zarobić parę punktów...
- Stasia?
- Halinka?
Nie widziały się od wczoraj.
- Na Bankowy prawda? - spytała starsza pani siadając ciężko obok niej - uff, ale dziś gorąco, a ja, wie pani, tak grubo się ubrałam, lekarz nie pozwala...
- Jasne, ze na Bankowy, przecież nie do syna, on już dawno zerwał ze mną kontakt... - Stasia strasznie cicho mówiła.
"Skubana, niezła jest" - pomyślała sobie starsza pani. "Ale ja też mam coś niezłego".
- Jak zdrowie? - rzuciła niemal od niechcenia. Stasia wciągnęła powietrze, przygotowując się na długi monolog. Jednak mówiła bardzo cicho, i starszej pani udało się natychmiast ją zagłuszyć - Bo u mnie, proszę pani, strasznie. Okropnie dokucza mi ten artretyzm. Byłam u lekarza we wtorek i powiedział mi, że nic się nie polepsza. - starsza pani z błysiem w oku zerknęła na sąsiadkę - I wie pani co jeszcze? Powiedział, że będzie jeszcze gorzej.
- Phi, w naszym wieku, to normalne - powiedziała Stasia tak, jakby mówiła cos mądrego.
"Oj ja głupia, trzeba było powiedzieć coś o wątrobie albo chociaż o korzonkach. Właśnie - wątroba, wątroba..." Myśli starszej pani przerwał niespodziewanie głośne skrzeczenie Stasi - Ja to, pani Halinko, nawet do lekarzy nie chodzę. Nie ufam im, bo jak miałam operację nerki, to tylko mi się pogorszyło... a moja wątroba, mówię pani! - tutaj Stasia złapała się za lewy bok - ojojoj, mówię pani, moja wątroba...
- Wątroba! - wrzasnęła prawie starsza pani - Wątroba! - Stasia osłupiała
- Wątroba, moja droga, to jest z prawej strony! - źrenice Stasi stały się węższe, twarz jakby skurczyła się, zdążyła tylko wyjąkać:
- Plac bankowy, muszę, muszę wysiadać chyba, wysiadam... - starsza pani nie miała jednak litości:
- Wiem, bo mnie boli naprawdę - rzuciła jeszcze za Stasią, która wybiegła z tramwaju jak porażona. Może powiedział to trochę zbyt radośnie, ale i tak niczego to już nie zmieniło. Zwycięstwo było bezapelacyjne. "Lubię tramwajowe popołudnia" - westchnęła starsza pani z uśmiechem.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 945 odsłon