Okęcie
Wczoraj na Okęciu widziałem pana Włodzimierza Cimoszewicza. Wyszedł z bramki, którą wychodzą pasażerowie, którzy wrócili do Polski i gdzieś sobie poszedł. Sam, tocząc przed sobą sporą walizkę. Nie czekał na niego kompletnie nikt. Zważywszy na jego wysoką pozycję i w rankingach sympatii, i - przynajmniej teoretycznie - w krajowej polityce, to dość zaskakujące. Ale nie o tym chciałbym opowiedzieć, a o sytuacji, która wydarzyła się kilkanaście minut wcześniej.
Na Okęcie jechałem autobusem 175, w miarę luźnym. Kilka osób z bagażami, w tym chłopak mówiący po rosyjsku i czyszczący białe adidasy papierową chusteczką. Dwie maturzystki. Kilka osób zdecydowanie nietrzeźwych.
Dwie z nich, naprawdę mocno pijane, siedziały za mną. Gdy już dojeżdżaliśmy do Okęcia, mimowolnie podsłuchałem fragment ich rozmowy.
- Ty do domu teraz idziesz?
- Nie, do pracy.
- Do pracy? Ale pamiętaj, nie piliśmy nic.
- Nie piliśmy nic, w ogóle się nie znamy
- (jakieś oznaki wzburzenia)
- To znaczy znamy się, ale razem nie piliśmy. Ty jesteś człowiekiem, ja jestem człowiekiem, nie piliśmy nic.
Na pętli panowie wysiedli i udali się w kierunku jednego z terminali, po drodze profesonalnie tłumacząc jednej z pasażerek naszego autobusu, dokąd powinna się udać ze swoimi walizkami.
.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 950 odsłon
Komentarze
Okęcie
17 Maja, 2009 - 01:06
Przyznam, że kilka razy czytałam ten tekst. Dobra, niech będzie, że jestem mało rozgarnięta. Ale przypomniał się zaraz jeden dowcip:
Mąż wraca nad ranem, do domu. Oczywiście w stanie wskazującym. W progu oczekuje go kochana żona i pyta - gdzie byłeś?
Mąż odpowiada: na dożynkach. Na dożynkach, w lutym? Mąż odpowiada: tak, na dożynkach i tej wersji się będę trzymał.
Pozdrawiam