Mistyfikacja
Od rzemyczka do koniczka, mówi stare przysłowie. Mądre jest to porzekadło, bo pozwala ustrzec się zagrożenia będącego recydywą o zwielokrotnionym wymiarze.
Nie zawsze jednak potrafimy rozpoznać, przewidzieć i zabezpieczyć się przed skutkami działań sprytnego oszusta.
Działania takiego spryciarza bywają nieraz wyjątkowo owocne. Zdarza się też, że owoce zrodzone z oszukańczej uprawy, gorzkie i zatrute być mogą.
Była noc z 5 na 6 stycznia 1569 roku. Zamkową komnatę Zygmunta Augusta rozświetlał jedynie słaby, migocący ognik palącej się świecy. Skupieni wokół Króla ludzie z niepokojem rozglądali się wokoło. Właśnie wyszeptano magiczne zaklęcie…i…jest! Pojawiła się! Do komnaty weszła Barbara Radziwiłłówna! Jak żywa!
Monarcha z okrzykiem rzucił się w jej stronę, ale nagle zgasła świeca. Duch zniknął. Król padł nieprzytomny.
Zygmunt August bardzo kochał swoją Barbarę, a po jej śmierci, nie potrafił przestać o niej myśleć.
Dwaj sprytni dworzanie, młodzi i pełni radości życia, bardzo potrzebowali wpływów i pieniędzy.
Pewnie to dzięki zasługom swojego ojca, który za życia, cieszył się dużym zaufaniem na królewskim dworze, chłopcy dostąpili prawa przebywania w bezpośredniej bliskości władcy.
Nazywali się Mikołaj i Jerzy Mniszchowie. To właśnie Jerzy wpadł na szatański pomysł z duchem Barbary, kiedy jego zaufany znajomy handlarz – Żyd o imieniu Idzi, w jednym z warszawskich klasztorów wypatrzył kobietę, do złudzenia przypominającą zmarłą Królową. Ona też nazywała się Barbara. Nosiła nazwisko Giżanka.
Długo i drobiazgowo przygotowywali się do spektaklu. Musiał się udać.
Po pewnym czasie przedstawiono królowi Giżankę z nadzieją, że jej podobieństwo do zmarłej żony sprawi, iż i ona zawładnie sercem Zygmunta z podobną mocą, jak Radziwiłłówna.
Czy Król dowiedział się kiedykolwiek, że spotkał ją już wcześniej, tego nie wiem. Bracia Mniszchowie podsuwali królowi wiele „Sokołów”, bo Zygmunt był człowiekiem wrażliwym na piękno. Szczególnie zaś ujmowały go wdzięki niewieście.
Barbara Giżanka była jednak wyjątkowa. Ona zastąpiła ukochaną żonę, a wszystkie „Sokolęta” przepłoszyła z królewskiego dworu.
Jej znaczenie i wpływy rosły z każdym dniem, a ranga braci Mniszchów szybowała równolegle z karierą królewskiej nałożnicy.
Wszystko skończyło się 7 lipca 1972 roku, kiedy król Zygmunt August nagle umarł.
Co się wtedy działo na knyszyńskim zamku, wstyd opowiadać. Dość, że króla okradziono ze wszystkiego co miało jakakolwiek wartość.
Wynoszono ciężkie skrzynie i wypchane wory. Bracia Mniszchowie i ich protegowana wykazali się wyjątkową skwapliwością w tym względzie. Zostało to zauważone i szczegółowo zrelacjonowane przed stosowną komisją, która wkrótce zebrała się w tej haniebnej i bulwersującej opinię publiczną sprawie.
Niczego jednak im nie udowodniono, chociaż w powszechnym przeświadczeniu, ludzie ci uznani zostali niegodnymi i zhańbionymi.
http://www.fotografika-kurc.prosta.pl/wegrow/lustro/nauki_tajemne.html
Minęły lata. Bracia Mniszchowie, jako bogaci i wpływowi ludzie pozakładali rodziny porobili kariery.
Jerzy Miniszech został wojewodą sandomierskim. W 1588 roku urodziła mu się córka, której nadano wdzięczne imię Maryna.
W Rosji tymczasem do władzy doszedł krwawy Borys Godunow. Posiadł tron po śmierci prawnych dziedziców – synów Iwana Groźnego : Fiodora i Dymitra.
Kto wie, czy nie rządziłby długo i spokojnie, gdyby nie pewien nieprzewidziany przypadek. Zdarzyło się w owym czasie, że na dwór Wiśniowieckich, dobrych znajomych wojewody sandomierskiego Jerzego Mniszcha, trafił młody Rosjanin.
Nazywał się Griszka Otriepow. Dziwnym trafem, kiedy mocno zaniemógł, zwierzył się nadwornemu mnichowi, że tak naprawdę jest cudownie ocalonym synem Iwana Groźnego – Dymitrem. Oznaczało to, ni mniej ni więcej, że jest prawnym spadkobiercą moskiewskiego tronu.
Wieści szybko dotarły do uszu króla Zygmunta III i innych znaczących osobistości. Zadbał o to przyjaciel Adama Wiśniowieckiego, sam imć pan wojewoda Jerzy Mniszech.
Co było potem? Wiemy wszyscy. Rozpoczął się okres znany w historii jako Dymitriady.
http://historiaswiata.com.pl/wpis/10/
Jerzy Mniszech spowodował, że jego Maryna została Carycą Rosji.
Niestety, krótko panowała, zaledwie kilka dni. Jej Dymitr, Samozwańcem zwany i oszustem, skończył tragicznie, ona jednak i ojciec, cudem uniknęli śmierci. Kreml zaś, po raz pierwszy, spłynął wtedy polską krwią.
Ostatnia próba „wywołania ducha” nie powiodła się już zupełnie. Kolejny znaleziony Dymitr, zwany drugim Łżedymitrem, padł od ciosów zabójcy, a nieszczęsna wdowa, w stanie błogosławionym będąca, musiała wesprzeć się na silnym ramieniu kozackiego atamana.
Po trzech latach starań o powrót na moskiewski tron, okazało się, że nie tylko nieosiągalnym się stał i straconym, ale zapłatą za próbę jego odzyskania, była śmierć dla jej trzyletniego synka, z rozkazu kolejnego już cara, wydana.
Maryna trafiła do wieży, gdzie dopełniła żywota w 1615 roku, będąc w dwudziestym siódmej wiośnie życia.
Ojciec jej, Jerzy Mniszech, nie dożył tych wypadków. Zmarł w 1613roku.
Skończyły się pełne tajemnic i magii, nadzwyczajne powroty do życia.
Postscriptum: Wiele internetowych źródeł podaje niewłaściwe informacje na temat wywoływania ducha Barbary Radziwiłłówny. Przypisuje się intrygi Mikołajowi Mniszchowi, jakoby dziadkowi Maryny Mniszchówny. Wychodzi na to, że ów dziadek, nie żył już wtedy od dobrych paru lat. W sprawę Barbary Giżanki zaangażowany był ojciec Maryny - Jerzy i jego brat Mikołaj.
Przynajmniej tak to wynika z analizy poniższego wykresu.
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2163 odsłony
Komentarze
konfabulacje
Ukryty komentarz
Komentarz użytkownika Czarny Borys został oceniony przez społeczność negatywnie. Jeśli chcesz go na chwilę odkryć kliknij mały przycisk z cyferką 2. Odkrywając komentarz działasz na własną odpowiedzialność. Pamiętaj że nie chcieliśmy Ci pokazywać tego komentarza..
17 Maja, 2014 - 04:25
a Stefan Batory został otruty przez Johna Dee, prawda ...?
Tak to prawda !!!!
17 Maja, 2014 - 07:21
Tak prawda !!!
On mu nalal moczu do rozpuszczalnej kawy m-ki "Nescafe Dolce Gusto", a Krol to wypil i dlatego zmarl na mocznice,
Gdyby wowczas zyl jakis "dobry" znachor,czy inny doktor "odtruwacz"
moglby Krol zyc az do smierci i jeden dzien dluzej
Morderca i jego ofiara
Józefie z Londynu, plany Batorego
17 Maja, 2014 - 08:46
Czasem, przyczyny nagłej śmierci dopatrzeć się można w jej skutkach...
Zawiłe bywały losy władców. I jak czas pokazał, nie pozostały bez znaczenia dla nas wszystkich. Warto o tym wiedzieć.
Pozdrawiam:)
Pelna zgoda
17 Maja, 2014 - 09:13
A moj tekst mial inne znaczenie
To jest tak jak czasami ktos chce komus "dopiec" i sam sobie lapke sparzy
Znaczenie komentarza pojęłam, Józefie z Londynu:)
17 Maja, 2014 - 09:35
Przypadkiem jednak, jak się okazuje, podany przykład wpisał się nieco w "moją" historię
http://www.wiadomosci24.pl/artykul/moskiewska_awantura_polskich_magnatow_11079.html
Kuba Odtruwacz
17 Maja, 2014 - 08:39
Konfabulacje? Chyba żartujesz...
Nie pisałam o przyczynach śmierci Stefana Batorego, ale o dokonaniach Mniszchów i tego proszę się trzymać.
Historia, którą poruszyłam jest fascynująca i uważam, że zasługuje na przypomnienie.
Pozdrawiam