Zaprzestańcie w końcu antypolskiej propagandy i brudnego ataku na Wojciechowskiego
Sławomir Neumann, poseł PO, w "Kawie na ławie" w TVN24 zarzucił posłowi do PE Januszowi Wojciechowskiemu, że jest politykiem, nie ekspertem. Mniejsza o tę bzdurę. Ciekawe, że nie powtórzył oszczerstwa, jakie rzucił jego partyjny kolega, Marcin Kierwiński, chwilę wcześniej w programie "Woronicza17" w TVP INFO o rzekomym postępowaniu OLAF (organ UE do walki z korupcją i nadużycami) przeciwko niemu w związku z zatrudnianiem asystentów. Nowa bomba! Nikt nigdzie jednak o niej nie wspomina, skąd ją wziął Kierwiński? Kolejny niewypał, jak z tą "aferą", opisywaną przez "Gazetę Wyborczą", dotyczącą rozliczeń za bilety lotnicze? Co znowu wynajdą, by opluwać Wojciechowskiego?
Przesłuchanie Wojciechowskiego przed komisją budżetową PE jest łatwo dostępne na jego twitterze. Każdy może sobie sam wyrobić opinię na temat jego polityczności i ekspertyzie. Spośród zabierających głos, czy krytycznie, czy nie, wszyscy, poza eurodeputowaną Julią Piterą, podnosili wysokie kwalifikacje merytoryczne i doświadczenie Wojciechowskiego, a jeden z zagranicznych eurodeputowanych wyraźnie zaznaczył, że jest on najlepszym z kandydatów. Kompetencje Wojciechowskiego nie były w żaden sposób poddawane w wątpliwość podczas posiedzenia komisji, ale zaczęły być kwestionowane potem, jako tłumaczenie się PO post factum, sztukowanie argumentacji do zachowania się posłanek PO, Pitery i Thun.
Okazuje się, że największym grzechem Wojciechowskiego było pisanie bloga. Zmanipulowany onegdaj przez Dominikę Wielowieyską z "Gazety Wyborczej" (i podchwycony przez inne tego typu media) tekst z jego bloga o rzekomym apelowaniu o aresztowanie sędziego Trybunału Konstytucyjnego powtórzony został przez Piterę podczas przesłuchania, a teraz jest jeszcze dodatkowo powtarzany jak echo w publikacji sprzed kilku dni tejże gazety i innych działaczy PO. Proszę sprawdzić, Wojciechowski na blogu rozważał pewną tezę, snuł rozważania typu "co by było gdyby", a do niczego nie wzywał, nie nawoływał, nie dokonywał żadnych stalinowskich zbrodni! Zatem PO stosuje tu wprost metodę Goebbelsa: "kłamstwo tysiąc razy powtórzone staje się prawdą".
Dalej Julia Pitera powoływała się na przykład "niezależności" obecnego przedstawiciela polskiego rządu w ETO, twierdząc, że Augustyn Kubik "robił karierę w ministerstwie finansów za rządów PIS". Mijała się znowu z prawdą, gdyż Kubik wtedy akurat kończył swą krótką "karierę" w MF, został szybko ewakuowany do NIK przez żelaznego działacza PO, Mirosława Sekułę. Zapytany wtedy, czym miał się zajmować w Izbie jako doradca Prezesa, nie wiedział. Miał się tam przechować do czasu, aż znajdzie się dla niego coś lepszego. Po krótkim czasie znalazło się stanowisko wiceministra w resorcie Elżbiety Bieńkowskiej. Następnie, gdy PO nie miała żadnego innego kandydata, udało mu się psim swędem dostać rządową nominację i zostać członkiem ETO. Kubik, typ tchórzliwego księgowego, urzędnika, z kulejącym angielskim, wyskoczył daleko ponad swój potencjał. Dżetelmen ten wszystko w życiu zawdzięcza PO.
Podobną "niezależnością" charakteryzuje się Maciej Berek, który "karierę" zaczął - decyzją Sekuły - jako najsłabszy z dyrektorów departamentu prawnego w NIK, zajmujący się głównie dorabianiem szkoleniami, potem został w rządzie PO szefem Rządowego Centrum Legislacji, nota bene odpowiedzialnym za poważne, korupcjogenne nieprawidłowości, co zostało wykazane w jednej z niedawnych kontroli NIK. NIK ocenila, że, cytuję: "ogłoszenie przez prezesa Rządowego Centrum Legislacji (RCL) ustawy z dnia 29 sierpnia 2014 r. o zmianie ustawy o podatku dochodowym od osób prawnych, ustawy o podatku dochodowym od osób fizycznych oraz niektórych innych ustaw (DZ.U. z 2014 r. poz. 1328) nastąpiło z naruszeniem art. 3 ustawy o ogłaszaniu aktów normatywnych i niektórych innych aktów prawnych, który stanowi, że akty normatywne ogłasza się niezwłocznie". "Od RCL należy więc oczekiwać profesjonalnych działań na każdym etapie procesu legislacyjnego, w tym na etapie ogłaszania aktów normatywnych. Takie działania powinny doprowadzić do bezzwłocznego ogłoszenia ustawy tak, aby jej przepisy dotyczące kontrolowanych spółek zagranicznych weszły w życie najpóźniej z dniem 1 stycznia 2015 r. Zdaniem NIK odpowiedzialność za ogłoszenie ustawy ze zwłoką ponosi prezes RCL" To był ten najlepszy, niezależny kandydat PO.
Nie jest też prawdą, że rząd PIS zgłaszając kandydaturę Wojciechowskiego naruszył jakoby jakikolwiek termin, gdyż ten został przedłużony do listopada przez władze unijne.
Co do rzekomego braku niezależności, zauważamy łatwo, że wszystkie pytania tego dotyczące, niezależnie od kraju pochodzenia deputowanego, były niemal identycznie sformulowane, jakby według jednego "przekazu dnia". To widoczny znak, że PO zrealizowała taki czarny piar przed przesłuchaniem polskiego kandydata. Zarzut ten jest kompletnie nieadekwatny, gdyż nie ma takiego trybu, by do ETO zgłoszono kogoś bez politycznego poparcia rządu danego kraju, zawsze zatem ten proces wyboru był, jest i będzie politycznym. Do rzadkości należą przypadki kandydatów bezpartyjnych. Do innych, partyjnych kandydatów, podczas tego samego przesłuchania nie było żadnych uwag. Na to jeszcze nakłada się manipulacja, że Wojciechowski miałby być w zarządzie partii; widocznie zagranicznym posłom przekazano, że Wojciechowski jest conajmniej drugi po tym strasznym "dyktatorze" Kaczyńskim. Podobnie z Komisją Wenecką, której Wojciechowski nie krytykował. Nie jest on też przeciwnikiem niezawisłości sędziowskiej, ale nadużyć prawa i władzy sędziowskiej. Subtelna różnica, zbyt subtelna dla deputowanej Rózy Thun. Niedawno Wojciechowski mocno naraził się tej korporacji i "Gazecie Wyborczej", broniącej zawzięcie sądu w Nisku, gdy walczył o trójkę malutkich dzieci, odebranych rodzinie bezprawnie i bezprawnie rozłączonych. Bowiem Wojciechowski nie broni ślepo, jako były sędzia, swego środowiska, jak wielu. Tym równiez dowodzi swej niezalezności.
Wojciechowski jako polityk? To bardziej obrońca ludzi pokrzywdzonych, obrońca zwierząt, taki społecznik, człowiek - jak czasem o nim mówią - prostolinijny, otwarta karta. Nie tak, jak Pitera, która - pełniąc stanowisko pełnomocnika rządu do spraw walki z korupcją - umiała publicznie powiedzieć, że nie było żadnej afery hazardowej. To tylko jeden z wielu dowodów jej politycznej dyspozycyjności. Korupcję w rządzie atakowała najostrzej, zanim sama dostała się do rządu, a wtedy, z dnia na dzień, wszystko stało się czyste i przejrzyste. Polonistka, która robi fatalne błędy językowe, uważała się wszakże za dość zdolną, by zostać ministrem sprawiedliwości. Nie mając pojęcia o tym, czym jest NIK, chciała zostać jej prezesem i ustanowić w niej ... pion śledczy! To ona spowodowała odejście wszystkich profesorów z polskiego oddziału Transparency International, z Antonim Kamińskim na czele. Potem jako radna nie słuchała perswazji, że funkcja polityczna jest niepołączalna z funkcją prezesa TI, aż została karnie wykluczona z koalicji organizacji pozarządowych przeciw korupcji. Jak to świadczy o wrażliwości Pitery na sytuacje konfliktu interesów? Wkrótce ludzie z jej nadania doprowadzili do tego, że kierownictwo TI zamknęło ostatecznie warszawski oddział w klimacie blamażu i finansowego przekrętu. Koniec dygresji.
Julia Pitera w jednym z wywiadów, tuż po zdarzeniu, wykrzykiwała pytanie, czy Wojciechowski, jeśliby został członkiem ETO, zdradzałby prezesowi PIS, Jarosławowi Kaczyńskiemu, informacje o tym, jakie kontrole planowane miałyby być w polskich instytucjach. Pitera nie uczy się niczego. Otóż audyty ETO w poszczególnych krajach uzgadniane są z wyprzedzeniem z ich rządami, terminy, zakres, potrzebne wsparcie itd., nie odbywają się z zaskoczenia i nie są żadną tajemnicą.
Miałbym na koniec taką prośbę do polityków PO, by zlitowali się, zaprzestali tego brudnego ataku, antypolskiej propagandy, bezmyślnego powtarzania idiotyzmów po Julii PIterze i Bóg wie jeszcze po jakich mędrcach...
http://www.januszwojciechowski.pl/index.php?option=com_content&view=arti...
- Blog
- Zaloguj się albo zarejestruj aby dodać komentarz
- 2151 odsłon