Czerscy janczarzy LGBT+ vs. Kamil Zaradkiewicz

Obrazek użytkownika Humpty Dumpty
Kraj

To, co wyrabia GazWyb i czołowy czerski cyngiel nie bez powodu zwany Cuchnowskim napawa obrzydzeniem każdego nawet tylko odrobinę uczciwego człowieka.

 

W opublikowanym 4 maja b.r. tekście autorstwa niejakiego Wojciecha Czuchnowskiego oraz Justyny Dobrosz-Oracz czytamy, jakim to potwornym zagrożeniem dla sądownictwa etc. jest p.o. I Prezesa SN dr hab. Kamil Zaradkiewicz.

Generalnie zarzutem jest incydent z 2013 r., kiedy to Kamil Zaradkiewicz miał przyjść do Trybunału Konstytucyjnego w środku nocy, nb. ubrany jak na tę porę doby przystało – w piżamę i kapcie.

Czerski duet pisze:

Rok 2013 r., godzina 3 nad ranem. Dr Kamil Zaradkiewicz, szef Zespołu Orzecznictwa i Studiów Trybunału Konstytucyjnego, wychodzi ze swojego mieszkania na Saskiej Kępie. Idzie mostem Poniatowskiego, potem przez centrum Warszawy do siedziby Trybunału w al. Szucha. Nie tylko pora jest dziwna. Zaradkiewicz ma na sobie piżamę, jest w papciach. Do Trybunału dociera po półtorej godziny.

(…)

Prof. Andrzej Rzepliński, w 2013 r. prezes TK: – Przebieg tego zdarzenia poznałem z relacji ówczesnego komendanta straży trybunalskiej. Powiedział mi, że o 4.30 ktoś zadzwonił. Pod bramą stał mężczyzna, w którym komendant rozpoznał pana Zaradkiewicza. Był ubrany w piżamę, a kontakt z nim był utrudniony. Strażnik zapytał, jak może mu pomóc, Zaradkiewicz powiedział, że się źle czuje. Strażnik wezwał pogotowie, które zabrało pana Zaradkiewicza do pobliskiego Szpitala Czerniakowskiego. Zaniepokoiła mnie ta sytuacja, chciałem jakoś pomóc. Poprosiłem do siebie prawnika, który przyjaźnił się z panem Zaradkiewiczem, i z tego, co wiem, mieszkali razem. Powiedział mi, że Zaradkiewicz zatruł się grzybami halucynogennymi, o których nie wiedział, że tak zadziałają. Z domu po drugiej stronie Wisły wyszedł około trzeciej w nocy i pieszo doszedł do Trybunału. Pytałem, czy mam go odwiedzić w szpitalu, ale nie chciał, powiedział, że ma opiekę matki. Gdy po kilku dniach wrócił do pracy, spodziewałem się, że przyjdzie do mnie wyjaśnić tę sytuację, ale nie przyszedł. Spotkaliśmy się w końcu na korytarzu. Zapytałem, jak się czuje, odpowiedział, że świetnie. Niczego nie tłumaczył.

I co potem, panie psorze Rzepliński?

Ano, nic.

Dr hab. Kamil Zaradkiewicz pracował dalej na stanowisku dyrektora zespołu orzecznictwa i studiów Trybunału Konstytucyjnego.

Co więcej, brał udział w pracach parlamentarnych nad projektem ustawy o Trybunale Konstytucyjnym (ostatecznie – Ustawy z 25 czerwca 2015 r. o Trybunale Konstytucyjnym) w charakterze gościa.

Wtedy jednak ani Rzepliński, ani GazWyb nie mieli do Zaradkiewicza żadnych pretensji. Cieszył się ich pełnym zaufaniem.

Zaczął przeszkadzać dopiero w 2016 roku. I wcale nie dlatego, że znowu wybrał się na nocny spacer w mocno wieczornym stroju. ;)

19 kwietnia 2016 w wywiadzie dla „Rzeczpospolitej” stwierdził, że orzeczenia Trybunału nie zawsze są ważne i ostateczne. Dzień później powtórzył to przed kamerami Wiadomości TVP

I tylko to zadecydowało, że Zaradkiewicz utracił piastowane przez lata stanowisko, bowiem ówczesny prezes TK Andrzej Rzepliński oraz kilku sędziów - utracili do niego zaufanie.

 

Dzisiaj GazWyb piórem swojego najbardziej odrażającego żurnalisty przemyka jakoś zupełnie bokiem nad oczywistym faktem, że mimo incydentu piżamowego Zaradkiewicz cieszył się pełnym zaufaniem Rzeplińskiego do czasu, aż ośmielił się wygłosić publicznie opinię prawną odmienną od lansowanej przez Rzeplińskiego oraz KOD „ortodoksji”.

Ale skoro został nominowany przez PAD, Cuchnowski wraz z Oracz sięgają po argumenty, które nie przeszkadzały, gdy Zaradkiewicz był uznawany za „swojego”. Teraz, po 7 latach, nagle stały się istotne.

 

Niestety, oczywiście dla wspomnianego duetu żurnalistów, to nie koniec w szukaniu haków na człowieka, który wreszcie kazał usunąć portrety komunistycznych sędziów zawieszone w holu SN.

Zdaniem cyngli GazWyb Zaradkiewicz miał dopuścić się jeszcze mobbingu.

Przy czym żurnaliści nie ustrzegli się samozaorania.

 

Młody prawnik wymienia wiele przykładów mobbingu. Podajemy niektóre:

(…)

* publiczne podważanie mojej wiedzy, kompetencji i wieloletniego doświadczenia nabytego w Biurze TK,

(…).

 

Podkreślenie moje.

Najwyraźniej za czasów Rzeplińskiego w TK stał się cud, wymarzony przez wielu przedsiębiorców na całym świecie.

Młody z wieloletnim doświadczeniem!

W zasadzie brzmi to niczym bajeczka o 20-letniej panience po studiach i z min. 5-letnim doświadczeniem na odpowiedzialnych stanowiskach. ;)

A co do mobbingu? Niestety, rzekoma ofiara nie skorzystała z drogi sądowej. Nie wiemy zatem, czy w ogóle istniała.

A wierzyć GazWyb na słowo ludzie przestali jakieś 25 lat temu.

 

To nie ostatni zarzut.

Czuchnowski & Oracz piętnują Zaradkiewicza jako niegdysiejszego domniemanego zwolennika homomałżeństw!

Chodziło o wypowiedzi Zaradkiewicza z dyskusji, która odbyła się w Sejmie w 2012 r. Stanowisko to przypomina portal OKO.press. Prawnik polemizował w nim z interpretacją małżeństwa „jako związku kobiety i mężczyzny”. Jak mówił, konstytucja „wcale nie definiuje małżeństwa w ten sposób, że jest ono wyłącznie związkiem kobiety i mężczyzny.” Zdaniem Zaradkiewicza „z art. 18 konstytucji wynika, że są być może dopuszczalne również inne niż małżeństwo instytucje, co do których nie istnieje konieczność zapewnienia im takiej samej jak małżeństwu opieki Rzeczypospolitej”.

Tak działa machina z Czerskiej, znana także jako organ Michnika.

Jak trzeba, to przypomną incydent sprzed 7 lat. Jak tego za mało, to napiszą, że bronił homozwiązków 8 lat temu.

Ba, powołają do życia nawet „młodego prawnika z wieloletnim doświadczeniem”.

 

Swoją drogą dziwi mnie, że cytowany tekst jest uznawany wyłącznie jako przykład kolejnej ohydy, jaka w ciągu ostatnich lat wypuszczana jest z Czerskiej.

Przecież to jawna demaskirowka postbolszewickiego systemu PO-PSL!

Zaradkiewicza trzymali na stanowisku, bo na niego były haki.

Zarówno nocna piżamowa wyprawa, jak i homoseksualizm.

Dopóki był posłuszny, było OK.

 

Wiosną 2016 roku zerwał się z haczyka i wtedy dopiero Rzepliński i przyjaciele stracili do niego zaufanie.

Ufali mu, choć wiedzieli o nocnej eskapadzie.

Ufali mu, choć wiedzieli, że ma partnera.

A przestali, kiedy wygłosił opinię prawną odmienną od oficjalnie lansowanej przez środowisko ówczesnego KOD.

 

Dzisiaj, gdy został p.o. I Prezesa SN postanowili go zniszczyć, ujawniając haki.

Tak właśnie działa mafia. Tekst Cuchnowskiego i Oracz miał pełnić rolę „pocałunku śmierci”.

 

Cuch jednak przesadził, i zupełnie niepotrzebnie wytknął sędziemu Zaradkiewiczowi orientację seksualną. Tym samy ściągnął na GazWyb gromy. A przecież spodziewał się triumfalnych fanfar.

 

System gromadzenie haków na „swoich” to bolszewicki wynalazek. Po 1945 r. umożliwiał on wielu wcześniejszym „tajnym współpracownikom” Gestapo uniknięcie należnej kary w zamian za bezproblemowe przejście do nowoutworzonych sił bezpieczeństwa.

Bywało, że zhakowani przedwojenni zaprzysięgli antykomuniści zamiast do bezimiennej mogiły trafiali na czerwone salony (vide: założyciel PAX-u Bolesław Piasecki).

Słynny dr Wsiewołod Wołczew w okresie tzw. Karnawału Solidarności będąc co prawda mocno na bani powiedział słowa, jakie każdy z nas, wtedy niespełna 20-latków, pamięta do końca życia:

- Waa..dza ludowa nigdy i nigdzie niczego nie zbudowała. I nie zbuduje. Ale za to wszystko pamięta.

Dokładnie nic się nie zmieniło.

Przykład Zaradkiewicza dowodzi, że totalna oPOzycja jest w prostej linii dziedziczką tamtych.

Powstaje pytanie, ilu jeszcze takich nieujawnionych Zaradkiewiczów drży ze strachu w polskim wymiarze sprawiedliwości?

Pamiętamy wszak, że jedną z ostatnich akcji obiektowych b. SB wspomaganej przez WSW była „Palestra”, w ramach której szukano haków na prawników, szczególnie młodych. Dzisiaj dotarli na szczyty kariery tak w sądach jak i prokuraturze czy palestrze.

Po 1990-tym zbieranie materiałów obciążających tę grupę zawodową miały kontynuować WSI.

Niestety. Materiały przepadły. Przypuszczamy jednak, że zmieniły właściciela i nadal istnieją.

Czy dlatego lata 1990-te to okres niebywałej prosperity i bezkarności m. in. tzw. mafii paliwowej?

A może dowodem na istnienie tych materiałów są zapadające czasem dziwne wyroki?

 

Wydaje się nam, ze mamy do czynienia z korupcją, tymczasem prawda jest bardziej ciekawa.

 

Ale to już naprawdę inna historia.

 

5.05 2020


Ps. Już po napisaniu artykułu ukazało się oświadczenie prawnika, który wg byłego prezesa TK miał go informować o spożyciu "grzybków halucynogennych" oraz zamieszkiwaniu wspólnie z prof. Zaradkiewiczem.

Jednoznacznie zaprzecza informacjom podanym przez Rzeplińskiego.

]]>tutaj:]]>

 

cyt. za: W. Czuchnowski i J. Dobrosz-Oracz: Tylko w „Wyborczej”: Niebezpieczna przeszłość Kamila Zaradkiewicza

Twoja ocena: Brak Średnia: 3.2 (16 głosów)

Komentarze

Uwaga uwaga ❗️❗️❗️❗️❗️

 

........w najnowszym wydaniu świątecznym GóWna zdjęcia z ostatniej Pidżama Party  Czuchnowskiego z upadłym rycerzem

 

Vote up!
6
Vote down!
-3
#1629269