...sen w środku zarazy

Obrazek użytkownika antysalon
Idee

Jechali, wręcz pędzili. Nie baczyli na epidemię, na zarazę, na tysiące ofiar śmiertelnych wrednego coronusa; wyprzedzając długie żałobne kolumny; chłodni z trumnami, wojskowych ciężarówek.
Mijali obojętnie miasteczka szpitale.

Okazanie wylewnej wdzięczności było silniejsze od strachu, od braku szczepionki, respiratorów, etc...

Sen! niby jak to sen, ale mimo wszystko zapodaję, biorę to w cudzysłów!, na wszelki wypadek z ostrożności już nawet przedprocesowej:

"W pierwszym aucie z tyłu rozwalony wygodnie na kanapie Donald Tusk, obok Grzegorz Schetyna co rusz spychany na drzwi. Z przodu Borys Budka. Powoził, kierowca Graś.

W drugim za nimi ciasnawo; ich żony plus Małgosia Kidawkowa i Gasiukowa, która piskliwie popędzała kierującą autem Budkową, napierając obfitym biustem na jej zagłówek.
Grasiowej miejsca już nie starczyło.

W trzecim mocno stłoczeni kastowi; auto wypełnione tęgawymi jejmościami obu płci, dobrze odkarmionymi; I-szą prezes SN, byłym; pierwszym TK, także byłym I magistrem TK oraz drobniutkim, chudziną z nastroszonymi włosko-piórami, także byłego samego najpierwszego prezesa.

W czwartym, najbardziej kolorowo; tęczowo-sześcio- barwnie, czyli bez tego siódmego z łuku, oznaczającego grzech sodomii, jechali; Czarzasty, Biedroń, Kamysz.
Powoził duży wyższy od nich, postawny ponury stangret-szmondak o urodzie, jakby końskiej.

Kawalkada aut, mocno spieszyła się, byli spóżnieni.
Tusk ponaglał Grasia.

Nie baczyli na epidemię, na zarazę, na tysiące ofiar śmiertelnych wrednego coronusa.
Okazanie wylewnej wdzięczności było silniejsze od strachu, od braku szczepionki, respiratorów, etc...

Jechali, w zasadzie pędzili.

Nie tylko on, Tusk nie mógł się już doczekać chwili, gdy cordialnie podziękuje TAM za to wszystko, w czym im zagranica przez pięć ostatnich lat tak pracowicie sprzyjała, pomagała,...

Jechali już całą noc.
Świt powoli odsłaniał horyzont.
Byli niemal na granicy niemiecko/holenderskiej, gdy na tej patelni-równinie-plateau, ujrzeli z daleka na sąsiednim-przeciwnym pasie autostrady dziwny, ale okazały pojazd, jakże różniący się mocno od tych, które na co dzień widywali w Brukseli.

Ni to limuzyna, ni to karoca, coś jakby ...karawan!
Mimo to instynkt podpowiadał Tuskowi; to ONI, to NASI!

Serce aż mu podskoczyło!, zawsze tak miał!, nawet gdy marynarkę pomagał na ramiona szefom narzucić.
Już taki był.

Ale czemu po pierwsze ONI w drodze z Brukseli?, skoro byli umówieni z nim tam; w przepastnej przebogatej szklano/aluminiowej monster-siedzibie imperium.
Po drugie zaś, co to pojazd?

Na szukanie odpowiedzi nie było czasu.
Zresztą przez lata został wytresowany; wręcz nałożona mu, zaimprintingowana-wdrukowana w jego umysł karność wobec suwerena-seniora wykluczała mnożenie wątpliwości, zadawania pytań.
Ordnung muss sein.
Ów muss'sein'owy Ordnung podpowiadał, wręcz nakazywał mu, że tak czy owak, musi godnie powitać swego pana, nawet gdy trzeba jechać pod prąd.
Co prawda w Kancie nie był za mocny ( wystarczało mu samo to, że pochodził z Konigsberga), ale to dla niego, Tuska ten wdrukowany mu Ordnung, to od lat dużo więcej niż Kategorischer Imperativ.

Kawalkada nie bacząc na niebezpieczeństwo, przebiła się przez ekologiczne sojowe zaporo-przegrody rozdzielające pasma autobahna i pojechała pod włos, aby powitać władcę.
Raptem auto-karoca -karawan z ugwieżdżoną niebieską flagą hamuje, Tuska kawalkada robi to samo.

Stanęli naprzeciw siebie, czołowo, znaczy się po tuskowemu- czołobitnie.

Sąsiednimi pasmami ruchu poruszają się nieliczni, zdziwieni kierowcy, ale nikt z nich się nie zatrzymuje.

Pierwszy wypadł Tusk, za nim pozostała delegacyja, pozostawiając samiuteńkiego w tyle starowinkę, byłego I prezesa.
Ruszyli wszyscy biegiem, prezes staruszek ciężko za nimi.

W pojeżdzie, do którego się szybko zbliżali chyba jakby dostrzegli coś niesamowitego; flaga wymięta, mocno sflaczała, na oknach auta firanki.

Otwarły się drzwi od strony kierowcy, wysiadł człowiek-mumia-trup.
I padł.

Zbliżający się na czele Tusk zamarł w bezruchu; jego teutońsko nadobno/podobne rysy wyostrzyły się.

Graś coś bełkocze mówi do leżącego trupa.

Kobiety zaczynają lamentować, Gasiukowa piszczy.
Pierwsza prezes swoim mocno zdartym głosem wrzeszczy.
Przerażony Biedroń tuli się w Giertycha.

I tak trwają w bezruchu, bez słowa przez kilka minut.
Blade twarze, strach w oczach.
Za chwilę znów histeryczne rozlegają się wrzaski.
Krzyczą wszyscy.

I-sza prezes w rozpaczy, zaczyna wyrywać sobie i tak niezbyt liczne włosy.
Wreszcie dołączył do nich mocno spóżniony prof. Strzembosz i już wszyscy płaczą razem.

Rozpacz.

Po chwili Tusk usiłuje zapanować na tym lamentem i popycha Budkę z Kosiniakiem do otwarcia tylnych drzwi ni to auta-karocy-karawanu.
Otwierają je....
!!!!!!

W środku, wewnątrz tego dziwnego pojazdu kolibie się kolejny TRUP!
Obficie wypomadowany, wytrefiony stworo-trup z upiornym grymasem na twarzy z półprzymkniętymi oczyma.
Ma uśmiech Mefista, przyozdobiony, udekorowany szlifami unijnymi.
Kosianiak wzbrania się przed zbadaniem pulsu.
Ucieka, staje na końcu.

Tusk ma obłęd w oczach.
Biedroń piszczy dyszkantem i coraz bardziej ni to przytula się, ni to obłapia Giertycha.
Kidawa z Pihowiczową szlochają rozdzierająco.
Budkowa zasłania sobie twarz rękawiczką ochronną, którą jej ślubny zacyganił z sejmu.
Zazwyczaj wymowny Kamysz ni słowa, ni to Kosiniak.
Po tygrysie ani śladu.

Pierwsza prezes SN po pierwszym szoku, pokonuje strach, wpycha się do otwartego samochodu i szarpie trupa, krzycząc rozdzierająco do niego;
"Co z TSUE? co za zabezpieczeniami? co z Izbą Dyscyplinarną?"
I wrzeszczy rozdzierająco!:

" Co z nami będzie?
Nie tak miało być?
Po co paliłam te świece?
Teraz Wszystko na nic"

Lament większy niż na pogrzebie arabskim.

"How dare you!"

Reszta jej wtóruje, ryczy i rozlega się jeden wielki płaczo-szloch przerywany rozpaczliwym pytaniem;

"How dare you?

How dare you?"

Jedynie mgr Stępień jakby ostoja spokoju!, jakby osłupial!
Nie wydał z siebie ani jednego jęko-łkania; wodził otępiałym wzrokiem, jakby nie dowierzając, że to co widzi jest jawą.
Co prawda szarpał brodę, lecz ani słówka lamentu.

How dare you?

"A miało być tak pięknie, nawet i jeszcze... przepiękniej!"

To zły znak!, mówi Graś do struchlałego, sztywnego ze strachu Tuska.

Trup, trup, trup! cichcem mamroczą przerażone żony Tuska, Schetyny, Budki.

Małgosia dziwnie opanowana, zero słów!, albowiem bidulka tyle ich, tych głupstw napaplała w kampanii wyborczej, że nawet w tej grozie wydukać z siebie nic nie mogła.

Rzepliński ma taki wzrok, jakby sam wypił na czczo butelkę czeskiego Absyntu ( 90% przyp. antysalona).
Biedroń dalej piszczy bijąc swymi delikatnymi piąstkami w pierś Giertycha.
Gasiukowa cała w spazmach.

Wreszcie prof. Strzembosz rzecze tak;" ja mimo podeszłego już wieku boję się dróg, po których jeżdżą trupy!"

Graś stłumionym głosem apeluje do Tuska, Donald zawracamy.

Samochody manewrują, aby zawrócić, Schetyna usiłuje choć trochę rozładować atmosferę i jak zwykle głupawo mówi; "szkoda, że nie ma Sławcia Nitrasa, szybciej wyjechalibyśmy stąd na... wstecznym."

"Co teraz z nami będzie?, co z nami będzie?" łkają wszyscy chóralnie wsiadając do aut.

Czarzasty przecierając wypłakane z bólu oczy, pociera swe różowe pultyny i drżącym głosem usiłuje pocieszyć zrozpaczone funeralne towarzystwo.

Rzecze;" znów nam już tylko pozostaje ... Moskwa."

W niemej ciszy wsiadają i ruszają na... wschód." ^

...i zbudziłem się, za oknem już jasno.

pzdr

^ Przyznaję się bez bicia, przypalania, że wykorzystałem motyw "Karety Potiomkina"

Twoja ocena: Brak Średnia: 5 (12 głosów)

Komentarze

nie wiem co napisać bo mam ból żołądka ...ze śmiechu oczywiście

 

ps.

Budka najbardziej nie może darować rządowi, że salony fryzjerskie zamknięte, a Rabiej tawotu nie może dostać

Vote up!
6
Vote down!
0
#1625199

Ja prawie zawału dostałam, nieważne od  kogo ściągana inspiracja , suspens był prawdziwy, idę wziąć coś na uspokojenie...

Vote up!
4
Vote down!
0

Nie minusuję bez uzasadnienia, bo to jak cios po ciemku w plecy.  Komentarze niemerytoryczne i agresywne minusuję bez dodatkowego wyjaśniania. Uwagi osobiste proszę kierować na PW.

#1625226

Pada deszcz, pada deszcz, w dupie siedzi kleszcz
Ajajaj, ajajaj doszedł już do jaj...

Vote up!
3
Vote down!
-1
#1625240

Redaktor Dobrosz Oracz nigdy nie dostanie mandatu za brak maski, bo nikt się nie zorientuje.

Vote up!
2
Vote down!
0
#1625305

Tylko konkubinat z naczelnym czerskiej gadzinówki?

pzdr

Vote up!
3
Vote down!
0

antysalon

#1625312

Zakaz wstępu do lasu, najbardziej uderza w TVN
Zbliżają się urodziny hitlera (20.04.1889)
No i gdzie je teraz będą obchodzić?

 

Vote up!
2
Vote down!
0
#1625316