Ciuciubabka, to taka gra w dupniaka – zgadnij kto?

Obrazek użytkownika Wiktor Smol
Kraj

 

Nie będzie żadnego liczącego się, opiniotwórczego, wolnego portalu, tak jak nie będzie żadnej poważnej prasy pozostającą poza kontrolą. Sytuacja w Polsce jest taka, na jaką sobie pozwoliliśmy. I jeszcze długo taką pozostanie.

Kiedy słyszę jak rzecznicy od tego, czy tamtego, bez najmniejszego zająknięcia, pieprzą o wolności słowa, o demokracji i równości tych i innych to, przyznam, w dołku mnie ściska i myśli miewam takie, których większość z łatwością dałoby się podciągnąć pod kodeks karny – nie mówiąc już o Dekalogu.

Nie chcę się pastwić nad losem nas samych, nad losem Polaków, nad losem, na który się zgodziliśmy i dalej zgadzamy. Nasza bierność, a czasem małość bierze się z lenistwa, braku wiary, zawiści i kumoterstwa, w które dajemy się łatwo wciągnąć: konformizm nie prowadzi do żadnego celu – jest celem samym w sobie i jest to droga donikąd.

Ostatnio natrafiam na dyskusję, a raczej szydzenie i obrzucanie się łajnem na temat projektów Nowy Ekran i 3Obieg. W zasadzie mógłbym powiedzieć tylko, że jedno i drugie z wszystkimi odmianami i ich pochodnymi to zwyczajna chujnia i tyle mnie to powinno obchodzić.

Tyle tylko, że na własne oczy któryś raz z rządu widzę jak dajemy się rolować, jak ONI – TWÓRCY PODZIAŁÓW precyzyjnie sortują i wiążą nas w coraz mniejsze pęczki i odstawiają na bocznicę, z której sami odjeżdżamy – emigracja za pracą – lub nas wywiozą.

Jest sobota, 4 maja 2013 roku – z nieba wreszcie przestało padać. Wychodzę na zewnątrz zaciągam się tym powietrzem i słucham koncertu jaki w starym dębie chronionym przez prawo liczne ptactwo prześcigając się daje darmowe popisy. Spoglądam w górę na rozpływające chmury i myślę sobie: nawet niebo potrafi odpuścić, ale nie człowiek. Widać tak być musi skoro na takie „tak” się zgadzamy.

Wracam do domu, dokończę tę myśl, sporządzę z niej notkę i potem wyjdę na ogród zrobić, to, w czym przeszkodziła mi wcześniej zła pogoda.

Zła pogoda nie tylko dla Polski i jej mieszkańców – Europa, znaczna jej część też jest pod wpływem złej aury: kryzys, inflacja, szalejące bezrobocie, brak perspektyw dla młodych. Nie ma większego sensu pisać o tym wszystkim wszędzie pełno. Oczywiście to „wszędzie”, to porozrzucane po rozmaitych miejscach w Internecie witryny, witrynki, kioski z bibułą, z której większość nawet na podpałkę się nie nadaje. Mielenie powietrza, pieprzenie w bambus, powielanie banałów. I czekanie na nadejście. Jedni czekają na przyjście Prezesa, inni na tego, co to ponoć ma w sobie ukrytą „wielką demokrację”, tego samego, co to musi się napić bez względu na okoliczność.

Wczoraj popełniłem notkę na temat jednego zdjęcia z galerii: Twarze bezpieki. Celowo podałem adres wyszukany w przeglądarce ze ślepymi uliczkami: „niewłaściwe przekierowanie”.

Chciałem w ten sposób pokazać, że temat bezpieki, agentów i donosicieli ciągle jest pilnie strzeżony przez: bezpiekę, agentów i ich donosicieli.
Zatem skąd tyle zdziwienia, że żaden z byłych i obecny prezydent USA nie zechciał i nie chce nam przyznać wiz wjazdowych? Przecież oni tam mają dość komunistów z bliskiego sąsiedztwa, po co im jeszcze nasi polsko-rosyjscy tajniacy i szpiedzy.
Ja też mam krewnych i znajomych, i z niektórymi wolę utrzymywać poprawne stosunki na odległość – nie chcę ich pod swoim dachem, a jeżeli już to jedynie na moment, którego wymaga okoliczność.

Ale do rzeczy. Moja notka opatrzona tytułem: „Tajniak w obiektywie kamery”, którą zamieściłem na moim blogu na S24 po została natychmiast ukryta, co skomentowałem słowami „bezpiecznik bezzwłoczny zadziałał bezzwłocznie”.

Ciągle się boimy przeszłości, z którą nie potrafimy się uporać, a w którą poprzez zaniechanie wciągamy kolejne pokolenia Polaków.

Jeżeli ja, dajmy na to, zamieszczam jakąś publikację i do niej wrzucam informacje plus zarchiwizowany materiał opatrzony fotografią, a notka dotyczy, powiedzmy, jakiegoś tam pana Krzysia i Sławka, to nie po to, aby tych panów społeczeństwo zlinczowało, ale po to, by prawda o tamtych czasach została podana rzetelnie. Aby, ktoś kto funkcjonuje w obrębie mniej lub bardziej publicznych mediów nie przekłamywał historii, ale się z nią zmierzył i wszedł na właściwą ścieżkę i kurs.

To, że jest inaczej, że ciągle ukrywani są tamci esbeccy funkcjonariusze i funkcyjni działacze partyjni oraz ich anturaż, dowodzi jedynie tezie, że Polska nie przeszła żadnej transformacji ustrojowej, że demokracja, to jedna z fasad przemeblowanego, na potrzebę chwili, państwa PRL.

Że nie jest inaczej z wolnością słowa, wystarczy, że zainteresowanych odeślę do Biblioteki Narodowej i niech tam w spokoju przejrzą sobie tytuły prasowe, które zostały zdjęte po jednym, dwóch lub, co najwyżej kilku/kilkunastu numerach. To co nie jest wygodne dla środowiska post-ubeckiego, post-esbeckiego, post-pezetpeerowskiego w tym kraju nadal jest pod uwagą wymienionych.
Od pilnowania poprawności, czy jak tam sobie inaczej nazwać strzeżenie tajemnic niechlubnej przeszłości wcześniej wymienionych funkcjonariuszy służ i działaczy partyjnych, mają swoich zaufanych zauszników w redakcjach gazet i czasopism, portali internetowych i reszty „wolnej prasy” drukowanej i elektronicznej i szeroko pojętych mediów.

Nie trzeba żadnej wielkiej uwagi i wielkiej znajomości tematu, aby dostrzec, że TAMCI celowo zostawili sobie bezpiecznik bezzwłoczny w postaci art 212 kk. Sam dwukrotnie doświadczałem tego reżymowego artykułu z paragrafu 212 Kodeks karny. Pierwszą razą sprawa dotyczyła jednego z bliskich współpracowników generała Kiszczaka, drugą razą poszło o posłankę PO. Wywinąłem się, ale przy innej okazji zostałem skazany na 6 miesięcy prac społecznie użytecznych na rzecz miasta, z artykułu Prawo prasowe – rzekomo ujawniłem dane jakiejś tam pani i pana… A w rzeczywistości, w kilku publikacjach, podałem bezprawie jakiego dopuszczali się policjanci, prokuratura, sędziowie i ławicy. Publikacje okazały się na tyle uszczypliwe, że w kilku przypadkach doszło do zmian kadrowych. Ale pamięć odsuniętych i ich długie ręce zadziały i stało to, co się stało.
I choć skazała mnie asesor SO, i choć nie mogła tego uczynić – wcześniej zostało zmienione prawo i asesorów odsunięto od orzekania – a apelacja tego nowego, i faktycznego stanu prawnego nie zauważyła i rozprawa apelacyjna odbyła się tydzień przed doręczeniem mi zawiadomienia o miejscu i terminie rozprawy, to mimo tego ten stan rzeczy zostawiłem swojemu biegowi; nie wnosiłem o kasację, a nałożoną karę przyjąłem i z całą starannością i rzetelnie – inaczej nie potrafię, taka natura – wykonałem w całości, co miało swoje dobre strony. W taki oto sposób otrzymałem zatrudnienie, co prawda wykonywana praca nie ma nic wspólnego z zajęciem dziennikarza, czy publicysty i na pewno nie jest to poezja, ale jakoś jest, że cholernie ciężko, to już inna sprawa.

Zatem w podsumowaniu dodam jedynie, że wszystko, co ma związek z prasą, w obu formach, papierowej i elektronicznej, zostało poddane procesowi rozdrabniania i w jego efekcie, zamiast kilku rzetelnych i wiarygodnych źródeł informacji, mamy setki udających media nic nie znaczących „publikatorów” mielących w kółko dawno przetrawioną i wyplutą papkę. Warto też dodać, że cała ta medialna nagonka na zlikwidowanie IPN wraz z zasobami, to nic innego, jak zatuszowanie brudnych/przestępczych spraw z okresu PRL i RP do czasu likwidacji WSI.

Co proponuję? Nic. Bo cóż ja mogę zaproponować masochistom? Skoro lubią i są dorośli, to niech dalej dają się, pardą, dymać. Widać sprawia im to przyjemność.

Moje marzenia? Chciałbym pisać w takim miejscu, gdzie standardy dziennikarstwa, na jego wszystkich poziomach, są wysokie, a ostatnim poziomem nie jest bynajmniej skurwienie się.

Co zrobię? Teraz podziękuję, zjem obiad i pójdę na ogród, a potem do lasu – około 60 metrów piaszczystą polną drogą lekko w górę. Zatem. Miłego dnia życzę tym wszystkim, którzy myślą podobnie. A tym, którym trudno przebić się tego, co oczywiste – życzę wytrwałości.

Brak głosów