Ślady krwi, historii i literatury

Obrazek użytkownika Budyń78
Kultura

Przesadnie entuzjastyczne recenzje z reguły budzą we mnie niepokój. Jednak niedawne zachwyty Macieja Pawlickiego nad „Śladami krwi” Jana Polkowskiego zaostrzyły mój apetyt na lekturę, którą i tak miałem od pewnego czasu w planach. Tym razem nie zawiodłem się.

Prawicowym publicystom pisanie powieści wychodzi raz lepiej, raz gorzej. Czasami książka jest po prostu sposobem przemycenia tego, czego nie można napisać w artykule. Choćby z przyczyn prawnych. Czytając więc kolejną „powieść z kluczem” pochłaniamy ją z fascynacją, towarzyszącą reportażom śledczym i nie za język, czy literacki styl autora, z reguły ją cenimy.

Tutaj mamy jednak książkę napisaną przez poetę. Widać to na każdej stronie i prawie zawsze jest to plusem, nie minusem powieści. Ok, Polkowskiemu zdarza się czasami „popłynąć” (dla mnie ryzykowne były fragmenty o literackich fascynacjach bohatera, czy rozdzialik o na pół wyśnionym, surrealistycznym wiecu), jednak z reguły po prostu bardzo sprawnie opisuje sytuację i postaci. Czy to tych z „tu i teraz”, czy to z jednej z wielu w książce zawartych retrospekcji. Tytułowe „ślady krwi” odnoszą się bowiem nie do intrygi kryminalnej (choć w zasadzie ma ta książka w sobie i coś z kryminału, co chyba w uczciwych książkach o III RP nieuniknione), a odkrywania swojej historii przez głównego bohatera. Człowieka, który całe swoje życie opierał dotąd na pewnym niezdecydowaniu i konformizmie, choć zdarzyło mu się i kilka spektakularnych wyborów. Henryk ostatnie 30 lat planuje reemigrację z Kanady, planowaniem w zasadzie się zadowalając, spotykamy go zaś w przeddzień chwili, gdy los – kolejny raz – zdecyduje za niego. Wraca więc do Polski, by zderzyć się z rzeczywistością III RP, której jego zmarły właśnie ojciec był zdecydowanie beneficjentem. Napotyka na niespodziewane trudności, wokół których skoncentrowana jest akcja książki i które zmuszają go do wycieczek zarówno po całym kraju, jak i jego nieodległej historii.

Te fragmenty książki przypominają mi trochę „Małą apokalipsę” Konwickiego, choć to luźne skojarzenie. Wątek kobiety – przyjaciółki bohatera kojarzy się lekko z „Wieżą komunistów” Witolda Gadowskiego. Mamy też celne opisy procesów myślowych typowych „lemingów”, które mi przywodzą na myśl prozę innego krakowskiego poety, Marcina Świetlickiego. Kto czytał serię kryminałów, którą zainaugurowało „Dwanaście” pamięta na pewno postać pana Grzesia z telewizji. Tu mamy kilkoro bohaterów, raczej dalekiego tła, niż drugiego planu, na których jednak poeta na trochę się parę razy zatrzymuje. Mamy też satyryczne karykatury urzędników i mocno zwariowanych obrońców przegranych spraw. Mamy wreszcie szemranego lobbystę, pułkownika służb specjalnych (tu Polkowski nawet nie bawi się w nazwiska znaczące, po prostu bohater nie dosłyszał, czy rozmówca nazywa się Czempliński, czy jakoś inaczej..) i kilka innych figur niezbędnych do opisania polskiej rzeczywistości.

Nie mamy natomiast jasnego zakończenia. Co się właściwie stało, raczej się domyślamy (albo i nie) , niż wiemy. Gdyby to był film, pomyślałbym, że producenci zostawili sobie bardzo wygodną furtkę do późniejszego sequela. A czy to samo zrobił Polkowski, okaże się pewnie za jakiś czas. Niezależnie od tego, mam nadzieję, że nie jest to jednorazowa przygoda z literaturą tego autora. „Ślady krwi” to bowiem książka mocna, ważna i dobrze się czytająca. Tym razem zachwyty prasowego recenzenta (potwierdzone kilkoma wątkami na czytanych przeze mnie forach) nie były na wyrost.

http://rebelya.pl/post/3710/jan-polkowski-bez-pamieci-przestajemy-byc-ludzm
http://www.mwydawnictwo.pl/p/1015/

Brak głosów