30 maja, Warszawa

O 12 spotkaliśmy się dziś na Marszu Życia, o 17, jak co tydzień, pod pałacem prezydenckim.

Marsz Życia i Rodziny zostanie na pewno dość dobrze opisany, warto jednak napisać o większej, niż rok temu frekwencji (organizator mówił o sześciu tysiącach osób) i radosnej, rodzinnej atmosferze. Rok temu pochód maszerował w ulewnym deszczu, tym razem, mimo dość groźnie wyglądającego nieba, udało się przejść Trakt Królewski bez pogodowych niespodzianek. Tłum osób w bardzo różnym wieku, najczęściej młodzieży i młodych małżeństw, muzyka orkiestry dudziarzy i bębniarzy z Częstochowy, flagi i baloniki. Pod pałacem prezydenckim, jak co tydzień spotkała się grupa osób, domagających się uczciwego śledztwa w sprawie smoleńskiej katastrofy. Grupa ta zwołuje się oddolnie, brak jest jakiegokolwiek organizatora - po prostu część tych, którzy przyszli pod pałac w miesiąc po upadku prezydenckiego samolotu na wezwanie Ruchu 10 Kwietnia postanowiła być tam w każdą niedzielę, niezależnie od dość tajemniczej postawy stowarzyszenia. Dwa tygodnie temu, mimo ulewy, pod pałacem stało ok. 50 osób, tydzień temu grupa o podobnej liczebności. Dziś jednak, zapewne dzięki napływowi osób uczestniczących w marszu, w tym grupy sympatyków Jarosława Kaczyńskiego z transparentami i flagami, pod pałacem było ok. 150 - 200 osób. Obecni z satysfakcją odnotowali powrót krzyża i tablicy ze zdjęciem pary prezydenckiej, których, o czym pisałem, nie było w poprzedni weekend. Na szczęście informacja o chwilowym uszkodzeniu krzyża i tablicy, i zapowiedź ich rychłego powrotu potwierdziły się. Tydzień temu przy wystawie poświęconej katastrofie wisiał tylko mały krzyż, umieszczony przez kogoś z odwiedzających to miejsce warszawiaków. Po drugiej stronie ulicy, na ścianie Ministerstwa Kultury pojawiła się kartka z napisem "Gdzie jest krzyż?", po której już w poniedziałek nie było śladu.

]]>]]> ]]>]]>

Wśród zgromadzonych dziś krążyły kserokopie ]]>listu otwartego matki Przemysława Gosiewskiego]]> i artykułów z "Gazety Polskiej" poświęconych smoleńskiej katastrofie.