Przykra kwestia "Delegata"

Obrazek użytkownika gw1990
Kraj

Sprawa nie jest do końca jasna. Ks. Henryk Jankowski miał być kontaktem operacyjnym SB o pseudonimie "Libella" oraz "Delegat". Jan Żaryn, we wstępie książki "Aparat represji wobec księdza Jerzego Popiełuszki 1982-1984" napisał, że duchowny nie wiedział, w jakim charakterze występuje podczas rozmów z oficerem prowadzącym. Rozumiem, że ks. Jankowski może i powinien się bronić, choć słuchając lub czytając jego artykuły trudno nie zauważyć, iż jest to człowiek spokojny, wyrachowany, piekielnie mądry i operujący faktami. Tym bardziej uważam, że linia obrony księdza jest skandaliczna.

Dlaczego? Skoro krytykuję Lecha Wałęsę za obrzucanie błotem historyków (i nie tylko) od ubeków, małp z brzytwami, chorych debili, to tak samo muszę potraktować wypowiedzi ks. Jankowskiego. Głównie dlatego, iż jest duchownym i powinien mimo wszystko mówić z mniejszą dozą emocji. Tymczasem, ks. Jankowski stwierdza:

"Nie ma co dyskutować z nimi, tylko wyrżnąć jednego w gębę i do widzenia"

Jeżeli dodać do tego dalsze inwektywy w kierunku historyka IPN, typu "jest kopnięty w głowę" i "powinien się leczyć, bo jest umysłowo chory", to mamy niezły pasztet - taki trochę wałęsowski. I nie ukrywam, że ks. Jankowskiego nigdy bym nie podejrzewał o jakąkolwiek współpracę, czy grę z SB. Ryszard Berdys, zastępca naczelnika Wydziału IV KW MO w Gdańsku, twierdził nawet, że duchowny "to jego człowiek". Esbek nie jest dla mnie wielce wiarygodny, choć zapewne jest gdzieś ziarno prawdy. Czułbym się totalnie zażenowany, gdyby prawdą były jego słowa.

Zbyt mało jest wiedzy, by obciążać prałata. Książkę IPN zapewne zakupię w najbliższym czasie, by poznać bezpośrednio materiał źródłowy, choć pewnie krótki, bowiem publikacja obrazuje akcje, skierowane przeciwko ks. Popiełuszce i na to kładzie nacisk. Nie rozumiem również, dlaczego ks. Jankowski, jeśli został zarejestrowany przez SB jako KO, miał o tym nie wiedzieć, skoro historycy jasno podają definicję tej współpracy, jako dobrowolną i świadomą. Na ten temat, nie tak dawno, mówił ks. Isakowicz-Zaleski, komentując sprawę abp Życińskiego. Dziś już twierdzi coś innego.

Niezwykle rozbawił mnie rzecznik Konferencji Episkopatu Polski, ksiądz Józef Kloch. Niedawno mówił, że Episkopat zamknął "bo tak" sprawę lustracji biskupów w Kościele. Dzisiaj stwierdził, że kwestia współpracy z SB prałata to tylko i wyłącznie jego sprawa, a hierarchowie zamknęli sprawę rozliczeń biskupów. I tu pojawia się pytanie, czy aby nie natknie się na stwierdzenia, jakoby Kościół umywał ręce od przykrych i niewyjaśnionych życiorysów. Lustracja biskupów zakończona, czyli bez żadnych skutków i wniosków, natomiast księża mają bronić się sami.

Moim zdaniem, księża byli oczywistym łupem dla Służby Bezpieczeństwa. Im wyżej w hierarchii, tym lepiej, ale nie gardzono wcale "zwykłymi" księżmi. Duchowny bowiem doskonale zna nastroje swoich parafian, ma o nich dane, które aparat władzy mógł wykorzystać. Choćby kartoteki, które wypełniają księża podczas wizyt kolędowych. Kiedyś miałem okazję, całkiem przypadkiem, przeglądać dokumenty na temat różnych ludzi, którzy goszczą, lub nie duchownego. Różne w nich rzeczy są napisane i mogą zawsze posłużyć do "robienia przykrości". Może błahy przykład, ale nasuwa mi się niemal od razu. Poza tym, rzecz jasna, to duchowni i Kościół był ostoją przed reżimem komunistycznym. Trudno, aby Służba Bezpieczeństwa o tym nie wiedziała i nie próbowała z tym walczyć.

Jedno jest pewne - linia obrony, którą przybrał prałat, jest po prostu skandaliczna. Nie mówię już o tym, co wypada, a co nie duchownemu. Lech Wałęsa również swoim zachowaniem się wkopał i dziś nie mam wątpliwości, również po zapoznaniu się z materiałami źródłowymi (publikacjami IPN), że był agentem ps. "Bolek" w latach 1970-1976. Obrażanie innych do niczego nie prowadzi, a tylko podważa wiarygodność. Wskazuje więc, iż coś tu u księdza Jankowskiego po prostu nie gra.

Brak głosów